Życie to sposób na odwrócenie uwagi od śmierci.
Seul, Korea Południowa, rozpędzony XXI wiek. Masz czas, masz pieniądze, masz nieskończone możliwości wielkiego miasta. Co robisz? Czy jesteś milenialsem czy nie, pewnie najpierw włączasz YouTube.
Bohaterka dostaje od losu (i leniwego wykładowcy uniwersyteckiego) pół roku na to, żeby odnaleźć siebie. Nowe pomysły na życie odbijają się w tutorialach, piosenkach k-pop i filmach Quentina Tarantino. Sens życia kryje się na Wikipedii, miłość na Tinderze, a odpowiedzi na pytania o Wszechświat - w ciemnych zakamarkach Google'a i przepowiedniach wróżbity.
Ta książka nie opisuje - ona wciąga w sam środek chaosu i zagubienia płynnej nowoczesności. Zabiera w maniakalną podróż, nie pozwala zostać w tyle. Śmieszy i przeraża jednocześnie, zadaje pytania, a wiele z nich to te "najważniejsze".
Małgorzata Sidz (ur. 1990), japonistka, magister studiów o Azji Wschodniej, filmoznawczyni. Milenials. Komunikuje się w dziesięciu językach obcych. Autorka reportażu "Kocie chrzciny. Lato i zima w Finlandii" (2020), swoje teksty publikowała między innymi w "Gazecie Wyborczej", "Holistic News", "Piśmie", "Rzeczpospolitej" oraz na portalu Wirtualna Polska. Mieszkała w Finlandii, Szwecji, Danii, Korei Południowej i Japonii.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2021-10-12
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 304
Język oryginału: polski
Nietypowa i zaskakująca...
Tymi dwoma słowami mogę śmiało opisać tę książkę.
"Pół roku na Saturnie" Małgorzaty Sidz to niebanalna historia.
Wykładowca naszej głównej bohaterki daje jej pół roku wolnego od zajęć. Dziewczyna ma zapewnione wyżywienie, zakwaterowanie i co najważniejsze - ma środki na własne potrzeby. Każdy chyba o tym marzy...Główna bohaterka nie ma zamiaru leniuchować przez ten czas. Postanawia odnaleźć siebie. Zadanie niełatwe, dlatego zdecydowała, że YouTube pomoże jej w tym pomyśle.
Czy jest to dobry sposób?
"Pół roku na Saturnie" to szalona powieść, bohaterka ma milion pomysłów na minutę, każdy zdaje się lepszy od poprzedniego. Dziewczyna chce spróbować dosłownie wszystkiego, jednego dnia zaciekle "walczy" w grze internetowej, drugiego ma zamiar zbawić świat...
Moim zdaniem książka podzieli czytelników. Czasami było bardzo chaotycznie, czasami zabawnie i refleksyjnie. Styl autorki bardzo spodobał mi się, dzięki temu bardzo szybko wczułam się w to, co chciała nam przekazać. Powieść dała do myślenia... Chaos, który w niej panuje, nie przeraził mnie, a wprost przeciwnie zaintrygował. Myślę, że inni przez to mogą ją odłożyć na półkę, ale nie róbcie tego! Przeczytajcie do końca, bo warto.
To była bardzo wymagająca książka. Specyficzna. Bardzo trudno mi właściwie powiedzieć, co myślę na jej temat.
Sporo tutaj chaosu, łapałam się na tym, że nie nadążam za pomysłami bohaterki, za jej tokiem myślenia i jej podejściem do życia. Miałam wrażenie, że jest totalnie zagubiona, tak jak ja w trakcie czytania.
Było mi żal, patrząc na nowe pokolenie, które często jest przyklejone do telefonu, nie umie bez niego żyć. Widziałam zagubienie w świecie dobrobytu, pogoń za w sumie nie wiadomo czym. Zabrzmię tu jak moherowa ciocia, ale przeraża mnie ten obraz. Brak pomysłu na siebie, przebodźcowanie, nadmiar wszystkiego i problem z odnalezieniem sensu życia. Nie to, żebym ja w wieku bohaterów miała jasno skrystalizowane plany na przyszłość, ale aż tak bardzo nie miotałam się w poszukiwaniu celu swojego istnienia.
Przeczytanie tej książki zajęło mi trochę czasu, nie byłam w stanie pochłonąć jej na raz. Musiałam robić sobie przerwy w lekturze, żeby jakoś poukładać to, co powiedziała mi autorka.
