Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2011-05-01
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 256
"Miałem szczęście być świadkiem, kiedy pewnym ludziom w środę przydarzyła się niedziela. To moja pierwsza książka reporterska" - wspomina Mariusz Szczygieł.
Reportaż nie jest łatwą formą przekazu. Można zatracić obiektywizm albo za bardzo "się napuszyć" przy jego tworzeniu. A przecież taki tekst powinien być przeznaczony dla każdego. Powinien być napisany językiem prostym i bliskim zwykłym ludziom. Na szczęście reportaż w Polsce ma się całkiem dobrze, o czym świadczy "Niedziela, która wydarzyła się w środę" Mariusza Szczygła.
Autor opisuje w nim polskie realia w latach 90. Mnie okres ten kojarzy się głównie z zabawą na trzepaku, graniem w gumę czy wymienianiem się kolorowymi karteczkami z koleżankami z podwórka. Pamiętam jeszcze, że płaciło się wtedy tysiącami, a zarabiało miliony. Co z tego, jak pieniądz miał małą wartość. Autor przybliża tamte czasy. Książka podzielona jest na 16 rozdziałów, a każdy z nich pokazuje inną historię.
Najbardziej spodobał mi się rozdział "Poczet pokrzywdzonych w III RP". Jedną z bohaterek była Helena Zamorska z Wrocławia, która poskarżyła się Rzecznikowi Praw Obywatelskich na użycie niepokojącej pieczątki. Otóż, gdy poszła pewnego dnia do urzędu dzielnicowego, wstemplowano jej do dowodu osobistego jakiś 11-cyfrowy numer. Zaniepokojona zgłosiła sprawę do Rzecznika, gdyż chciała się dowiedzieć, o co chodzi. Jak opisuje to zdarzenie Mariusz Szczygieł: Urzędniczka nie umiała wyjaśnić dlaczego wbija pieczątkę i jakie stempel ma znaczenie. Helena Z. oburzyła się: nie pytając o zgodę ktoś zadysponował jej dowodem osobistym i jeszcze nie potrafi się z tego wytłumaczyć. Helena Z. przypomniała sobie: numeruje się rejestrowane prostytutki! Jak to się skończyło, tego nie zdradzę. Wspomnę jedynie, że wnioski są zabawne i smutne zarazem.
Ciekawy jest także rozdział "Polska w ogłoszeniach". Zadziwiające jest to, co ludzie w nich pisali. Najbardziej osobliwe to: "Sprzedając kamienie żółciowe, zarobisz fortunę". Peter Zuzek skupuje suche kamieniej żółciowe. Koloru brązowego, bo rdzawy farbuje. Za 1 gram całych płaci 8 USD. Nie kupuje kamieni pokrytych białą pleśnią ani rurek z przewodów żółciowych. Osobistej dostawy tylko po ustaleniu terminu. Jednakże okazuje się, że chodzi o kamienie bydlęce, a nie ludzkie. Inne, pokazuje, jak ludzie kombinowali: "Przyjmę reklamę na antenę satelitarną. Mam balkon w centrum Babimostu". Jak można się podziewać, nie było odzewu.
Jako miłośniczkę kryminałów zainteresował mnie także rozdział "Mord polski", w którym zostają przestawione statystyki dotyczące zabójstw w 1993 roku. Okazuje się, że popełniono ich aż 1106, był to rekord w powojennej Polsce. Mariusz Szczygieł opisał kilka przypadków tych morderstw, w tym na zamówienie.
Największe kontrowersje wzbudził reportaż "Onanizm polski", o czym pisze Szczygieł w postscriptum zatytułowanym "Listy do onanisty". Podobno ludzie zwracało "Gazetę Wyborczą", w której został wydrukowano ten artykuł. Po reportażu nadeszły do redakcji listy, z których wiadomo, że tekst jest "szokujący", "pokrętny", "rewelacyjny". Jest także "parszywym montażem". Czytano go z "wielką przyjemnością", "z niesmakiem", "z obrzydzeniem". Autor reportażu dla niektórych jest "imponująco odważny", dla innych "z mózgu obrany".
