Nowa powieść jednej z najbardziej lubianych polskich pisarek fantasy!
Piotr Strzelecki, psycholog, coach i doradca post mortem wraz z Sabiną Piechotą, specjalistką ds. BHP prowadzi firmę PS Consulting, której docelowymi klientami są osoby nienormatywne: wampiry, wiły, wilkołaki, obłoczniki. Piotr i Sabina też są nie do końca ludźmi… i radzą sobie z tym każde na swój sposób. Ona nadmiernym spożyciem wyrobów cukierniczych, on medytacją i wdychaniem lawendy.
Przypadkiem oboje zostają wplątani w intrygę kryminalną: ktoś nastaje na życie (lub też egzystencję duchową) brzeskich nienormatywnych. Mimo oporów ze strony Sabiny, z inicjatywy Piotra podejmują śledztwo – a raczej próbują je podjąć. Świadomi własnego braku kompetencji w pracy detektywistycznej, szukają pomocy u opolskiego policjanta, który raz w miesiącu zwykł wyć do księżyca. Tymczasem tajemniczy morderca sięga po osikowy kołek… i sprawy przybierają bardzo niekorzystny obrót dla pary detektywów-amatorów.
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2018-04-18
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 400
Dziś recenzja książki, która wzbudziła we mnie wiele sprzecznych uczuć. Do jej przeczytania mocno zachęciła mnie nota od wydawcy, no i ciekawa okładka.
Piotr Strzelecki wraz z Sabiną Piechotą prowadzą firmę, której klientami wampiry, wiły, wilkołaki, a nawet duchy. Oni sami również nie są ludźmi.
Mimo że wykonują różne zawody, on psycholog, ona specjalista do spraw BHP, to udaje im się ze sobą dogadać.
Pewnego dnia po wizycie na cmentarzu u pacjenta, Piotra odwiedza policjant, ponieważ grób ducha, u którego był w nocy został zdewastowany. Wkrótce w jednej z fabryk do chodzi do próby zabójstwa jednego z nienormatywnych*¹ od tego momentu Piotr i Sabina wplątują się w ryzykowne śledztwo.
„— Nogi w cement?” — powtórzył, nieco osłabiony jej tokiem myślenia Piotr.
— No wiesz, jak to w mafii. “(*²)
AKCJA I FABUŁA
Akcja „Post scriptum" mimo że potrafi wciągnąć, to jest odrobinę za ciągnąca się, co psuje przyjemność czytania. W książce brakuje również rosnącego napięcia, autorka stara się wprowadzić je, ale nie do końca jej to wychodzi, bo w momentach, w których mogłoby, ono zaistnieć wszystko staje się proste.
STYL I JĘZYK
Język książki jest bardzo barwny, choć dla mnie nie całkiem zrozumiały. Mam tu na myśli fakt, że autorka użyła wymyślonego przez siebie określenia „NIENORMATYWNI", „NORMATYWNI”, a brak przypisu czy adnotacji co to znaczy, sprawił, że z początku nie wiedziałam, o co chodzi. Ponadto treść wydała mi się trochę niedbała. Dlaczego? Opisy wywarły na mnie mieszane wrażenie, ponieważ brakuje im szczegółów, sprawiają wrażenie pisanych „aby coś było". Dialogi ciut lepiej, bo ciekawe i momentami zabawne, ale nic poza tym.
„Sabina skamieniała z wyrazem absolutnej grozy na twarzy.“ (*³)
POSTACIE
PIOTR I SABINA
Dwie bardzo różniące się od siebie postacie, mimo tego ten duet bardzo mi się spodobał. Połączenie w ich przypadku dwóch różnych charakterów dało bardzo ciekawy efekt.
Pozostałe postacie
Mówiąc ogółem o postaciach, to wydają się, jakby były postaciami stworzonymi do kreskówki. Barwne, zabawne, ale mało różniące się od siebie i przyciągające tylko na chwilę.
„Post scriptum" ma dość wiele wad, ale to dlatego, że jest stanowczo za lekką książką i autorka powinna napisać ją z większym pazurem, mocniejszymi efektami specjalnymi i nie niszczyć najciekawszych momentów banałami. Mimo to książka zdobyła odrobinę mojej sympatii, bo dzięki niej mogłam się oderwać od cięższych książek i zrelaksować.
