Jedna z najgłośniejszych powieści 2018 roku!
Sally Rooney, nazywana Salingerem doby Instagrama, w Normalnych ludziach opowiada o trudnej miłości wplątanej w skomplikowane, zhierarchizowane relacje organizujące świat, w którym nastoletni bohaterowie muszą się odnaleźć. Rooney udowadnia, że o miłości nie napisano jeszcze ostatniego słowa.
Marianne i Connell żyją tuż obok siebie, choć pochodzą z dwóch różnych światów. Mieszkają w niewielkim mieście, jednym z tych, z których chce się jak najszybciej uciec. Chodzą do tej samej szkoły, ale na korytarzu mijają się bez słowa, unikają swoich spojrzeń, chociaż łączy ich więcej niż wspólne lekcje. Ukrywanie tej znajomości nie jest trudne, komplikacje zaczynają się wtedy, gdy między dwojgiem nastolatków budzi się uczucie.
Powieść Normalni ludzie nominowana była do Nagrody Bookera oraz otrzymała Costa Book Award w 2019 r. Ponadto stacja BBC ogłosiła, że historia Connella i Marianne zostanie przeniesiona na mały ekran, a adaptację wyreżyseruje Lenny Abrahamson.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2020-02-26
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: Normal People
Nienawidzi osoby, którą się stała, osoby bez wiary, że ma siłę cokolwiek w sobie zmienić. Jest kimś, kogo brzydzi się nawet on, przekroczyła sferę tego, co Connell jest w stanie tolerować. W liceum oboje znajdowali się w tym samym miejscu, oboje byli zagubieni i na swój sposób cierpiący, i od tamtej pory wierzyła, że gdyby mogli wrócić razem do tego miejsca, byłoby tak samo. Teraz wie, że w tym czasie Connell coraz lepiej przystosowywał się do świata, ten proces trwał nieprzerwanie, choć bywał bolesny, ona natomiast staczała się, oddalała coraz bardziej od normalności, stając się kimś nierozpoznawalnie zdeprawowanym, i nie zostało już nic, co by ich łączyło.
Ludzie są niesamowicie skomplikowani i często nie da się odgadnąć, czemu zachowują się w dany sposób. Dyktują nimi emocje, nierzadko emocje, z których istnienia nie zdają sobie sprawy. Na pewno nie pomaga też społeczeństwo, które zamiast wspierać i akceptować, potrafi niszczyć dla zabawy i nie uznaje niczego, co jest odmienne. Zdaję sobie sprawę, że to dość srogi osąd i że nie można odnieść go do dosłownie wszystkich, bo na tym świecie są dobrzy ludzie o otwartych umysłach. Lecz niestety tych nietolerancyjnych, tych, którzy czerpią radość z cierpienia innych, o wiele łatwiej zauważyć. Czemu tak jest?
Marianne i Connell chodzą do jednej szkoły. Dzieli ich olbrzymia przepaść stworzona przez pieniądze i hierarchię społeczną. Doskonale wiedzą, kim są, codziennie mijają się, ale ich światy zazwyczaj nie przenikają. Tylko jedna sytuacja ich łączy. Wydawałoby się to za mało, by się dobrze poznać, ale czasami życie zaskakuje. Może jeden rytuał wystarczy, by dostrzec siebie? By móc zrozumieć lepiej niż inni?
O twórczości autorki słyszałam wiele pozytywnych opinii, które stanowczo zachęcały do zapoznania się z jej powieściami. Zdecydowałam się w pierwszej kolejności na "Normalnych ludzi", ponieważ istnieje ekranizacja tej historii. Postanowiłam sobie, że porównam książkę z serialem. Na razie przeczytałam tylko powieść i moje odczucia są dość mieszane. Na pewno "Normalni ludzie" okazali się czymś całkowicie innym niż oczekiwałam i niekoniecznie wyszło to na ich korzyść. Czemu? Być może po części odpowiada za to fakt, że książkę wysłuchałam w audiobooku, ale jest to niewystarczające, by nie dostrzegać istotnych wad całości.
