Czarująca powieść o miłości, szaleństwie i marzeniu o happy endzie
Pat Peoples wie, że życie nie zawsze idzie zgodnie z planem, ale jest zdeterminowany, by jego wróciło na właściwy tor. Po pobycie w zakładzie psychiatrycznym wprowadza się do rodziców i próbuje żyć zgodnie ze swoją nową filozofią: osiągnąć sprawność fizyczną, być życzliwym i zawsze myśleć pozytywnie. Z całego serca pragnie pojednać się ze swoją żoną Nikki.
Rodzice Pata chcą go chronić przed złymi wiadomościami, by szybciej stanął na nogi. Jednak kiedy zaprzyjaźnia się on z tajemniczą i piękną Tiffany, ukrywanie prawdy przed synem przestaje być takie proste...
Na podstawie bestsellera Matthew Quicka powstał nominowany do ośmiu Oscarów film, w którym główne role zagrali Bradley Cooper i Jennifer Lawrence. W role rodziców Pata wcielili się Robert De Niro i Jacki Weaver.
Jennifer Lawrence za kreację Tiffany otrzymała nagrody Oscara oraz Złotego Globu.
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 2020-11-25
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 312
Tytuł oryginału: The Silver Linings Playbook
Dziwna to była książka. Długo mnie mogłam się w nią wciągnąć, choć Autor pióro ma lekkie. Jednak postawa Pata, jego zachowania (np. nakładanie na siebie worków na śmieci, by szybciej wypocić zbędne kilogramy, obsesyjne trzymanie się wyznaczonego planu treningowego),problemy emocjonalne sprawiły, że jakoś nie miałam do historii aż tyle serca, jak się spodziewałam po zachęcających opiniach innych czytelników. Pat wykształcony młody człowiek (był nauczycielem historii i trenerem) nie radził sobie z agresją i emocjami. Pewnego razu wydarzyło się COŚ, co sprawiło, że trafił do jak, to sam wspominał, „niedobrego miejsca” a z żoną przeżywał okres „rozłąki”. Mimo że wyszedł z ośrodka dla nerwowo chorych, chodził do terapeuty, który pomagał mu oswoić emocje. Cały czas z uporem twierdził, że staje się lepszy, bo dzięki temu jego żona do niego wróci. Pat zamieszkał z rodzicami, którzy borykali się z problemami małżeńskimi. Matka, miła, ciepła kobieta wiecznie się bała, że jak ulubiona drużyna męża przegra mecz, to będzie foch, ciche dni i zamykanie się w gabinecie. Czasem wściekły małżonek mordował też jakiś sprzęt gospodarstwa domowego. Sen z powiek kobiety spędzało również usilnie dążenie do poprawy stosunków między oboma mężczyznami.
Pat na kolacji u swojego najlepszego przyjaciela poznaje Tiffany. Kobieta jest wdową niemogącą się pozbierać po śmierci męża. Straciła pracę, uczęszcza na terapię i jest równie niestabilna emocjonalnie, co nasz główny bohater. Pat na początku jej unika, ale w końcu stwierdza, że będzie miał towarzystwo do biegania i będzie mógł potrenować na niej „bycie miłym”. W końcu obiecał sobie zawsze pozytywnie myśleć. Czy coś połączy tę dwójkę?
Historia w specyficzny, ale ciepły sposób opisuje zmagania dwójki pokiereszowanych przez los ludzi, by dojść do siebie i zacząć żyć od nowa. Bohater wciąż stara się być miłym i uczy się być miłym. Czasem miałam wrażenie, że czytam relację dużego dziecka, ponieważ historia przedstawiana jest przez samego mężczyznę. Pat uważa, że jego życie to film, który w pewnym momencie zakończy się happy endem. Ukazany jest też pewien sposób na radzenie sobie z nadmiarem negatywnym emocji. Aktywność fizyczna takie jak bieganie, serie ćwiczeń w domowej siłowni czy taniec stawia naszych bohaterów troszkę do pionu i pomaga im wrócić do równowagi. Historia skłania do refleksji, bo czasem niezwykle trudno zostawić ciężkie i smutne wydarzenia za sobą i ot tak po prostu iść dalej. Potrzeba do tego siły i motywacji. Taką motywacją mogą być więzi rodzinne, przyjaźń lub miłość.
