Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: b.d
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 188
To druga książka, którą przeczytałam Vonnegut'a. Poprzednia podobała mi się, ale nie urzekła mnie w 100%. Nie ze wszystkim się w niej zgadzam.
IG: Czytomanka
👉Groteskowy, a zarazem przerażająco wierny obraz świata zbudowanego wokół kultu pieniądza.
„Wzbogacić się możesz na tysiąc sposobów,
ale żeby stać się biednym, możesz tylko na jeden.
Pracując uczciwie”.
Nie zawsze jest to prawda. Znam wiele osób, które swoją ciężką pracą osiągnęły sukces. Zaledwie garstka osób, ale są takie. Nie uważam, że bogaci ludzie to osoby, które wybiły się na czyjejś krzywdzie. Czasami może tak jest, ale sporo osób ciężko na to pracowało.
👉 Książka jest specyficzna zarówno językowo jak i fabularnie. Nie z wszystkimi tezami się zgadzam, jednak warto było przeczytać i zobaczyć jak ktoś może mieć zupełnie odmienne zdanie. Po mniej więcej kilkudziesięciu stronach odnalazłam się w języku autora i byłam w stanie więcej zrozumieć i się nie zastanawiać co autor miał na myśli w danej chwili. Mimo wszystko warto przeczytać i samemu ocenić, czy styl i stawiane tezy Ci odpowiadają i są zgodne z Twoimi przekonaniami.
❗Ocena: 5/10
,,Och, panie Rosewater, jak to dobrze, że pan jest!"
Krytyka materializmu za pomocą groteski Kurta Vonneguta? To musiało być dobre! Tym razem autor stworzył obraz Ameryki, gdzie pieniądze są najważniejszą wartością. Gdzie zapomina się o innych ludziach czy własnym sumieniu i intelekcie na rzecz kolejnych zer na koncie. Przepaść między bogatymi a biednymi jest ogromna, a niemalże każdy bohater zdaje się liczyć przede wszystkim ze swoim stanem materialnym, który nie chce ulec zmianie. Dorobić się w świecie opanowanym przez wielkie, rodzinne firmy zdaje się być niemalże niemożliwe, a bogacze pomnażają swój majątek nie wstając z kanapy. Niesprawiedliwość ta uderza w czytelnika, choć nie jest ona w powieści najważniejsza.
Eliot Rosewater jest prezesem nieprzyzwoicie bogatej Federacji Rosewatera. By nie zdradzić zbyt wiele napiszę jedynie, że nie potrafi on udźwignąć ciężaru majątku, który posiada. Lepiej niż ktokolwiek z jego grupy społecznej zdaje sobie sprawę z niesprawiedliwości, jaka go otacza. Z tej przyczyny wyrusza w -- bardzo nietrzeźwą -- podróż, którą decyduje się zakończyć w rodowym miasteczku. Żyje tam skromnie, a ze swoich pieniędzy robi użytek, by pomóc mieszkańcom. Mówi się, że jeśli życie przygniata zbyt mocno, to właśnie do niego należy się zgłosić. Brzmi to jakby targany wielkimi emocjami bohater znalazł miejsce dla siebie, ale to dopiero początek tego, co Vonnegut dla niego przygotował. Okazuje się bowiem, że chciwy i przebiegły prawnik -- Normal Mushari -- chce udowodnić jego niepoczytalność i pozbawić go udziałów w firmie. Jak wyjaśnić chciwym ludziom, że pieniądze nie zawsze dają szczęście? Że biedni również są warci uwagi i że mogą być dobrymi kompanami? Że liczy się coś poza fortuną? I jak zachować stabilność psychiczną w tak płytkim świecie?
Dużo tutaj hipokryzji i dużo obłudy. Sztucznych grzeczności i ostentacyjnego ignorowania każdego, kto zarabia mniej. Zakrywania się bogiem czy dobrymi intencjami. A wszystko to ukazane w groteskowy sposób, który zniekształca rzeczywistość uwypuklając pewne zachowania. Vonnegut na każdym kroku wyśmiewa ludzi zakochanych w sobie oraz swoim majątku. Nie ma dla nich litości, gdy popełniają błędy. A robi to, by potępić materializm, jaki kieruje ludzkim życiem.
Jak przystało na Vonneguta -- akcja dzieje się w niedalekiej przyszłość, która wydaje się być jednocześnie znajoma i obca. Są w powieści wzmianki, które budzą skojarzenia z debiutem autora -- ,,Pianola". Czuć w niej wszystko to, do czego już przywykłam w kontakcie z akurat tym pisarzem i co bardzo sobie cenię. Były chwile, gdzie powieść stawała się płaska, ale nie odbierało jej to uroku. Na koniec natomiast zostałam z głową pełną myśli, co ogromnie sobie cenię.