Nie uważam, że jest to zła książka, bo mimo wszystko dała mi do myślenia, ale stanowiła nie lada wyzwanie. I chociaż mam w głowie ogromny mętlik, nie żałuję, że zdecydowałam się na przeczytanie tej książki. To była dla mnie interesująca, choć niełatwa przygoda. Plus dla autorki za ciekawostki o Korei.
"Pół roku na Saturnie" Małgorzaty Sidz jest osobliwą opowieścią 26-letniej Polki, która przebywa w Korei Południowej w ramach swoich studiów. Za sprawą leniwego wykładowcy, jeden z jej kursów zostaje odwołany i dzięki temu kobieta otrzymuje pół roku wolnego od zajęć i innych uczelnianych spraw. Perspektywa kilku miesięcy nicnierobienia jest jednak dla niej lekko przerażająca dlatego postanawia, że poświęci ten czas, żeby odnaleźć siebie oraz odkryć, co chce robić dalej ze swoim życiem.
Ta książka to słodko-gorzki głos pokolenia milenialsów. Młodych dorosłych, dla których świat jest na wyciągnięcie ręki ... Gdzie wystarczy jedno kliknięcie, aby dodać do wirtualnego, sklepowego koszyka wszystko, na co mamy ochotę. Wygoda, dostępność, otwartość. Jest tyle opcji. Nie ma ograniczeń. A jednak można czuć się zagubionym.
Bohaterka przeżywa egzystencjalne rozterki, odpowiedzi szuka w horoskopach i astrologii, wiedzę czerpie z internetu i YouTube'a, chwile uniesień spędza przy piosenkach Lany del Rey.
"Wieczorem oglądam filmy w poczuciu bezsilności i przegranego życia. Europejskie, festiwalowe, żeby móc użalać się nad sobą z pozycji inteligenta, a nie lamusa."
Towarzyszymy jej w nieco szalonym poszukiwaniu sensu życia, widzimy jej chwilowe fascynacje ludźmi, filmami czy muzyką, momentami zatracamy się razem z nią w nostalgicznych wspomnieniach i ulotności chwil. Mnie ta książka ujęła w licznych drobiazgach, nawiązaniach do popkultury. Cała historia jest niesamowicie prawdziwa. Czułam jakby była też trochę o mnie. O moim lęku i niepewności względem przyszłości, presji posiadania konkretnych życiowych celów, ciągłym pędzie za czymś lub za kimś.
"Pół roku na Saturnie" odkładam na półkę, w widocznym miejscu mojej biblioteczki. Będę do niej wracać i polecać ją znajomym 💙.
Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie życie bez telefonu? No może trochę poleciałam, niech będzie jeden dzień, totalnie bez telefonu, social mediów? Jesteście gotowi oddać swój telefon i nie zapłakać po nim?😁
"Pół roku na Saturnie" to historia o Millenialsach, pokoleniu Y. Ponoć właśnie to pokolenie nie jest w stanie wyobrazić sobie życia bez telefonu i bez Internetu. Według różnych źródeł pokolenie te, to osoby leniwe, oczekujące podania wszystkiego na tacy, jak również zbyt pewne siebie. Z kolei występuje też przeświadczenie o takich osobach, że są odważne i nie boją się nowych wyzwań.
Książka inna niż wszystkie, które do tej pory czytałam i do samego końca nie wiem co mam o niej myśleć 🤔 Okładka książki przykuwa oko, jest nie banalna, wręcz powiedziałabym mocno oryginalna, a sama fabuła to jedna wielka rozkmina nad tym, kim chcemy być w przyszłości i co chcemy robić w życiu. Takie zadanie, dostała od swojego wykładowcy główna bohaterka mieszkająca w Korei, aby odnaleźć sens swojego istnienia, własnego "ja", mając na to pół roku. W tym czasie mogła robić wszystko czego zapragnie, postanowiła, że odnalezienie siebie zacznie od czytania horoskopów i pójścia do wróżki. Możliwości ma wiele, lecz największym jej ogranicznikiem do odszukania własnej drogi jest brak motywacji i chęci starania się.
