Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2012-05-09
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 208
Nie lubię sprzątać. Gdyby jednak nie ten dość jednak ważny czynnik, chciałaby być sprzątaczką. To wymarzona okazja, żeby poznać ludzi - a ja ludzi lubię. Poza tym byłaby to szansa na to, żeby doszczętnie wyzbyć się oceniania ludzi po pozorach.
Justyna nie jest sprzątaczką. Justyna pomaga w domu. Justyna nie szuka pracy jako sprzątaczka. Justyna ogłasza się jako poszukiwaczka miejsca do sprzątania i prasowania. I dostaje Justyna pracę. Sprząta. Poznaje Niemców. Sympatycznych, zboczonych, skrytych za maskami pozorów, których nie mają ochoty podtrzymywać we własnym zacisznym domu. Justyna jest dobrze wychowana. Dlatego nie rozumie, jak można być nieuprzejmym i nie poczęstować jej wodą, kiedy jest tak gorąco. I jak można rozsmarowywać ludzki kał, żeby sprawdzić dokładność jej pracy. I jak można pytać, czy dalej chce być sprzątaczką. A ona przecież sprzątaczką nie jest, ona tylko sprząta. I o tym właśnie jest ta książka.
Cóż. Czytało się szybko - krótkie zdania, krótkie rozdziały. Mimo wszystko nie jest to wyjątkowo ciekawa lektura. Niektóre z opisywanych przygód szokowały, ale jestem przekonana, że z każdym zawodem wiążą się interesujące doświadczenia. Dziwny jest język, bo zdania są naprawdę specyficznie posiekane. Dziwna jest autorka, bo dzieli się z czytelnikami nie tylko sobą-pomocą domową, ale i fragmentami swojej biografii, czego nie miało być w książce. No bo na przykład urządzanie ślubu i wesela nie interesują czytelników tak jak kultura i sekrety naszych zachodnich sąsiadów.
"Pod niemieckimi łóżkami" to książka na jeden wieczór. Choć ja wiele nie wyniosłam z lektury, myślę, że jest warta przeczytania przez osoby, które zawsze na pierwszym miejscu stawiają pozoranctwo.
Bardzo jestem ciekawa kto i za jakie pieniądze okrzyknął to "coś", bestsellerem i gdzie wywołał on taką straszną falę dyskusji. Dla mnie to jest zwyczajny zbiór, czy nawet zbiorek plot, wątpliwej jakości, tak etycznej jak i literackiej i językowej. Justyna, czy jak tam ona naprawdę ma na imię, pisze "W podawaniu prywatnych informacji jestem bardzo powściągliwa", jednak nie przeszkadza jej to wcale wyciągać na wierzch brudy obcych ludzi, którzy dając jej klucz do swojego domu, w końcu jakoś jej tam zaufali.
W Polsce paniusia nie miała perspektyw, jak pisze, a w Niemczech znowu źle, bo jak ktoś śmie mieć pretensje, że parkuje na zakazie, tylko po to by poklachać z jakąś znajomą. W ogóle dla mnie ta autorka, to totalna żenada. Wydaje jej się, że jest "ambitna, błyskotliwa i inteligentna" (tak o sobie mówi), bo potrafi być zabawna.
W ogóle mam wrażenie, że pani sprzątaczce coś się pomyliło, pisze, że ona idzie do jakiegoś domu sprzątać jako GOŚĆ ! No kurna, gość to gość, a pracownik to pracownik. Niezależnie od tego czy to kasjer, sprzątaczka czy operator koparki. Gościowi nie daję kluczy do mieszkania i szmaty do ścierania kurzy do rąk, jak do mnie przychodzi. Aaa i w ogóle pojęcie "sprzątaczka" się tej pani wcale nie podoba. Kiedyś gdzieś usłyszałam taką nazwę "konserwator powierzchni płaskich", może tak niech nazywa swoją pracę ? A może w ogóle niech zmieni zawód?
Bardzo żałuję czasu, który straciłam na ten "bestseller", który koło prawdziwego bestsellera nawet nie leżał.
Szybkie czytadło na letnie dni lub odskocznia od ambitniejszej lektury. Książka jest momentami zabawna, momentami przerażająca, momentami pisana językiem górnolotnym (nie wydaje mi się, żeby autorka na co dzień w taki sposób się wyrażała), momentami prostym, lekko wulgarnym. Są to zapiski z serii przeczytać, rozerwać się i zapomnieć.