Och, panie Vonnegut, jak to dobrze, że pan jest!
przekł. Lech Jęczmyk
PIENIĄDZE SZCZĘŚCIA NIE DAJĄ
Wraz z ,,Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater" niemal dobrnęliśmy do końca wznawiania powieści Kurta Vonneguta na polskim rynku. Przed nami właściwie już tylko dwie powieści mistrza, a w naszych rękach ta konkretna, pochodząca z dość wczesnego etapu kariery autora, ale wcale niemniej warta poznania, niż te najsłynniejsze. I, jak zwykle, satysfakcjonująca swoją piekielnie trafną satyrą.
Pieniądze, a dokładniej ich pewna suma, są głównym bohaterem tej powieści, tak jak miód może być głównym bohaterem opowieści o pszczołach. Ale jest to też opowieść o ludziach. I jednym człowieku także.
Eliot Rosewater, prezes fundacji, bogacz, przekonuje się, jak bardzo pieniądze mogą być bez znaczenia. Gdy przechodzi ciężkie załamanie nerwowe, zmienia się nie do poznania. Celem jego życia staje się pomoc ludziom, a w końcu mieszkańcom pewnego miasteczka. Ale nie każdy jest zadowolony z takiego obrotu spraw...
https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2021/12/niech-pana-bog-bogosawi-panie-rosewater.html
Podstarzały pisarz Kilgore Trout z przerażaniem odkrywa, że pewien handlarz samochodami ze Środkowego Zachodu odbiera jego fikcję literacka jako prawdę...
Kiedy Winston Niles Rumfoord wlatuje statkiem kosmicznym do chronosynklastycznego tunelu, zamienia się w czystą energię i materializuje się jedynie wtedy...
Ocena: 5, Przeczytałam,
Bogacze często zakładają fundacje mające pomagać. Czy wynika to faktycznej chęci pomocy, a może tylko PR'u, albo okazji do uzyskania większych profitów pieniężnych np. ulg podatkowych. Eliot Rosewater chciał pomagać. Chciał przekształcić odziedziczony majątek w coś dobrego.
„Zrezygnował pan ze wszystkiego, za czym inni gonią, po to tylko, aby pomagać maluczkim, i ci maluczcy wiedzą o tym. Niech pana Bóg błogosławi panie Rosewater.”[1] Ci, którzy uzyskali wsparcie są wniebowzięci, jednak postawa Eliota nie spotyka się z akceptacją rodziny i bogatych środowisk. Czy mężczyzna jest szalony ponieważ zrezygnował z pieniędzy ?
Kurt Vonnegut w satyrycznej odsłonie. Czytelnicy lubią kiedy satyra jest śmieszna. Kiedy autor przekształca gorzkie sprawy w żart, bawi ich słowem i sytuacją. Ta książka taka nie jest. Tym razem pisarz zamiast „nabijać się” z przywar tego świata, próbuje zamydlić czytelnikowi oczy, aby zastanowił się nad tym co społecznie akceptowalne.
Ogólne założenie powieści już znacie. Dziedzic wielkiej fortuny postanawia z niej zrezygnować i poświęcić się działalności charytatywnej. Eliot zostaje przedstawiony jako alkoholik, wariat, człowiek niespełna rozumu. Pieniądz ma się pomnażać, a nie rozdawać. Osoby walczące o uczciwą płacę nazywane są wyzyskiwaczami i trudno im coś zdziałać bo bezrobocie szaleje. To pracodawca dyktuje warunki. I tak sobie czytelniku wędrujesz przez tę powieść akceptując wartości, którymi kierują się jej bohaterowie. Dopiero po X stronach dociera do ciebie, że coś tu jest nie tak, że moralność i niemoralność została odwrócona do góry nogami.
Kurt Vonnegut jak zawsze wyjątkowo przenikliwie analizuje świat i rządzące nim mechanizmy. Czy faktycznie tajemnicą poliszynela jest, że biedacy to też ludzie?[2] Czy pieniądz i hipokryzja zdominowały świat? Wreszcie, czy ty – drogi czytelniku – masz otwarte czy zamknięte oczy? Czy nie „zachorowałeś” na znieczulicę?
[1] Kurt Vonnegut, "Niech pana Bóg błogosławi panie Rosewater", przeł. Lech Jęczmyk, wyd. Zysk i s-ka, Poznań 2021, s. 81.
[2] Nawiązanie do słów jednej z bohaterek: Tamże, s. 72.