Przede wszystkim wyjątkowo mi się nie podobał styl, którym posługuje się pisarka. Wyróżniał się lekkością w odbiorze, co przy powadze tematu wydawało mi się mocno nie na miejscu. Pewnie odebrałabym to w inny sposób, gdyby język był bardziej dopracowany. Tymczasem mam wrażenie, że książka pod tym względem została potraktowana po macoszemu, co spłyciło istotne i poważne tematy. Taki kontrast irytował mnie i niekiedy wręcz odrzucał. Tym bardziej że wkradał się chaos językowy. Przy tak prostym odbiorze, ale zarazem chaotycznym ciężko było mi utrzymać skupienie i brać z odpowiednią dozą powagi tematykę.
Tak naprawdę pod względem fabularnym nie wiem, o czym są "Normalni ludzie". W książce pojawiło się wiele wątków, ale były one płynne, często niedopracowane i nie mogłam dla nich znaleźć głębszego sensu, nie mówiąc o jakimś celu historii. Długo wierzyłam, że to się zmieni, ale końcówka pokazała mi, że brakuje jakiekolwiek zwieńczenia, czy uzasadnienia przekazywanych treści. Być może wynika to ze wspomnianego chaosu, a być może z faktu, że wielokrotnie fabuła wydawała mi się monotonna, czego efektem było moje znudzenie i chęć odłożenia powieści.
Pod względem tematyki też mam wiele zastrzeżeń. Tytuł wydaje mi się sugerujący, co samo w sobie jest plusem. Jednak dla mnie autorka pokazała przewrotną, nic nie wnoszącą logikę relacji międzyludzkich. Wykreowała bohaterów, którzy mieli wyróżniać się, być odmienni. Zarazem jako czytelnicy mogliśmy obserwować ich życie i zdać sobie sprawę, jak bardzo podobne jest do naszego, jak mimo ich odmienności normalne. Lecz z czasem było ponownie wskazanie, że Marianne i Connell są wyjątkowi. Czyli podsumowując ten wywód – mamy nienormalnych ludzi, którzy chcą być normalni, gdy tak naprawdę ich życie jest normalne, ale są wyjątkowi, więc nienormalni... Czy dla Was to też jest masło maślane? Jedyną rzeczą, którą z niego wyniosłam, to pytanie: czym jest normalność? Czy w ogóle istnieje coś takiego jak normalność? Wydaje mi się, że pisarka wpadła tutaj we własną pułapkę, zarzucając ludziom, że wpadają dokładnie w tę samą pułapkę. Mocno mnie to zniechęciło do całości.
Pomijając wymieniony wcześniej wątek, doceniam wnikliwość pisarki. Bez wątpienia stara się ona obserwować świat, ludzi i relacje pomiędzy nimi. W sposób inteligentny wyciąga z tego wnioski i stara się je wykorzystać, by polepszyć świat. Według mojej opinii jest to godne pochwały zachowanie. Dlatego sam koncept powieści szanuję i przyznaję, że mi się podoba. Jednakże pojawia się tutaj również motyw toksycznych relacji i tego całkowicie nie rozumiem. Nie czuję ich źródła i nie widzę jakiekolwiek uzasadnienia. Nie zawsze jesteśmy racjonalnymi istotami, lecz prawie zawsze mamy uzasadnienia na to, co robimy. Niekoniecznie sami je znamy, ale ono istnieje. Tutaj nie miałam pojęcia w tej gmatwaninie emocji i wątków, skąd niektóre zachowania wynikają. I zdaję sobie sprawę, że właśnie w życiu tak to wygląda – nasze emocje i myśli są skomplikowane. Niemiej oczekiwałabym jakiegoś stabilniejszego obrazu historii. Tym bardziej że pojawia się tutaj aspekt depresji, z którego jak zawsze jestem zadowolona. Szkoda tylko że został on spłycony – niestety jak prawie wszystko w tej książce.
Co do bohaterów to możemy założyć, że tak naprawdę istnieje tylko główna dwójka bohaterów. Pojawiają się jakieś postacie drugoplanowe czy epizodyczne, ale one są tylko tłem i przy tym typie opowieści jestem w stanie bez problemu to zaakceptować. Samej Marianne nie polubiłam, wiele mi w jej kreacji brakowało. Ogólnie rozumiem ją, po części rozumiem ją. Tylko że w moim przypadku to trochę za mało. Natomiast Connell to postać, która prawie, prawie spełnia moje oczekiwania. Jego osoba wiele tłumaczy i wiele ukazuje, ale wydaje mi się, że miał jeszcze większy potencjał.
