Agata Tuszyńska na tropie tajemnic Brunona Schulza.
Agata Tuszyńska proponuje nam niezwykłą literacką opowieść, w której mieszają się wątki dramatu, miłości i wojny. To śledztwo w sprawie Brunona Schulza, mitycznego geniusza z Drohobycza - czy są jeszcze w jego życiu i legendzie nierozwiązane zagadki? Czy są ślady wiodące w nieznane obszary?
Autorka podąży szlakiem Józefiny Szelińskiej, jedynej kobiety, której Schulz proponował małżeństwo. Chce poprowadzić czytelnika ich nieoczywistymi drogami, porozmawia z ludźmi, odczyta niepublikowane listy Józefiny do Jerzego Ficowskiego, biografa pisarza.
Być może zbliży się do odpowiedzi na stawiane od dawna pytania: Co da się powiedzieć o losach Mesjasza - tajemniczego rękopisu ostatniej książki Schulza? Kim była muza i narzeczona Schulza Józefina Szelińska? Dlaczego Schulz malował barwne freski na zamówienie esesmana, gorliwego wykonawcy planu Zagłady?
Autorka Oskarżonej Wiery Gran zafascynowana tym razem życiem jednej z najważniejszych kobiet Brunona Schulza intryguje czytelnika i próbuje dojść do prawdy - książką o fascynującej treści i niekonwencjonalnej narracji.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2015-08-27
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 256
Oparta na wspomnieniach ocalałej z Zagłady, poruszająca historia dziewczynki ukrywanej przez wiele miesięcy na terenie warszawskiego getta. Poetycko zilustrowane...
Latem 2010 roku Mary Ellen Tyrmand, wdowa po Leopoldzie Tyrmandzie, zajrzała do dziewiętnastowiecznej japońskiej komody w swoim nowojorskim mieszkaniu...
Przeczytane:2017-10-08, Ocena: 5, Przeczytałam,
W przedwojennej Polsce trzech było mistrzów słowa pisanego- Witkacy, Gombrowicz, Schulz. Takie jest moje zdanie, tego trzymać się będę, nie ustąpię na krok. Trzej mężczyźni, trzy osobowości, trzy talenty wyrastające ponad swoją epokę. Bruno Schulz to dla parających się słowem lektura obowiązkowa. Dla tłumaczy, literatów, felietonistów, blogerów i innego „pisarstwa” książki Schulza powinny być biblią. Nikt tak jak on nie tworzył magicznych, dusznych światów; nikt tak nie dbał o słowo, związek frazeologiczny, metaforę. Zdaję sobie sprawę, że „Sklepy cynamonowe” nie są lekturą lekką i prostą, ale są lekturą magiczną. Są świątynią słowa, kościołem metafory, katedrą wyobraźni. Że trudne? Węgierski też jest trudny, a ilu ludzi nim mówi?!
Książkę Agaty Tuszyńskiej wypatrzyłam snując się leniwie pomiędzy regałami w bibliotece. Jej „Oskarżona: Wiera Gran” mnie kiedyś zachwyciła, więc i po „Narzeczoną Schulza” sięgnęłam od razu. Po pierwsze- autorka; po drugie- geniusz z Drohobycza; po trzecie- Schulz miał narzeczoną?! Pozycja do przeczytania obowiązkowa!
Artysta i Muza spotykają się na uliczkach – jakżeby inaczej- Drohobycza. On, Bruno Schulz, uczy rysunku i prac ręcznych. Ona, Józefina Szelińska, uczy literatury w żeńskiej szkole. Jest rok 1932, „horyzontu nie barwiła rozpacz.” Zaczyna się banalnie, a może i nie? Od prośby o pozowanie do portretu. Bo Schulz zawsze uważał się przede wszystkim za rysownika i malarza, potem dopiero za pisarza. Zaczynają się spotykać. Rozmowy, spacery, dyskusje. Oboje są wykształceni, inteligentni, oczytani, mają o czym dyskutować. On uważa, że imię Józefina do niej nie pasuje; nazywa ją Juną, od bogini Junony. Juna i Genius, ona i on. Jest miłość, wspólni znajomi, wyjazdy do Zakopanego do „wariata Witkacego”, a potem przychodzi zawsze jakieś ALE. ALE przybiera formę sporu- zostać w prowincjonalnym Drohobyczu czy wyjechać do Warszawy? Ona rwie się w świat, prowincja ją ogranicza; on bez ciasnych uliczek ginie, marnieje, więdnie. Juna wyprowadza się do Warszawy, Genius zostaje. Szczelina pomiędzy nimi coraz bardziej się powiększa. W końcu się rozstają. Jest rok 1937. Dwa lata później świat ogarnia szaleństwo… Wszyscy wiemy (albo wiedzieć powinniśmy) jak to się skończyło- strzał, ucieczka, rynsztok, powtórny strzał w tył głowy. 19 listopada 1942 roku Bruno Schulz ginie jak pies z ręki niejakiego Gunthera. „Tak jak stał, niegotowy i niewykończony, w przypadkowym punkcie czasu i przestrzeni, bez zamknięcia rachunków, nie dobiegłszy do żadnej mety, w połowie zdania niejako, bez kropki i wykrzyknika, bez sądu…” (to słowa samego Schulza, zapisane w opowiadaniu „Kometa”. Kronika zapowiedzianej śmierci?!). Jego muza go przeżyła. I została najwierniejszą strażniczką pamięci o geniuszu z prowincji.
Juna Szelińska istniała naprawdę. Wystarczy otworzyć egzemplarz „Sanatorium pod Klepsydrą”- to właśnie jej dedykowana jest książka. Tuszyńska wykonała pracę niemalże tytaniczną- odkopała wspomnienie kobiety, która sama siebie skazała na zapomnienie i wymazanie z biografii ukochanego. Siłą rzeczy ta książka jest nie tyle biografią, co tworzeniem portretu z półcieni, przemilczeń i półprawd. Ale jaki to piękny portret! Muza, kochanka, pół- narzeczona ( a tak, okazuje się, że to możliwe…), przyjaciółka; silna i słaba, strzegąca swojej prawdy o mężczyźnie, którego kochała. Ale czy go znała? To też portret artysty- genialnego i zaściankowego, którego przerażały mury w Warszawie i byle większa góra; świetnego portrecisty, którego rysunki uważano za zbyt obsceniczne jak na ten kraik; docenianego, ale nie tak, jak by tego chciał. Wieczna wojna postu z karnawałem…
O Szhulzu niewątpliwie napisano już całe tomy. Ten jest inny, bo kobiecy. Artystę oglądamy oczami jego ukochanej, więc po raz kolejny nie czytamy o „schulzowskiej frazie”, tylko o tym, że po domu szurał „laciami”, lubił krawaty w paski i nie przepadał za fikuśnym jedzeniem. „Narzeczona Schulza” to pozycja obowiązkowa dla wielbicieli „Sklepów cynamonowych”, ale też dla wielbicieli historii miłosnych. „Miłość. Była miłość. Czas jej zaprzeczył. Gdzie są pochowane miłości umarłe? W kopertach?” Może w książkach? Śpią pomiędzy stroną sto piątą a sto szóstą? Ale jest nadzieja, że zbudzą ją ze snu kolejne dłonie ciekawego czytelnika… Jak myślicie, Brunowi spodobałaby się taka wizja?