W TRÓJKĄCIE BESKIDZKIM
Mroczne powieści pełne zbrodni i tajemnic
wywodzących się z ciemnej strony ludzkiej natury.
Dwudziestoletnia Beata Szymanowska, nazywana zdrobniale Tulą, przypadkowo otwiera wiadomość adresowaną do swojej matki i dowiaduje się, że ta jest szantażowana. Dziewczyna nie wie, jakie informacje mógłby ujawnić prześladowca, jednak nie zamierza się z tym godzić i postanawia włączyć się do akcji. W imieniu matki umawia się z mężczyzną na spotkanie, jednak po przybyciu na miejsce odkrywa, że szantażysta został zamordowany.
Aspirant Mirosław Ostaniec z zapałem zabiera się do rozwiązywania swojej pierwszej sprawy, łącząc siły z komendantem Konradem Procnerem. Tymczasem Tula dochodzi do własnych wniosków - dobrze zna osobę, której mogło zależeć na ,,uciszeniu" szantażysty. Postanawia za wszelką cenę chronić matkę, mimo że ta zachowuje się coraz dziwniej...
Inteligentna lektura! Błyskotliwe dialogi, zaskakująca fabuła, złośliwie dowcipne bohaterki, ani dobre, ani złe. Popielate.
Cała Hanna Greń.
Agnieszka Lis, pisarka
Mylne tropy, szalona akcja, narastające napięcie. Psychologicznie wiarygodna zagadka i mocne wątki obyczajowe. Przy okazji dowiecie się też, jak los potrafi zakpić sobie z człowieka i wciągnąć go - nieświadomego zagrożeń - do mrocznego świata zbrodni. Czy ujawnienie tajemnicy z przeszłości pomoże w zidentyfikowaniu mordercy? Polecam.
Anna Klejzerowicz, pisarka
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2018-09-18
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 368
Jak to w życiu bywa, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy (zwykle zbyt szybko) i tak też jest z powieścią Hanny Greń Popielate laleczki, bo jest to piąty i zarazem ostatni tom Wiślańskiego cyklu (W Trójkącie Beskidzkim). I muszę przyznać, iż po skończeniu czuję pewien żal i niedosyt, że już nie będzie mi dane obcować z bohaterami, bo zwyczajnie się z nimi polubiłam. Wraz z nimi przeżywałam wzloty i upadki, zawody i radości, dlatego będę tęsknić. Jedynym pocieszeniem jest to, że autorka już wkrótce wyda nowy cykl – miałam okazję przeczytać pierwszy tom pt. Mam chusteczkę haftowaną, i muszę przyznać, że nowi bohaterowie, choć nie zastąpią Procnerów, to da się z nimi zżyć.
„(…) wprawdzie uwielbia swoją żonę, ale nawet największe uwielbienie ma swoje granice”.
Uważam, że plusem we wszystkich powieściach z Wiślańskiego cyklu jest fakt, iż w każdej tak naprawdę znajdziemy odrębną historię, dlatego można je potraktować jako niezależne książki A jedyne co może nieco przeszkadzać to nieznajomość niektórych wątków z życia prywatnego bohaterów z poprzednich tomów. Mimo wszystko namawiam do sięgnięcia po książki w odpowiedniej kolejności. :)
„(…) wystarczy raz wejść na drogę przestępstwa, by wszelkie zasady przestały mieć znaczenie”.
Choć to kryminał, w którym obserwujemy skrupulatnie poprowadzone śledztwo, to obok pojawia się wątek obyczajowy – przyglądamy się życiu prywatnemu głównych bohaterów. Niemniej autorka świetnie dawkuje informacje w każdym wątku i umiejętnie je przeplata, dlatego dzięki temu, czytelnik oprócz śledzenia postępów w śledztwie, może bardziej zbliżyć się do bohaterów i głębiej ich poznać. Nie ma tutaj miejsca na nudę, bo ciągle coś się dzieje, czy to w pracy policjantów, czy w ich życiu prywatnym.
Autorka znakomicie wykreowała sylwetki postaci, stawiając przed nami bohaterów z krwi i kości, którzy równie dobrze mogą mieszkać, gdzieś w pobliżu nas. Nie są perfekcyjni ani z wyglądu, ani z charakteru, ale prawie każdy/a znajduje swoją drugą połówkę pomarańczy i to dla niej/niego jest całym światem i ideałem w każdym calu. Tak, jak w życiu.