Jak sami czytacie, niestety dostrzegłam w "Normalnych ludziach" więcej wad niż zalet. Nie powiedziałabym jednoznacznie, że to nie jest dobra książka. Znajduje się w niej wiele wartościowych i różnorodnych treści, więc też rozumiem, skąd tyle pozytywnych opinii na jej temat. Osobiście na razie czuję się zniechęcona do twórczości pisarki, ale myślę, że w przyszłości dam jeszcze jej szanse. Na pewno dam szansę serialowi.
Po tylu zachwytach i recenzjach jakoby ,,Normalni ludzie" to była jedna z najwazniejszych książek ostatnich lat czuję się oszukany i wykorzystany. Owszem, fabuła jest ciekawa, ot opowieść o relacji dwójki mlodych ludzi, autorka ma sprawne oko i wrażliwość, ale naprawdę nie ma tu się czym podniecać.
"Normalni ludzie" Sally Rooney to piękna opowieść o trudnej miłości, która należy do literatury pięknej.
Marianne i Connell pochodzą z dwóch różnych światów. Mieszkają w niewielkim mieście i chodzą do tej samej szkoły, ale ma korytarzu mijają się bez słowa i unikają swoich spojrzeń chociaż łączy ich więcej niż wspólne lekcje. Ukrywanie tej znajomości nie jest dla nich trudne. Komplikacje zaczynają sie dopiero wtedy, kiedy między nimi budzi się uczcie.
Jak skończy się ich historia ? Przekonajcie się sami !
Jest to prawdziwa historia o dwójce ludzi.
W każdym razie książka jest napisana bardzo dobrze i szczerze mogę ją polecić.
Moją uwagę zwróciła okładka i tytuł. Po przeczytaniu opisu już wiedziałam, że jest to książka, którą muszę przeczytać że nie będę żałować.
Trzeba przyznać, że szkoła doskonale uczy nas tego, że choć wiecznie powtarza się, iż grubość portfela, wygląd, odzienie czy posiadany sprzęt nie mają takiego znaczenia, co osobowość, to i tak prawda wygląda zgoła inaczej. Może w innych miejscach też zarysowują się takowe różnice, ale to w placówkach edukacyjnych wyraźnie widać spore podziały. Dzieci bogatszych ludzi bez wahania wyśmiewają biedniejszych kolegów tylko dlatego, że nie mogą pozwolić sobie na najnowszy telefon czy wypasioną bluzę z głupim logotypem. Klasowe gwiazdy patrzą z wyższością na tych, którzy nie mają na tyle odwagi, aby cokolwiek powiedzieć na lekcji, kiedy nauczyciel zadaje pytanie, a co dopiero zagadać do kogoś, kogo aż tak nie znają. Nie mówię, że tak jest wszędzie, jednakże w samych filmach dla młodzieży jest to wielokrotnie ukazywane. Ba, nawet w literaturze raz za razem używa się tego schematu, dlatego nie dziwi, iż autorka postanowiła pójść tym tropem. Wskazać dylematy związane z chęcią przekroczenia granic, gdzie przestąpienie przez pewną linię mogłoby wywołać burzę z gradobiciem, tyle że podeszła do tego w zgoła inny sposób. W taki, że człowiek sam zacznie rozmyślać nad własnym życiem.
