Fascynujące dzieje kilku pokoleń silnych kobiet
Kiedy Tekla Tracz wchodzi po trapie liniowca pasażerskiego złamana bólem z powodu pozostawionej na pastwę losu w Ameryce córeczki Kasi, nikt nie jest w stanie przewidzieć, że to dramatyczne dla niej wydarzenie zdeterminuje losy kilku pokoleń kobiet.
Rozciągnięta w czasie opowieść o kobietach z rodziny Traczów rozpoczynająca się w pierwszych latach XX wieku. Tekla, Barbara, Monika i Waleria – choć popełniają błędy poprzednich pokoleń i płacą za to wysoką cenę, to jednak wciąż szukają w sobie siły do walki z przeciwnościami losu.
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2022-03-22
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 0
Niechciane to książka pełna bólu, wyrzeczeń, poświęceń. To losy czterech pokoleń kobiet, które chcąc być zupełnie innymi od ich poprzedniczek popełniają te same błędy skazując się na to samo cierpienie.
Córki rodziny Tracz to kobiety, które urodziły się bo urodzić się musiały ale nie wiele to miało wspólnego z obrazem idealnego macierzyństwa i wyczekiwaniem upragnionego dziecka.
Matki w rodzinie Tracz to bardzo często ofiary oczekiwań, które nie były w żaden sposób zbierzne z ich marzeniami.
Ta książka łamała mi serce i składała wyciskała łzy smutku, wzruszenia i radości. Wzbudzała wewnętrzny bunt i emocje jakie rzadko mieszają mi się w jednej książce co niewątpliwie uczyniło ją wyjątkową w odbiorze. Są książki, które odkładam na półkę i wiem, że choć podobały mi się to do nich nie wrócę ale Niechciane to książka, która znajdzie się wśród moich ulubionych.
"Dziecko-chwast. Dziecko-wrzód. Dziecko-narośl".
Gen "niechciejstwa" już na zawsze będzie kojarzył mi się z ciemną stroną macierzyństwa. Z matkami, które nie potrafią być matkami, bo nikt do tej pory nie wymyślił instrukcji obsługi dawania i przyjmowania uczuć. "Niechciane" to książka, która wbrew tytułowi, winna stać się właśnie mocno chcianą. W szczególności przez kobiety, bo właśnie o nich i dla nich została napisana. O niechcianych matkach i córkach.
Iwona Żytkowiak to absolwentka polonistyki i studiów filozoficzno-etycznych na Uniwersytecie Szczecińskim. Mieszka i pracuje w Barlinku, jest członkiem Związku Literatów Polskich. Matka czterech synów, lubiąca spacery po Bieszczadach i grę na pianinie z najmłodszym dzieckiem. Autorka wielu powieści oraz poetka.
Początek XX wieku. Tekla Tracz ze względu na chorobę córki Kasi, zostawia ją w Ameryce u swojej kuzynki i z resztą rodziny wraca do Polski. Bohaterka już do końca swoich dni nie potrafi pogodzić się z tą dramatyczną decyzją, która jak się okazuje, determinuje losy kolejnych pokoleń kobiet z jej rodziny. Barbara, Waleria, Monika i Julka na przestrzeni kolejnych lat, mierzą się bowiem z odrzuceniem i brakiem uczuć.
W najnowszej powieści Iwony Żytkowiak kobiety naznaczone zostały dwoma słowami, oddającymi sedno zamysłu autorki. Są nimi "manekiny" i "łyżeczki". Manekiny, bo to rzeczy martwe, pozbawione krwi, czyli ciepła, a łyżeczki, bo najczęściej leżą obok siebie, obce i chłodne. Te dwa słowa klucze doskonale oddają obraz kobiet, jaki pisarka wykreowała, ukazując losy kobiecego pokolenia rodziny Tracz. Jest tu bowiem obcość, odrzucenie, surowość, brak bliskości i zahamowania emocjonalne. To trudna proza, ukazująca, że czasami matki nie potrafią być matkami i jest to takie prawdziwe, bo po prostu ludzkie. Nie sposób ukryć, że powieść ta wyzwala w czytelniku bogaty wachlarz emocji, od których nie sposób się uwolnić długo po lekturze.