Czytanie książek z Wiślańskiego cyklu było dla mnie czystą przyjemnością. Są nieprzewidywalne, ale przy tym wiernie odzwierciedlają realia pracy w policji, dostarczają wielu emocji, dlatego czyta się je z wypiekami na twarzy od początku do samego końca. Autorka potrafi zaciekawić czytelnika misternie uknutą zagadką kryminalną, przy tym doskonale prowadzi śledztwo, umiejętnie buduje napięcie, skutecznie podrzuca fałszywe dowody i myli tropy, a na końcu jak zwykle zaskakuje. Do tego tworzy interesujące i dynamiczne dialogi, w których mogą pojawić się humor i wzajemne docinki bohaterów.
Jestem pewna, że książka spodoba się wszystkim wielbicielom zagadek kryminalnych. Dajcie się wciągnąć w tę intrygę. Jednakże polecam nie tylko lekturę Popielatych laleczek, ale całego cyklu. Warto sięgnąć!
Kiedy sięgam po powieści Hanny Greń jestem więcej jak pewna, iż dostarczą mi one wielu emocji. Co jak co, ale autorka umiejętnie potrafi zaciekawić oraz zaintrygować swojego czytelnika. Tym razem nie mogło być inaczej. Wprost nie mogłam oderwać się od książki.
„ – Musiało minąć wiele lat, żeby do mnie dotarło, że cierpień nie można dzielić na mniej czy bardziej ważne, bo każde z nich w jakimś stopniu okalecza.”
Beata Szymanowska to młoda kobieta, która pracuje jako fryzjerka. Wiedzie spokojne życie do czasu, aż niechcący czyta wiadomość zaadresowaną do swojej matki Astridy. Od tego czasu, jej życie kompletnie wywraca się do góry nogami. Ze wszystkich sił pragnie ochronić matkę przed szantażystami, jednak mimo to, zawsze znajduje ich martwych. Kto zatem stoi za dokonywanymi morderstwami? Czy odpowiednim osobom uda się złapać winnego?
W ostatnim tomie kryminalnego cyklu pojawia się dość sporo bohaterów. Niektórzy czytelnicy mogą mieć lekki zamęt w związku z tym, aby połapać o kogo chodzi, mnie osobiście to nie przeszkadzało. Każdy z tych bohaterów został wykreowany na miarę swojej roli. Nie ma tutaj postaci, które mogłyby okazać się mało wiarygodne. Hanna Greń doskonale wie co robi, stawiając przed nami bohaterów z krwi i kości. Jednych polubimy bardziej, drudzy będą nas irytować, a mimo to, ich kreacja nie utraci na wartości. Dobrze skonstruowana fabuła, ciekawe dialogi oraz nieprzewidywalność wciągną nas w swoją wartką akcję i nim się zorientujemy dobrniemy do ostatniej strony, a w sercu pojawi się leciutki żal, że to już koniec.
„ – Szanse są zawsze. To od ludzi zależy, czy je wykorzystają.”
Jeśli lubicie postacie, które cechują się niezwykłą odwagą, determinacją i takich, którzy nie baczą na własne niebezpieczeństwo w obronie własnej rodziny, to pokochacie Tulę. Kiedy tylko dowiedziała się, iż jej matce grozi szantażysta bez chwili wahania postanowiła przejąć całą akcję w swoje ręce. A czy wy w normalnym życiu postąpilibyście tak samo jak i ona? Czy zrobilibyście wszystko, by ochronić waszych bliskich?
Tula chciała działać, choć nie było jej to widocznie pisane. Niemniej dzięki wydarzeniom w swoim życiu, poznała też i swoją przyszłą miłość. Tutaj autorka również nie oszczędziła im spokojnego bytu, troszkę mieszając w ich życiu. Zobaczycie do czego może zaprowadzić m.in. brak zaufania w związku małżeńskim i chwilowe zaćmienie umysłu.
„Burza przeszła bokiem, podobnie jak chmury, które po zrzuceniu na ziemię kilku zaledwie kropli deszczu ustąpiły pola słońcu. Dla siedzących na piasku dwojga ludzi ta nagła zmiana nie miała jednak znaczenia. Oni musieli opanować znacznie groźniejszą burzę. Tu piorunami były słowa, a błyskawicami spojrzenia.”