Jak dla mnie książka trochę za chaotyczna, bohaterka miała milion myśli i pomysłów na minutę, według mnie bohaterka miała duży bałagan i chaos w głowie🤦 Irytujące było ciągłe narzekania z jej strony na Koreę to, że ludzie jej nie odpowiadali, to ciągłe krytykowanie jedzenia, ubioru czy nawet wyglądu Koreańczyków, wiecznie tylko jakieś "ale". W sumie to jakbym siebie widziała😁
Powieść bardzo specyficzna, uważam, że jest ona bardziej skierowana dla osób urodzonych po 2000 roku i to one bardziej utożsamią się z bohaterką. Tym bardziej, gdyż jest to pokolenie wyrośnięte na komputerach, telefonach i Internecie, a swoich odpowiedzi szukają na Wikipedii, bądź u niezawodnego wujka Google'a.
Książka zachęciła mnie opisem, ja niestety nie potrafiłam się w niej odnaleźć. Jednak uważam, że jest warta przeczytania i poznania dziewczyny która próbowała odnaleźć siebie. Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Prószyński.
"Bo czymże innym są moje poszukiwania siebie, jeśli nie miotaniem się między chęcią znalezienia sensu na całe życie a niemożliwością poświęcenia się jednej idei na dłużej niż pięć minut?"
“Pół roku na Saturnie” to książka, w której na pierwszy plan wysuwa się poszukiwanie siebie. To opowieść o problemach współczesnego świata i osobach, które mogą mieć wszystko i być kim zechcą, jednak stają się zakładnikami zbyt wielu możliwości. Jak radzić sobie w dzisiejszym świecie i nie zatracić siebie?
Musze przyznać, że początkowo byłam zaintrygowana tą książką- byłam bardzo ciekawa jej przesłania i problemów z jakimi będzie musiała się zmierzyć bohaterka. Ma 26 lat, mieszka aktualnie w Korei, choć pochodzi z Polski i ma pół roku przerwy zajęciach. Postanawia wykorzystać ten czas jak najlepiej i odkryć siebie. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, dzięki czemu poznajemy przemyślenia ohaterki, które momentami były naprawdę dojrzałe i trafiały do mnie. A momentami czułam się jakbym czytała pamiętnik nastolatki, która pogubiła się w życiu i nie wie co ma począć dalej. Niektóre rozterki bohaterki są naprawdę dziecinne i prowadzą do nikąd. Bo jak odnaleźć siebie oglądając ciągle youtue’a, nie wychodząc z pokoju całymi dniami i czasai spotykając się ze znajomymi?
Czytając definicję pokolenia millenialsów uświadomiłam sobie, że również należę do tego pokolenia, jednak wiele tych problemów nie jest mi zbyt bliskich i poczułam się naprawdę staro. Bohaterka chce przekazać mnóstwo myśli, często skacze z tematu na temat, często opowieści są dosyć chaotyczne,a akcja ksiązki skupia się na tym właśnie poszukiwaniu i rozmowach ze znajomymi, których miałam już przesyt.
Wyłapałam jednak wiele ciekawych myśli dla siebie i myślę, że to zagubienie zostało w książce bardzo dobrze oddane. Obecnie mamy zbyt wiele możliwości by zdecydowac się tylko na jedną z nich. Praktycznie wszystko mamy na wyciągnięcie ręki, a kiedy po to sięgniemy, okazuje się, że już gonimy za czym innym. Bohaterka odczuwa lęk przed robieniem niczego. Każda czynność jest po coś, każda minuta zaplanowana, nie można robić przestojów, biernie odpoczywać. Nawet odpoczynek musi być aktywny i nieść ze sobą pożywkę intelektualną. Żyjemy pod ciągłą presją robienia czegoś.
Polecam tą książkę szczególnie pokoleniu millenialsów- myślę, że odnajdziecie tu wiele dla siebie. Bohaterka jest dziewczyną z dużym poczuciem humoru, którą naprawdę można polubić i myślę, że wielu osobom przypadnie do gustu. Ja liczyłam na trochę bardziej dojrzałe poszukiwanie siebie, ale przy lekturze bawiłam się świetnie :)
Za książkę dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka!
Wielki chaos
Małgorzatę Sidz kojarzę przede wszystkim jako autorkę reportaży. Sięgając po "Pół roku na Saturnie", spodziewałam się opowieści o nieustannym pędzie w jakim żyje nasze pokolenie. Ponieważ jestem równolatką autorki nie ukrywam, że oczekiwałam tekstu, z którym choć odrobinę będę mogła się utożsamić, pomimo egzotycznej scenerii. Oczekiwania to jedno, a rzeczywistość czasami okazuje się od nich bardzo, bardzo odległa.