"Niechciane" to książka, która bazując na skomplikowanych życiorysach kobiet, zadaje w swojej istocie sporo pytań. Pytań dotyczących wpływu przeszłości na losy kolejnych pokoleń w oparciu o rozwijającą się gałąź nauki, zwaną epigenetyką. To także opowieść pozostawiająca otwartym pytanie o winę w przypadku braku uczuć u matki i idącą za tym, skomplikowaną kobiecą psychikę, jaką w tym przypadku zdominowała samotność i wielki smutek. Bohaterki tej powieści nie są nijakie, są bardzo "jakieś", co wyzwala mnóstwo sprzecznych myśli. A takie kreacje, wywołujące we mnie wiele ambiwalentnych uczuć, uwielbiam najbardziej.
Na podkreślenie zasługuje konstrukcja fabularna utworu, którego cechą charakterystyczną jest pomieszanie ze sobą kilku planów czasowych. Autorka przedstawiając bowiem losy czterech bohaterek, zabiera czytelnika w podróż prawdziwym wehikułem czasu, potrafiącym przemieszczać się z przeszłości do teraźniejszości. Początkowo trudno odnaleźć się w takim układzie, ale ze strony na stronę, kobiece kreacje zyskują wyrazistości, a ich losy na przełomie tylu lat, zgłębia się z wielką ciekawością wymieszaną ze smutkiem i pewną dozą żalu.
Wydawałoby się, że o kobietach powiedziano już wszystko. Jak jednak pokazuje Iwona Żytkowiak, nic bardziej mylnego. Ta zaczynająca się w XX wieku, a kończąca współcześnie, opowieść o genie "niechciejstwa" to sugestywne studium wielopłaszczyznowej roli kobiety, do której nie opracowano instrukcji obsługi. To książka o was i dla was – odważna, przejmująca i wzruszająca. Bezapelacyjnie polecam!
Tekla, Barbara, Waleria, Monika, Julia - matki, które nie potrafiły z różnych przyczyn okazywać miłości swoim córkom. Gen "niechciejstwa" w tej rodzinie powielany był z pokolenia na pokolenie. Autorka bardzo plastycznie ukazała sylwetki bohaterek tej książki, zwłaszcza Walerii, Moniki, Julii i Hanki. Wszystkie są nieszcześliwe, nie radzą sobie ze swoimi emocjami. Narracja skacze poprzez różne lata i wydarzenia, wymaga skupienia. Wolałabym, żeby historia kobiet z rodziny Traczów ukazana została po kolei. Książka pełna emocji, wyzwala złość, litość, i współczucie dla tych kobiet. Najbardziej nie polubiłam Moniki, zimnej pracocholiczki, nie interesującej się co dzieje się z jej córką.
"Niechciane" Iwona Żytkowiak
Kiedy jesteśmy dziećmi, to rodzice stanowią niemalże cały nasz świat. To u nich szukamy miłości, to przy nich czujemy się najbezpieczniej. Wraz z procesem naszego dorastania potrzebujemy ich wsparcia, poczucia akceptacji i zrozumienia. To jest właśnie ten moment, gdy zakorzeniają się w nas pewne wzorce postępowania i zachowania, które wyniesione z domu rodzinnego bardzo często rzutują na nasze późniejsze dorosłe życie. Nie zawsze niestety, to, czego doświadczyliśmy w dzieciństwie, jest godne naśladowania, jednak my nienauczeni innego życia powielamy błędy rodziców. Znam wiele osób, które w rozmowie ze mną niejednokrotnie mówiły mi, że mają problem z okazywaniem uczuć i otwarciem się na przyjmowanie ich od innych, bo w ich domu nigdy nie przykładało się wagi do tego, aby rozmawiać ze sobą o tym, co się czuje, ani do tego, aby te uczucia sobie okazywać. W konsekwencji prowadzi to do poczucia osamotnienia, pustki i odrzucenia. Jeśli już trochę śledzicie moją działalność blogową w sieci, to zapewne domyślacie się, że poruszam ten trudny temat nie bez powodu. I nie mylicie się. Tym razem skłoniła mnie do tego najnowsza książka Iwony Żytkowiak ,,Niechciane", z której recenzją dziś do was przychodzę.