Całą powieść uważam za świetnie napisany kryminał. Autorka posługuje się niezwykle lekkim i przyjemnym językiem, co sprawia iż czytanie jej twórczości jest przyjemnością. W tej książce ciągle coś się dzieje, nie mamy ani chwili odpoczynku, bo zżerająca nas ciekawość sprawia, iż czytamy na jednym wdechu.
Popielate laleczki to powieść, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Interesująca fabuła, nietuzinkowi bohaterowie oraz chwile grozy pozwolą oderwać nam się od rzeczywistego świata na parę godzin. Polecam.
Wiecie co jest najgorsze w cyklach książek? To, że za szybko się kończą. Dosłownie. Człowiek na dobre zadomowi się w świecie bohaterów, w rzeczywistości, którą stworzyła autorka, a tu nagle trzeba się ze wszystkim na dobre pożegnać. I to jest trudne, bo w tym wykreowanym świecie chciałoby się wciąż przebywać bez końca.
Beata Szymanowska zwana przez wszystkich Tulą, w różnych odstępach czasu przypadkowo odnajduje zwłoki kilku osób. Policyjni śledczy starają się rozwikłać zagadkę tych wszystkich zbrodni. Czy Tula rzeczywiście ma życiowego pecha, że na swojej drodze spotyka zwłoki, czy może jest z nimi w jakiś sposób uwikłana?
Za, co kocham twórczość Hani? Za poczucie humoru, za łączenie wątków kryminalnych z obyczajowymi, za barwnych, żywych bohaterów i za to, że nigdy nie wiadomo, kto jest potencjalnym mordercą. Zawsze próbowałam to odgadnąć, już myślałam, że odpowiedź mam na wyciągnięcie ręki, że już mam oprawcę w garści, aż tu nagle autorka zmienia wydarzenia i wszystko leci jak domek z kart. Nieźle wodzi za nos, podrzuca mylne tropy i do samego końca nie odkrywa wszystkich asów z rękawa. Do tego podnosi ciśnienie, akcja nabiera szybkiego tempa, nie sposób oderwać się od lektury do samego końca.
Podoba mi się w książkach Hani to, że pisze lekkim, prostym z dozą humoru językiem. Dobrze pochłania się jej lekturę, nic nigdy nie zgrzyta w wydarzeniach, fabuła ma ręce i nogi, każda historia bohatera zawsze zostaje opisana i nie ma takiego zdziwienia, że ktoś wyskoczył nam jak królik z kapelusza, bo wcześniej nic o nim nie było słychać. Są emocje, akcja, która często zaskakuje, zadziwia. A oprócz trupów, krwi i policyjnego śledztwa znaleźć można w książce to ile ktoś jest w stanie zrobić, by ochronić swoją rodzinę przed cierpieniem, jak podejrzenia sprawiają fizyczny ból i ile jesteśmy w stanie poświęcić, by przeszłość nie zaważyła na teraźniejszość. Również autorka skupiła się na pięknej więzi matki z córką, jak jedna i druga stara się ochronić siebie nawzajem.
Bohaterzy są prawdziwi, popełniają błędy, mylą się, są tacy jak my. Z przyjemnością obserwowałam ich poczynania, razem z nimi przeżywałam wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce, razem z nimi przeprowadzałam policyjne śledztwo i sama starałam się odgadnąć, kto jest mordercą, jaki ma motyw i co nim kieruje. Na pewno nie raz będę powracać do wiślańskiego cyklu, bo bez Konrada, Marcina, Petry i wielu innych nic już nie będzie takie samo. Gorąco polecam.
Astrida jest fryzjerką, z własnym salonem, długo pracowała na swój sukces. Nie miała łatwego startu, bo pochodziła z patologicznej rodziny. Teraz ma męża i córkę oraz własny biznes. Ale ma też pewien sekret z przeszłości. Pewnego dnia jej córka Tuła dowiaduje się, że jej matka jest szantażowana przez sprawę sprzed 20 lat. Wciela w życie swój plan.
Ma miejsce pierwsze zabójstwo. Potem kolejne. A z każdym łączy się osoba Tuli. Ale też inne bohaterki przez błędną decyzję z fatalnym finałem przegrały całą swoją przyszłość. Ktoś popełnia zbrodnie z emocjonalnych przesłanek.
