Reportaże z punktu widzenia dumnych niższych sfer
45 reporterskich kawałków - tragedie, kryminały, komedie, zaangażowańce społeczne. Wyłania się z nich kolorowy i awanturniczy obrazek naszego nieprzewidywalnego kraju z punktu widzenia bohaterów tkwiących na obrzeżach nie tylko w sensie geograficznym, ale również mentalnym.
Jest temat; jazda, pociąg przed świtem, kawa, bohater płacze, samochód, polna droga,
podsłuchanie, błoto podwórka, miasteczko nocą, pijaństwo, hotel, kanapka z dworca,
kawa, wino, czyjeś życie do opowiedzenia, wiele żyć, człowiek sam się nadał paczką,
kocie łby, śmietniki, jazda, temat, samochód, bułka z dyskontu, bezsenność, widzenie
z osadzonym, bohaterowie, hotel, kryminał, kobieta umarła i ożyła, jazda, pijaństwo, kawa,
psy gonią dziennikarzy na wsiach, w hotelu łóżko za małe, jazz, wziąć coś na sen, awanturka,
samochód popsuty i wali w silniku, on ją siekierą niechcący szesnaście razy, kocie łby, ludzie
się kochają za ścianą, niespanie jako problem, kotłowanina, czytanie do rana, jazda, kawa,
Dylan by to ładnie spisał, prawdziwy starodawny rynsztok, posiłek z kiełbasy pod sklepem,
bohater umarł, wódka z pizzą z mikrofali, nasz kwitnący kraj w ruinie, na ścianie wschodniej
panicznie nie lubią Arabów, jazda, wszystko zamknięte, jest tylko piwo, czy wierzy pan
w Jezusa?, pisanie; bo jest temat. Ale się jedzie, więc się żyje.
Marcin Kołodziejczyk
(ur. 1973 w Warszawie) - reporter, związany
z tygodnikiem ,,Polityka", laureat prestiżowych
nagród dziennikarskich. Autor książek
B. Opowieści z planety prowincja (2013),
Dysforia. Przypadki mieszczan polskich (2015),
Bardzo martwy sezon. Reportaże naoczne (2016),
a także wraz z Marcinem Podolcem komiksu
Morze po kolana (2016).
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2017-10-25
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 392
GDZIE TO JA BYŁEM…
Namnożyło nam się ostatnio reportaży na półkach w księgarni, oj namnożyło… Kiedyś był jeden Kapuściński, a potem długo, długo nic. Potem Wojtek Jagielski i długo nic. Aż tu nagle, jak za machnięciem różdżką Pottera, gdzie nie spojrzysz, tam reportaże. Nic w tym dziwnego – reportaż napisać jest bardzo prosto. To nic innego jak sprawozdanie z czegoś; było się, widziało, z kimś porozmawiało i volia: reportaż gotowy. Zasada jest właściwie jedna: nie zmyślamy, opisujemy fakty. Tyle. Pisać można o wszystkim: są reportaże z wojen, z podróży, z jazdy pociągami nawet; są reportaże o ludziach; są o miejscach, stylach i sposobach na życie. Reportaż o dożynkach w remizie też może być ciekawy, byleby tylko umieć sklecić sensownie parę zdań i aby pisać było o czym… I tu dochodzimy do sedna problemu: skoro niby tak łatwo, to nie każdy potrafi. Bo najszybciej można się „wyłożyć” na tym, co łatwe i teoretycznie proste. Czyli: pisać każdy może, aczkolwiek nie każdy powinien. Marcin Kołodziejczyk i może, i powinien.
Autor „Peryferyjczyka” ukazuje nam w swojej książce Polskę klasy B. A czasami nawet klasy G. Tu nie ma luksusowych samochodów, nikt nie pracuje w korporacji, nie czyta „Vogue’a” ani nie ma markowej torebki za kilka tysięcy. Tu grilluje się kiełbasę zapijając najtańszą wódką, śpi się na starym tapczanie, a czasami odbywa wyrok za kradzież bluzek dziewczęcych. Taka to Polska: siermiężna, pokolorowana zbyt jaskrawą kredką, czasami brudna i niedomyta, ale jakże swojska. Czytałam „Peryferyjczyka” i czasem mi było straszno, a czasem śmieszno; czasami lirycznie, a czasem z przymrużeniem oka. Niektóre z tych reportaży to małe perełki humoru – jak to o satanistach w Kluczborku czy to o dwóch złodziejach, którzy polegli na rumuńskich lejach. Niektóre są smutne – o Syzyfie opieki społecznej czy o człowieku pchającym dwa wózki. A niektóre i straszne, i śmieszne, i nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe, jak to o niedoszłym samobójcy, który procesuje się z policją, że go nieumiejętnie ratowała, a on się teraz musi leczyć. Reportaże są krótkie, są i długie, ale każdy z nich jest pochyleniem się nad człowiekiem, nad jego krzywdą, błędem czy historią życia. Ludzie, jak to ludzie, są różni – mamy tu cwaniaków, recydywistów, życiowych ślizgaczy, ale też bezdomnych, ofiary systemu czy historii, mamy w końcu boże prostaczki, głuptaski i naiwniaków nie z tej ziemi. A każdy z nich ma do opowiedzenia swoją historię, osobną i jedyną w swoim rodzaju.