Minusem książki jest zbyt duża ilość opisywanego sportu. Mecze futbolowe Orłów może i były świetnym przykładem męskiej solidarności, unormowania stosunków z ojcem i zwiększenia poczucia wartości bohatera, jednak dla mnie to w pewnym momencie zaczynało być nużące i miałam ochotę przekartkować. Nie robiłam jednak tego, bo rozdziały były zbyt krótkie i bałam się, że stracę jakieś ważne zdanie. Książka jakoś nie zafascynowała mnie tak jak innych. Nie zachwyciła mnie tak jak, tego po niej oczekiwałam.
Tak po prawdzie nie bardzo wiem jak zacząć. To jedna z niewielu historii, którą pierwej przeczytałam, a dopiero później dopiero obejrzałam film. Mogłam spokojnie trajkotać Kruszynowi nad uszami, że pewne szczegóły były inaczej właśnie w książce. Nie umniejsza to jednak wartości tej opowieści, nadal ona robi na mnie ogromne wrażenie i jest jedną z moich ulubionych, szczególnie, że sięgnęłam po nią dopiero w 2021 roku, a przecież nie jest to historia nowa.
Pata poznajemy kiedy matka odbiera go ze szpitala psychiatrycznego. Zaraz na wstępie miałam taką myśl - „kurka, fajnie, mamy bohatera po przejściach na poważnie” - może to źle brzmi, ale nie wielu bohaterów jest dobrze wykreowanych w tej tematyce, chociaż ja mam o tyle farta, że jednak książki, które trafiają w moje dłonie są niezłe. Ogromne wrażenie na mnie zrobiło samo zaparcie bohatera jak i jego relacje rodzinne. W końcu Autor odwalił kawał doskonałej roboty pokazując świat z perspektywy osoby po leczeniu. A później na drogę Pata stawia babeczkę (chwilami miałam wrażenie, że trochę z piekła rodem), Tiffany, która wprowadzi wiele światła do jego życia. Jednakże to nie takie oczywiste jakby się wydawało.
Całość jest po prostu rewelacyjna. Fabuła jest świetna, postacie są porządnie dopracowane, ze swoimi chorobami, obawami, zachowaniami jak ze śmietnika, ale nie tylko. Wyłam kilka razy jak do księżyca. Pat próbuje funkcjonować, wiele rzeczy robi względem żony, która notabene nie szukała z nim kontaktu jakiś szczególny sposób, a zakończenie mimo wszystko tak mocno mnie wzruszyło, że net teraz wspominając o tym, zalewam się łzami poruszenia.
Ta powieść jest po prostu idealna. Nasycona emocjami, nasycona złymi decyzjami, ale również tymi dobrymi; zaopatrzona w wejście w nowe życie, w odcięcie się od tego co było. Tak bardzo liczyłam na szczęśliwe zakończenie i jest ono najlepsze jakie mogłam sobie wyobrazić. Pomijam fakt, że w jakimś stopniu jest ono otwarte, ale myślę, że gdyby Autor napisał kontynuację – znowu by stworzył fantastyczną książkę robiącą ogromne wrażenie!
http://kaniafrania.blogspot.com/2016/07/mao-pozytywnie-czyli-sow-kilka-o.html
"Poradnik pozytywnego myślenia" to tytuł niezwykle sugestywny. Jeden rzut oka na sympatyczną, filmową okładkę i czytelnik zaczyna wyobrażać sobie nie wiadomo co. Myśli sobie, że ta książka może zmienić jego życie, nauczy go, jak pielęgnować w sobie wiarę w lepszą przyszłość i optymizm nawet w najbardziej kryzysowych sytuacjach, jak myśleć pozytywnie i patrzeć na wszystko z zupełnie nowej perspektywy... Jeden tytuł i ludzie, w zamian za opanowanie umiejętności patrzenia przez różowe okulary, gotowi są pognać do biblioteki czy nawet bez zastanowienia włożyć książkę do swojego koszyka. Na "Poradnik pozytywnego myślenia" łatwo się "nadziać" właśnie dzięki temu pozytywnemu pierwszemu wrażeniu. Potem pozostaje już tylko mimowolne zgrzytanie zębów i wrażenie, że to, co najlepsze w tej książce (czyli tytuł) już za nami.
