Buzująca emocjami opowieść o miłości, tajemnicach i sile dobra.
Na początku jest grom z jasnego nieba. Jedno spojrzenie, jeden dotyk, jedno słowo. Od tej chwili życie dwojga ludzi zmieni się bezpowrotnie. Ona wreszcie zmierzy się ze swoim strachem przed bliskością. On odkryje prawdę o sobie i swojej rodzinie. Czy czeka ich wspólna przyszłość?
Anna Ficner-Ogonowska zabierze Cię w świat prawdziwych uczuć, silnych przeżyć i dramatycznych wydarzeń. "Okruch" to niezwykła powieść, która przywraca wiarę w sens życia i pozwala zrozumieć, czym jest odpowiedzialna miłość.
„To prawda, że jedna iskra wystarczy, by wywołać pożar i zniszczyć wszystko wokół. Ale jeden dobry okruch pamięci wystarczy, by wiele zachować, by karmić się nim przez całe życie. Zrozumiałam, że to moja jedyna nieskończoność.”
fragment książki
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2018-04-16
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 704
Piekna i wzruszajaca historia o milosci, nierozwiklanych sprawach rodzinnych. Polecam
Moje pierwsze zetknięcie z twórczością tej autorki. Okładkowy blurb głosi, że jest to ,,Buzująca emocjami opowieść o miłości, tajemnicach i sile dobra". No może jest. Tylko strasznie przegadana. Autorka jest polonistką więc możliwe, że to z tego powodu nadmiernie częstuje słowami. Książka jest bardzo gruba (akurat czytałam papierówkę wyłowioną spośród moich pohańbionych książek, które zgromadziłam na półce jeszcze w czasach gdy gromadziłam nałogowo).
Miłość od pierwszego wejrzenia dwójki osób poznanych w nieciekawych okolicznościach. Przedszkolanka i policjant. Ona ratuje jego gdy niemal na jej oczach został postrzelony. Od tego czasu zaczyna się poznawanie siebie przez niemalże siedemset stron. Nie czepiam się wątku fabularnego. Nie jest zły i, jako że w literaturze wszystko już było i raczej trudno w morzu zalewających nas nowości napisać coś odkrywczego, gdyby go tak niepotrzebnie nie rozwlec byłoby całkiem fajnie. W książce jest dużo niepotrzebnych słów, które mają niby nadawać klimat, a w rzeczywistości czasem trudno powstrzymać ziewanie. Gdyby ściąć nadmierny słowotok, dodać trochę pikanterii i ciut więcej emocji, które obiecuje blurb, a których jednak za wiele tam nie ma, byłoby całkiem przyjemne trzysta stron na jeden wieczór, a nie mordownia na cały weekend.
Brnęłam w tę nieszczęsną fabułę bo raczej nie porzucam napoczętych książek i w sumie ciekawiło mnie jak zakończy się wątek Sary i Maksa, chociaż od pewnego momentu można się domyślić. Brakowało mi większej wyrazistości postaci. Nie czułam ich charakterów.
Owszem, język powieści jest ładny, gładki i właśnie taki polonistyczno-literacki ale to właściwie jedyna zaleta tej książki.
Historia trochę przesłodzona mimo "zwrotów akcji" utrudniających życie bohaterom. Jednocześnie większość z nich podchodzi do wielu kwestii że stoickim spokojem-niebywałe ;)
Ciekawa historia, ale niepotrzebnie tak rozciągnięta na prawie 700 stron...
Poprzednie książki tej autorki nie urzekły mnie. Jednak postanowiłam dać szansę tej najnowszej książce pani Ani. I nie żałuję. Historia miłości Sary i Maksa jest nieco bajkowa. I chociaż treść nieco przydlugawa to warta przeczytania.
Rozbrykane historie o warzywach! Dowiedzcie się, w kim podkochują się rzodkiewki. Powygłupiajcie się z pomidorami. Sprawdźcie, ile ziarenek groszku...
Wieczór wigilijny, za oknem cisza. Pada śnieg, dom pachnie piernikiem i goździkami, na stole dodatkowe nakrycie, może zaraz ktoś przyjdzie... To wszystko...
