Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2016-03-16
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 384
Wojenna codzienność nie sprzyja Lucienowi. Choć młody i ambitny, ma problem ze znalezieniem pracy w zawodzie architekta i zapewnieniem przetrwania sobie i małżonce. Niecodzienna propozycja sprawia, że mężczyzna zaczyna patrzeć na pewne sprawy inaczej. Jeśli zgodzi się przygotować dobrą kryjówkę dla Żyda, oprócz wysokiego wynagrodzenia otrzyma wymagające zlecenie. Luciena nie obchodzi los Żydów, przynajmniej nie na początku tej historii. Jak potoczą się jego dalsze losy?
Po „Paryskiego architekta” sięgnęłam z jednego, istotnego dla mnie powodu- potrzebę sięgnięcia raz na jakiś czas po książkę dotyczącą wojennych realiów. Wydaje mi się, że każdy z nas powinien na ten temat co nieco wiedzieć, a każda powieść skupiająca się na wojennej tematyce w pewien sposób nas wzbogaca, uwrażliwia i pozwala docenić to, co mamy. Dokładnie tak było w przypadku tytułowego architekta. Mimo że książka nie jest oparta na faktach, ukazuje ciężkie czasy, w których przyszło żyć ówczesnym ludziom, tak dobrze, jak te wykorzystujące historyczną prawdę.
Belfoure zaprasza nas do świata smutnego, przepełnionego emocjami, ludzkimi niepokojami. Nic dziwnego- czasy i okoliczności niegodne są pozazdroszczenia. Autor przedstawia te cierpkie okoliczności z wielkim wyczuciem i pewnym dystansem. Bardzo dobrze wyczuwalny jest klimat wrogości wobec Żydów, społeczne lęki, dni przepełnione udręką. A jednak temat ten nie został przerysowany, naładowany zbędną agresją, wypełniony wyolbrzmionym przerażeniem. Odniosłam wrażenie, że Belfoure oferował nam dokładnie tyle, ile jesteśmy w stanie znieść, nie wystawiając na próbę naszej wrażliwości. Nie torturując nas opisami wydarzeń, z którymi nie potrafilibyśmy się pogodzić, oprócz tego, co tak rzeczywiste i wiadome.
Jak można się domyślić największe znaczenie w tego typu powieści mają ludzkie charaktery. To w ludzkim umyśle budzą się pomysły tak brutalne i krzywdzące, które następnie ludzką ręką zostają zrealizowane. Książkowe postacie ciężko jednoznacznie ocenić. Praktycznie każda z nich cechuje się pewna dozą egozimu, nie zawsze zdrowego i uzasadnionego. Ciężkie czasy determinują ludzkie zachowanie, a niełatwe poranki usprawiedliwiają niektóre decyzje. Jak to jednak bywa w przypadku takich okoliczności i bohaterzy i czynione przez nich kroki pozostawiają nam pole manewru w przypadku oceny ich i snucia refleksji, co my zrobilibyśmy na ich miejscu. Postacie wykreowane przez Belfoure ciężko ocenić jednoznacznie, podział na dobrych i złych zwyczajnie się nie sprawdza, szczególnie w przypadku głównego bohatera.
Lucien wzbudził we mnie wiele sprzecznych emocji. Czasami rozumiałam, a nawet popierałam jego decyzje. W niektórych przypadkach nie pozostawił mi wyboru- nie mogłam ich uszanować. W moim mniemaniu to postać tragiczna, skrzywdzona przez czasy i okoliczności. Nie można w ten sposób go usprawiedliwiać, łatwiej jednak zrozumieć. Co bardzo mnie ucieszyło, mężczyzna zmieniał się na moich oczach. Zrozumiał, co jest rzeczywiście ważne, jego postępowanie zaczęło być istotne dla innych. Trudno było go nie polubić.