Reportaże miejscami bawią czytelnika, miejscami skłaniają do refleksji. Na pewno nie da się przejść wobec nich obojętnie. To taki powrót do przeszłości, nie zawsze wesołej. Mariusz Szczygieł zestawił w swojej książce różnorodnych bohaterów, m.in. pracowników podupadającego zakładu Elwro, kobietę, która jest zaradna a mimo to bezrobotna oraz mężczyznę, który miał dla autora "gorący" temat na reportaż. Szczygieł pisze także o budowie sanktuarium w Licheniu czy o radiu Maryja.
Warto wspomnieć także o fotografiach Witolda Krassowskiego, których nie było w pierwszym wydaniu książki z 1996 roku. Stanowią one duży walor, gdyż znakomicie ilustrują tamte czasy. Zostały uchwycone na prawdziwych negatywach, gdyż nie było jeszcze aparatów cyfrowych. Polecam tę książkę miłośnikom reportaży oraz Mariusza Szczygła. Chętnie przeczytałabym inne reportaże tego autora.
Lata 90-te to dla Polski czas przełomu i transformacji ustrojowej. To czas intensywnych przemian społecznych, ekonomicznych, obyczajowych. To czas masowych zwolnień z zakładów pracy, pikującego w górę bezrobocia, szalejącej inflacji. To pierwsza fala muzyki disco polo na kasetach i zachłyśnięcie się Zachodem .
Dla mnie, smarkatej nastolatki, to czasy „Beverly Hills 90210”, wesolutkiej zagranicznej muzyki disco, dżinsów z podwiniętymi nogawkami i krótkim topem (a jakże) oraz wielkich nastoletnich spraw i problemów.
I dopiero Mariusz Szczygieł uświadomił mi jakie to były czasy szare, smutne i przygnębiające, jak wielu ludzi tracąc pracę i nie mogąc znaleźć kolejnej traciło nadzieję i jak inni zakładali swoje biznesy i wykorzystywali swoją pozycję wszechwładnego szefa. Każdy radził sobie jak mógł i jak umiał, autor przedstawił nam całą plejadę osobowości, o różnych charakterach i o różnym postrzeganiu rzeczywistości, dla jednych to czas wielkich nadziei i marzeń, dla innych ogromne zagubienie i bezradność.
Ten zbiorek reportaży jest słodko-gorzki, czasem dołujący i przygnębiający, czasem zabawny (nie sposób się nie uśmiechnąć czytając wypowiedzi lidera pewnego zespołu disco polo) i wzruszający. Dla mnie każdy jest świetny, każdy zmusza do refleksji, do pomyślenia. Każdy porusza ważne sprawy. Wszystkie charakteryzuje lekkie pióro i wnikliwa obserwacja autora, który jak zawsze z dużym wyczuciem opisuje losy zwykłych obywateli, próbujących dostosować się do nowej rzeczywistości, nie ocenia ich i nie wyśmiewa choć nie brak w nich ironii i gorzkiego humoru.
Książka została dodatkowo wzbogacona doskonałymi fotografiami Witolda Krassowskiego, które przemawiają do nas niekiedy bardziej wymownie niż tekst. „Niedziela, która zdarzyła się w środę” to kawał naszej rzeczywistości i przeczytać trzeba koniecznie.
Nie ma kogoś. Nie ma czegoś. Nie ma przeszłości. Nie ma pamięci. Nie ma widelców do sera. Nie ma miłości. Nie ma życia. Nie ma fikcji. Nie ma właściwego...
OPIS DETALE „Projekt prawda” to pozycja, jakiej na polskim rynku wydawniczym jeszcze nie było. Książka ta jest kolażem, na który składają...