To, co autorka serwuje nam od pierwszych stron to chaos. Pędząca w zastraszającym tempie paplanina o wszystkim - o planach, których nie zrealizuje, dietach, których nie zacznie, związkach, które nie mają sensu. Jeżeli ktoś spodziewał się reportażu, to raczej się zawiedzie. "Pół roku na Saturnie" trudno zaliczyć do literatury faktu. Autobiografia? Zbyt chaotyczne. Forma najbardziej przypomina pamiętnik, ale czy każdy koniecznie powinien być opublikowany?
Małgorzata Sidz opisuje okres wyjazdu (naukowego?) do Korei Południowej, ale samej Korei jest tutaj niewiele - no może z wyjątkiem kimchi. Czym właściwie się tam zajmuje? Też raczej się nie dowiemy. Z książki wyłania się jakiś ogólny zarys naszych czasów - życia w biegu, szumu informacyjnego, uzależnienia od googlowania każdego drobiazgu, ale to tylko tło.
"Pół roku na Saturnie" to opowieść o dwudziestokilkulatce, która nie może znaleźć sobie miejsca w życiu. Co chwilę zapala się do nowych pomysłów, których nie wprowadza w życie (może poza kupowaniem kolejnych rzeczy, których nigdy nie użyje), ma postanowienia, przy których nie potrafi wytrwać i traci czas na czytanie i oglądanie w Sieci rzeczy, które nie są jej do niczego potrzebne (głównie dlatego, że wszystko co robi, robi pobieżnie - specjalistą od Saturna też raczej nie zostanie).
Lektura "Pół roku na Saturnie" dała mi... nic. Nie była to relacja z egzotycznego kraju ani obraz pokolenia, z którym mogłabym się identyfikować. A ponieważ nie należę do ludzi, którzy lubią czytać bardzo prywatne i chaotyczne zapiski zupełnie obcych ludzi, oprócz zniecierpliwienia towarzyszył mi dyskomfort jak wtedy, kiedy ktoś wsiada do mojego przedziału w pociągu i zaczyna opowiadać swoje życie, a ja wcale nie mam ochoty tego słuchać.
Czujecie się czasami jak typowi milenialsi???,,Pół roku na Saturnie" zaczęło się jak opowieść o moim życiu. Może nie studiuję w Korei, nie mieszkam w akademiku, nie otrzymuję stypendium, ale myśli bohaterki są jakby wyjęte z mojego pamiętnika. Czułam się jakbym sama je pisała, jakby były moją integralną częścią. W obecnych czasach mamy manię wypełniania naszego czasu na 100% samymi pożytecznymi czynnościami, nieustannym rozwojem. Dzień najlepiej zacząć zdrowym smoothie, joggingiem i medytacją, by zadbać o ciało i umysł. Oczywiście to wszystko przed pracą, którą zaczynamy o 7-mej. W drodze do pracy szlifujemy języki lub słuchamy rozwojowych audiobooków. Na lunch jemy wcześniej przygotowane zdrowe pełnoziarniste kanapki z hummusem i pokrojonymi warzywkami, a po powrocie z pracy tenis, basen, spacer (10 tysięcy kroków!!!), zdrowy, domowy obiad, sprzątanie, jeszcze trochę książek o rozwoju osobistym, a wszystko to według starannie ułożonego planu dnia. Brzmi jak życie idealnej instagrammerki, prawda? Życie wymarzone. To pragnienie doskonałego życia podsycają w nas media społecznościowe, Instagram, YouTube, Facebook. Oglądając najlepsze momenty z życia innych, sami pragniemy być tacy przez cały czas. Nie dając sobie chwili na odpoczynek i po prostu bycie. Nasza bohaterka również zmaga się z tym problemem. Podczas półrocznej przerwy w studiowaniu postanawia odnaleźć siebie. Zaczyna od... odpalenia YouTube w celu pozyskania inspiracji. Jednego dnia pragnie przejść na dietę i wyobraża sobie spektakularne efekty, a drugiego dnia idzie na imprezę i zapomina o wszystkich swoich postanowieniach, chce znać wszystkie filmy, przechodzi przez fazę zainteresowania kosmosem, planuje podróż w góry, z dala od zgiełku miasta, choć nienawidzi wspinaczki. Nie potrafi skupić się na jednej rzeczy, jest przebodźcowana, a to uczucie jest mi tak bliskie, że czułam się z nią bardzo związana. Do czasu kiedy zaczął się temat randkowania, odurzania się grzybkami i kwasem, wkraczania w metafizyczne i zawiłe teorie. Wtedy odechciało mi się czytać. Klimat, który autorka wprowadziła mniej więcej w połowie książki stał się ciężki, przytłaczający. Bardzo odbiegał od tego, co pierwotnie mnie zainteresowało. Ta część niewiele też wniosła. Jedynie rozważania na temat tego jak powinien wyglądać normalny człowiek były tutaj według mnie warte uwagi. W książce zabrakło mi też puenty, zakończenia, które zmieniłoby coś w moim myśleniu. Po bardzo dobrym początku liczyłam na jeszcze lepsze zakończenie. Niestety przeliczyłam się. Czy warto sięgnąć po tę pozycję? Uważam, że tak. Do połowy byłam oczarowana i przekonana, że książka trafi w moje top 10 tego roku. Tak się nie stanie, ale cieszę się, że przez chwilę mogłam się poczuć tak jakby ktoś przejrzał moje myśli.