Autor pisze tak, jak można, czy wypada pisać o wojnie. Możliwie lekko, ale z rozwagą, powagą i szacunkiem dla człowieka. Powieść czyta się dobrze, choć ze względu na temat niełatwo. Spotkałam się z opiniami, że książka jest przewidywalna, przez co jej wartość maleje. Nie do końca mogę się z tym zgodzić. Rzeczywiście łatwo jest wywnioskować, co sie wydarzy i jakie decyzje podejmą bohaterzy, ale w tej przewidywalności kryje się pewna nadzieja i potrzebna dawka optymizmu, a mnie to wystarcza.
Książka zaczyna się mocnym akcentem i do ostatniej strony biegnie, nie pozwalając na chwilę oddechu. Lucien, choć początkowo bardzo przewidywalny, jest bohaterem niejednoznacznym, co więcej sam nie zdaje sobie sprawę, jakie motywy nim kierują, jak bardzo jest w stanie się poświęcić. Początkowo arogancki, młody, ambitny mężczyzna, niesamowicie tchórzliwy i dbający jedynie o własną skórę może budzić niechęć. Zdradzający żonę, chcący zaimponować kochance, myśli tylko o swojej ukochanej architekturze. Czasy są ciężkie, więc i zlecenia trafiają się rzadko. Pierwsze z wielu zamówień od bogatego biznesmena początkowo nie podoba się Lucienowi, przekonują go jednak duże pieniądze i możliwy angaż. Z czasem jego nastawienie się zmienia, pewne wydarzenia, których jest świadkiem zmuszają go do zmiany zdania, zrewidowania swojego podejścia do życia. Gra, jaką podejmuje jest szalenie niebezpieczna, a wizja tortur nie odstępuje go o krok.
Nie spodziewałabym się, że architekt potrafi tak dobrze pisać. Autor przelał na karty powieści swoją pasję i życiowe powołanie, osadzając ją w czasach historycznych. Język jest lekki, plastyczny, a jednocześnie bardzo dobrze współgra w historią, którą poznajemy. Kolejny debiut, który bardzo przypadł mi do gustu. Historia Luciena przeplata się z losami innych osób. W większości wypadków mężczyzna nie będzie wiedział komu pomaga, a fragmenty historii innych postaci uświadamiają czytelnikowi, jak wiele takich osób się pojawiło. Na kartach powieści pojawiają się również Niemcy, którzy są warci zapamiętania. Zarówno oficer Gestapo, który podąża krok w krok za kryjówkami i za wszelką cenę chce je znaleźć jak i niemiecki architekt, który stanie się bliski Lucienowi to postacie, które nie łatwo jednoznacznie określić, a wraz z biegiem historii można zauważyć różne nietypowe ich zachowania.
"Paryski architekt" to historia wciągająca, wzbudzająca dużo emocji, świetnie napisana i trzymająca w niepewności do końca. Warto po nią sięgnąć, żeby odkryć, że człowiek nie zna siebie do końca, a naprawdę trudne sytuacje pozwalają odkryć w sobie dużo silnej woli.
Świetna!!! Czytałam się zarówno z przyjemnością (pomijając sceny tortur) jak i z olbrzymim zainteresowaniem!
Przeczytane:2019-04-14, Ocena: 6, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku,
W ostatnich latach literatura dotycząca II wojny światowej jest bardzo popularna. Stąd też powstają coraz to nowe opracowania historyczne, bądź też powieści, których akcja dzieje się w tamtych czasach. „Paryski architekt” Charlesa Belfoure'a jest jedną z nich.
Okupowany przez Niemców Paryż skrywa wiele tajemnic. Jedna z nich szczególnie rozwściecza Gestapo: ktoś konstruuje doskonałe skrytki dla Żydów. Nawet najlepsi hitlerowscy śledczy nie są w stanie ich wytropić. Niektóre z nich znajdują się tuż pod nosem nazistów.
Lucien jest obiecującym architektem. Marzy o karierze, ale w czasie wojny niełatwo jest o zlecenia. Znudzony wypalonym małżeństwem bryluje na paryskich salonach w towarzystwie sławnej projektantki mody. Świat luksusu imponuje mu, lecz wymaga ciągłych wydatków, choćby na prezenty dla kochanki.
