Przejmująca historia miłosna na tle zawieruchy wojennej
Amerykański porucznik Frederic Henry służy w korpusie ambulansów armii włoskiej podczas pierwszej wojny światowej. Stacjonując w północnych Włoszech, spotyka piękną angielską pielęgniarkę Catherine Barkley i zakochuje się w niej. Namiętny romans tych dwojga zostaje jednak przyćmiony przez okropności wojny. Frederic rusza na front z niewielkim oddziałem, który traci podczas ofensywy, on sam zaś musi zdecydować, czy zostać dezerterem czy zginąć. Czy w tak ponurych czasach może liczyć na łut szczęścia?
Pisząc Pożegnanie z bronią, Hemingway inspirował się własnymi doświadczeniami wojennymi. W tej porywającej, na wpół autobiograficznej prozie w oszczędnym stylu oddaje surowe realia wojny, jej bezsensowność oraz bezmyślne okrucieństwo, a także cierpienie kochanków uwięzionych w kleszczach sił wyższych niż pragnienia jednostki. Nakreślony przez niego portret głównego bohatera odzwierciedla osamotnienie i rozczarowanie przedstawicieli ,,straconego pokolenia" - ludzi, którzy wkroczyli w dorosłość podczas pierwszej wojny światowej.
Opublikowana po raz pierwszy w 1929 roku powieść jest jednym z najlepszych dzieł Hemingwaya.
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 2023-04-12
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 376
Tytuł oryginału: A Farewell to Arms
Wojna i miłość.
"Pożegnanie z bronią" jest powieścią, której fabuła osnuta jest wokół wątków autobiograficznych, podobnie jak większość utworów autora. Przyznam, że to jedna z moich ulubionych powieści Hamingwaya i po raz kolejny uroniłam łezkę.
Akcja powieści rozgrywa się na froncie włoskim podczas I wojny światowej.
Frederick Henry, amerykański porucznik służy jako kierowca w korpusie ambulansów armii włoskiej. Chłodne obserwacje i relacje bohatera z frontu wypełnione są rozmowami i przelewającym się alkoholem. Bezsensowność wojny i działań wybrzmiewa od pierwszych stron.
Kiedy Henry poznaje Cathrine Barkley między nimi zaczyna się rodzić relacja. Dziwna, lekko naiwna to miłość. Jest jak złudzenie, które ma wyrwać bohaterów z okrutnej rzeczywistości. Ale oboje podejmują tę grę.
Kiedy Henry zostaje ranny podczas nocnego szturmu pod Plavą zostaje odesłany do amerykańskiego szpitala w Mediolanie. Panna Barkley podąża za nim. Ich relacja się pogłębia, wchodzi na wyższy level. Zagadką jest dla mnie, czy to prawdziwe uczucie, czy tylko wyobrażenie i tęsknota za wielką miłością. Potrzeba bliskości i ucieczka od świata, który opanowała wojenna gorączka. Tego nie wiem, ale trwają przy sobie i dramatyczne są te ich rozstania i powroty.
Sceny z wycofywania się armii włoskiej, przejmująca ucieczka Henrego, a potem kolejna z Catherine do Szwajcarii są mistrzowskie i zapierają dech w piersi.
Hemingway znany jest ze swojego surowego i oszczędnego stylu, jednak potrafi wydobyć u czytelnika emocje. Czuć tu ulotność chwili, osamotnienie, smutek, bezsens, ale wybrzmiewa też potrzeba bliskości i miłości do drugiego człowieka.
Wojna nie ma w sobie nic z romantyzmu, okalecza ludzkie dusze i serca. Myślę, że i Hamingway żył z tą niegojącą się raną. Czy losy Catherine, którymi pokierował tak, a nie inaczej to zemsta za nieodwzajemnioną miłość do Agnes von Kurowsky, amerykańskiej pielęgniarki, której pacjentem był autor?
Fenomenem "Pożegnania z bronią" jest to, że można ją interpretować na wiele sposobów. Zależy to od naszej wrażliwości, doświadczeń i wyobraźni. Jednak pewne jest to, że wojna to głupota i zło w najczystszej postaci.
Czy w czasie wojny można się zakochać? Czy poryw serca może stłumić dźwięk wojennego ostrzału?
Choć najczęściej i najchętniej sięgam po książki kryminalne, to historie wojenne oraz wątki miłosne również nie są mi obce. To właśnie na tych kwestiach opiera się „Pożegnanie z bronią”- znana, doceniana, klasyczna, a przede wszystkim ponadczasowa opowieść Ernesta Hemingwaya.
Sporo można by powiedzieć o tej powieści, ale na pewno nie można uznać ją za lekką, łatwą i przyjemną. Nie od początku udało mi się ja polubić. Lektura przychodziła mi z pewnym trudem. Wymagała skupienia i uwagi. Ale kiedy już się jej poświęciłam, zaczęłam doceniać to, czym autor postanowił podzielić się z czytelnikami. W tym miejscu warto zaznaczyć, że „Pożegnanie z bronią” zostało w pewnym stopniu oparte na przeżyciach pisarza i jego wojennych doświadczeniach.
Mam wrażenie, że książkę warto jest ocenić z różnych perspektyw, inaczej patrząc na wątek wojenny, a inaczej na miłosny. Ten pierwszy w moich oczach wypada zdecydowanie lepiej. Autor pozwala nam przez chwilę doświadczyć tego, co przeżywali żołnierze na froncie I Wojny Światowej. Mamy szansę razem z nimi udać się na pole walki, ale także spędzić moment na pogaduszkach o kobietach, podzielić się jedzeniem, nawiązać przyjaźnie. Tę część książki oceniam bardzo dobrze. Hemingway mnie poruszył i wpłynął na moją wyobraźnię.