„Popielate laleczki” to kryminał rozgrywający się na przestrzeni lat (co ma swoje plusy i minusy), o błędnych decyzjach, traumatycznych wydarzeniach, sekretach, by chronić bliskich. Intrygująca lektura. Polecam.
OCENA 5+/6
Akcja utrzymana na odpowiednim poziomie, cały czas trzyma w napięciu. Niestety zbyt przekombinowana. Co za nieoczekiwany zbieg okoliczności, główni bohaterowie odkrywają, że ich matki mają mroczną przeszość. Nie lubię gdy akcja oderwana jest od realii. Bohaterowie pozytywni, daja się lubić. Dialogi ciekawe, pełne humoru i ironii. Zakończenie nieprzewidywalne, mordercą okazuje się osoba o której wcześniej autorka prawie nic nie wspominała. Na nic się zdały wczesniejsze typowania.
Bardzo dobrze czyta mi się książki Hanny Greń. Ta część bardziej przypomina mi obyczajówkę z elementami kryminału ale w niczym to nie przeszkadza. Lubię styl autorki zabarwiony odrobiną sarkazmu i ironii, ciekawe dialogi i wyrazistych bohaterów. Pomysł na fabułę jak zwykle ciekawie rozwinięty chociaż znany od lat i zupełnie nieprzewidywalne zakończenie. Żałuję, że to ostatnia część cyklu. Zatem pozostaje mi sięgnięcie po inne pozycje Pani Greń.
Popielate laleczki to kolejna część z cyklu „W trójkącie beskidzkim”, czyli kryminał policyjny, którego fabuła umiejscowiona została współcześnie, gdzieś między Bielską Białą, Wisłą i innymi sąsiadującymi miejscowościami.
Tula jest młodą dziewczyną, pracującą jako fryzjerka w zakładzie swojej mamy. Pewnego dnia Asta – mama Tuli, odbiera wiadomość na służbowej poczcie i od razu widać, że nie jest to kolejne zapisanie się klientki na wizytę w salonie. Ciekawość zmusza dziewczynę do sprawdzenia kto napisał do jej mamy i co napisał, że kobieta w jednej sekundzie posmutniała, a z jej oczu zaczął zionąć strach. Nadawcą wiadomości okazał się szantażysta, który postanowił wyciągnąć od właścicielki salonu fryzjerskiego sporą sumę pieniędzy szantażując ją zdjęciami z przeszłości. Dziewczyna postanawia wziąć sprawę w swoje ręce i udaje się na miejsce wyznaczone przez mężczyznę. Jak wielkim staje się dla niej zdziwieniem fakt, że odnajduje go, ale… z poderżniętym gardłem. Po kilku latach sytuacja powtarza się. Znów do jej matki pisze kolejny szantażysta i kolejny raz Tula znajduje jego zakrwawione ciało. Wszystko wskazuje na to, że mordercą mężczyzn może być jej matka. Czy Asta byłaby zdolna do zamordowania z zimną krwią mężczyzn, którzy niegdyś bardzo ją skrzywdzili? Czy Tula jest w stanie uwierzyć w winę matki? I czy policja dojdzie wreszcie do tego, kto postanowił wyręczyć organy sprawiedliwości mordując kilka osób za winy z przeszłości?
Muszę przyznać, że cykl „W trójkącie beskidzkim” wciągnął mnie do tego stopnia, że kiedy tylko trafia w moje ręce kolejna książka, wszystko inne idzie w odstawkę.
Powieść ta jest wprawdzie częścią cyklu, ale każdą z tych książek można czytać oddzielnie, ponieważ każda ma inną fabułę, chociaż wielu bohaterów jest tych samych. Nie twierdzę, żeby zacząć od pierwszej lepszej, a wręcz zachęcam do sięgnięcia po tę pierwszą z cyklu, ponieważ tam poznajemy głównych bohaterów. Autorka jednak tak zwinnie wprowadza czytelnika w przeszłość towarzyszących fabule osób, że bardzo łatwo można wiele wątków z tej przeszłości poznać czy domyśleć się.
Muszę przyznać, że autorka pisze, bardzo malowniczo działając na wyobraźnię czytelnika. A wplatając w tę zaskakująca momentami fabułę błyskotliwe dialogi, oraz bardzo ciekawe osobowościowo postacie to czegóż chcieć więcej.
