Alicja Pniewska ma 37 lat. Porzucił ją mąż, straciła lukratywną posadę, musiała opuścić wygodny apartament. Uciekając przed demonami przeszłości, znajduje schronienie w rodzinnym domu w malowniczej miejscowości Pniewo. Zaskakujące zdarzenia, niezwykli ludzie i tajemnica sprzed lat wystawią jej życie na ciężką próbę.
Pewnej upiornej nocy Alicja spotyka Dziada - legendę wydarzeń, które przed kilkudziesięcioma laty wstrząsnęły Pniewem. Otrzymuje od niego pamiętnik swojego dziadka Jana, który opisuje w nim piekło wojny. Na dodatek Alicja odnajduje w starej szafie na strychu list, który odkryje przed nią tajemnicę przeszłości. Na idealnym dotąd wizerunku jej rodziny powstaje rysa. Tragiczny los małego Michałka zmieni podejście Alicji wobec życia, a miłość upomni się o nią w najmniej spodziewanym momencie. Czy prawda o przeszłości rodziny pozwoli odnaleźć jej szczęście u boku wybranego mężczyzny?
Prawdziwa, wstrząsająca i trzymająca w napięciu do ostatnich stron książka o sile ludzkich pragnień i marzeń. Daje wiarę i nadzieję na to, że nigdy nie jest za późno, by budować swoje życie od nowa. Przenosi do świata dziecięcych wspomnień, czyli miejsca, które w sercu każdego człowieka ma szczególne znaczenie - rodzinnego domu.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2017-03-29
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 480
Samotność jest największą karą.
Okładka przedstawia kobietę, pole lawendy i w tle stary dom, który i mnie kojarzy się z moim starym domem, którego niestety nie ma już. Satynowa w dotyku z wytłuszczonymi, wybitymi dodatkami. Posiada skrzydełka, które chronią przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka zdań o autorce, a na drugim fragment z książki. Strony są kremowe, czcionka duża, wystarczająca dla oka. Odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Książka została podzielona na rozdziały. Liczy sobie prawie pięćset stron.
Kolejne spotkanie z autorką, które mnie nie zawiodło! Może nie jest to najlepsza książka z dorobku autorki, ale też nie jest zła, czy kiepska. Uwielbiam ten barwny język, jakim posługuje się Gołębiewska. Dzięki niemu z łatwością po zamknięciu oczu, wszystko to, o czym przeczytaliśmy możemy sobie wyobrazić. Czyta się lekko i przyjemnie bez jakichkolwiek blokad. Cała opowieść jest na tyle interesująca, że z trudem idzie oderwać się od lektury. I jak przystało na pisarkę, są tajemnice z przeszłości, a wielowątkowo poprowadzona fabuła sprawia, że zostaje książka na dłużej w naszej głowie. I dlatego cieszę się ogromnie, że zabrałam się za nią dopiero wtedy, kiedy miałam już dwa kolejne tomy w domu, bowiem zrobię sobie przerwę tylko na kilka innych pozycji i zabieram się za kontynuację losów bohaterów Pniewa, bowiem jest bardzo interesująca. Ogólnie lubię taką tematykę, gdzie historia danych miejsc i ludzi miesza się z wątkiem obyczajowym. Czyli w skrócie - samo życie.
Naszą główną bohaterką jest Alicja, która po życiowych zawirowaniach wraca do starego domu, w którym mieszkała będąc małą dziewczynką, z rodzicami i dziadkami. Jednak stało się coś, o czym nie miała pojęcia i przenieśli się do innej miejscowości. Gdy życie dało jej popalić wróciła do Pniewa i postanowiła zacząć życie na nowo. I tam, poznaje okolicznych mieszkańców, a co więcej zagłębia się w historię miejsca i ludzi... Ogólnie to bardzo współczułam jej, bo to, co się wydarzyło w jej życiu nie należało do miłych zdarzeń. Niemniej jednak z małą pomocą przyjaciółki chce zacząć od nowa w nowym, ale jednak starym miejscu. Ogólnie ta bohaterka nie należała jakoś szczególnie do moich ulubionych, bo zdecydowanie bardziej pokochałam małego Michałka, ale i Adama i Rozalkę, to są bohaterowie, za którymi już tęsknie i dla nich głównie chcę powrócić do dalszego czytania. Każdy z bohaterów jest inny, ma za sobą trudną przeszłość, każdy z nich wniesie jakąś lekcje do życia Alicji i naszego. Uwielbiam książki Ilony właśnie dlatego, że za pomocą bohaterów dowiadujemy się, co w życiu jest ważne i możemy zobaczyć konsekwencje czynów bohaterów, które nie zawsze sa do końca przemyślane.
