Coś zaginęło na Niewidocznym Uniwersytecie - najbardziej prestiżowej (tzn. jedynej) instytucji naukowej w Ankh-Morpork. Brakuje profesora - ale grupa poszukiwawcza jest w drodze! Zespół starszych magów podąży jego tropem, dokądkolwiek by prowadził, nawet na drugi koniec Dysku, gdzie Ostatni Kontynent, Czteriksy, wciąż jest w stadium budowy.
Wyobraźcie sobie magiczną krainę, gdzie deszcz jest tylko mitem, gdzie to, co zwykłe, jest niezwykłe, a przeszłość i teraźniejszość biegną ramię w ramię. Przeżyjcie grozę spotkania z Szalonym Krasnoludem, Wojownikiem Szos, Śmiercią, jednym czy drugim Stwórcą i przerażającym Pasztecikowym Pływakiem... Wczujcie się w tę pasję, kiedy mieszkańcy Ostatniego Kontynentu odkrywają, co się dzieje, kiedy pada deszcz, a rzeki wypełniają się wodą (na przykład trzeba odwołać regaty)...
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2006-03-01
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 302
Tytuł oryginału: The Last Continent
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Moje wrażenia są podobne, co przy poprzednich częściach. Świat przedstawiony - super. Zupełnie nowy kontynent, jest inaczej, jest zabawnie, można by na jego terenie powyrabiać mnóstwo ciekawych rzeczy. Ciekawszych niż to, co wyczyniają magowie... Rincewind nie bawi, a irytuje, tak samo jak jego koledzy po fachu. Im bliżej było końca, tym lepiej się czułam.
Kolejny tom o perypetiach magów i Rincewinda. Pechowy mag utknął w Czteriksach. Kontynencie w przerysowany sposób przypominający Australię. Oczywiście wpada tam w niezłe kłopoty. Co w sumie nie powinno dziwić. Magowie urządzają sobie wakacje na bezludnej wyspie. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że wskutek ogromnego pecha zostają tam uwięzieni. Okazuje się do tego, że tkwią w naprawdę dalekiej przeszłości.
Jak nigdy przy tym tomie miałam nieodparte wrażenie, że byłby z tego niezły serial animowany. Zwłaszcza z naszym mistrzem ucieczek. Tom przepełniony jest gagami i stekiem bzdur. Ale naprawdę mi się podobało. A Rincewind zdecydowanie nie jest moim ulubionym bohaterem.
Gdzie mógłby trafić prześladowany przech pecha i szczęście zarazem mag Rincewind jeśli nie na pełen dzikich gatunków roślin i zwierząt obcy mu kontynent. Ta powieścią sir Terry Pratchett zaprasza nas na ląd IksIksIksIks, zwany też Czteriksami, która do złudzenia przypomina karykaturę Australii.
Przyznam, że nie jest to moja ulubiona pozycja w serii Świata Dysku, tak jak i od paru tomów zdecydowanie do moich ulubionych linii fabularnych nie należy wątek czarodziejów z Niewidocznego Uniwersytetu. Mam wrażenie, że książki te budowane są według bardzo prostego schematu chaotycznych przygód Rincewinda i zgnuśnienia magów. Może się to trochę przejeść po pewnym czasie.
Powieść to jeden wielki żart na temat wyobrażeń o Australii, a może po części i samej Australii taka, jaka jest naprawdę. Można zaśmiać się prawie do łez przy opisach wszechobecnego symbolu kangura czy wyzwania na strzyżenie owiec.
Pozycja obowiązkowa dla fanów błyskotliwego angielskiego humoru, opcjonalna dla miłośników bardziej wymagającej fabuły i rozwoju relacji między bohaterami.
W odległym, trochę już zużytym układzie współrzędnych, na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona mgiełka gwiazd rozstępuje...
Czas jest zasobem - wszyscy wiedzą, że trzeba nim gospodarować. Na Dysku zadanie to przypada Mnichom Historii, którzy magazynują go i przepompowują z miejsc...