NIECH NASZA BLIŻSZA ZNAJOMOŚĆ POZOSTANIE SŁODKĄ TAJEMNICĄ…
Analiza relacji międzyludzkich oraz przecierających się, skrajnie różnych od siebie warstw społecznych – ta książka nie zezwala na przejście obok tego obojętnie. Już w pierwszym rozdziale czułam, iż pomiędzy Connellem a Marianne kroi się coś grubego, mogącego wyssać z płuc całe powietrze. Czułam to całą sobą, ale ten fabularny wąż nie ukąsił od razu, ale też okazał się, że jego cierpliwość nie należy do najsilniejszych. Zagłębiając się w więź, jaka połączyła dwójkę nastoletnich dzieciaków, dopiero co mogących poznać gorzki smak dorosłości, musiałam niejednokrotnie zatrzymywać się, aby móc przetrawić to, co do tej pory wydarzyło się na kartach „Normalnych ludzi”. Pomiędzy pozornie błahymi sytuacjami ze sfery codzienności, ukazującymi dylematy związane z wyborami życiowymi, z nawiązaniem znajomości czy też szukaniem odpowiedzi na wiecznie zadawane pytania, często przeplatały się niemalże psychiczne zagrywki. Dokonywane przez Connella albo Marianne wybory czy wypowiadane przez nich słowa – nie byłam w stanie przestać oceniać. Nie byłam w stanie przestać rozkminiać, jak to ugryźć. Widziałam, jak wiele błędów popełniają. Obserwowałam ich, pewnie niezrozumiałą dla wielu, relację z bonusami, dostrzegając, jak wielokrotne rozstania i powroty mają tutaj spore znaczenie. Jak zewnętrzne bodźce wbijały szpilki w to, co nawet nie powinno ulec pod ich siłą nacisku. Kształtowały coś, nad czym nie miały prawa mieć kontroli. Wchodziły z butami w cudze życie, nie patrząc na to, iż tym samym niszczy coś, co mogłoby rozwinąć skrzydła, gdyby nie czuło presji. Autorka zwróciła przez to uwagę na to, jak bardzo bywamy podatni na słowa czy czyny innych. Pozwalamy sobie na katalogowanie, wciskanie w pewne przegródki społeczne, których nie mamy prawa opuszczać, coby nie zaburzyć jakiegoś wydumanego porządku. Zazwyczaj to podziały sprawiają, że wtedy czujemy się tak, jakbyśmy po drodze zgubili pochodnie, przez co podążamy po omacku po tych „ludzkich zakamarkach”, sugerując się tym, co nam oferują podstępne szepty. Tym razem w tej wędrówce towarzyszyłam bohaterom, licząc na to, że przestaną potykać się o własne nogi i znajdą sposób, aby stworzyć nowe źródło światła, odganiające cienie wypowiadające niechciane słowa.
„Normalni ludzie” to nie tylko zwrócenie uwagi na to, jak często dajemy się zaszufladkować. To także doskonały przykład, że często oceniamy ludzi po pozorach. Pragniemy widzieć kogoś zupełnie inaczej, dopisując mu poszczególne cechy, kiedy prawda wygląda zgoła inaczej. Uwielbiamy koloryzować czyjś życiorys, niżeli lepiej go poznać. Dopowiadamy historie, nie znając życia tego kogoś od środka, gdzie często nie zdajemy sobie sprawę, iż za maską może skrywać się dramat, powoli wysysający siły, wyniszczający od środka…
ZRÓB ZE MNĄ, CO TYLKO PRAGNIESZ – I TAK JUŻ NIE WIEM, KIM JESTEM.