"Bo czym innym są moje poszukiwania siebie, jeśli nie miotaniem się między chęcią znalezienia sensu na całe życie a niemożliwością poświęcenia się jednej idei na dłużej niż pięć minut?"
Pierwszy raz spróbowałam 'wygrać' książkę do recenzji, od wydawnictwa i teraz nie wiem czy to był dobry pomysł, że trafiło akurat NA TĘ książkę... Bo nie mam bladego pojęcia jak ją teraz ocenić... Ale mimo wszystko, bardzo dziękuję wydawnictwu Prószyński za ten egzemplarz, bo ta lektura zapadnie mi w pamięć na długo.
Zacznę tradycyjnie od banałów - od oprawy graficznej. Nie będę ukrywać, że gdyby nie ta okładka, to pewnie nigdy nie sięgnęłabym po ten tytuł. Gdyby nie ta parasolka, wbita w kokos, kolorystycznie nawiązująca do pewnej flagi, pewnie za każdym razem gdy gdzieś by ten tytuł mi się przewijał, to bezmyślnie scrollowałabym dalej, bo tytuł w żaden sposób nie zapowiadał na co człowiek się pisze zabierając się za tę lekturę... Ale, że (o ironio!) tak samo jak główna bohaterka, jak w coś się wkręcę, to mogłabym mieć z tego doktorat... a przynajmniej z umiejętności wyszukiwania ciekawostek na ten temat... Tak moją najświeższą 'specjalizacją' staje się powoli Korea Południowa. Więc gdy zobaczyłam w opisie książki "Seul, Korea Południowa, rozpędzony XXI wiek" - YUP. Tyle mi wystarczyło! Od razu wiedziałam, że tę książkę MUSZĘ MIEĆ.
Jedyne czego nie przewidziałam to fakt jak bardzo ta książka DO MNIE trafi... Ale tu mam wrażenie, że czytelnicy się podzielą na dwie grupy - bo czytelnicy urodzeni przed 1990, albo po 2000 roku nie odbiorą tej książki tak samo, jak typowy ROCZNIK DZIEWIĘĆDZIESIĄTY, do którego właśnie należę...
Miałam wrażenie, że to książka o mnie. Podkolorowana i przerysowana, ale O MNIE.
Wszystkie pytania o sens istnienia, kim jestem, dlaczego, po co, co zrobić, co zmienić, JAK ŻYĆ? Ta książka to dosłownie 304 strony takiego chaosu, jaki sama mam w głowie - może nie w aż tak ekstremalnej wersji, ale MAM.
Cieszę się, że przeczytałam tę książkę, ale jednak z drugiej strony boję się, że trochę mnie równocześnie skrzywdziła... bo idealnie ubrała w słowa coś o czym wiedziałam, ale nie pozwalałam sobie powiedzieć tego na głos...
"(...) bo kimkolwiek zostanę, i tak mogę przeżyć tylko jedno życie. Więc będę żałować, cokolwiek wybiorę.
,,Pół roku na Saturnie" to istny chaos. Początkowo nie rozumiałam o co tu chodzi. Istny miszmasz. Po czasie odkryłam, że nasza bohaterka poszukuje siebie i tego co chciałaby robić w swoim życiu. Przeraziła mnie jedna postać, która w wieku 30 lat zastanawiała się kim będzie jak dorośnie. Hmm 30 lat to jeszcze dziecko? Wow Dodam, że to był mężczyzna. Nasza bohaterka była w szoku i dodatkowo się załamała, że jak będzie w jego wieku to możliwe, że nadal nie będzie tego wiedziała.