(…) Na początku ulicy nie zobaczyła nikogo, tylko jeszcze gęstniejącą mgłę ograniczającą widoczność. Stojąca w rogu latarnia była martwa, podobnie jak mężczyzna, którego Tula dostrzegła chwilę później. Leżał na chodniku tuż poniżej skrzyżowania, a gdy z okrzykiem przerażenia doń dobiegła, w świetle komórki, której jednak zdecydowała się użyć, zauważyła kałuże krwi i szeroko rozwarte, niewidzące oczy. (…)
Mnie zachwyciła od samego początku postać kobiety – Petry, żony jednego z policjantów. Petra jest osobą nietypową, z wyjątkowo działającą intuicją i psychologiczną wręcz spostrzegawczością, która płynnie i sprytnie potrafi zasugerować doświadczonemu policjantowi, w którą stronę ma skierować prowadzone śledztwo.
(…) - Tak myślałam. Ja bym to zrobiła inaczej. – Zachichotała na widok miny męża. – To jest twoje śledztwo i sam wiesz, co masz robić. Ale moim zdaniem szukanie dowodów Klimasa to strata czasu.(…)
Oprócz wątku kryminalnego, mamy również kilka wątków obyczajowych, a także miłosnych, z których jeden bardzo mnie wzruszył. Dotyczy on losów młodej dziewczyny pochodzącej z patologicznej rodziny, która w obliczu zbliżającej się tragedii zdecydowała się na związek z dużo starszym od siebie mężczyzną. Niby nie ma w tym nic dziwnego, ale dla mnie taki wątek czystej miłości to coś pięknego. O tym, że prawdziwa miłość jest w stanie pokonać najgorsze, bo i traumy i strach i obojętność, może się przekonać niewielu.
(…) – A co tu jest do rozumienia? – burknął. – Kochałem cię. A skoro do wyboru było mieć cię wraz z dzieckiem albo nie mieć wcale, wybrałem to pierwsze. I nigdy nie żałowałem. Dla mnie Tula jest moją córką, a nie któregoś z tamtych. (…)
Przyznam również, że zaskoczył mnie w tej książce skonstruowany przebieg śledztwa, w wyniku którego, morderca prawie podany jak na tacy, okazuje się niewinną osobą.
(…) Nie odpowiedział, w jego głowie bowiem już od dawna paliła się czerwona lampka. Właściwie zamigotała zaraz w chwili, gdy pierwszy raz ujrzał (…), a później, gdy kobieta sięgnęła po ołówek, lampka rozjarzyła się jasnym światłem. (…) była leworęczna, tymczasem sekcja wykazała, że w każdym przypadku zabójca posługiwał się prawą ręką. (…) Prawdziwy zabójca dalej był na wolności.(…)
Ale taka jest cała fabuła tego kryminału. Błędne tropy, wartka akcja i dozowane małymi dawkami narastające napięcie. Kiedy sięgasz po książkę i już po przeczytaniu pierwszych stron wiesz, że trudno ci będzie oderwać się od niej, to wiadomo, że chodzi o dobrą lekturę.
Polecam te powieść nie tylko czytelnikom preferującym kryminały, myślę że wielu znajdzie w niej coś dla siebie, bowiem różne wątki przeplatające się, nie pozwolą na nudę. Mamy tutaj wątek sensacyjny, odrobinę thrillera, wątek miłosny i psychologiczny, czyli… dla każdego coś miłego.
https://czytamdlaprzyjemnosci.blogspot.com/2019/02/16-popielate-laleczki-hanna-gren.html
(...)Fabuła porwała mnie od pierwszych stron. Tajemnicze anonimy z szantażem, które otrzymywała Astrida oraz ginący mężczyźni, którym ktoś podcina gardło, brzmi makabrycznie dla czytelnika, ale co ma na to powiedzieć Tula, która znajduje denatów? Pani Hanna i tym razem wyprowadziła mnie na manowce. Już wydawało mi się, że wiem kto jest mordercą i dziwiłam się, że tyle stron pozostało jeszcze do zakończenia książki. Jednak przewrotność losu i nieoczekiwane nowe dowody, sprawiły że zakończenie książki pokazało, iż jestem w wielkim błędzie. Dużo poszlak, mylnych tropów spowodowało, że źle wytypowałam sprawcę. Całe szczęście, że nie jestem śledczym, bo marny byłby los prowadzonych przeze mnie śledztw. Przyznaję, że wątek kryminalny wciągnął mnie i musiałam książkę doczytać do końca, gdyż nie dawała mi spokoju nie rozwiązana sprawa.