Nienormatywni są wśród nas! Strzygi, wilkołaki, wampiry, wiły, wietrzyce, duchy i inne istoty nadprzyrodzone żyją sobie spokojnie w Brzegu, niemal całkowicie przystosowane do współczesnego świata. Radzą sobie świetnie, realizując się w przeróżnych dziedzinach, od pracy w fabryce po... doradztwo psychologiczno-coachingowe czy BHP. Nie afiszują się ze swoimi zdolnościami, łykają leki przeciwalergiczne lub pochłaniają tony słodyczy, by móc wieść normalne życie wśród zwyczajnych ludzi. Co mają jednak zrobić w sytuacji, gdy ktoś zaczyna na nich polować?
Sabina Piechota i Piotr Strzelecki prowadzą razem firmę doradczo-konsultingową. Ich klienci to dość specyficzna grupa, świadczą bowiem usługi przede wszystkim istotom nienormatywnym, czyli inaczej... nieludziom. On prowadzi sesje terapeutyczne, ona - szkolenia z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy. W zasadzie nie mają na co narzekać, gdyż interes rozwija się świetnie. Niespodziewanie w ich biurze zjawia się policja. Okazuje się, że grób pewnego ducha (męża klientki Piotra), który uporczywie nawiedzał swoją rodzinę i znajomych, ktoś zasypał pokaźną ilością soli himalajskiej. To jednak nie wszystko. W pobliskiej fabryce ciężki kosz spada na półwiła Stefana, nieomal go przygniatając. Czyżby w okolicy zaczął grasować jakiś łowca? Kogo zaatakuje następnym razem?
Tym, co wywarło na mnie największe wrażenie w czasie lektury, było poczucie humoru autorki. Choć poszukiwania niedoszłego zabójcy to z zasady temat raczej poważny, Milena Wójtowicz wykorzystała go do stworzenia przezabawnej historii, która rozśmieszała mnie na każdym kroku. Potrzeba nie lada wyobraźni, by skonstruować intrygę pod pewnym względem tak prostą, a jednocześnie tak zaskakującą. Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, a motywy planowanej zbrodni mocno mnie zszokowały. Sam pomysł prowadzenia śledztwa przez osoby nieposiadające w tym względzie żadnych kwalifikacji okazał się niezwykle trafiony. Prowadziło to do sytuacji nie tylko wyjątkowo humorystycznych, ale przede wszystkim trudnych do przewidzenia.
Bohaterów również uważam za bardzo udanych. Szczególnie spodobała mi się postać Sabiny. Z jednej strony profesjonalistka, poważnie traktująca swoją pracę, z drugiej niebezpieczna strzyga, która zapycha się ogromnymi ilościami słodyczy, by jakoś utrzymać w ryzach swoją prawdziwą naturę. Ma słabość do muzyki i do pewnego pracownika urzędu skarbowego, a w zasadzie do brzmienia jego głosu. Nigdy jednak nie przepuści okazji do nastraszenia kogoś lub wyprucia mu flaków. Zwłaszcza że ma przecież pod ręką swoją najlepszą przyjaciółkę, Ewę. Ona z kolei mistrzowsko opanowała umiejętność organizowania imprez i... ukrywania zwłok. Młodsza siostra Ewy, policjantka Agnieszka ma dla odmiany obsesję na punkcie ćwiczeń fizycznych i mnóstwo czasu spędza na treningach. Mimo że wcale nie jest już małą, bezbronną dziewczynką, chcą trzymać ją z dala od spraw nadnaturalnych, co oczywiście wcale im się nie udaje. Najbardziej tajemniczym bohaterem okazał się Piotr. Przez większość czasu zastanawiałam się, czym on tak naprawdę jest. Zamiłowanie do chłodni i palenia lawendowych świeczek dla ukojenia nerwów nie podpowiedziały mi zbyt wiele, ale za to nieustannie potęgowały moją ciekawość.