Wiele tutaj się dzieje, nie można narzekać na nudę. Niemniej jednak opisy i dialogi są wyważone, nic nie jest tutaj zbędne mimo iż liczy sobie prawie pięćset stron. Stronice szybko znikną, jak tylko zaczniecie czytać, bowiem ta wielowątkowa opowieść do cna Was wciągnie. Mamy tutaj miłość, przyjaźń, rozstanie, zdradę, ból, śmierć, przykre wspomnienia, tajemnice... bardzo dużo mamy tutaj wątków, jednak się nie pogubicie - na spokojnie. Ja jestem zachwycona, że w tak lekki i przystępny sposób autorka potrafi przekazać nam tak ważne rzeczy. To jest kolejny plus, dlaczego sięgam po jej lektury w ciemno, nie czytając wcześniej opisów. Bo wiem, że zawsze będę zadowolona w mniejszy lub większy zachwyt wpadnę, ale zawsze będę zadowolona z tego, co przeczytam.
Może nie czułam tutaj wielu emocji, ale potrafiłam się wczuć w tę historię. Podobała mi się bardzo.
Reasumując uważam, że warto sięgnąć po pierwszy tom z trylogii o starym domu. Znajdziecie w niej wiele ciekawych wątków, które zaintrygują Was do tego stopnia, że nie będziecie chcieli odkładać tej książki na bok. Po drugie ma w sobie wiele wartości, które warto sobie wziąć do serca. A po trzecie, autorka pisze o prawdziwym życiu, nie ma tutaj żadnych wymysłów, czy niestworzonych sytuacji. Najprawdziwsze życie, nie tylko w pięknych, różnorodnych kolorach, ale i też w szarościach i czerni. Za to uwielbiam pióro Ilony Gołębiewskiej i polecam Wam szczerze. Ja jestem zadowolona i już nie mogę się doczekać, aż zacznę czytać drugi tom. Jestem pewna, że również będę usatysfakcjonowana.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza przez ostatni dzionek mogłam zaczytywać się przesympatyczną opowieścią dotyczącą pewnego starego, drewnianego domu, który przez wiele lat czekał, aby pewnego dnia mógł ożyć na nowo.
Alicja Pniewska w wieku 37 lat znalazła się na zakręcie swojego życia. Zdradzana przez męża, wyrzucona ze wspólnego domu i zwolniona z pracy nie miała dokąd pójść. W tej trudnej sytuacji otrzymała wsparcie od swojej jedynej przyjaciółki Doroty i jej męża. Trudna i stresująca sprawa rozwodowa, podczas której mąż – egoista, despota i manipulant chciał za wszelką cenę obarczyć Alicję całkowitą odpowiedzialnością za rozpad związku również zrobiła swoje. Z tego impasu możliwe było tylko jedno wyjście. Za namową Doroty Ala postanowiła wyruszyć do Pniewa – niewielkiej miejscowości położonej pomiędzy Wyszkowem, a Pułtuskiem. To właśnie tam, na Kurpiach, kobieta spędziła swoje szczęśliwe dzieciństwo i tam wciąż czeka jej dom rodzinny, w którym mieszkała kiedyś z rodzicami i dziadkami. I w ten sposób po wielu latach Alicja powróciła do swojego miejsca na ziemi, które ukochała jako małe dziecko. Stary dom mocno „posunął się w latach”, weranda groziła zawaleniem, a i reszta konstrukcji wymagała solidnego remontu, ale wciąż był to jej własne, rodzinne siedliska. To właśnie tutaj bohaterka odnajduje spokój, zyskuje rodzinę, której nie miała od bardzo dawna, spełnia marzenia, o których bała się nawet pomyśleć i rozpoczyna nowy rozdział swojego życia.