Już teraz muszę przyznać, że nie była to dla mnie łatwa, choć zapewniam Was, że bardzo wartościowa lektura. Wszystko, o czym przeczytamy na kartach powieści, jest zapisem mocno złożonych i splątanych losów kilkupokoleniowej rodziny Traczów, w której to kobiety już jako małe dziewczynki los naznaczył piętnem odrzucenia. Mimo że nie były sierotami, czuły się jeszcze gorzej, bo w moim odczuciu, łatwiej pogodzić się ze świadomością straty rodzica, aniżeli go mieć i czuć się niechcianym. O tym, jednak za chwilę.
Wszystko zaczęło się w na początku XX wieku, kiedy to Tekla Tracz wraz z rodziną płynie do Ameryki mając nadzieję na lepsze życie. Niestety marzenia te okazują się mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością, z którą przyszło im się skonfrontować już na miejscu. Gdy postanawiają wyruszyć w drogę powrotną do Polski, Tekla zmuszona jest podjąć bardzo trudną decyzję o pozostawieniu córki Kasi w Ameryce. Ból rozrywa serce matki i choć ona sama tego nie wie, wybór, którego dokonała, nie będzie tylko jej osobistym dramatem, ale stanie się także momentem powstania genu ,,niechciejstwa", który będzie przekazywany kolejnym pokoleniom kobiet, aż do czasów współczesności. Tak oto my czytelnicy za sprawą rewelacyjnie splecionych ze sobą wątków poznajemy bolesne i chwytające za serce perypetie z pozoru słabych kobiet, które wykazują się ogromną siłą.
Barbara, Waleria i Monika, bo to o nich mowa są swego rodzaju filarami tej opowieści. Każda z nich porzuciła swoją córkę, bo ich też kiedyś nie chciano. Ale czy naprawdę nie można było postąpić inaczej? Nie mnie to oceniać. Żadna z nas nie może być pewna jak by postąpiła, będąc na ich miejscu i mając za sobą tak trudną przeszłość. Mnie samą najmocniej poruszyły losy Wiktorii, która porzucona przez nieporadną życiowo i uzależnioną od alkoholu matkę została odepchnięta jak niechciany przedmiot, którego trzeba się pozbyć, bo brakuje już dla niego miejsca w domu. Nie znajduję żadnego usprawiedliwienia dla tego, co zrobiła jej rodzicielka. Takie osoby nie powinny się nazywać matkami. Co prawda Waleria powieliła błąd swojej matki, ale charakter tego rodzaju porzucenia był zupełnie inny i tu już mogę starać się je zrozumieć. Kobieta od zawsze musiała walczyć o lepszą przyszłość dla siebie zupełnie sama. Opiekunowie powtarzali jej, że musi się uczyć, bo tylko dzięki nauce ma szansę na lepsze życie. To siedzące w jej głowie przeświadczenie przeniosła na płaszczyznę swojej dorosłości, a potem wpajała córce. Książki, które kochała, stały się najważniejszą częścią jej codzienności i ucieczką od demonów przeszłości. Córka tymczasem potrzebowała matki tu i teraz. Jej uwagi, zainteresowania, miłości. Nie dostawała tego i tak kolejne już pokolenie tej rodziny odczuwało na sobie ciężar bycia niechcianym. Błędów przodkiń nie udaje się również uniknąć Monice. Musicie jednak wiedzieć, że te kobiety nie są jedynymi, które znalazły się w tym, chciałoby się powiedzieć zaklętym kręgu i nie tylko one ponoszą dotkliwe konsekwencje swoich czynów. Choć w przypadku każdej z kobiet ich kontekst jest zupełnie różny, ale o tym musicie już przeczytać sami. Do czego oczywiście serdecznie was zachęcam.
Przed przeszłością jednak nie da się uciekać w nieskończoność. Zawsze nadejdzie moment, kiedy trzeba będzie stawić jej czoła. Tak też dzieje się i tym razem. Za sprawą Wiktorii, kobiety mogą spotkać się wspólnie i być może przerwać to, co zniszczyło ich rodzinę. Musicie koniecznie sięgnąć po książkę i przekonać się, czy w sytuacji, kiedy przestrzeń między nimi wypełnia żal i złość skrywający się za kurtyną wieloletniego milczenia, jest to jeszcze możliwe.