Aktualnie jest w Korei. Dzięki niej możemy poznać ten kraj od innej strony. Możemy zobaczyć Korę oczami młodzieży. Bohaterka co jakiś czas żałowała, że nie jest Koreanką. Możecie również poczytać co sądzi o współczesnym świecie. Na jakim punkcie ma bzika? Co musi codziennie robić, bo inaczej nie potrafi żyć?
Co robi polka w Korei?
Tak jak współczesna młodzież nie potrafi żyć bez internetu i sprawdzaniu pewnych wiadomości. Jakich - to już musicie przeczytać sami.
Czy wy już wiecie kim chcecie być i co robić w życiu? Czy tak jak nasi bohaterowie - jeszcze tego nie wiecie?
Powieść ,,Pół roku na Saturnie" daje nam dużo do myślenia.
Nasza bohaterka obraca się w multikulturowym środowisku. Ma 26 lat i całe życie przed sobą. Studiuje socjologię. Oszukała aplikację tylko po to, żeby wyjechać do Korei na roczny grant naukowy.
,,Życie to nie książka, że masz happy end i koniec."
Czy naszej bohaterce udało się odnaleźć siebie? Czy już znalazła sens swojego życia? Czy już wie co chce robić?
Autorka Małgorzata Sidz w doskonały sposób przedstawia problemy współczesnej młodzieży. W dobie internetu i social mediów ciężko jest odnaleźć siebie. Internet kreuje sztucznie idealnych ludzi. Młodzież może się przez to pogubić.
Co byście zrobili mając pół roku całkowitego wolnego?
O co chodzi z tym Saturnem? Odpowiedź znajdziecie w tej książce.
Swoją drogą autorka tak napisała swoją powieść, że miejscami miałam wrażenie, że jestem w Korei razem z główną bohaterką. Dzięki tej historii możemy przyjrzeć się własnemu życiu. Czy wiemy, dokąd tak naprawdę podążamy?
Tutaj nie znajdziecie szybkiej akcji. Czas płynie powoli. Literatura piękna ma to do siebie, że zadaje dużo życiowych pytań i zmusza na do myślenia. Trzeba się mocno zagłębić w tej powieści, żeby ją lepiej zrozumieć.
Po tej lekturze widać głębokie zamiłowanie autorki do wszystkiego związanego z Koreą.
Polecam tą powieść wszystkim fanom literatury pięknej i Korei.
Poszukiwaczom strasznych wątków - mówię tutaj takich nie znajdziecie.
Dobra żona jest piękna, lecz skromna, oddana mężowi i rodzinie. Ma zdrowe ciało i umysł wypełniony tradycyjnymi wartościami. Jest lojalna i posłuszna,...
Kissanristiäiset, kocie chrzciny, to pretekst do świętowania, muzyki, śpiewu. Finowie umieją imprezować i nie stronią od alkoholu, tak w towarzystwie...
Przeczytane:2021-12-26,
„Jeśli nie mogę żyć wiecznie, wszystko poniżej wieczności to wciąż za mało”
„Pół roku na Saturnie” to ciekawa powieść o poszukiwaniu siebie, wszystko to opowiedziane na tle Seulu. Nigdy nie czytałam nic podobnego. Na łamach tej powieści poznajemy dogłębnie chaotyczny umysł narratorki i to właśnie na nim się skupiamy. Widziałam różne opinie na temat tej pozycji, lecz ja należę do jej zwolenników - chyba przede wszystkim dlatego, że sama się w wielu momentach utożsamiałam z główną bohaterką, doskonale rozumiałam chaos w jej głowie i momentami po prostu czułam się, jakbym czytała o samej sobie. Chyba każdy kiedyś przechodzi taki etap w swoim życiu i jeśli też na nim jesteście, to warto sięgnąć po tę pozycję. Może nie da Wam odpowiedzi, ale da komfort.
Uwielbiałam postacie w tej książce, ich relacje i zabawne dialogi. Aż sama chciałam należeć do grupy znajomych bohaterki.
Jeżeli szukacie książki, która ma wartką akcję i masę plot twistów, ta nie będzie dla Was. Tutaj skupiamy się na wnętrzu bohaterki, przechodzimy z nią wewnętrzną przemianę (a raczej przemiany). Skłania do przemyśleń, ale jednocześnie nie jest bardzo wymagająca i szybko się ją czyta. Jeśli chcecie przeczytać coś lekkiego, innego niż do tej pory, to śmiało mogę Wam ją polecić!