Agnieszka znalazła się na rozdrożu i wie, że musi cofnąć się o parę kroków, żeby zachować dystans do tego, co ją męczy. Dziewczyna postanawia dać sobie czas na przemyślenie wszystkiego i - zostawiwszy zdezorientowanego narzeczonego w Polsce - sama rusza w świat. Początkowo celem jej podróży jest adres w Salonikach, zdobyty ze starych listów Greczynki Elle - przyjaciółki jej mamy z czasów studenckich - jednak droga prowadzi ją aż do zachwycających zakątków Wysp Maltańskich, gdzie trafia do niewielkiej rybackiej wioski Marsaxlokk.
Zdumiona Agnieszka przekonuje się, że w ogóle nie zna historii swojej rodziny, a poszukiwania Elle pomagają jej odkryć siebie i zrozumieć motywy postępowania matki. Ogromny wpływ na dziewczynę mają spotkani w trasie ludzie i ich niezwykłe historie, a także urok miejsc, o których istnieniu nie miała dotąd pojęcia.
Przeszłość owiana tajemnicą, teraźniejszość zamknięta w niedopowiedzeniach i niepewności, a to wszystko doprawione aromatycznym winem i pysznymi oliwkami. Polecam.
Natalia Nowak-Lewandowska,
pisarka
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2018-03-27
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Pierwszy plus za pomysł na okładkę. Kolejne za pomysł na fabułę i malownicze opisy krajów śródziemnomorskich. Głownymi bohaterkami są dwie kobiety - przedstawicielki różnych pokoleń, odbywające podobną podróż w różnym czasie. Dzięki nim możemy poznać urokliwe miejsca w Grecji i na Malcie. Możemy podsycić swój apetyt na podróż do tych miejsc.
Wyznaczyłam sobie trasę, wydawało mi się, że najprostszą. Tymczasem Elle, jej życie, wyznaczyło dla mnie znacznie ciekawszą. (s. 293)
Agnieszka Wrońska nieco pogubiona w życiu potrzebuje kilku dni samotności, z dala od rodziców i nowego chłopaka. Błąka się po zakamarkach duszy i musi sobie wszystko poukładać. Sama sobie zorganizowała wycieczkę do Grecji. Kobieta zaczyna podążać tropem cudzego życia – Elle Spiropoulos i przy okazji własnej matki. Podróżuje i mimochodem zaznacza swój ślad. Czym okaże się dla niej ta podróż?
Podróż otwierała na świat, wymuszała spontaniczność, zejście ze ścieżek rutyny, nieszablonowe zachowanie. (s. 162)
W międzyczasie czytelnik podążając śladami przyjaciółki matki Agnieszki, odnajduje siebie, odkrywa świat bogaty ludźmi i kultur, których spotkała na turystycznych szlakach, poznaje Grecję i Maltę od wewnątrz, piękno i kulturę tych słonecznych krajów śródziemnomorskich. Ich klimat widać i czuć na każdym kroku, smakuje wybornie, bo ta książka to też taki obyczajowy przewodnik, zwłaszcza po Malcie. Czytelnik odnajdzie wskazówki, jak podróżować samemu do obcego kraju. Podróże kształcą – to stara prawda. Zawsze warto zobaczyć to, czego się nie widziało, choć te opisy są bardzo ogólnikowe, a inne dotyczące czynności bohaterki zbyt szczegółowe.
Bolesne miejsca pochodzą z tego samego źródła, co psychiczna siła. (s. 12)
Teraźniejszość miesza się z przeszłością, aby wejść w przyszłość pogodzonym ze sobą, poukładanym, pewnego rodzaju wyciszeniem wewnętrznym, z celem w życiu. Wspomnienia bohaterów bombardują czytelnika z każdej strony – listy z lat 80., nagrania na dyktafonie, telefony z pytaniami o przeszłość, zdjęcia, historie sprzed lat i dzieje Elli od czasów studenckich do współczesności.
Szczęście jest najlepszym kremem liftingującym. (s. 17)
Książka drogi, nieco refleksyjna i wspomnieniowa, w dużej części turystyczna. Takie przeskakiwanie po różnych wątkach, które łączy wątek podróży, może nieco zmęczyć czytelnika i wprowadzić lekki chaos. Bohaterka zwiedza miasteczko, poznaje kogoś, rozmawiają o życiu, szczęściu, nachodzą ją refleksje, dzwoni do matki i wspomina lub przypomina sobie wydarzenia z własnej przeszłości. Taki galimatias, jak to czasami w życiu bywa. W nim znalazłam kilka mądrości życiowych:
Bogactwo, posiadanie, to nędza świata, wnętrze człowieka, dobro, prawda, godność i piękno, to jest najważniejsze. (s. 253)
W tej przeciętnej obyczajówce każdy powinien znaleźć coś dla siebie – kilka prawd o życiu, prostowanie krętych ścieżek życia, walka o przyjaźń z czasów studenckich i prawdę, wycieczka na własną rękę, piękno Grecji i Malty, klimat śródziemnomorski i jego smaki. I o miłości, w której nie znajdzie się perfekcji.
Czy coś osiągnę? Nie wiem, spróbuję, odwrócę kolejną kartkę. Już się tak bardzo nie boję. Elżbieta od zawsze czuła, że żyje jedynie ,,dla kogoś",...
Siedem obcych sobie osób, których pozornie nic nie łączy. Zanurzeni w swojej codzienności, przeżywają drobne radości i borykają się ze zwykłymi problemami...