"Post Scriptum" było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Mileny Wójtowicz i z pewnością nie będzie ostatnim. Poczucie humoru autorki bardzo przypadło mi do gustu. Czytając historię Sabiny i Piotra, śmiałam się niemal do łez. Było bardzo ciekawie i tajemniczo, a oryginalni bohaterowie nie pozwolili mi się nudzić ani przez chwilę. Lekki styl i obrazowy język sprawiły, że powieść czytało mi się niezwykle przyjemnie, a kolejne rozdziały pochłaniałam jednym tchem. Polecam miłośnikom fantastyki oraz wszystkim tym, którzy cenią sobie kreatywne podejście autora i odejście od schematów.
Polskie fantasy w ostatnich latach przeżywa swoje pięć minut,więc również i ja, jako szanujący się recenzent, nie mogę rezygnować z tego gatunku. Jako nastolatka uwielbiałam książki fantastyczne. Godziny które spędziłam z Tolkienem, Stephenem Kingiem, Jordanem są czasem niezapomnianym. Jako osoba, która dzieła fantasy, nawet te najbardziej epickie znała praktycznie na pamięć, muszę przyznać, że od tamtych czasów sporo się zmieniło. Ciężko jest teraz trafić na książkę, która na dłużej zapadnie nam w pamięć, której imiona bohaterów będziemy pamiętać po latach (hej Bilbo) a historie opowiadać dzieciom do poduszki. Dzisiejsze fantasy poszło drogą zabawnych, lekkich opowiastek, barwnych i ciekawych wakacyjnych lektur. Nie wymaga od nas zbytniego zaangażowania i, podobnie jak jasne piwo, trafi w gusta każdego.
Piotr Strzelecki wraz z przyjaciółką Sabiną Piechotą prowadzą biuro PS Consulting. On jest wykwalifikowanym psychologiem, ona specjalistką od spraw BHP, a co najważniejsze oboje są nienormatywni, innymi słowy, podobnie jak wampiry czy wilkołaki, nie są w pełni ludźmi.
Pewnego dnia do biura PS Consulting puka policja. Związane jest to ze sprawą zdewastowania nagrobka świętej pamięci pana Rybałtowskiego, a ostatnią osobą widzianą na cmentarzu był właśnie Strzelecki. Na domiar złego, w pobliskiej fabryce, dochodzi do wypadku. W wyniku przeprowadzonego przez Sabinę śledztwa wniosek jest jeden : ktoś czyha na życie nienormatywnych.
Dwójka przyjaciół postanawia schwytać przestępcę.
Jedno muszę przyznać : książka ta jest niezwykle kolorowa, a postaci które spotykamy oryginalne, a nawet niepowtarzalne. Choć na przestrzeni lat spotkałam mnóstwo kolorowych bohaterów, tak plejada postaci u Mileny Wójtowicz, wykreowana na podobieństwo superbohaterów z komiksów Marvela sprawia, że definitywnie wybijają się z tłumu. Zresztą nie ma się czemu tutaj dziwić, w końcu mamy do czynienia z typowym urban fantasy. Sabina to strzyga, która rządzę zabijania wytłumia wchłanianiem ton słodyczy dziennie, oprócz tego cierpi na audio-fobię, nerwicę natręctw i totalny brak cierpliwości.
Piotr Strzelecki jest jej przeciwieństwem. Co prawda w jego przypadku do końca nie wiadomo z jakim "potworem" mamy do czynienia, jednak jedno jest pewne : Piotr jest niebezpieczny gdyż ma zdolność bezpośredniego wpływania na ludzkie umysły, potrafi nimi manipulować by wyciągnąć interesujące go informacje. Oprócz tego uwielbia lawendowe świeczki i poranne biegi w trykotach.
Ewa jest człowiekiem-organizerem. Wyglądająca jak Elsa z Frozen kobietka, nie da sobie w kaszę dmuchać, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Lubi być mistrzem ceremonii.
Takich postaci jest jeszcze kilka jednak wszystkiego wam zdradzać nie będę, ale chyba możecie mi przyznać rację, że z takimi detektywami zapowiada się na ciekawe śledztwo?