„Powrót do starego domu” to przepiękna historia o wierze w szczęście i dobrych ludzi, nadziei na lepsze jutro i wielu wymiarach miłości, bez której człowiek nie może żyć. Jest to także sentymentalna opowieść o przeszłości, koszmarze wojny, ludzkich dramatach i rodzinnych tajemnicach. Tytułowy stary dom jest symbolem dawnych czasów i szczęśliwego dzieciństwa spędzonego z najbliższymi. To ostoja, która pozwala uleczyć zranioną duszę i odzyskać równowagę po przykrych niespodziankach, jakie zgotował los. Pomysł na fabułę nie jest przecież niczym nowym. Ileż to razy spotyka się właśnie takie historie, kiedy bohaterowie porzucają dotychczasowe życie i przenoszą się w nowe miejsce, aby zacząć wszystko od początku. Ale Pani Ilona w swojej opowieści proponuje nowe spojrzenie, nieco odmienną formę i niewiarygodnie ciepłą atmosferę – a to wszystko może naprawdę zafascynować czytelnika. Autorka bardzo umiejętnie połączyła przeszłość z teraźniejszością i wcale nie musiała sięgać po retrospekcję. We współczesność wplotła wspomnienia z dawnych czasów, powołała do życia bohaterów, którzy wiele pamiętają z przeszłych lat, a wśród nich przede wszystkim postać tajemniczego „Dziada”, który stał się pomostem pomiędzy tym co było, a tym co jest teraz. Mamy też pamiętnik dziadka Alicji, w którym opisywał on swoje wspomnienia z obozu w Stutthofie. Piętnaście rozdziałów otrzymało ciekawe tytuły przywodzące na myśl baśnie, co wprowadza pewną tajemniczość. Powieść została napisana w plastyczny i refleksyjny sposób, prostym językiem i ładnym stylem. W krótkich, niezbyt rozbudowanych zdaniach udało się przekazać maksimum treści i całe morze emocji, które z jednej strony pozwalają się szczerze wzruszyć, a z drugiej budzą uśmiech na twarzy. Bo jest to właśnie opowieść o radościach i smutkach codziennego dnia, które stają się udziałem zwykłych – niezwykłych ludzi. Historia jest autentyczna, nieprzesłodzona, ciekawi od pierwszej strony i w miarę rozwoju wydarzeń napełnia spokojem. Pozwala zupełnie oderwać się od rzeczywistości i przenieść do magicznego Pniewa. „Powrót do starego domu” to powieść zdecydowanie w moim klimacie – nastrojowa, ciepła i w dobrym guście. Historia Alicji zapadła mi głęboko w duszę i bardzo się cieszę, że Pani Ilona będzie pisać dalej, bo jak sama mówi w epilogu „jak to z każdą pasją bywa, upomina się ona o człowieka każdego dnia.” Mam nadzieję, że już niedługo będziemy mogli poznać dalsze losy mieszkańców starego domu i okolicy.
Pani Ilono, gratuluję naprawdę fantastycznej opowieści, która zauroczyła mnie bez reszty.
„Powrót do starego domu” Ilony Gołębiewskiej wzbudzał moje zainteresowanie od dawna. Nie tylko za sprawą pięknej i idyllicznej okładki, ale również dlatego, że słyszałam o tej powieści sporo dobrych opinii. Kiedy więc nadarzyła się okazja i książka wpadła w moje ręce nie wahałam się ani chwili na wyborem lektury, choć w kolejce „do przeczytania” mam sporo zaległości.
Czy było warto? I czy powroty do starego domu mogą być motywujące?
Alicja Pniewska ma 37 lat. Jej małżeństwo właśnie się rozpadło, straciła lukratywną posadę, została bez dachu nad głową. Uciekając przed swoim zrujnowanym życiem, znajduje schronienie w starym rodzinnym domu w malowniczej miejscowości Pniewo. Zaskakujące zdarzenia, niezwykli ludzie i tajemnica sprzed lat wystawią Alicję na ciężką próbę.