Jeśli bardzo się czegoś pragnie, zawsze jest nadzieja.
Pat mimo wszystko myśli pozytywnie. Żyje w przeświadczeniu, że jego życie jest tylko filmem, który wkrótce zakończy się happy endem. Co z tego, że opuściła go żona? Co z tego, że właśnie wrócił z zakładu psychiatrycznego, nie panuje nad sobą, a jego relacje z ojcem nie należą do najlepszych? Co z tego, że musi walczyć z niechcianym towarzystwem pięknej Tiffany, a na dodatek prześladuje go piosenka Kenny'ego G.? To wszystko nic. Remedium na wszelkie problemy są setki brzuszków dziennie, wiele przebiegniętych kilometrów, kilka klasyków literatury amerykańskiej, ćwiczenie bycia miłym oraz garść kolorowych pastylek.
Hemingway kłamie.
Pomysł na książkę wydaje się po prostu wymarzony. Po kilku pierwszych stronach czytelnik, wprowadzony do świata Pata, który początkowo wydaje się rozmazany i niejasny, zaczyna czuć wzmagającą się ciekawość. Zastanawia się nad przedstawioną rzeczywistością, próbuje znaleźć odpowiedź na pojawiające się znaki zapytania i z niecierpliwością czeka na dalszy rozwój wypadków. Ale niestety akcja powieści nie za bardzo chce się rozwijać... Raczej wlecze się powoli, skupia na mało znaczących szczegółach i rozwleka w nieskończoność to, co właściwie nic nie wnosi do fabuły (zdecydowanie za dużo miejsca poświęcono meczom futbolu i obszernym opisom sytuacji drużyny Orłów). W końcu nie wiadomo już, czy kontynuować lekturę, czy po prostu dać sobie z tym wszystkim spokój. Pobudzona ciekawość zaczyna przechodzić w rozdrażnienie aż w końcu na polu bitwy pozostaje tylko znudzenie i towarzyszące mu pytanie: "O co właściwie w tej książce chodzi?".
Może rzecz miałaby się zupełnie inaczej, gdyby nie fakt, że "Poradnik pozytywnego myślenie" jest debiutem Matthew Quicka (chociaż bywają przecież debiuty dobre czy nawet rewelacyjne). Książka napisana jest językiem zbyt prostym, by czytanie sprawiało prawdziwą przyjemność. Relacja wydarzeń sprawia wrażenie, jakby wyszła spod ręki przedszkolaka, choć być może jest to stylizacja na tok myślenia mężczyzny po przejściach, który, wobec pobytu w szpitalu psychiatrycznym, cofnął się w rozwoju. Mimo wszystko podążanie za tymi nieskomplikowanymi komunikatami wcale nie sprzyja lekturze, lecz raczej jest zajęciem niezwykle nużącym i żmudnym.
Bohaterowie powieści wydają się szarzy i mało interesujący. Żadna z postaci nie jest w stanie na dłużej przykuć uwagi. W rezultacie "Poradnik pozytywnego myślenia" wydaje być się dziełem wymuszonym, nijakim, bez polotu. Książką, która nic do życia nie wnosi, nie mówiąc już o spodziewanych przemianach. Książką, której równie dobrze można nie przeczytać wcale.