Przeczytane:2018-04-25, Ocena: 4, Przeczytałam,
Zima wreszcie ustąpiła. Lżejsze ubrania, pełne place zabaw, kremy z lepszym filtrem. Coraz więcej ludzi myśli o urlopie, planuje podróże, szuka ciekawych ofert na spędzenie choćby tygodnia, wylegując się na plaży. Oczywiście są również tacy, którzy preferują aktywniejszą formę wypoczynku – oliwią swoje dwuślady, cerują namioty, szukają wygodnych traperów do chodzenia po górach oraz pakownych plecaków. My wakacje zaplanowaliśmy już jakiś czas temu. Nie było z tym problemu, bowiem zauroczyło nas miejsce, do którego trafiliśmy w zeszłym roku. Nie żałuję swojego wyboru, choć przeczytana ostatnio książka zaostrzyła mój apetyt na zupełnie inne rejony, wywołała tęsknotę za samotnymi podróżami, z plecakiem, śpiworem i przekonaniem, że ze wszystkim sobie poradzę.
Wszystko to za sprawą Iwony Walczak i jej najnowszej książki „Podróż po horyzont”, w której pisarka zabiera nas w rejon Morza Śródziemnego. Główna bohaterka, Agnieszka, postanawia wybrać się w podróż śladami Elle – przyjaciółki swojej matki, z którą ta w niewyjaśnionych okolicznościach straciła kontakt wiele lat temu. Jednak ta wyprawa ma swoje drugie dno – dziewczyna chce znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania, związane z jej dalszym życiem. Młoda kobieta próbuje w ten sposób oderwać się od codzienności i odnaleźć swoje prawdziwe „ja”.
Mam ogromny problem z tą historią. Z jednej strony Walczak zaserwowała nam niesamowicie klimatyczną lekturę. Nie pamiętam książki, w której opisy miejsc, przyrody, a nawet jedzenia byłyby tak intensywne, soczyste i żywe. Nie potrafię przywołać w swojej pamięci historii, która tak bardzo zachęciłaby mnie do tego, by spakować plecak i ruszyć w podróż. Jeszcze się nie zdarzyło, żebym – będąc na Śląsku – poczuła na twarzy śródziemnomorską bryzę. Sami przyznacie, że to niezbyt normalne. Kiedy Agnieszka gryzła cytrynę, wydawało mi się, że moje ślinianki dostają ataku histerii, powodując u mnie niesamowity ślinotok. Poważnie. Wykrzywiałam twarz, jakbym sama właśnie próbowała spałaszować cytrusa. Nawet picie zwykłego wina przez bohaterkę wywoływało we mnie poczucie upojenia… jego smakiem. Oliwki, za którymi nie przepadam, musiały natychmiast znaleźć się w mojej lodówce (i na talerzu), bo dostawałam głodowych drgawek. Zatęskniłam do winnic, które miałam okazje kiedyś odwiedzić (co prawda w Mołdawii, ale to żadna różnica). Niezwykle plastyczne opisy dają czytelnikowi pewność, że autorka musiała być w tych wszystkich miejscach, że Grecja i Malta są dla niej wyjątkowe – nie da się tak pięknie pisać o czymś, czego nie czuje się każdym skrawkiem siebie. Z tej książki po prostu bije zachwyt.
Dlatego właśnie jestem na autorkę bardzo zła. Właściwie nie – jestem wściekła. Bo ta książka mogłaby być doskonała, gdyby nie… główna bohaterka.
Przyznaję – nie umiałam sobie z nią poradzić. Miałka, kreowana na dorosłą, a jednak bardzo infantylna dziewczyna nudziła mnie i wzbudzała niechęć. Tym bardziej, że psuła naprawdę dobrą lekturę. Rozmowy, które prowadziła ze swoją matką, wydawały mi się całkowicie nienaturalne i oderwane od rzeczywistości. Sprawiały wrażenie naciąganych tylko po to, by zrobić z tej książki „lekturę o czymś”. Każda rozmowa musiała zacząć i skończyć się roztrząsaniem egzystencjalnych problemów, co męczyło mnie straszliwie za każdym razem.
Co innego historia Elle! Bardzo żałowałam, że cała książka nie jest poświęcona właśnie jej. Z każdą stroną chciałam więcej, połykałam fragmenty, w których cofaliśmy się do jej przeszłości, momentami dławiąc się słowami – mój wzrok pędził po kartce, a cała reszta za nim nie nadążała. Chciałam już, teraz, natychmiast wiedzieć, co będzie dalej. Elle była dla mnie absolutnie wyjątkowa i doskonale wpasowała się w moje wyobrażenia o miejscach, w których toczyła się akcja. Wszystko wydawało się bardzo kompatybilne zawsze do momentu, w którym pisarka oddawała głos Agnieszce. Wówczas czar pryskał. Nawet nie wiecie, jak bardzo tego żałuję! Ta powieść mogłaby być naprawdę bardzo dobra. Niestety, w ogólnym odbiorze książki nie sposób pominąć głównego bohatera. I tego najbardziej mi szkoda.
Jeśli zastanawiacie się nad lekką i przyjemną lekturą na wakacje, to niewątpliwie „Podróż po horyzont” będzie dobrym wyborem. Nawet, jeśli planujecie spędzić urlop na Mazurach, to gwarantuję Wam, że choć na chwilę przeniesiecie się do Grecji i na Wyspy Maltańskie. Może nawet polubicie Agnieszkę? Kto wie…