Pewnej upiornej nocy spotyka Dziada – legendarnego uczestnika wydarzeń, które przed kilkudziesięcioma laty wstrząsnęły Pniewem. Otrzymuje od niego pamiętnik swojego dziadka Jana, który opisuje w nim piekło wojny. Nieoczekiwanie w starej szafie na strychu Alicja znajduje dokument odkrywający przed nią kolejne tajemnice przeszłości. Na idealnym dotąd wizerunku jej rodziny powstaje rysa...
Tragiczny los małego Michałka całkowicie zmieni podejście Alicji do życia, a miłość upomni się o nią w najmniej spodziewanym momencie. Czy prawda o przeszłości rodziny pozwoli odnaleźć jej szczęście u boku kochanego mężczyzny?
Prawdziwa, poruszająca i trzymająca w napięciu do ostatnich stron książka o sile ludzkich pragnień i marzeń. Daje wiarę i nadzieję na to, że nigdy nie jest za późno, by budować swoje życie od nowa. Przenosi do świata dziecięcych wspomnień i miejsca, które w sercu każdego człowieka ma szczególne znaczenie – do rodzinnego domu.
Lektura tej powieści to było moje pierwsze spotkanie z piórem Ilony Gołębiewskiej. Nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam na fabule, aczkolwiek muszę przyznać, że była ona w moim osobistym odczuciu, nieco wyidealizowana.
Autorka utkała piękną i łatwą w odbiorze historię, którą czytało mi się w szybko i przyjemnie. Jednak wszystko to, co spotykało Alicję – główną bohaterkę – czasami wydawało mi się nazbyt naciągnięte. Podczas lektury patrzyłam na wszystko przez pryzmat własnego doświadczenia i ono nie pozwalało mi wierzyć w to, że kłopoty tak łatwo i pięknie się kończą. W książce bowiem każdy problem, każdy życiowy zakręt, każda sprawa znajduje, kolokwialnie mówiąc „happy end”.
Ktoś powie, że tego nam w życiu przecież trzeba! Jasne, że tak...ale niestety zbyt dobrze wiem, że nie zawsze wszystko kończy się odnalezieniem garnka złota na końcu tęczy. Z tego powodu – takie założenie, że za każde dobro dostajemy dobro, a zło zawsze zostaje ukarane sprawiedliwie i z nawiązką – jest moim zdaniem nieco przesłodzonym spojrzeniem na świat. Nie jestem pesymistką, która wszędzie widzi czarne scenariusze – ale zdaję sobie sprawę z tego, że pewnych życiowych kwestii, nie da się, tak po prostu zakończyć dobrze, pomimo najszczerszych chęci. A jak wiadomo „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”.
„Powrót do starego domu” Ilony Gołębiewskiej zawiera w sobie odniesienia do historii naszego kraju, co bardzo mi się spodobało. Okres drugiej wojny światowej – doświadczenia i trudne przeżycia ludzi autorka oddała bardzo starannie poprzez stare pamiętniki dziadka Alicji – pisane podczas jego pobytu w obozie koncentracyjnym. Tu muszę przyznać, że były to moje najlepsze fragmenty tej powieści. Lubię kiedy w książkach historia przeplata się z fikcją. Zwłaszcza jeśli jest to odnośnik do faktów, o których wciąż mało się mówi i pisze. Osobiste doświadczenia ludzi, którym udało się przeżyć piekło wojny – wzrusza mnie i ściska mi serce za każdym razem.
„Powrót do starego domu” jest powieścią napisaną lekkim, plastycznym językiem i świetnie nadaje się na wiosenne popołudnia w ogrodzie czy na balkonie przy filiżance kawy.
Mimo, że w wielu kwestiach, w moim odczuciu, jest to książka posypana słodkim lukrem, to i tak mogę ją Wam polecić do przeczytania.
Jeśli lubicie zawsze dobre zakończenia we wszystkich życiowych aspektach, wówczas z pewnością lektura Was zachwyci pod każdym względem i przyniesie Wam mnóstwo ukojenia i wiary w to, że dobro zawsze zwycięży.
Dla mnie lektura tej powieści, była miłą i lekką odskocznią od codzienności, pełną ciepła, dobra, przyjaźni i miłości. Szkoda mi tylko jednego – że w prawdziwym życiu nie ma tak dobrze, jak na kartach tej powieści.