O czym jest ,,Poradnik pozytywnego myślenia”? O nadziei. O nadziei, która czasem zwodzi na manowce, o nadziei, która pozwala dotrzeć do kolejnego dnia i w końcu o tej nadziei, która gasi światło i wychodzi ostatnia. Okazuje się, moi drodzy, że odmian nadziei jest wiele. Najlepiej wie o tym Pat, główny bohater książki ,,Poradnik pozytywnego myślenia”. Po pobycie w ,,niedobrym miejscu” chce on odzyskać swoje dawne życie, z ukochaną żoną Nikki na czele. Jednak przewrotny los postanawia wcielić się w sabotażystę i układa własny plan dla Pata. Co z tego wyniknie? Chyba raczej: kto…
,,Poradnik pozytywnego myślenia” może nie jest wybitną powieścią, ale mnie zauroczył. To połączenie niebanalnej historii z równie ciekawymi bohaterami. Nie spodziewałam się, że można połączyć w taki sposób wątki choroby psychicznej i romansu, by uniknąć zarówno poważnej, depresyjnej atmosfery, jak i lekceważącej i płytkiej historyjki. Matthew Quick znalazł złoty środek i w bardzo przystępny sposób opisał relację osób skrzywdzonych przez los, które wbrew wszystkiemu czerpią z życia ile się tylko da. Tytuł to nie są czcze przechwałki – tylu metod na radzenie sobie z negatywnymi myślami chyba nie widziałam jeszcze w żadnej książce. Czytając powieść, można odnieść wrażenie, że narrator jest bardzo wrażliwym ,,dużym dzieckiem”. Nie rozumie wielu mechanizmów rządzących światem i relacjami międzyludzkimi, każde smutne wydarzenie przeżywa jak katastrofę, a jego orężem w walce z trudną codziennością jest zbiór prostych zasadach. Pat pojmuje świat ,,po swojemu”, co wcale nie przeszkadza mu w byciu przesympatycznym facetem oddanym rodzinie ponad życie, który zwraca uwagę na rzeczy, jakie umykają zdecydowanej większości zabieganych ,,zwykłych” dorosłych. Choroba wyostrzyła w nim wrażliwość na drugiego człowieka, choć czasem jego przejmowanie się przyjmuje karykaturalne formy. Z Tiffany sprawa ma się zupełnie inaczej. Dla postronnego obserwatora Tiff ma niezły tupet i cięty język. Jej sposoby na ukojenie bólu po stracie ukochanej osoby narażają ją na ostracyzm środowiska. Pewnie nie raz była nazywana dziwaczką. Spotkanie z nią to dla Pata szok. Niewybredne propozycje i pokręcone myślenie to dla poczciwego mężczyzny czasem zbyt wiele. Tiffany to dobry dowód na to, że pozory najczęściej mylą. W miarę rozwoju jej znajomości z Patem, czytelnik poznaje historię kobiety i na nowo musi układać sobie opinię o niej. Według mnie autor spisał się na medal w kreowaniu psychiki i zachowań Pata i Tiffany. Oprócz tego, że to fantastyczny duet i istna mieszanka wybuchowa, to na dodatek są to wielowymiarowe i barwne postacie, które nie są definiowane przez pisarza wyłącznie przez pryzmat choroby. Mają swoje pragnienia i marzenia, dziwactwa i nawyki. Dużą uwagę poświęca się ich hobby oraz relacjom międzyludzkim. W przypadku zainteresowań Pata, sport urósł do rozmiarów kolejnego bohatera powieści oraz spoiwa łączącego go z rodziną. Matthew Quick postawił przed czytelnikiem zadanie: ,,patrz i obserwuj ich codzienność”. Pozostali, czyli rodzina i przyjaciele głównych bohaterów, reprezentują różne postawy w związku z chorobą bliskiego. Ten przekrój zachowań jest może nieco spłycony, ale dobrze sygnalizuje uprzedzenia i problemy, jakie często dotykały Pata i Tiffany. Pamiętna scena na plaży wraz z małą Emily jest flagowym przykładem na to, że zdrowe osoby często nie mają pojęcia, jak powinny zachowywać się w towarzystwie chorego. Książka jest również zbiorem spoilerów, bo Pat streszcza czytelnikowi każdą przeczytaną lekturę, dlatego bądźcie czujni, jeśli jest jakaś powieść z kanonu literatury angielskiej, której nie czytaliście a macie zamiar, bo Pat bezlitośnie wam o niej opowie, włącznie z zakończeniem Film na podstawie książki był szeroko omawiany, choćby z powodu oscarowych nominacji.