W liceum Connell nie mógł narzekać na brak powodzenia i samotność. Jako rozchwytywana gwiazda szkolnej drużyny piłkarskiej, otaczał się kumplami, a większość dziewczyn była gotowa zrobić wszystko, aby tylko go usidlić. Również sama wiedza dobrze wpadała mu do głowy, dlatego też nie przypominał kolejnego stereotypowego sportowca. Natomiast równie dobrze radząca sobie z nauką Marianne stroniła od zgromadzeń. Kochająca wyrażać własne, nie zawsze grzeczne zdanie nastolatka, wolała zaszyć się w kącie z książką, niżeli uczestniczyć w szkolnych wydarzeniach i poszerzać listę znajomości. Zetknięcie się tych dwojga wydawałoby się oglądaniem tańca ognia i wiatru. Popularny chłopak i outsiderka, w oczach innych, nie powinni nawet wymienić ze sobą choćby jednego zdania, a co dopiero pokazać, jak naprawdę wiele ich łączy. Ich znajomość miewała wiele wzlotów i upadków. Oboje, walczący z własnymi demonami przeszłości, niekiedy dość przerażającymi, powoli przestawali dogadywać się z innymi ludźmi, szukając wsparcia w ramionach (i nie tylko) tego drugiego. Nawet spore rozłąki nie były w stanie sprawić, iż brakowało im tematów do rozmów, tyle że ta znajomość… bywała toksyczna. Pomimo tego, że czuli się nareszcie sobą i odzyskiwali ostrość widzenia, to i tak odczuwałam, jak oboje podupadają na zdrowiu. Odpowiadały za to niedopowiedzenia, bo żadne z tej dwójki nie umiało zaakceptować faktu, iż przyjaźń między nimi nie jest możliwa, gdyż czują coś znacznie więcej, a odpychanie tej prawdy zaczynało ciążyć. No i ci ludzie, których spotykali na swej drodze lub też musieli dzierżyć ze względu na więzi krwi… Nie ma co, los ich totalnie nie oszczędzał, przez co dokonywali wielu wyborów, których nie popierałam. Krzyczałam wtedy wewnętrznie, aby jeszcze to przemyśleli, żeby nie popełniali takich głupot, jednakże z czasem pojmowałam, że nawet dobrze, iż w coś brnęli – w końcu najczęściej uczymy się na własnych błędach, nieprawdaż? Tym samym zaczęłam im kibicować. Trzymałam kciuki, aby dostrzegali to, co im umyka, by nie byli jeszcze bardziej poszkodowani...
Dawno nie omawiałam stylu, w jakim książka została napisana, gdyż czułam, iż ten akapit tekstu jest zbędny, lecz tym razem wydaje się niezmiernie potrzebny. Co jak co, ale ten bestseller zaskoczył mnie jedną rzeczą, a mianowicie… zapisem dialogów. Brak półpauz wyraźnie wskazujących na rozmowę między bohaterami potrafił wyprowadzać z równowagi. Nieprzyzwyczajona do czegoś takiego bywałam zagubiona. Jak sama prostota prozy i biegu życia dwójki szukającej swego celu nastolatków zachwycała, tak to bywało problemem. Z czasem do tego zabiegu przywykłam, ale nie do końca zaakceptowałam, gdyż dalej bywał problematyczny, jednakże – nie powiem – pozwala książce wyróżnić się na tle pozostałych tego typu historii.
Podsumowując. Poszukujesz książki, gdzie zdałoby się dostrzec w tle hasające po łące jednorożce, a tęcza uparcie wypływa spomiędzy stron? Przepraszam, ale „Normalni ludzie” ci tego nie zaoferują. Historia Connella i Marianne pokazuje gorzki smak nastolatków powoli wkraczających w świat dorosłych, gdzie nieumiejętne dobranie koloru błyszczyka do torebki nikogo aż tak nie burzy. Ukazuje, jak niewiele trzeba, aby ktoś, kto stał na szczycie, szybko zleciał w dół, zaliczając bolesny upadek, nie tylko fizyczny. Przy tej książce przygryzanie warg do krwi nikogo nie powinno dziwić, bo nieraz czułam, jak sprzeczne emocje we mnie buzują i próbują wydostać na zewnątrz.
Już nie dziwię się, że ta książka jest tak popularna – zasługuje na swoją sławę, bez dwóch zdań!
Bardzo przejmująca historia o dziewczynie z bogatej rodziny i chłopaku z niższych sfer. Czy cokolwiek może ich łączyć?
Historia się przeplata. Czasem jest wręcz cudownie, a raz tragicznie.
Książka moim zdaniem jest super. Lekkie pióro autora. Nic niezrozumiałego tu nie było.
Zaskoczeniem był dla mnie koniec, tzn. nie tego się spodziewałam. Więc książka nie jest przewidywalna (dla mnie jest to oczywiście na plus).
Polecam książkę każdemu- nie jest tylko dla nastolatków.