Stary, drewniany dom usytuowany na końcu małej mieściny. Otoczony pięknym ogrodem, pełen róż, orchideii, tulipanów cieszących oko nie tylko domowników, ale i okolicznych mieszkańców. Te miejsce to cudowna ostoja od ulicznego zgiełku, wyścigu szczurów. W nim odnaleźć można ciepło, miłość, bezpieczeństwo, spokój, wyciszenie oraz brak poczucia gonitwy za tym, co niemożliwe. Oprócz magii i otaczającego piękna dom skrywa tajemnicę, która wywróci życie bohaterów do góry nogami.
Dużo lektur przenosi mnie do cudownego świata z którego nie chcę się nigdy wydostać. W tej innej rzeczywistości mogę stać się zupełnie nową osobą, przeżyć coś niemożliwego, czego nie zrealizuję w prawdziwym życiu. Książki są dla mnie drzwiami do czegoś nieznanego, ale zarazem niebezpiecznego, pięknego, zaskakującego, prawdziwego. Zawsze zapewnią mi przyjemną przygodę po niezwykłych światach, przedstawią ciekawych i barwnych bohaterów, z którymi nie rozstaje się nawet po zakończeniu lektury.
Tak było w przypadku ,,Powrotu do starego domu". Z tej niezwykłej historii długo nie chciałam zrezygnować, delektowałam się przepięknym krajobrazem, który powstał w mojej wyobraźni, towarzyszyłam bohaterom na każdym kroku, w dobrych jak i w złych chwilach. Dzięki autorce czułam się jakbym tam z nimi była, jakbym brała czynny udział w opowiadanej historii, w jej epicentrum. To sprawiło, że książkę pokochałam całym sercem.
Piękna, klimatyczna i bardzo ciepła opowieść, dająca nadzieję na lepsze jutro i to, że ludzie potrafią wyciągnąć pomocną dłoń gdy los nieustannie podrzuca postaciom kłody pod nogi. Potrafi rozbawić, wzruszyć, doprowadzić do łez i nie tylko. To historia do której będzie się powracać z przyjemnością i szerokim uśmiechem na ustach. W książce odnaleźć można wiele ciekawych porad, mądrości, cytatów, które można wykorzystać w codzienności, jako życiowe motto, które będzie nam towarzyszyć. Z przyjemnością zatraciłam się w tej magicznej opowieści. Otuliła mnie niczym ciepłą kołdrą. Naładowana wiarą w ludzi dowodzi, że nie wszyscy są źli czy podli. Odprężyła mnie, oderwała od szarej rzeczywistości. Czułam wszystkimi zmysłami to, co z taką dokładnością opisywała autorka. W wyobraźni powstał cały krajobraz i długo z tego świata nie chciałam wychodzić, bo w nim było mi tak sielsko, przyjemnie i beztrosko. Czasami tak się zatraciłam w opowieści, że zapomniałam o wszystkich i wszystkim. A gdy już musiałam lekturę odłożyć na później, czułam jak mnie do siebie przyzywa, by znowu zatopić się w niej na dobre, zostawić za sobą smutki, żale. Otworzyć się na ciepło, które chcę mi przekazać.
Nie myślcie, że w opowieści są same ochy i achy. Są też rozterki, niewiadome, ból rozrywający serce, cierpienie, ogromny żal do zmarnowanych lat, depresja, chęć odnalezienia siebie na nowo i wiele innych. Postać Alicji bardzo mi się spodobała. Czułam jakby autorka właśnie pisała o mnie, o zakompleksionej, niewierzącej w własne możliwości i niezasługującej na szczęście i miłość Magdzie, która pomimo młodego wieku wiele wycierpiała. Czytając przeżywałam to, co bohaterka, złościłam się, miałam łzy w oczach, cieszyłam się i wzruszałam. To opowieść, która zapada w pamięci na długo. Przypomina, że warto dbać o bliskich, bo gdy ich zabraknie w życiu, będziemy się czuć źle i bardzo samotnie. A dzięki nim wszystko wydaje się prostsze, bo można na kimś polegać, porządnie skrytykuje, ale nigdy nie przestanie kochać choćby nie wiem co. Autorka tą historią skradła moje serce i nie mogę się doczekać aż zatopię się w drugiej części. Gorąco polecam.