,,Niechciane" to bardzo wciągająca książka, która budzi w czytelniku szereg skrajnie różnych emocji. Z jednej strony porusza, z drugiej natomiast wzbudza złość i niedowierzanie. Na usta ciśnie się pytanie: Jak można tak postąpić? Uwierzcie mi, można, o czym świadczy to, co każdego dnia dzieje się wokół nas. Bo właśnie najbardziej poruszająca i dojmująca jest świadomość realizmu i ponadczasowości tej książki. Jestem przekonana, że szerokie grono osób, w których ręce ona trafi, odnajdzie w niej cząstkę siebie i utożsami się z bohaterkami. Nie muszę już chyba nic więcej pisać, aby przekonać was, że naprawdę warto spędzić z nią czas.
Z uwagi na bardzo ładny język literacki oraz przystępny styl pisania, którym posługuje się autorka, lektura płynie bardzo przyjemnie, a jednocześnie od początku do końca jesteśmy mocno zaangażowani we wszystko, o czym czytamy. Akcja powieści biegnie niespiesznie, ale dzięki temu mamy czas na refleksje i przemyślenia, do których zostaniemy skłonieni wiele razy. I co dla mnie jest niezmiernie istotne, to fakt, że jeśli będziecie zmuszeni przerwać czytanie książki, bo zwyczajnie zmusi was do tego proza życia, to nie przestaniecie o niej myśleć. Ona cały czas będzie siedziała w waszej głowie i tak pozostanie jeszcze długo po skończonej lekturze. A to jest dla mnie jeden z głównych wyznaczników dobrej książki, więc nie pozostaje wam nic innego, jak tylko niezwłocznie przeczytać ,,Niechciane".
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Replika, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/05/niechciane-iwona-zytkowiak.html
RECENZJA PREMIEROWA - książka ukazała się 22 marca nakładem Wydawnictwo Replika
,,Niechciane" Iwona Małgorzata Żytkowiak to książka, która wciąga, ale też uwiera. Autorka odważnie pisze o różnych rolach kobiet, a także o trudnym macierzyństwie i skomplikowanych rodzinnych relacjach. To wielka gratka dla miłośników sag i powieści obyczajowych.
Akcja zaczyna się na początku XX wieku i kończy w czasach nam współczesnych. Z uwagą i emocjami śledzimy losy kilku pokoleń kobiet z rodziny Traczów.
Mimo iż każda z nich chce odciąć się od przeszłości i błędów swojej matki, tak naprawdę je powiela. W innych czasach, innych okolicznościach, w trochę inny sposób... Ale wciąż pojawia się to ,,niechciejstwo".
Córki w tej rodzinie rodzą się, bo muszą się urodzić. Nawet wtedy, gdy są owocem gwałtu, przypadku albo poświęcenia.
To trudny temat, bardzo niewygodny, dziś nadal dla niektórych - tabu.
Przyznam, iż z nową powieścią Iwony Żytkowiak było tak, że najpierw chciałam jak najszybciej przeczytać, by poznać finał. A potem odwlekałam ten moment, bo losy bohaterek bardzo mnie poruszyły (a nie jestem czytelniczą mimozą i odróżniam literacką fikcję od literatury faktu). Bałam się zakończenia, a to rzadko mi się zdarza.
Mimo iż ta książka jest nieraz reklamowana jako ,,o kobietach i dla kobiet", znalazłam faceta-bohatera, którego bardzo polubiłam. Początkowo myślałam, że to będzie taki współczesny Dulski, ale okazało się inaczej (więcej nie zdradzę; sami sprawdźcie).
Niewątpliwym plusem powieści jest nielinearna narracja. Nie każdy gustuje w rozsypanych puzzlach, które trzeba cierpliwie poskładać w całość. Ja akurat bardzo to cenię.
Cóż jeszcze?
Dialogi - dla mnie może czasem za długie...
Tło historyczne - wielki plus!
BEATA IGIELSKA
Poruszający portret matki widzianej oczami córki, która też jest matką... Nina po śmierci męża zostaje sama. Dzieci usamodzielniły się,...
Ta historia wydarzyła się naprawdę. Żyły nią wszystkie media. I choć zakończyła się szczęśliwie, to rany jakie pozostały nigdy się na zabliźnią. Julita...