Dobę po przeczytaniu powieści Sally Rooney pt. „Normalni ludzie”, dalej się zastanawiam jak tą książkę ocenić, gdzie ją usytuować pośród szerokiego już grona książek przeze mnie przeczytanych. Jeżeli spojrzę na nią swoimi oczami nie widzę w niej nic wyjątkowego. Historia młodych ludzi, ich życie, sukcesy i porażki, uczucia wystawiane na próbę, traumy z przeszłości. Takie z pozoru normalne życie, normalnych ludzi- o czym informuje mnie już sam tytuł z okładki książki. Czy aby na pewno będzie tak normalnie? Norma to wzorce zachowań i cech ludzi traktowane jako przeciętność, zgodność z przewidywaniami i coś co jest społecznie, a zarazem moralnie pożądane. Zatem główni bohaterowie Connell i Marianne pokazani są jako przeciwstawność dla tego co społecznie akceptowalne. Osiągają ponad przeciętne wyniki w nauce, z czasem zdobywają stypendia na wyższej uczelni. Posiadają analityczne umiejętności w ocenianiu rzeczywistości. Dotykają problemów społecznych, dalekich im rówieśnikom. W przypadku Marainne żyją ponad stan, za to w Connella gdzieś poniżej średniej krajowej. Na koniec tej wyliczanki wreszcie darzą się ponadprzeciętnym uczuciem, niepojętym dla otoczenia. To wszystko sprawia, że mają problem w odnalezieniu się w tym normalnym świecie. Są wyjątkowi, ale tylko dla siebie nawzajem. Toteż gubią się, ukrywają swoje uczucie, bo to przecież mezalians. Ona uznawana za bogatą dziwaczkę, on gwiazda drużyny szkolnej, ulubieniec rówieśników. Nie chcą się odkryć, płacą za to wysoką cenę. Coś z czego robili tajemnicę, okazało się dla innych błahostką. Skrzywdzeni i zranieni nie potrafią się odnaleźć i po prostu żyć. W między czasie odwracają się ich role w społeczeństwie. Teraz to ona jest lubiana, a on traktowany jak ubogi chłopak z małego miasteczka. Wszystko jest nie tak jak powinno być. Brakuje im ciepła, pewności siebie, znoszą narzucane konwenanse, godzą się na przemoc, bylejakość, przeciętność. Ale czy na tym ma się opierać ludzkie życie? Oczywiście, że nie. Zostaliśmy stworzeni aby być wyjątkowi pośród tej normalności. Pozwalajmy sobie być inni. To zdaje się nam przekazać ta książka. Nie oceniajmy ludzi na podstawie tego co mówią o nich inni. W obecnych czasach potrzebujemy takich książek. Aby zrozumieć, że trzeba się różnić, mieć swoje zdanie, pomysły, opinie. Nie należy jednak dzielić społeczeństw na klasy, wytykać ludzi palcami bo tak nam wygodniej. Jak na przekór autorka pokazuje mi, że ze mną gra. To ja sama muszę znaleźć odpowiedź co sądzę o tej powieści. Nikt mi jej nie da na tacy, nic mi tego nie zasugeruje. Tak naprawdę dopiero pisząc tą recenzje poznałam swoje zdanie o tej książce. To, że plusem jest fakt, iż historia głównych bohaterów pokazana jest na przestrzeni lat. To, że jest pięknie napisana, bo styl i język Ronney ma w sobie coś magnetycznego. Wplatanie w tekst tego co myślą bohaterowie w danym momencie doskonale pasuje do tej powieści. Wreszcie to, że porusza gdzieś między wierszami ówczesne prawdy, stawia pytania, zmusza do refleksji. Jest subtelnie, magicznie i nienormalnie.
„Jedna z najwspanialszych powieści ostatnich lat”.
„Jedna z ulubionych książek Baracka Obamy w roku 2019”.
Jednych takie uwagi zachęcają do sięgnięcia po daną książkę, a co poniektórych wręcz odpychają. Osobiście staram się być bardziej ostrożna w wyborze lektury, bo już nie raz przejechałam się na „bestsellerach New York Timesa” i innych tego typu „polecajkach”. Jednak powieść „Normalni ludzie” zaintrygowała mnie od samego początku, a gdy widziałam same pozytywne opinie na różnych portalach, to postanowiłam sprawdzić, w czym tkwi jej fenomen.