Przeczytane:2019-03-10, 52 książki 2018,
Anna Ficner – Ogonowska, autorka znana i lubiana. Czytelniczki w ciemno sięgają po jej książki, chociaż czasem zarzucają jej, że pisze zbyt słodko i nierealnie, ale pomimo to uważają, że to bardzo dobre polskie obyczajówki. Warto wspomnieć, że promocja książek Anny Ficner – Ogonowskiej i jej wizerunku medialnego opierają się na prostej strategii. Została pisarką mimo woli. Nie chciała, ale nią została, gdyż pisane do szuflady opowiadania do wydawnictwa wysłał w tajemnicy jej mąż i to był strzał w dziesiątkę. Pisanie zawsze będzie jej pasją nie zawodem, pisarki zawodowe wyglądają podejrzanie. Ot dziewczyna z sąsiedztwa. Dysponuje rzeszą czytelniczek, które niecierpliwie czekają na jej kolejne powieści, entuzjastyczne opinie zwykłych fanek, oraz rekomendacje celebrytów dopełniają reszty. Matka, żona, nauczycielka języka polskiego. Kobieta spełniona, uczy Polki jak mają osiągnąć szczęście. Dałam się przekonać, wierząc entuzjastycznym opiniom czytelniczek i zapewnieniom mojej znajomej o niezwykłości warsztatu autorki i zapisałam się do niesamowicie długiej kolejki oczekujących w bibliotece na najnowszą powieść autorki „ Okruch „. Reklamowanej, jako powieść, która przywraca wiarę w sens życia, pozwala zrozumieć czym jest odpowiedzialna miłość.
Czy moje wyczekiwanie na możliwość wypożyczenia książki, oraz czas poświęcony na przeczytanie tej cegły były warte zachodu?
Początek wypadł intrygująco i wzbudził moje niekłamane zainteresowanie. Główni bohaterowie poznają się, bowiem bardzo dramatycznych okolicznościach, rodem z pierwszorzędnego filmu sensacyjnego. Także ciekawym pomysłem, który bardzo przypadł mi do gustu, była możliwość czytania pamiętnika, matki Maksymiliana, fragmentami, którego jest przeplatana powieść. W swoich zapiskach zamieszcza, bowiem przemyślenia bardzo bliskie wszystkim rodzicom dorosłych dzieci, którzy wciąż zamartwiają się tym, co dzieje się w życiu ich latorośli, mimo, że dawno prowadzą samodzielne życie. Przemyślenia matki głównego bohatera dają dodatkową perspektywę na całą historię, a także przy okazji poznajemy jej przeszłość, dzieciństwo i pobyt w domu dziecka. Ładna okładka i tajemniczy tytuł, zachęcają do sięgnięcia po tę pozycję.
No i to było by na tyle, jeżeli chodzi o pochwały. Spodziewałam się opowieści nasyconej emocjami, a otrzymałam książkę przepełnioną słowami. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie była zwyczajnie przegadana i to tak bardzo, że miałam momenty znużenia i przysypiałam, co dawno mi się nie zdarzyło. Wszystko przeanalizowane do granic możliwości, opisywane ze szczegółami, nieustannie powtarzane. Ciągłe spojrzenia, które coś wyrażają, a to patrzą na siebie ze smutkiem, z miłością, zawstydzeni, przepraszająco. Często książkę odkładałam lub myśli uciekały w innym kierunku, potem znów wracałam, a tam wciąż to samo nic się nie dzieje. Jeżeli ktoś szuka ciepła rodzinnego, to w tej książce na pewno znajdzie, tylko, dlaczego trzeba było to opisywać na tylu stronach. Autorka spokojnie mogła skrócić całą fabułę i tchnąć w bohaterów trochę życia i tych emocji, o których wspomina blurb. Wtedy otrzymalibyśmy solidną powieść obyczajową, akcja nabrałaby dynamiki, a tak mamy nijakich przerysowanych bohaterów, albo dobrych albo zupełnie złych, którzy ciągle na siebie patrzą. Tyle tu szczęścia, że aż mdli. Nie mam nic do literatury ku pokrzepieniu serc, gdzie można odnaleźć pozytywny przebieg zdarzeń, serdeczność i życzliwość, ale nie tak rozwleczonych do granic wytrzymałości czytelnika.
Nie zachwyca wartością merytoryczną, czy intelektualną. Jest to pozycja dla osób spragnionych pozytywnych uczuć, inspiracji do czynienia dobra, ale mnie chyba drażnią takie nierealne i przesłodzone historyjki rozpisane na 700 stron. Wiem, że autorka ma wiele zwolenniczek swojej twórczości, którym podobają się jej książki i sposób pisania, ale ja jej zagorzałą wielbicielką nie zostanę. Fanki Ficner – Ogonowskiej i tak zapewne przeczytają tę powieść, ale ja nie będę namawiać do lektury, bo jak dla mnie była zwyczajnie nudna i naiwna, chociaż nie można jej odmówić pozytywnego przekazu.
„ Prawdziwym ludzkim nieszczęściem jest nieuleczalna choroba, cała reszta to nic szczególnego „