Oprócz śledzenia postępów śledztwa, mogłam przyjrzeć się życiu prywatnemu policjantów. Z uwagi na mocno zarysowany wątek obyczajowy, miałam możliwość dostrzeżenia w policjantach zwykłych ludzi, którzy tak jak my mają swoje troski i radości. Nie zawsze ich życie jest usłane różami.
Warto też zwrócić uwagę na sprawę tajemnic, niedomówień, które potrafią w najmniej oczekiwanym momencie wypłynąć na światło dzienne i uderzyć ze zdwojoną siłą w osobę, której dotyczą i jej najbliższych. Sprawy nie zamknięte i niewyjaśnione potrafią się mścić, o czym przekonała się Astrida, matka Tuli. Brak szczerej rozmowy z mężem po tragicznym wydarzeniu, którego była ofiarą, sprawił że dała się zastraszyć szantażyście. Autorka ponownie zwraca naszą uwagę na szczerą rozmowę, która potrafi uchronić nas od niepotrzebnych kłopotów. W tym miejscu nasuwa się pytanie - co jesteśmy w stanie zrobić, by uchronić swoich najbliższych przed złem, które nas otacza. No to pytanie znajdziecie odpowiedź w książce.
(...)
Sprzedałem jej sen. Cudowny, wieczny sen. Przedtem grzeszyła, teraz śpi szczęśliwa. Odkupienie poprzez cierpienie, sen przez śmierć. Sprzedawca Snów jest...
Wilki zniknęły tak nagle, jakby rozwiały się w powietrzu, i gdyby nie ślady łap, wyraźnie widoczne na gładkiej powierzchni śniegu, gotowa by uznać ich...
Przeczytane:2018-10-02, Ocena: 4, Przeczytałam,
„Popielate laleczki” to piąty tom z cyklu „W trójkącie Beskidzkim”, ale dla mnie pierwszy, z którym miałam do czynienia. Poszczególne tomy łączą się tylko występującymi w nich bohaterami, tak więc nie ma problemu, żeby czytać te powieści osobno.
Od samego początku dałam się wciągnąć w kryminalną grę, która rozgrywa się w książce. Śledztwo toczy się powoli, zbieranie tropów, kojarzenie faktów, ludzi i miejsc, to zawsze żmudna i ciężka praca. Niekiedy ktoś nawali i to, co powinno być priorytetem, to co może służyć jako łącznik, zostaje pominięte, nieprzekazane. Do tego dochodzi motyw który, choć nie jest od początku oczywisty, to jednak mniej więcej można domyślać się, o co chodzi. Przynajmniej czytelnik może, bo zna więcej faktów. Jednak sprawca? No cóż, do końca myślałam, że wiem, kto stoi za zabójstwem, jednak mój typ okazał się niewinny. Kto w takim razie zabił?
Poza wątkiem kryminalnym Hanna Greń pokazała zmieniające się relacje międzyludzkie, zarówno w aspekcie rodzicielskim, jak i małżeńskim. To jak wydarzenia, które po latach „wypływają” na światło dzienne mogą zburzyć, teoretycznie nienaruszalną więź. Jak bardzo podejrzenia mogą ranić. Jednak przede wszystkim pokazuje, jak wiele może zrobić jeden człowiek w obronie drugiego, jak wiele przemilczeć dla dobra drugiej osoby. Tylko pozostaje pytanie, czy słusznie? I jak wiele można wybaczyć?
Ta książka to nie tylko kryminał, ale i powieść obyczajowa. Znajdziemy w niej walkę z przeszłością, walkę o rodzinę, a w tym wszystkim toczące się śledztwo i kolejne tropy, które prowadzą do ślepego zaułka. Bohaterowie to ludzie zupełnie zwyczajni, choć niepozbawieni logicznego myślenia i chłodnej kalkulacji. Popełniają błędy jak każdy z nas i nie zawsze potrafią dobrze ocenić sytuację. Dialogi niekiedy mocno sarkastyczne i cięte, ale ja uwielbiam, kiedy bohaterowie posługują się takim językiem. Jeżeli nie znacie Hanny Greń, to koniecznie nadróbcie ten brak, ja mam w planach jeszcze „Cynamonowe dziewczyny” i czuję, że to będzie kolejna świetna książka. Polecam :)