W szkole Connell i Marianne udają, że się nie znają. On jest gwiazdą szkolnej drużyny piłkarskiej, ona – typem dumnej outsiderki z bogatego domu, w którym matka chłopaka sprząta. Kiedy syn przychodzi po nią do pracy, między dwojgiem zupełnie różnych nastolatków rodzi się nietypowa więź – taka, którą chcą za wszelką cenę ukryć przed światem.
Przyznaję, że mam dość mieszane uczucia. Faktycznie drzemie w tej książce ogromny potencjał. Autorka porusza w nich wiele współczesnych problemów, z jakimi borykają się młodzi ludzie, dzięki czemu nie jest to kolejna przesłodzona opowiastka o pierwszej miłości. Ale tym wykonaniem autorka nie do końca mnie do siebie przekonała.
Historia została opowiedziana w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Osobiście zdecydowanie wolę narrację pierwszoosobową, gdyż według mnie czytelnik bardziej może wczuć się w daną historię, utożsamić się z głównym bohaterem, a nie być tylko pobocznym obserwatorem.
Sally Rooney ma bardzo dobry styl pisania. Potrafi z filozoficznych rozważań bohaterów przejść do niezwykle plastycznych opisów przyrody itp. Nie do końca jednak rozumiem, dlaczego w dialogach bohaterów, nie zostały uwzględnione myślniki. Początkowo strasznie trudno było mi się do tego przyzwyczaić. Nie wiedziałam, czy dane zdanie zostało wypowiedziane przez bohatera, czy też było tylko jego myślą.
Czas akcji jest dość długi, jak na tak mało obszerną powieść. Cztery lata to sporo czasu. Autorka niestety strasznie przeskakuje w czasie, przez co na przykład mi, ciężko było wczuć się w tą historię. Dostałam w jednym rozdziale parę informacji, o tym, co wydarzyło się w życiu bohaterów, po czym zaczynam kolejny rozdział a tam: sześć miesięcy później. Mnie to osobiście irytowało.
Przytłoczyła mnie również dramaturgia całej tej powieści. Wystarczyła jedna, spokojna rozmowa, a bohaterowie nie poplątali by się tak w swoich wzajemnych relacjach. Być może jednak, Sally Rooney chciała przez to pokazać współczesny problem wśród młodzieży – brak umiejętności komunikowania się z innymi. Takiego prawdziwego. Bez użycia telefonu, aplikacji. Twarzą w twarz.
Dość istotnym problemem, jaki również porusza autorka jest podział społeczny według różnych klas. Pokazuje w swej powieści jak ogromny wpływ na nasze zachowanie, funkcjonowanie ma przynależność do wszelakich grup społecznych. Jak bardzo pragniemy przyporządkować się ogólnym zasadom, by być zauważonym, docenionym, szanowanym wśród innych.
Rooney zostawiła mnie z otwartym zakończeniem, którego nie znoszę. Co prawda, można dzięki temu skłonić się do refleksji i spróbować zrozumieć tą zawiłą relację między dwójką głównych bohaterów. Ja jednak miałam nadzieję na nieco bardziej pozytywne zakończenie.
Podsumowując, nie dostałam do końca tego, czego oczekiwałam. Myślę, że książka jest wartościowa, porusza aktualne problemy wśród młodzieży, ale sama fabuła jest trochę przytłaczająca i mało ciekawa. Początek był bardzo dobry. Już wtedy czułam, że to faktycznie może być coś bardzo dobrego. Potem jednak coś nie wyszło. Za jakiś czas postaram się wrócić do tej powieści i spróbować ją zrozumieć w większym stopniu niż aktualnie. Z pewnością jest warta Waszej uwagi. Powinniście bowiem sami sobie o niej wyrobić opinię.
Moja ocena: 7/10
Kiedy zaczęłam tą książke najpierw nie zrobiła na mnie dużego wrażenia, ponieważ serial wydawał mi się lepszy, jednak im dalej tym lepsza się stawała. Uważam, że głównym atutem tej książki są świetnie napisane postacie.