Jak pisałam wyżej dzisiejsze fantasy zmierza w kierunku rozrywki, powieści pisanych lekkim stylem, z mało skomplikowaną fabułą. Target wiekowy tych książek jest bliżej nieokreślony. Kiedyś wychodziło się z założenia, że tylko młodsi czytelnicy sięgają po science-fiction, teraz to się zmieniło. Dzięki temu zmienia się również język powieści, staje się bardziej wulgarny. W tym przypadku mamy do czynienia z książką, która jest odpowiednia dla każdego, każdego kto ma ochotę na mało wymagającą, wakacyjną lekturą, którą z zainteresowaniem przeczyta a potem odłoży na półkę. Bo jednego tej książce odmówić nie można : jest niezwykle wciągająca. I jest to poniekąd fenomenalne i świadczy o znakomitym warsztacie autorki. Spytacie pewnie dlaczego? Ponieważ w samej fabule nie ma ani nic zaskakującego, ani nowatorskiego. Daleko jej do mrocznych kryminałów, śledztwo to w większości farsa, a rozwiązanie zagadki trąci myszką. Jednak wszystko to zostało podane w wyśmienity sposób. Po pierwsze czytelnik w ogóle nie ma czasu na nudę, po drugie pozycja ta definitywnie dobrze wpływa na nasz nastrój, przyznam szczerze że uśmiech nie schodził z moich ust. To jedna z tych książek, których nie radzę czytać w środkach komunikacji miejskiej gdyż może wywołać niekontrolowane wybuchy śmiechu bądź chichotu.
Barwni bohaterowie, ciekawa fabuła więc co poszło nie tak? Autorce należy się szacunek ponieważ w książce znajdziemy dużo odnośników do polskich baśni. W czasach kiedy najfajniejsze i najbardziej "cool" jest to co zagraniczne, powrót do polskich korzeni zaskakuje i to pozytywnie. Jednak czy każdy z czytelników musi wiedzieć kim jest wij lub czym się żywi strzyga? Oczywiście żyjemy w dobie wujka google i cioci Wikipedii, jednak troszkę żałuję, że autorka nie zadała sobie trudu opisania chociażby z grubsza cech poszczególnych potworów.
Kolejną rzeczą, która kłuła mnie w oczy jest sam fakt spacerowania istot nieludzkich pomiędzy zwykłymi śmiertelnikami. Jak mniemam taki stan rzeczy trwał od lat i naprawdę nikt do tej pory się nie zorientował w sytuacji? Są całe fabryki gdzie pracują nienormatywni, większość z naszych głównych bohaterów zna kogoś kto nie jest człowiekiem, ba istoty te tworzą własne społeczności internetowe i sieciowe encyklopedie. Czy naprawdę autorka wierzyła w to, że ten pomysł wypali? Zrobić z ludzi głupszych niż w rzeczywistości są? I do tego ślepych?
"Post scriptum" to dobra powieść na słoneczne, wakacyjne dni, kiedy jedyne na co mamy ochotę to położyć się w hamaku z książką w ręku. Nie wysilać się, myśleć, analizować. To czego pragniemy to rozrywka w czystej postaci, takie kino na papierze, no może z ciut mniejszą ilością efektów specjalnych. Mam wrażenie, że czytelnicy to kupią. Muszę przyznać, że sama polubiłam Piotra, Sabinę oraz ich kolorowych przyjaciół. Mam nadzieję, że kolejne wakacje spędzę śmiejąc się podczas czytania kolejnego tomu. Polecam (pomimo mankamentów).
Jak ważne jest BHP (Bezpieczeństwo i Higiena Pracy) wie każdy pracujący, nawet w najmniejszym zakładzie pracy. Uczą się nawet dzieci w szkole. A jakiego rodzaju środki bezpieczeństwa pracy powinni przedsięwziąć np. kultyści składający ofiary? Jak bezpiecznie posługiwać się sztyletem ofiarnym? Jakie zagrożenia czyhają na ich „stanowisku pracy”? Żaden normatywny behapowiec nie podjąłby się zadania stworzenie karty zagrożeń stanowiskowych, ale od czego jest PS Professional Consulting - przedsiębiorstwo doradczo-konsultingowo-szkoleniowo-behapowsko-coachingowe, świadczącym usługi skierowane do bardzo specyficznej grupy demograficznej. No bo jak inaczej można nazwać strzygi, sukuby, wije, wilkołaki i inne mniej lub bardziej mitologiczne stwory?
