Opowieść o metamorfozie z kobiety w matkę. I z matki w kobietę. Najpierw strategiczne inwestycje: studia, staże, kursy. Praca. Ślub. Kredyt. Kalkulacje, analizy. Kolejne, coraz bardziej ambitne projekty. A projekt dziecko? Nie teraz, może później, nie w tym kwartale. I tak bez kwalifikacji? Święty Mikołaju, daj mi na próbę trzylatkę. Od osiemnastej do dwudziestej, w dni robocze. Przymierzę się. Aż któregoś dnia budzisz się i masz dzieci, dom, pracę. Za krótką dobę. Tylko dwie ręce. Tylko jedną głowę. I coraz mniej siebie. Książka Małgorzaty Łukowiak nie jest zapisem wyidealizowanego macierzyństwa, ale i nie martyrologii pieluchowo-smoczkowo-słoiczkowej. To reportaż o (r)ewolucji od bezdzietności do wielodzietności, rejestracja stanów ducha i ciała kobiety, z której wykluwa się matka. Ze wzrostem liczby dzieci rośnie nie tylko zmęczenie narratorki, ale i jej samoświadomość, zmienia się postrzeganie świata. Niestereotypowa i bardzo prawdziwa opowieść wielomatki o macierzyństwie i ocalaniu siebie każdego dnia. Książka dla mężczyzn i dla kobiet. Dla singli i matek. Dla tych, które Nigdy Nie Mogą Odpuścić, Matek Mnie Nikt Nie Zastąpi, Matek Zaraz Oszaleję, Matek Po Co Mi To Było, Matek Dziergaczek Rzeczywistości, Matek Polek i zbuntowanych Superbohaterek Dnia Codziennego. Dla wszystkich.
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2013-01-11
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 384
Język oryginału: polski
Jak to kobieta, która dzieci mieć nie chciała- nagle mieć je zapragnęła. .. ale o nie- to wcale nie piękna bajka, to opowieść o łączeniu kariery zawodowej z macierzyństwem na wysokim poziomie.
,,Projekt Matka” trafił w moje ręce w dość trudnym dla mnie okresie. Okres ciąży był dla mnie niezwykle trudny nie tylko pod względem dolegliwości ciążowych, ale i psychicznie.
Nigdy nie rozpływałam się na widok bobasów, nie marzyłam o wielodzietnej rodzinie, ani obyciu matka polką. Nie mogłam sobie wyobrazić siebie jako MATKI. No bo jak? To do mnie nie pasuje. To nie mój świat.
Biorąc do rąk ,,Projekt matka” miałam nadzieję na prawdziwy wgląd w macierzyństwo, ale taki trochę z przekąsem. Z tą nutką humoru, która pomimo wielu obaw i pytań, rozweseli mnie i da tego powera na macierzyństwo.
Niestety z braku czasu, książkę przeczytałam dopiero we wrześniu. W czasie kiedy macierzyństwo nie było dla mnie czarną magią i już co nieco mogłam w tej kwestii powiedzieć. Kiedy sama nie raz i nie dwa muszę zmierzyć się z tymi problemami, ale i radościami z bycia mamą.
Małgorzata Łukowiak wydała mi się osobą podobną do mnie w kwestii poglądu na macierzyństwo. Tak samo, jak mnie widok małych dziecięcych stópek nie rozczulał jej. Nie mlaskała też na widok pulchnych rączek.
Mimo to pewnego dnia zaczyna się zastanawiać ,,co by było, gdyby". Czy to już ostatni moment na to, żeby się zdecydować? Czy w jej życiu jest miejsce na dziecko? Po wielu rozważaniach razem z Ludwikiem podejmują decyzję. Pora na PROJEKT DZIECKO.
Okazuję się, że nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Projekt Dziecko napotyka na swojej drodze problemy. Śledzimy dalsze starania, ale i nie tylko. W końcu oprócz dziecka jest jeszcze codzienność, która wymaga od nas ogarnięcia.
Myślę, że nie da się opisać wszystkich emocji i wrażeń, jakie wywołał we mnie Projekt Matka. Uśmiechałam się pod nosem, myśląc: Kurde to nie tylko ja mam czasem dość.
Każda ma tę chwilę zwątpienia. Kiedy ręce opadają i ma się ochotę uciec jak najdalej od macierzyństwa (zaraz po ucieczce wracamy biegiem do domu — no bo kto inny zrobi to, czy tamto tak samo dobrze, jak my? ?).
Autorka w swojej powieści nie słodzi. Nie lukruje wizji macierzyństwa. Pokazuje go takim, jakie jest. Pokazuje, że bywa trudno i że pogodzenie swojego dotychczasowego życia wcale nie jest takie łatwe, jak mogłoby się wydawać.
Oprócz poznawania jej sposobu na macierzyństwo poznajemy również jej zdanie na temat wypowiadaniu się mediów o macierzyństwie i postrzeganiu kobiet. Trzeba przyznać, że choć opisuje to wszystko z ironią, to jej opisy są bardzo trafne.
,,Projekt Matka” przypomina nam, że choć jesteśmy matkami, to dalej jesteśmy również kobietami. Pokazuje, że wraz z pojawieniem się dwóch kresek nie dostajemy w gratisie tony cierpliwości i doby z gumy. Myślę, że każda z nas (matka, ciężarna, planująca i przeciwniczka) znajdzie w tej książce coś dla siebie.
Recenzja pochodzi z bloga: www.worldbysabina.blogspot.com