Czasami czytając książkę trafiam na bohaterów, którzy mają ze mną sporo wspólnego. Sądzę, że nie jest to przypadek, że wybieram akurat te, a nie inne książki. "Normalni ludzie" Sally Rooney kusili mnie od dłuższego czasu. I teraz już wiem dlaczego. To książka o mnie prawie w stu procentach. Hm... jakież to ciekawe czytać o sobie, słowami, których samemu by się użyło. Piszę o tym, ponieważ przez wzgląd na to podobieństwo moja opinia może być nieco nieadekwatna. Niemniej to jednak moja subiektywna ocena tej książki. Dla mnie to wręcz doskonałe studium przypadku. Autorka świetnie oddała to kim są i kim się czują bohaterowie. Sporo w tym niuansów, które może wypatrzeć wprawne oko, ale myślę, że dla niektórych pozostaną one ukryte. Wnikliwość i zmysł obserwacji stanowią mocny punkt książki. Poza tym to proza napisana prosto, zwyczajnie, krótkimi zdania, chociaż nie brakuje w niej emocji. Tych mniejszych i tych większych. Warta jest uwagi i spojrzenia na bohaterów tak z boku, bo na pewno wielu podobnych mamy w swoim otoczeniu. Na mnie zrobiła spore wrażenie. Do refleksji. Polecam.
Chyba trochę przereklamowane. Do połowy książki nic ciekawego. Problemy nastolatków przedstawione jak w tysiącach tego typu opowiastkach. Od połowy książka staje się trochę głębsza, wchodząc w "nienormalne" osobowości dwojga głównych bohaterów. Dopiero pod koniec lektura staje się interesująca. Czas na obejrzenie serialu w HBO, ale dopiero jak zakończy się post, aby dotrzymać podjętego postanowienia :).
Piękna książka o miłości dwojga młodych ludzi . Marianne i Connell w szkole ze sobą nie rozmawiają, a po szkole spędzają ze sobą czas. Marianne mieszka w dużym, pięknym domu, a matka Connella sprząta go za pieniądze. Różnice między nimi sprawiają, że mimo rodzącego się uczucia, nie wiedzą do końca kim dla siebie są i jak nazwać ich relację.
Mam poważny problem z tą książką. Nasłuchałam sie, że to głos pokolenia a autorka to niemalże Jane Austin XXI wieku. Oczywiście - przedstawiane są tu dylematy młodych ludzi. Ale czy takich samych nie miało też poprzednie i jeszcze poprzednie pokolenie? Nieumięjętność nazywania swoich uczuć, nieporozumienia komunikacyjne, potrzeba aprobaty społecznej, lęki i obawy przed odrzuceniem, strach przed przyszłością. To wszystko problemy znane od lat. Główni bohaterowie byli przede wszystkim dla mnie irytujący. Jasne, że odnajdywałam trochę z siebie. Ale jak długo tak można tkwić w tym samym. Jedno i drugie powinno iść na terapię, bo nie jest w stanie zbudować dojrzałego związku. Chociaż ich losy opisywane są na przestrzeni 4 lat, nie zobaczyłam żadnego światełka w tunelu, że dojrzewają, ani śladu autorefleksji. Zakończenie też takie jest. I wyobrażam sobie, że tak bedą się spotykać i rozstawać przez najbliższe 10 lat, mając za sobą coraz więcej nieudanych i frustrujących związków. No chyba, że autorka w taki sposób widzi obecne młode pokolenie, dla którego nie ma już szansy i skazani są na neurotyzm i depresję. Denerwująca pozycja. A na dodatek literacko też nie najwyższych lotów. Niektóre porównania tak grafomańskie, że aż głowa boli. Czyta się szybko - to plus.
Powieść jednej z najważniejszych współczesnych pisarek i autorka świetnie przyjętej w Polsce powieści ,,Normalni ludzie"! Mieszkająca w Dublinie Frances...
Alice, pisarka, poznaje Felixa, pracownika magazynu wysyłkowego, i proponuje mu wspólną podróż do Rzymu. W Dublinie jej najlepsza przyjaciółka Eileen...
Marianne myśli, że okrucieństwo nie rani tylko ofiary, lecz także sprawcę, może nawet głębiej i trwalej. Gdy się nad tobą znęcają, nie dowiadujesz się niczego odkrywczego na własny temat; natomiast jeśli sam się nad kimś znęcasz, dowiadujesz się o sobie czegoś, czego nie można zapomnieć.
Więcej