Historia ,,dwojga do poprawki” podbiła serca widzów na całym świecie. Nic w tym dziwnego; w końcu było nam dane ujrzeć, że historie miłosne to nie tylko domeny pięknych kobiet z talią osy i nogami do nieba oraz bogatych biznesmenów, których jedynym problemem jest brak problemu. Jak już przy ekranizacji jesteśmy, to zazwyczaj pojawia się pytanie: co jest lepsze, film czy książka? Tutaj nie umiem na to jednoznacznie odpowiedzieć, choć po cichu przyznam, że film nieco mocniej wkradł się do mojego serducha. O ile powieść kręci się w dużej mierze wokół Pata i jego zmagań, o tyle wersja filmowa stawia na pierwszym planie relację Pat – Tiffany. Moim zdaniem, książka lepiej oddaje stan Pata, widać skalę problemów, z jakimi się borykał, jego odmienne postrzeganie świata oraz (nie)zrozumienie otoczenia. Film ułagodził nieco ten obraz i rozłożył ciężar zainteresowania na większą ilość bohaterów. To ciągle ta sama historia, tyle że opowiedziana z różnych perspektyw i według mnie są one swoimi uzupełnieniami. Polecam ,,Poradnik pozytywnego myślenia” w wersji książkowej i filmowej. Nieważne pod jaką postacią, ta historia naprawdę podnosi na duchu.
Już jakiś czas temu Świat, a ostatnio i Polskę, ogarnął szał Poradnika pozytywnego myślenia, który za sprawą Davida O. Russella trafił na ekrany kin. Niezaprzeczalnie aktorzy bardzo dobrze odegrali powierzone im role. Według mnie dużo lepiej spisał się Bradley Cooper, który odgrywał Pata Solitano, niż Jennifer Lawrence grająca Tiffany. Całość idealnie spajali Robert De Niro i Jacki Weaver, którzy wcielili się w rodziców Pata. Jeśli idzie o szczerość, to, moim skromnym zdaniem, właśnie oni stworzyli klimat tego filmu. Osobiście jakoś wybitnie nie przepadam za filmami, które powstają na podstawie powieści. Zwykle bardzo odbiegają one od rzeczywistości wykreowanej w książce, przez co zatraca się sens całej historii. Oczywiście zdarza się, że film dorównuje powieści, według mnie nie zdarza się to jednak zbyt często. Słyszałam również o ekranizacjach górujących nad literackimi pierwowzorami, tylko jakoś nie miałam przyjemności się z takowymi zetknąć. Aż do teraz. Wyjątkowo, już po obejrzeniu Poradnika pozytywnego myślenia, trafiła mi się okazja otrzymania powieści do recenzji. Jak się można domyśleć nie wahałam się ani chwili i wkrótce trzymałam ją w ręce. Niezwłocznie zabrałam się za lekturę i... niestety, książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak film, choć jeśli idzie o szczerość to i on nie powalił mnie na łopatki. Może nie powinnam najpierw oglądać ekranizacji? Czasami jednak trudno tego nie robić, skoro film pojawia się w kinie, a książka do księgarń trafia kilka tygodni czy miesięcy później. Jednak ten tekst nie o filmie (a przynajmniej nie tylko), a o powieści ma być, więc chyba najwyższy czas przejść do rzeczy.