Recenzja znajduje się również na www.zksiazkadolozka.blogspot.com
Stary dom kojarzy nam się z tajemnicami, ze specyficznym zapachem, z osiadającym na każdym centymetrze kurzem. Nosi w sobie życie, przechowuje wspomnienia, a powrót do niego pobudza wyobraźnię. Jaką rolę odegrał w omawianej powieści?
Alicję Pniewską poznajemy w jej kryzysowym momencie, kiedy bierze rozwód ze swoim mężem. Kilka dni później przeprowadza się do starego domu pod Warszawą, gdzie wychowywała się jako kilkuletnia dziewczynka. Dziś na nowo odkrywa wiejskie uroki i tajemnice budynku. które skrywają niejedno wspomnienie. Na nowo poznaje wielu ludzi, którzy otwierają przed nią serce. Jednak czy zdoła im zaufać? Czy mieszkanie ma jakieś ciche sekrety, powierzone przez byłych lokatorów?
„Nerwowo oglądałam się za siebie, w obawie, że mój prześladowca jest blisko. Przez długi czas słyszałam jeszcze jego krzyki i wyzwiska. Gonił mnie. Potem zrezygnował. Ucieczka była coraz trudniejsza.”
Jako, że bardzo lubię polskich autorów, to za każdym razem, kiedy muszę napisać negatywną recenzję, to moje serce pęka na milion kawałków. Niestety jednak, nie mogę tego uniknąć.
Alicja to irytująca bohaterka, wykreowana na kobietę infantylną i niestabilną emocjonalnie, co doprowadzało mnie do białej gorączki. Jej zachowanie powodowało, że miałam ochotę zamknąć książkę i nigdy do niej nie wracać. Złożyło się na to kilka postaw, między innymi ciągłe użalanie się nad sobą, nad światem i nad egzystencją. Ponadto niezdecydowanie i ciągła zmiana zdania czy myśli. Przykładem może być wymyślona nienawiść do mężczyzn, traktowanie ich jako podludzi, a następnie (trzeba zaznaczyć, że bardzo szybko!) wpadanie im w ramiona. I tak koło takiego postępowania kręciło się w najlepsze. Ponadto denerwuje mnie zbędne panikowanie i wyszukiwanie problemów na siłę, byleby tylko narobić hałasu. W tej powieści tego nie brakuje.
Bolał mnie również główny motyw, czyli stary dom. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że w niektórych powieściach, przede wszystkim polskich, autor ma jakiś pomysł, umieszcza go w tytule, w opisie czy na okładce, a później brakuje mu konsekwentności i albo go nie wprowadza, albo nie rozwija, albo wprowadza, ale za późno. W „Powrocie do starego domu” mamy ten sam schemat. Owszem, jest stary dom, ale bardzo szybko przechodzi swoją metamorfozę i nie można się nim nacieszyć. Tajemnice zaczynają się pojawiać prawie pod koniec, a przez większość czasu mamy zwykłą powieść obyczajową, która nie powala ani tempem akcji ani samymi wydarzeniami w niej zawartymi.
Przy tej powieści się okropnie wynudziłam. Nie porwała mnie swoją treścią ani charakterami. Wydawało mi się, że są oni przerysowani, sztuczni, banalni i bezbarwni. Jednym słowem: fataliści, zbyt apatyczni, by myśleć samodzielnie. Tworzy ich schemat, któremu się biernie poddają, czasami wyszukując tylko taniej sensacji.
Brakowało mi również tego klimatu, który powinien być obecny przy temacie starych domów i wspomnień. Ta duszna atmosfera tajemnicy, które powinna unosić się w powietrzu.
Na plus zasługuje pióro autorki, bowiem jest ono lekkie i przyjemne. Mknęłam przez lekturę tak, że te prawie 500 kartek zleciało mi nim się obejrzałam. Wierzę w to, że Pani Ilona Gołębiewska wyrobi swój warsztat, dopracuje pomysły, by następnym razem zaskoczyć mnie pełnowartościową książką, która porwie od pierwszych stron do swojego szalonego świata, pełnego zdeterminowanych i autentycznych bohaterów. Wiem, że jak tylko nadarzy się okazja, to dam pisarce kolejną szansę, bo jej styl da się lubić. Trzeba tylko odpowiedniego wszystko rozegrać i zgrać.
