Poznali się w Wenecji we wrześniu 1937. Ich burzliwy romans stał się szybko wspaniałą iluzją pełną kłamstw i samooszukiwania się. Pisarz, choć zdawał sobie sprawę z bezsensowności związku, nie potrafił go zerwać... Narodził się dramat, któremu zawdzięczamy najpiękniejsze, najtęskniejsze i najbardziej melancholijne listy miłosne XX wieku.
Opublikowano je po raz pierwszy w 2001 roku w Niemczech; teraz tę fascynującą literaturę miłosną, udostępniamy polskim czytelnikom.
Wydawnictwo: Twój Styl
Data wydania: 2002 (data przybliżona)
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 206
Tytuł oryginału: Sag mir, dass du mich liebst
Język oryginału: niemiecki
Tłumaczenie: Ewa Kowynia
Gdybym nie wiedziała, że Remarque świetnym pisarzem jest, to po lekturze tych listów uznałabym go za autora Harlequinów dla niedorozwiniętych. Jakież było moje zdziwienie i rozczarowanie, gdy dojrzałam w pisarzu, którego cenię, chłoptasia skomlącego na poziomie szkoły podstawowej. Czytanie tego było żenujące. Ja rozumiem, że romantyzm i takie tam, ale to było tak "słodkie" i bezkrytyczne, że aż się niedobrze robiło. Coś czuję, że to będzie w mojej biblioteczce gniot roku, bo nie spodziewam się czegoś równie słabego w drugiej połowie. Szkoda, bo spodziewałam się dotknąć wrażliwej duszy na poziomie, ale się nie udało.
Uniwersalna historia książek prześladowanych, palonych i zakazanych, cenzury, a czasem też autocenzury autorów Od starożytności po czasy współczesne,...
Przeczytane:2022-09-12, Ocena: 3, Przeczytałam,
Książka wpadła mi w ręce w osiedlowej bibliotece. Przeczytawszy opis okładkowy pomyślałam, że z chęcią przeczytam jak to z tą miłością Remarque’a było, zwłaszcza że wiele razy słyszałam o jego płomiennym uczuciu do Marleny Dietrich.
Czy mi się podobało? Raczej nie. Pomijając fakt, że dziwnie się czułam wdzierając się w bądź co bądź prywatną, a nawet intymną sferę życia pisarza i aktorki, to jednak było to dosyć infantylne w treści. Rozumiem, że zakochany do szaleństwa facet pisał wzniosłe listy (na które zresztą z rzadka otrzymywał odpowiedź), ale wiele tych tekstów balansuje na granicy ckliwej groteski.
„Kochaj mnie, a moje dłonie obsypią cię kwieciem, kochaj mnie, a moje czoło ogarnie ogień, miłości moja, kochanie moje, ach, kochaj mnie, po prostu kochaj mnie, nawet jeśli nic z tego nie wyniknie ponad to, że uczynisz mnie szczęśliwym – ukochana twarzy”.
albo:
„Powiedz, że mnie kochasz, bo dzięki temu stanę się lepszy. Będę lepiej pracował i spokojniej i szybciej, jak mi powiesz, że mnie kochasz, bo ja żyję tylko dzięki temu, że ty mnie kochasz. Kochaj mnie, Pumo”.
lub:
"Słodkie kochanie, nigdy nie powinniśmy byli się rozstawać! To zbrodnia".
Ja nawet lubię zakochanych do szaleństwa facetów, ale wolałabym, żeby przy tym zakochaniu nie tracili na męskości… Listy przepojone są przerysowanym dramatyzmem, bólem i egzystencjalnym niespełnieniem. Ja nie znalazłam w nich zapowiadanej na okładce melancholii, a jedynie błaganie o miłość, żebranie o zainteresowanie i niemal dziecięcą nadwrażliwość. Trudno mi tę naiwną korespondencję i sztubackie wyznania połączyć z osobą Remarque’a – pisarza skończonego, doskonałego, klasyka, który z niezwykłym realizmem opisywał brutalność wojny.
Pomijając ładny, poetycki styl listów, nie jestem pewna, czy prywatne korespondencje kogokolwiek powinny być udostępniane szerokiemu odbiorcy. Nie dość, że jest to naruszanie prywatności, to jeszcze poważnie może zaburzyć postrzeganie autorów listów, którzy zazwyczaj są uznanymi osobowościami.