PS Professional Consulting tworzą Sabina Piechota, z zawodu i zamiłowania behapówka, prywatnie będąca strzygą uzależnioną od hurtowych ilości słodyczy, wszelkiej maści, oraz Piotr Strzelecki, z zawodu psycholog i coach, doradca post mortem, a prywatnie sukub.
W Brzegu niedaleko Wrocławia, gdzie swoją siedzibę ma PS Proffesional Consulting, mieszka sporo nienormatywnych, więc Sabina i Piotr nie cierpią na brak zajęć. Ilość zajęć znacznie się zwiększa, gdy behapówka i coach postanawiają zacząć prowadzić prywatne śledztwo w sprawie prób pozbawiania życia i/lub duchowej egzystencji brzeskich nienormatywnych. Jako że prowadzenie śledztwa mocno wykracza poza ich kompetencje, zwracają się po pomoc do opolskiego policjanta - Wilczka, który tak się składa, że w śledztwach wykorzystuje swój psi nos. Tak, zgadliście nazwisko, nie jest przypadkowe, policjant jest wilkołakiem. Śledztwo prowadzone przez tę trójkę zatacza coraz szersze kręgi, wciągając coraz mocniej czytelnika w szalony świat brzeskich nienormatywych.
Milena Wójtowicz w swojej powieści „Post Scriptum” tworzy nowe uniwersum na i tak już dosyć tłocznym rynku polskiej fantastyki, i robi to bardzo dobrze. Jeśli macie zły dzień i potrzebujecie czegoś na rozweselenie, to „Post Scriptum” powinno być antidotum na smutki. Przyznam, że nie raz i nie dwa parskałam śmiechem, budząc tym samym zdziwienie współpasażerów w środkach masowego transportu lub zainteresowane spojrzenie rodziny, gdy czytałam w domu. Książka powinna być sprzedawana na receptę, jako lek na chandrę :D
Wielkie wyczekiwanie i wielkie rozczarowanie.
Początek zapowiadał się nieźle.
Potem było coraz gorzej. Liczne powtórzenia słów "toby, serio, ogólnie, jakiś" doprowadzały mnie do irytacji. Przebrnęłam przez całą książkę licząc, że się poprawi.
Niestety zawiodłam się.
Cała historia nie do końca dopracowana. Postacie nijakie (prócz Ewy Ewent, która była najbarwniejszą osobą).
Za tydzień o niej zapomnę. Nie było wielkiego "boom". Szkoda.
Milena Wójtowicz to autorka takich książek jak „Podatek” i cyklu Wrota. Post scriptum było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Pani Wójtowicz. Mam słabość do fantastyki i przyciągających wzrok okładek. Ta książka miała w sobie obie te rzeczy, więc nie było opcji, abym po nią nie sięgnęła. Zresztą ostatnio miałam niedosyt wampirów, wilkołaków i innych "nienormatywnych" istot. Co wniknęło z tego spotkania?
Coach i behapówka w akcji
Piotr Strzelecki, psycholog, coach z słabością do lawendy wraz z Sabiną Piechotą- miłośniczką słodkości w każdej postaci is pecjalistką do spraw BHP prowadzi firmę PS Consulting, której docelowymi klientami są nienormatywni, czyli wampiry, wiły, wilkołaki, obłoczniki. Zresztą Piotr i Sabina też nie są do końca ludźmi… i radzą sobie z tym każde na swój sposób. W spokojnym miasteczku życie nienormatywnych zostaje zakłócone, gdy dochodzi do dwóch incydentów. Niedoinformowany łowca rozpoczyna polowanie na nienormatywnych. W rozwiązanie sprawy angażuje się Piotr i Sabina. Z czasem detektywi amatorzy angażują w sprawę opolskiego policjanta, którego nazwisko Wilczek nie jest przypadkowe. Jak potoczą się sprawy, gdy łowca sięgnie po osikowy kołek?