Dotychczasowe życie Alicji rozpada się w jednej chwili. Traci pracę, dom, a jej mąż odchodzi do młodszej kobiety, która na dodatek spodziewa się jego dziecka. Nie mając nic do stracenia, Alicja wraca w rodzinne strony, do miejscowości Pniewo, gdzie czeka na nią domek po dziadkach, w którym spędziła pierwsze lata życia. To właśnie tu odnajduje swój azyl, zdobywa nowych przyjaciół, ale odkrywa też rodzinną tajemnicę sprzed lat.
Nie miałam przesadnych oczekiwań wobec tej książki. Bardzo lubię literaturę kobiecą, a obyczajówki i romanse należą do gatunków, po które sięgam najczęściej. Po „Powrocie do starego domu” spodziewałam się prostej rozrywki, umilenia wolnego czasu. Cóż, powieść Ilony Gołębiewskiej z pewnością nie jest przeznaczona dla bardziej wymagającego czytelnika, ale ja też się za takiego nie uważam. Mimo to książka okazała się dla mnie prawdziwą kopalnią frustracji.
Muszę zacząć od strony technicznej, bo to irytowało mnie najbardziej. Autorka nagminnie zmienia czas, w którym prowadzona jest narracja: swobodnie przeskakuje sobie między czasem teraźniejszym, a przeszłym. Zmienia się to w zależności od strony, akapitu, nawet zdania! Przykład: „Chwytam metalową poręcz i zbliżam się do drzwi. – Kto tam? – spytałam.” Ten ciągle powielany błąd rzucił mi się w oczy już na początku i niestety, z biegiem czasu wcale nie przestał być mniej rażący.
Druga sprawa: wykrzykniki. Czy można mieć fetysz na znak interpunkcyjny? Rozumiem, że pewne sceny wymagają dodatkowej ekspresji, ale od wykrzykników roiło się wszędzie, niezależnie, czy to był dialog, czy tylko opis dzieci, które zjadły dużo pierogów. Kilkakrotnie zauważyłam też potrójny wykrzyknik lub znak zapytania. Po co? Nie mam zielonego pojęcia, nie wpłynęło to na bardziej emocjonalny odbiór danej sceny.
Dialogi miejscami były nieco sztuczne. Czasem bohaterowie wypowiadali się niemalże poetycko, co nie mogło prezentować się naturalnie. Dla przykładu, kiedy pewien mężczyzna opowiada Alicji historię swojego życia, ta od czasu do czasu wchodzi mu w zdanie, żeby skomentować opowieść w wyjątkowo oczywisty, rzekomo głęboki sposób. Wiecie, taki pseudo mistrz Yoda. Na miejscu tego faceta chyba bym ją zdzieliła i kazała się zamknąć.
Skoro już jesteśmy przy głównej bohaterce... Dawno nie spotkałam się w literaturze z tak drażniącą, infantylną postacią. Alicja ma 37 lat, tymczasem dojrzałości w niej tyle, co w 8-letnim dziecku. Jej zachowanie miejscami przekraczało zasady wszelkiej logiki, w pewnym momencie już nie wiedziałam, czego ta kobieta chce i czy kiedykolwiek będzie mi dane zrozumieć jej motywację. Czasem sytuacje z jej udziałem po prostu mnie bawiły, jak chociażby wtedy, kiedy wydaje się oburzona, że niedawno poznany mężczyzna wita się z nią, jakby byli w dużej zażyłości. Kilka stron wcześniej się z nim całowała, więc pytanie, jaką definicję „zażyłości” miała na myśli Alicja. Ogólnie charakterystyki poszczególnych bohaterów nie były spójne. Niektóre postacie nagle, bez żadnego uprzedzenia zachowywały się jak zupełnie inne osoby, co kompletnie burzyło nakreślony wcześniej obraz. Ludzie się zmieniają, oczywiście, ale chyba nie w taki sposób, jakby ktoś przeszczepiał im mózgi.