Kwestia miłosna to już zupełnie inna historia. Choć to ten wątek wysuwał się często na prowadzenie, w moich oczach zdecydowanie nie zająłby pierwszego miejsca. Podoba mi się, że autor postanowił skupić się na emocjach i pokazać, że w czasie wojennej zawieruchy także można pokochać, a ta miłość może pozwolić przetrwać. Ale… Dawno nie czytałam tak kiepskiej historii miłosnej. Płaska, nieprzekonująca, przekoloryzowana, mało realistyczna. I przede wszystkim oparta na błahych dialogach. Bardzo mnie to zmęczyło, a każda kolejna rozmowa między bohaterami była jak cichy szept, by tę książkę porzucić.
Do gustu całkiem przypadł mi styl autora. Podczas lektury nie odczułam, że mam do czynienia z książką prawie stuletnią. Narracja miała całkiem swobodny i dość przyjemny wydźwięk, oczywiście jak na ciężar poruszanych tematów.
Nie mogę powiedzieć, bym żałowała czasu spędzonego przy tej historii. Podoba mi się sposób, w jaki Hemingway przedstawił wojnę, spojrzenie na głównego bohatera, sceny z pola walki i spoza niego. Klasyka zdecydowanie powinna gościć w rękach czytelników. Ale bardzo trudno pogodzić mi się z tą książkową miłością. Nie tak to powinno wyglądać.
Santiago nie miał łatwego życia. Był starym rybakiem, któremu nie powodziło się najlepiej. Ludzie się z niego śmiali, bo już od dłuższego...
Późną jesienią roku 1950 Ernest Hemingway przyjechał do Paryża i zatrzymał się w swym ulubionym hotelu Ritz, położonym w sercu miasta, przy placu...
Przeczytane:2023-05-20, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2023, Egzemplarz recenzencki, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, czytam regularnie, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023,
Czy pisarz może wziąć i zdezerterować, pozostawiając swoich bohaterów trochę samopas, niemających wiele więcej ponad luźny plan działania? Podczas czytania Pożegnania z bronią momentami odnosiłem takie wrażenie, że postaci improwizują lepiej lub gorzej przypisane im role, powtarzając te kwestie, które zostały wcześniej napisane i zdążyły się ich wyuczyć na pamięć. A jednak gdzieś tam jest wojna i gdzieś tam jest miłość, obie uderzające gwałtownymi falami w czytelnika. Tylko mnie jakoś mało to wszystko obeszło, a przecież się to wszystko składa w całość, ma sens, niesie przesłanie.
Na początku miejmy na uwadze, że Hemingway podczas I wojny światowej zgłosił się, mając ledwie 18 lat, na ochotnika do Czerwonego Krzyża i działał w ostatnim okresie I wojny światowej jako kierowca ambulansu. Po kilku miesiącach służby, która odarła chłopaka ze złudzeń o jakiejkolwiek chwalebności wojny, został ciężko ranny w obie nogi i spędził kolejne pół roku w szpitalu wojskowym. Podobne doświadczenia dotykają amerykańskiego porucznika służącego w armii włoskiej, Frederica Henry’ego, głównego bohatera Pożegnania z bronią. Henry jako porucznik w jednostce ambulansów przebywa głównie na tyłach, oddając się rozmowom w kantynach, pijatykom i kobietom. Podczas służby poznaje brytyjską pielęgniarkę, Catherine, z którą wchodzi w bliższą relację. Kiedy wyrusza na front, szybko zostaje poważnie ranny i, podobnie jak sam Hemingway, spędza kilka miesięcy w szpitalu. Tam jego romans z Catherine przeradza się w związek itd.
Pożegnanie z bronią zostało uznane za jedną z ważniejszych powieści o wojnie, choć wojny w niej naprawdę niewiele. Albo inaczej, nie ma w niej wojny w taki sposób, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Można odnieść wrażenie, że toczy się ona gdzieś obok – tam za rzeką, za tą górą, po drugiej stronie doliny – ale nie widzimy jej bezpośrednio prawie wcale. Kiedy Hemingway przenosi czytelnika wraz z bohaterem bliżej wydarzeń frontowych, można dostrzec, że wojna dotyka tenente i jego bliskich rykoszetem, odłamkiem.
Jeśli dobrze pamiętam, Charles Bukowski, który bardzo poważał Hema i jego twórczość, uznał tę powieść za dość infantylną i szmirowatą – co oczywiście jest oceną brutalną i dość niesprawiedliwą. Niemniej sądzę, że jest w tym trochę racji. Jestem przekonany, że kilka lat temu Pożegnanie z bronią uznałbym za coś większego, ważniejszego. Teraz wydaje mi się, że Hemingway za dużo przy niej majstrował, za bardzo się starał być Hemingwayem – podobno powieść była przepisywana ponad trzydzieści razy, a zakończenie miało 47 alternatyw. W tym wszystkim więcej znajduję stylizacji i maniery niż prawdy, którą mógł z tej historii wydobyć. Dlatego bez liku znajdziemy mocnych fraz i świetnych scen, ale całość ma bardzo widoczne szwy.
Hemingway w tej odsłonie na pewno nie stanie się moim ulubieńcem, wolę go zdecydowanie w Paryżu, Hiszpanii albo na morzu. Ale powieść powieścią, a przekład przekładem i tutaj głęboki ukłon w stronę Martyny Tomczak, bo jej wersja hemingwayowskiej frazy wydała mi się niemożliwie hemingwayowska. No i oczywiście piękny jest ten projekt graficzny Anny Pol, nie tylko ten tom, ale cała seria prezentuje się fenomenalnie.