Jak już wspomniałam, Kołodziejczyk pisać potrafi. Na krótkiej formie przejechać się nadzwyczaj łatwo. Tutaj każdy rozdział to mała perełka; są jak różnokolorowe koraliki, które na podłodze wyglądają jak bezładna mieszanina, ale nawleczone na jeden sznurek zmienią się w hipisowską bransoletkę w barwach tęczy. Każdy z reportaży ma swój styl, rytm i język; jedne stylizowane są na język prawniczy, inne na suchą notatkę z policyjnego przesłuchania. Dodajmy do tego ironię i lekki humor, a otrzymamy kawałek naprawdę porządnej lektury. To kolejna, po „Duchach Jeremiego” pozycja wydawnicza Wielkiej Litery, która mnie zachwyciła. Czyta się to po prostu lekko, chociaż tematy często do lekkich nie należą. Marcin Kołodziejczyk swoim „Peryferyjczykiem” potwierdził, że tematy na reportaż czasami po prostu leżą na ulicy, trzeba tylko uważnie patrzeć pod nogi. A że autor pisze o prowincji, pod nogi patrzy tym uważniej, bo każdy prowincjusz wie, że tam często mogą leżeć istne cuda; trzeba tylko uważać, bo można się przez nie przewrócić, co bywa bolesne… Cóż, życie.
A to Polska właśnie! - chciałoby się zakrzyknąć, może i bezradnie, lecz po lekturze tej absolutnie niebanalnej, intrygującej i cudownie niepoprawnej politycznie...
Na miłość boską, nie chcesz czytać tej powieści! Jeżeli jesteś w drodze do dyskontu. Albo do modnej galerii. Jeżeli pijesz piwo do biesiadnej tv. Albo...
Ocena: 5, Chcę przeczytać,
„Peryferyjczyk” to zbiór reportaży Marcina Kołodziejczyka, opisujących historie zwykłych ludzi, żyjących często w ubóstwie, rodzinach dysfunkcyjnych, czy wyznających inne niż reszta społeczeństwa ideały. Znajdziemy tu historie, z którymi możemy spotkać się w życiu codziennym, ale też z takimi, które są absolutnie nieprawdopodobne.
Kiedy czytałam opis tej książki,moja pierwsza myśl brzmiała: „Wow! Jaki cudowny temat!”. Codziennie jesteśmy bombardowani informacjami o celebrytach (często wbrew naszej woli) i bardzo ucieszyłam się, że zwykli, często prości ludzie i ich historie również zostały zauważone.
Jedne reportaże są bardzo krótkie, inne dłuższe. Każdy z nich jednak doskonale oddaje charakter danej historii i angażuje emocjonalnie, a emocji, których może doświadczyć czytelnik, jest cała paleta – od złości, smutku, aż po radość i zdziwienie. Warto wspomnieć, że niektóre historie są stosunkowo nowe, bo z 2016 roku, ale niektóre sięgają nawet lat 90. Oczywiście jedne reportaże podobały mi się bardziej, drugie troszkę mniej jednak uważam, że każdy z nich zasługuje na uwagę. Jednym z moich ulubionych jest „Stary człowiek wędruje”. Pozwolę sobie przytoczyć cytat z tego reportażu, ponieważ szczególnie mnie zachwycił i dał do myślenia:
„Mówił ludziom, że każdy jest sobie panem. Jeden siedzi całe życie nad śmierdzącą rzeką, wpatruje się w koniec wędki, a inny chodzi bez celu. Naprawdę trzeba mieć cel? Dlaczego wszyscy pytają o cele?” (s.36).
Pan Marcin Kołodziejczyk udowodnił, że o ludziach zwykłych można pisać w sposób niezwykły, a ich historie również zasługują na uwagę. Książkę tę uważam za cudowną odskocznię od mass mediów. Dziękuję portalowi Czytampierwszy oraz wydawnictwu Wielka Litera za możliwość jej przeczytania. Polecam wszystkim!