Fabuła niestety należała do bardzo przewidywalnych. Nie wiem, czy jakikolwiek zwrot akcji chociaż trochę mnie zaskoczył. Poza tym uderzyła mnie naiwność przedstawianych wydarzeń – kiedy Alicja bez większego doświadczenia zawodowego otwiera biuro projektowania ogrodów, już następnego dnia ma kilku klientów. I nikogo to nie dziwi, chociaż pracownia znajduje się na niewielkiej wsi, gdzie (to moje osobiste rokowania) raczej nie ma wielkiego zapotrzebowania na profesjonalne projekty ogrodów.
Nie chcę wyłącznie krytykować „Powrotu do starego domu”. Trzeba mieć na uwadze, że książkę czyta się naprawdę szybko. Poszczególne strony nie były drogą przez mękę, brnęłam przez nie całkiem spokojnie. Książka jest też pełna ciepła; czasem nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy widziałam, że spełniają się marzenia któregoś z bohaterów. Miło poczytać o czymś takim. Z Alicją może się utożsamiać wiele kobiet, podejrzewam że istnieje mnóstwo czytelniczek, które znalazły się lub nadal znajdują w podobnej sytuacji, a ta opowieść da im pociechę. Niestety to wszystko, co mogę przytoczyć na obronę. Niektóre wątki siliły się na nadanie większej głębi całej fabule, ale nie wyszło. Przywoływane konflikty czy kolejne problemy w życiu Alicji były przeważnie zbyt wymuszone, żebym mogła się nimi przejąć i w napięciu czekać, czy uda się je jakoś rozwiązać.
„Powrót do starego domu” ma całkiem fajne przesłanie, bo na pewno jest to powieść o poszukiwaniu nowej drogi w życiu i odzyskiwaniu nadziei. Jednocześnie banał goni banał, przez co zaczynam rozumieć, dlaczego określenie „literatura kobieca” bywa odbierane negatywnie. Historia Alicji ma się rozwinąć w trylogię – nie wiem, co wydarzy się dalej, skoro te blisko 500 stron było naszpikowane licznymi wątkami, ale mniejsza z tym. Pniewo, mimo że urokliwe, w tym wydaniu nie bardzo mnie przekonało. Tajemnica rodziny Alicji mnie nie porwała, a i za samą bohaterką tęsknić nie będę, dlatego dwa razy się zastanowię, zanim sięgnę po kontynuację.
Świetna książka. Daje wiele do myślenia. olubiłam Michała i Rozalkę.
"Może nie mają dużych pieniędzy, pięknego domu i superauta, ale mają siebie, i to właśnie rodzina daje im siłę'
"Jak dobrze nie być samotnym, przyjaciele i rodzina to prawdziwy skarb."
Te dwa cytaty w pełni oddają klimat książki. Polecam
Bohaterka na życiowym zakręcie. Poznajemy ją, gdy rozstaje się z mężem i wraca w rodzinne strony. Rozpoczyna remont domu i z pomocą nowych przyjaciół odkrywa swoją przeszłość, uznając "przeszłość czasami potrzebna jest do poznania siebie w teraźniejszości". Powoli odkrywa siebie na nowo, wprowadza zmiany w swoim życiu, poszerza grono przyjaciół i buduje zalązki swojej nowej rodziny. Daje sobie szansę na wybaczenie i nowe uczucie.
Alicja Pniewska rozwodzi się po 13 latach małżeństwa. Ucieka w rodzinne strony do Pniewa i zaczyna nową drogę życia. Opisana historia jest momentami ckliwa. Bohaterka odnajduje miłość, dziecko o którym marzyła a nie mogła sama urodzić. Wszystko dobrze się dla niej kończy. Powieść utrzymana w nastroju klaycznego romansu: jest porażka, a potem idealna miłość, uwielbienie. Co do zapowiedzi, że trzyma w napięciu do ostatniej kartki to się nie zgadzam
Nowa powieść autorki bestsellerowego ,,Pozwól mi kochać"! Klara Horczyńska ma niespełna trzydzieści lat, jest wziętą modelką, szturmem podbija...
Program telewizyjny, który odmienia życie jego bohaterów. Sława, wielkie pieniądze, prestiż. Niebezpieczne związki i wielkie emocje. Lili Antos...
Marzenia mają czarodziejską moc. Pozwalają przetrwać realne życie.
Więcej