Poznajcie Claire. Claire to dwudziestokilkuletnia matka małego człowieka, który urodził się w wyniku (nie)szczęśliwego zbiegu okoliczności. Czteroletni Gavin jest bowiem owocem pierwszej nocy spędzonej przez jego matkę z mężczyzną. Nieznanym mężczyzną, dodajmy… I nie chodzi tu o to, że Claire spędziła z nim noc pod przymusem, anonimowo. Tatuś Gavina nie uciekł od jego mamusi nad ranem, przerażony swoim czynem. Wręcz przeciwnie. Po prostu pewnej upojnej nocy w akademiku dwoje nietrzeźwych młodych ludzi zapałało do siebie niespodziewanym i gwałtownym uczuciem. Claire obudziła się pierwsza i to ona zwiała ze wspólnego łoża w obawie przed konsekwencjami — wiecie, miłość, związek, te sprawy…
W efekcie nasza młoda bohaterka została sama z rosnącym brzuchem. Przerwała wielce obiecujące studia, zatrudniła się w barze jako kelnerka i postanowiła przeistoczyć się w matkę, choć predyspozycji do tego zajęcia nie posiadała żadnych. Claire ma jednak wierną przyjaciółkę Liz z gotowym pomysłem na pewien seksowny biznes i jedno marzenie — własny sklep ze słodkościami. A w tyle głowy kołacze jej mocne postanowienie, by gdzieś, kiedyś odnaleźć swego jednonocnego księcia, który raczył dostarczyć połowę genów małemu Gavinowi…
Wydawnictwo: Septem
Data wydania: 2014-05-26
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 376
Nigdy nie uważałam za dobry pomysł wydalenia z siebie małego człowieka, a przy okazji przeistoczenia szparki w coś przywodzącego na myśl krwisty befsztyk, na który żaden facet nawet nie spojrzy, że o ciupcianiu nie wspomnę.
Claire Morgan nie chciała mieć dzieci. Nigdy. Życie jednak często weryfikuje nasze plany. Dziewczyna przekonała się, że szalone noce w towarzystwie dużej ilości alkoholu i przystojnych chłopaków nie są najlepszą strategią uniknięcia potomstwa. Szybko zrozumiała także, że dziecko zmienia całe życie jego matki. Szczególnie, kiedy ze wszystkimi problemami zostaje ona sama.
Brzmi zwyczajnie? Nieco banalnie? Myślicie pewnie, że to jedna z wielu książek, które szybko się czyta i równie szybko zapomina. Nic bardziej mylnego.
Narracja prowadzona przez Claire jest zabawna i ironiczna. Dziewczyna nie robi z siebie ofiary losu, nie przeżywa i nie dramatyzuje. Po prostu przedstawia nam garść faktów, kilka słów o tym, jak do tego doszło, ogólnikowe informacje o ojcu dziecka i tym, dlaczego go z nimi nie ma. Jako samotnej matce nie było jej łatwo, musiała zrezygnować ze swoich marzeń, ale synek był dla niej najważniejszy.
A skoro już o nim mowa, Gavin to najbardziej uroczy bohater tej opowieści. Cudowny czterolatek, który wiele razy swoimi tekstami rozbawił mnie do łez. Chłopiec potrafiący zawstydzić i wprawić w zakłopotanie wszystkich dorosłych w otoczeniu. Niezwykle dziecinny, a jednak momentami zaskakująco poważny i pamiętliwy. Gaduła, któremu nie zamyka się buzia. Ktoś, kto z upodobaniem opowiada o swojej parówce i pyta, co to za guziczki na piersiach mamy. No cóż, trudny orzech do zgryzienia.
Na okładce pogrubioną czcionką wydrukowano obietnicę, że pokochamy książkowych bohaterów. I muszę przyznać, że wydawca ani odrobinę nie minął się z prawdą. Oprócz zabawnej, odważnej i słodkiej Claire oraz jej pociesznego synka, otrzymaliśmy całą gamę wspaniałych młodych ludzi z jej otoczenia- zwariowaną, nieco lubieżną przyjaciółkę Liz, jej sympatycznego narzeczonego oraz Cartera- ojca małego.
Jak na młodych ludzi przystało, wiele miejsca w ich codziennym życiu zajmuje seks- jeden z dominujących tematów tej opowieści. Od seksualnej przygody zaczynają się kłopoty Claire. Seks także „otacza ją” na co dzień, z jednej strony ma bowiem szybko dorastającego chłopca, który tak wiele chce wiedzieć, z drugiej przyjaciółkę otwierającą sex shop. Poza tym ponowne spotkanie z Carterem rozpoczyna zupełnie nowy etap w erotycznym życiu Claire- czas spełnień, uniesień i rosnącego pożądania.
Jak już wspomniałam, „Pokusy i łakocie” nie należą do banalnych historii. Wśród tych wesołych, przepełnionych seksualnym napięciem stron ukryte zostało wiele ważnych kwestii. Autorka, czasami zupełnie niepostrzeżenie, przemyca je w poszczególnych wątkach. Mimo całego poczucia humoru, ironii, różnych wpadek i zbiegów okoliczności, Tara Sivec nie zapomina, jak istotnymi sprawami są przyjaźń, miłość rodzicielska, samotne macierzyństwo, czy konieczność odłożenia marzeń na później. W tym pozornie zwyczajnym romansie z happy endem nie brakuje wzruszeń, przypominających o tym, co naprawdę powinno być ważne.
Istotne miejsce w powieści zajmuje także czekolada, zagościła ona także na książkowej okładce. Bardzo miło wspominam „Klub miłośniczek czekolady”, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po tę „słodką historię”. Uwielbiam słodycze i w ciemno założyłam, że opowieść, w której się pojawiają, nie może być zła. Czekolada ma tutaj duże znaczenie i ważną symbolikę. Nierozłącznie kojarzy się bowiem z Claire i jej marzeniami, stanowi także pewien łącznik między naszą sympatyczną parą.
Dużym plusem tej powieści okazała się także narracja. Początkowo prowadzona jedynie przez Claire, po jej ponowym spotkaniu z Carterem, zaczyna być podzielona między nich. Autorka bardzo dobrze oddała specyfikę myślenia obojgu bohaterów, robiąc to w zabawny sposób.
Kiedy sięgałam po tę pozycję, liczyłam na wspaniałą kobiecą literaturę. Dawno już nie czytałam, bowiem książki typowo dla kobiet i o kobietach. I nie zawiodłam się. To lekka, ale pouczająca lektura, na łamach której bohaterowie po prostu dojrzewają, poznając lepiej siebie i partnera. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale świetna propozycja na chwilę relaksu i dobrej zabawy z babskim czytadłem. Naprawdę dobrze się bawiłam, poznając kolejne wpadki Claire i prześmieszne teksty jej synka Gavina, rozumiejąc przy tym, że macierzyństwo nie jest łatwą sztuką. Nigdy, niezależnie od okoliczności, tych bardziej, lub mniej sprzyjających.
Zło czai się za rogiem... Czasem jedno małe wydarzenie zmienia całe nasze życie, wywracając wszystko do góry nogami. Austin żyje szybko i intensywnie...
Żyli długo i szczęśliwie? Przez całe lata przyjaciele zazdrościli Drew i Jenny namiętności w małżeństwie, seksualnych fantazji i erotycznych ekscesów...