Pat Solitano jest... delikatnie mówiąc zakręcony. Obsesyjny, kompulsywny, ba, nawet szalony. A to i tak mało powiedziane. Ostatnie kilka miesięcy (a może lat?) spędził w bardzo, bardzo złym miejscu. Sam z siebie nigdy by się nie zdecydował na przebywanie w odosobnieniu, nie miał jednak zbyt dużego pola do manewru, bo...nie, nie. Tego Wam nie zdradzę. W końcu nadchodzi odpowiedni czas i matka odbiera Pata z tego strasznego miejsca. Nie da się jednak ukryć, że martwi się o syna i nie ma pewności, że dobrze robi. Sąd jednak wypowiedział się pozytywnie o jego zwolnieniu, więc znalazła mu lekarza, przygotowała dom na jego przybycie... Nic złego zatem nie może się wydarzyć. Patrick spokojnie będzie dochodził do siebie, w końcu znajdzie pracę, mieszkanie. Może nawet ponownie się zakocha. Kiedyś ten dołek psychiczny, w który wpadł, musi się w końcu skończyć. Prawda? Tylko, czy Pat chce takiego zakończenia? Czy jego marzeniem jest rozpoczęcie życia na nowo, w nowym miejscu, z nowymi ludźmi dookoła siebie? Niestety nie. Dolores dowiaduje się tego już w drodze do domu, gdy Pat po raz kolejny przedstawia jej plan odzyskania żony. Przecież Nikki obiecała mu, że jeśli dojdzie do siebie to do niego wróci. Przecież nie było go tylko kilka miesięcy i ten niewielki "czas rozłąki", dzięki jego wytrwałości i sile pozytywnego myślenia wkrótce dobiegnie końca i zostanie zapomniany. Ćwiczy całymi dniami, by dobrze wyglądać dla żony. Wieczorami czyta jej ulubione powieści, by w towarzystwie jej znajomych zabłysnąć odpowiednimi, ciekawymi i inspirującymi cytatami. Gdy tylko może, biega, oczywiście w worku na śmieci, by bardziej się pocić, a co za tym idzie, więcej schudnąć. Wszystko z myślą o żonie, wszystko by ją odzyskać. Te jego poczynania nie na wiele się jednak zdają, bo z powodu zakazu zbliżania się do małżonki, Pat nie może pokazać jej rezultatów swoich poczynań. Wszystko jednak ulega zmianie, gdy poznaje Tiffany. Jak skończy się ta historia? Gdzie zaprowadzi Pata pozytywne myślenie? Jaką rolę odegra w jego życiu nowo poznana kobieta? By się tego dowiedzieć należy sięgnąć po powieść... albo pójść na łatwiznę i zobaczyć film :).
Na tym etapie mojej krótkiej wypowiedzi na temat Poradnika pozytywnego myślenia powinna znaleźć się analiza (jeśli nie gruntowna to choć pobieżna) samej powieści. Z nią mam jednak największy problem, bo trudno mi tę książkę jednoznacznie określić. Zdecydowanie nie jest ona poradnikiem (na co wskazywać może jakże mylący tytuł). Nie znajdziecie w niej zbioru reguł, którymi należy się kierować, by być wiecznie szczęśliwym i odnosić zawodowe i życiowe sukcesy. Na pewno jednak dowiecie się z tej powieści, jak jeden, nieco zwariowany facet, próbował osiągnąć obrany przez siebie cel. Poznacie jego szaloną rodzinkę i jeszcze bardziej zwariowanych znajomych. Cała historia jest więc ciekawa, nietypowa i zabawna. Nie znalazłam jednak w niej pierwiastka, który sprawiłby, że mogłabym się nią zachwycić. Jak dla mnie jest to kolejna, ciekawa ale nie nadzwyczajna pozycja na rynku wydawniczym. Niezupełnie więc rozumiem, czemu akurat ją David O. Russell postanowił sfilmować. Gdybym to ja mogła zdecydować, zekranizowałabym pewnie kilka innych powieści, o których większość reżyserów na świecie nawet nie ma pojęcia. Nie zmienia to jednak faktu, że tak jak warto było zobaczyć film, tak samo interesującym przeżyciem było dla mnie przeczytanie Poradnika pozytywnego myślenia. Choć nie są to wybitne dzieła, to warto się z nimi zapoznać, do czego zachęcam.
Witajcie w Bellmont, gdzie rządzą czarne gangi i irlandzka mafia, i gdzie mieszka Finley. Jego dziadek nie ma obu nóg, ojciec pracuje na nocną zmianę...
Leonard Peacock kończy osiemnaście lat. Z tej okazji szykuje prezenty dla przyjaciół, goli głowę na łyso i zabiera do szkoły pistolet… Tego dnia...