W 1835 roku, na łamach tygodnika „Przyjaciel Ludu” pojawił się dziwny tekst dotyczący procesu i skazania za czary, czternastu kobiet. Miał on formę relacji naocznego świadka wydarzeń, który ponoć widział, jak w 1775 roku we wsi Doruchów, tamtejszy dziedzic pojmał, poddał torturom, a na koniec spalił nieszczęsne kobiety. Mieszkańcy Doruchowa są pewni, że 243 lata temu, taki proces miał miejsce, a na terenie tzw. trójkąta czarownic, zapłonął stos.
Tomasz Kowalski w oparciu o tę historię napisał opowieść o drzemiących w ludziach lękach przed siłami nieczystymi, czarami i zabobonami. Jest to również powieść o kobietach i mężczyznach, o tym, że polowania na czarownice trwają po dziś dzień, a tytułowe cioty, jak nazywano w dawnej Polsce czarownice i ich kaci, mogą mieszkać tuż za ścianą.
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2018-02-15
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 160
„Nie pozwolisz żyć czarownicy” to książka z dużym potencjałem. Niewielka objętościowo, jej przeczytanie zajęło mi kilka godzin i nieco mnie rozczarowała, a jednak to, o czym w niej opowiedziano, zostało mi w głowie. Trudno powiedzieć, że mi się podobała – gdyby Autor utrzymał styl, w jakim rozpoczął, byłabym zachwycona i poruszona, ale niestety – po niespiesznym, klimatycznym początku, wszystko zaczyna się toczyć błyskawicznie, przez co pozbawione jest głębi i wydaje się tylko streszczeniem albo konspektem właściwej powieści. A szkoda – bo temat jest intrygujący. Autor nawiązuje do niechlubnych epizodów z dziejów naszego kraju, jakimi były procesy czarownic.
Książka jest rozwinięciem artykułu, który w 1835 roku ukazał się w „Przyjacielu Ludu” – opisano tam proces i spalenie na stosie czternastu kobiet oskarżonych o bycie czarownicami. Tomasz Kowalski wykorzystał ten tekst do stworzenia powieści o życiu Doruchowa i jego mieszkańców i opisania zabobonów, uprzedzeń i ludzkiej podłości, które doprowadziły do tragedii.
Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie kompozycja książki: zaczyna się od śmierci kobiety, by po chwili – za sprawą opowieści starszego człowieka – przenieść nas w czasy sielskiego (na pozór) dzieciństwa w wiosce Doruchów. Obserwujemy zabawy i szalone psoty pięciu chłopców, a zarazem widzimy życie mieszkańców wsi. Obserwujemy ich oczami małego chłopca – i to jest tym bardziej poruszające, gdy dojdziemy do wydarzeń, które tę sielankową wizję dzieciństwa rozwiewają w proch. I tutaj zarazem mam żal do autora, który udowodnił w początkowych rozdziałach, że potrafi snuć opowieść, tworzyć niezwykły nastrój, wciągać czytelnika w klimat stopniowo narastającego zagrożenia – a kiedy przechodzi do intrygi mającej doprowadzić do procesu kobiet – robi to w sposób skrótowy, pozbawiony głębi. Opisy tortur, jakim poddawane są kobiety, brzmią jak wykaz z podręcznika dla katów – nie wzbudzają przez to tak silnych emocji, jakie wzbudzać powinny. Wielka szkoda, że od razu od zawiązania intrygi – mamy jej wejście w życie. Gdyby autor pokusił się o głębsze ukazywanie narastającej wśród ludzi wrogości (wspomniał o tym zaledwie w kilku zdaniach), wyszłoby to na korzyść tej książce, na pewno zyskałaby jej warstwa psychologiczna. Mam wrażenie, że zbyt skupił się nad tym, żeby pokazać czytelnikom, jak wiele pracy badawczej włożył w zbieranie materiałów do powieści – i nie zadbał dostatecznie o formę. Z drugiej strony – może ta oszczędność wyrazu i nieco sprawozdawczy styl mają na celu wywołanie w nas, czytelnikach – refleksji? Może to my mamy sobie tę głębię dopowiedzieć?
Bardzo dobrym zabiegiem jest ukazanie procesu z punktu widzenia ośmioletniego chłopca (choć może stało się tak dlatego, że wspomniany artykuł jest właśnie zeznaniami naocznego świadka wydarzeń, który w czasie, gdy się rozgrywały, był w takim wieku): umysł dziecka odważnie i bez owijania w bawełnę nazywa głupotę – głupotą, obnaża ciemnotę, zawiść, zazdrość i bezsens tej potwornej kaźni.
Tym, co mnie nieco drażniło, była niekonsekwencja językowa: przez większą część mamy do czynienia z mniej wiecej współczesnym, lekko tylko stylizowanym językiem, a od czasu do czasu autor wrzuca w tekst dawne słowa, wyrażenia, przywołuje jakiś wierszyk, zaklęcie czy piosenkę. Dla mnie te zabiegi są dziwne i nie wiem, jaki jest ich cel.
To lektura przygnębiająca i poruszająca. Smutne jest też jej przesłanie – że w każdych czasach są ludzie, którzy gotowi są polować na czarownice i nawet dziś istnieją bezkarni kaci i niewinne ofiary, których jedynym grzechem jest to, że urodziły się kobietami. Ostrzega przed nienawiścią i szukaniem w innych wytłumaczenia dla nieszczęść, które nas spotykają. Zabrakło jednak głębszej refleksji nad tym, dlaczego tak się dzieje. Z drugiej strony – autor za bardzo „spłaszczył” charaktery ludzi, spolaryzował je – mało tu półcieni, ktoś jest albo zły, albo dobry; głupi albo mądry.
Trudno mi jest ocenić tę powieść, bo z jednej strony – mam jej wiele do zarzucenia, a z drugiej – zrobiła na mnie duże wrażenie. Trudno mi też wskazać grupę czytelników, do których jest skierowana. Jeśli szukacie lektury z głębokim tłem obyczajowym i psychologicznym – to nie ten adres. Jednak nie jest to także lekka, łatwa i przyjemna lektura. Zostaje w głowie i daje do myślenia.
Podsumowując: ciekawy temat, który zasługuje na lepsze potraktowanie. Brakowało mi głębi – a jednak książka mnie poruszyła.
Czy można w sposób zabawny mówić o śmierci, religii, sztuce, i patriotyzmie? A o samobójstwie, alkoholizmie, literaturze i wampiryzmie? Otóż można. Wystarczy...
Czy można w sposób zabawny mówić o śmierci, religii, sztuce, patriotyzmie i eutanazji? A o samobójstwie, alkoholizmie, literaturze i wampiryzmie? Otóż...