Intryga kryminalna
Przyznam się, że ciężko jest mi odnieść się do tej pozycji, gdyż mylnie zinterpretowałam opis, nastawiając się na kryminał z udziałem istot nieśmiertelnych. Ostatecznie z kryminałem ta pozycja ma niewiele wspólnego. Autorka skonstruowała dobrą historię, jednak z mało skomplikowaną "intrygą kryminalną", która wytrawnego miłośnika gatunku może rozczarować. Całość za to nadrabia zabawnymi dialogami, sprawiającymi, że uśmiech nie schodził mi z twarzy oraz przesympatyczną i barwną ekipą nienormatywnych i tych normatywnych bohaterów.
Ekipa z Brzeska
Przez długi czas zachodziłam w głowę kim są Piotr i Sabina. Autorka dość długo trzymała czytelnika w niewiedzy, kim jest główny bohater, jednak mi udało się do tego dojść znacznie wcześniej. Od razu polubiłam głównych bohaterów i z zazdrością czytałam o tym, jak Sabina pochłania kolejne opakowanie pierniczków bez obaw o dodatkowe kilogramy. Sabina to zabawna postać bez zahamowań, dla której ograniczenia prędkości nie mają znaczenia. Razem z Piotrem- nieco ekscentrycznym mężczyzną rozkręciła dobrze prosperujący biznes. Autorka wykreowała także ciekawe postaci drugoplanowe. Księgową Panią Zosię, która w koszty wrzuci zarówno wszystkie sezony serialu Supernatural jak i świeczki lawendowe, zorganizowaną Ewę i jej siostrę Agnieszkę -policjantkę pakerkę oraz wspomnianego wcześniej Wilczka. A wisienkę na torcie stanowią istoty nieśmiertelne wyrwane wprost ze słowiańskiej mitologii. Sięgając po książkę liczyłam na większy udział w historii nieśmiertelnych a szczególnie wampirów (tak mam do nich słabość). Niestety prawdopodobnie zostali potraktowani czosnkiem i wypędzeni z kart powieści
Podsumowanie
"Post Scriptum" to niezwykle zabawna i lekka historia, w której nieśmiertelne istoty z słowiańskiej mitologii żyją wśród nieświadomych niczego ludzi, a jakby tego było mało, prowadzą niezwykle dochodowy biznes. Autorka do tematu nieśmiertelnych podeszła z dystansem i humorem, w której nie brakuje zabawnych dialogów i sytuacji oraz odniesień do współczesnej popkultury. "Post Scriptum" spodoba się osobom, które szukają lekkiej fantastyki i dobrego humoru. Zagorzali fani fantastyki z górnej półki mogą poczuć się rozczarowani, podobnie zresztą jak wielbiciele powieści detektywistycznych.
https://www.mowmikate.pl/2018/06/milena-wojtowicz-post-scriptum-recenzja.html
Miało być zabawnie a było nuuudno. Opis zapowiadał się ciekawie i tylko tyle. Sam pomysł fajny ale wykonanie już nie. Odnosiła wrażenie, że autorka wzoruje się na Oldze Gromyko. Jednak z marnym skutkiem. Czytając tę książkę wynudziałam się śmiertelnie i ani razu mnie ona nie rozbawiła. Żałuję niepotrzebnie wydanej kasy bo nie warto sięgać po tę książkę.
Książki Mileny Wójtowicz były jednymi z tych, od których zaczynałam przygodę z fantastyką, i muszę przyznać, że bardzo mi ten początek ułatwiły. Jednak w pewnym momencie autorka jakby ucichła i troszeczkę o niej zapomniałam. Jej powrót bardzo mnie ucieszył i przyznaję, że "Post scriptum" jest książką sympatyczną. Ale - ale - tęsknię do "Wrót", które jednak wciągały dużo bardziej, były bardziej szalone i żywiołowe. W "Post scriptum" trochę brakuje szaleństwa.
Urocza młoda Polka, która wygrywa nawet konkurs Miss Studentów, wyjeżdża do Exeter na studia. Jednak co dobrze się zaczyna, skończyć się może dziwnie...
Celina Nowacka wcale nie paliła się do poznania Jana Zbendy. Ba, mogłaby dalej żyć sobie spokojnie, nie wiedząc o jego istnieniu, gdyby nie to, że dalsi...