Niespodziewane zlecenie okazuje się szansą na upragniony sukces, ale jest też śmiertelnym zagrożeniem. Jeśli architekt pomoże skonstruować kryjówkę dla żydowskiego przyjaciela swego zleceniodawcy, zajmie się również projektem fabryki dla Niemców. Luciena nie obchodzi los prześladowanych Żydów, lecz kuszą go pieniądze. Nie może jednak przewidzieć, że godząc się na pierwsze zadanie, rozpoczyna dzieło swojego życia i staje innym człowiekiem.
Chcę zacząć od tego, że powieść jest jedną z lepszych, którą do tej pory czytałam. Nie jest to ani ckliwy romans, czego się trochę obawiałam. Nie jest też to obraz krwawej jatki urządzanej przez Niemców. Chociaż niestety takie sceny pojawiają się. W sumie dziwne by było gdyby tak nie było. Belfoure, który z zawodu sam jest architektem, wie o czym pisze. Porusza bardzo ciężki temat dla Francuzów – współpraca z Niemcami. A do tego wydawanie Żydów, które stało się prawie sportem narodowym. Przynajmniej tak to wynika z kart powieści.
„Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono (...)”
Lucien jest dobrym architektem, lecz bez większych perspektyw przed sobą. Do tego sypiące się małżeństwo, wymagająca kochanka i permanentny brak gotówki. Pochodzi on z rodziny o bardzo antysemickim nastawieniu. A poznajemy go w momencie, gdy jest świadkiem zastrzelenia na ulicy Żyda. Tego samego dnia dostaje propozycję, która wywróci jego życie do góry nogami.
Od pierwszej do ostatniej strony książki obserwujemy przemianę bohatera. Śledzimy jego walkę o byt. Głośno mówi o swoim lęku, nie traktuje całego przedsięwzięcia zbyt poważnie. Dopóki przypadkowa osoba nie nazwie go bohaterem. Dopóki pod jego dach nie trafi pewien przemyślny dzieciak, który stracił całą rodzinę. W pierwszej chwili pojedynek z Gestapo bawi go, czuje się z siebie dumny. Z czasem dociera do niego, że to nie zwykła zabawa a gra, która toczy się o naprawdę wysoką stawkę. O ludzkie życie. Przyznam, że nie polubiłam go. Był dla mnie zwykłym bufonem, próbującym udowodnić swoja wyższość. Jednak podziwiam go za to, że jednak podjął się zadania. W pierwszej chwili zrobił to dla pieniędzy, jednak z czasem postanowił działać dla idei.
Przez karty powieści przewija się na drugim planie jedna dość ciekawa i tajemnicza postać. Jest to major Dieter Herzog z Wermachtu. Z zamiłowania architekt, któremu nie pozwolono zająć się tym co kocha. Lucien, który początkowo go się boi, z czasem zaczyna widzieć w nim przyjaciela. Chociaż powinien być postrzegać w nim swego wroga. Postać majora mocno mnie zaciekawiła, choćby z tego względu, że zawsze pojawiał się w chwilach gdy Lucien miał kłopoty. Jego działanie na koniec zaskakuje. Zwłaszcza, że nie poznajemy jego motywów. Kierował się przyjaźnią, niechęcią do Gestapo czy miał inną motywację? Tego czytelnik się nie dowie.
Powieść jest naprawdę świetna. Jej akcja dzieje się we Francji, której obywatele zdają się mieć zupełnie inną mentalność niż my. Jak wspominałam wcześniej, pisarz porusza trudny temat dla Francuzów. Momentami czyta się ją ciężko, ze względu na brutalne sceny przesłuchań. Ale z racji tego, o czym ona jest, są niezbędnym elementem. Po raz kolejny okazuje się, że człowiek jest zdolny do różnych czynów, o których by nawet nie pomyślał. Wszystko zależy od tego, w jakiej sytuacji zostanie postawiony. Polecam wszystkim.