Mówi się, że z roku na rok marnujemy coraz więcej żywności, a w śmietnikach lądują kilogramy resztek, które mogłyby stanowić pełnowartościowe pożywienie. Wyrzucamy to, co wydaje nam się niejadalne: sterty ziemniaczanych obierków, dziesiątki suchych kromek chleba, resztki jogurtu zalegające na dnie plastikowych kubeczków, obite jabłka, opakowania z przeterminowanym makaronem, którego nie zdążyliśmy ugotować. Ale czy na pewno marnotrawstwo żywieniowe rośnie w tak szybkim tempie, jak straszą nas media?
Marta Sapała postanowiła zbadać ten temat. Rozmawia z ludźmi, którzy żywią się tym, co znajdą w śmietnikach, zagląda do kompostowników i kuchennych szafek swoich rozmówców, szpera w kontenerach przy dyskontach spożywczych, oddaje głos ludziom bez domu i tym, którzy oszczędzanie mają we krwi. Odwiedza miejsca, w których powstaje żywność, i te, w których kończy się jej droga. Zagląda do magazynów w supermarketach i bankach żywności. Ludzkie portrety splata ze statystykami i opiniami ekspertów. Nie boi się również podawać w wątpliwość powtarzanych w mediach obiegowych opinii dotyczących marnotrawstwa.
,,Na marne" to zbiór reportaży o naszych codziennych nawykach i doskonała lekcja odpowiedzialnej konsumpcji.
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2019-06-19
Kategoria: Socjologia, filozofia
ISBN:
Liczba stron: 288
„Na marne” okazało się dla mnie tytułem obowiązkowym, z racji tego, że sama do tematu wyrzucania żywności podchodzę wręcz obsesyjnie. Żyję w duchu zasady, że nic w mojej lodówce się nie marnuje, jestem wdzięczna za to, co mam, dziękując w duchu, że nigdy nie zaznałam głodu. Tymczasem każdego roku na świecie marnowane i wrzucane są tony jedzenia. Dlaczego? Czy to rzeczywiście jest konieczne?
Marta Sapała na problem marnowania żywności spogląda z wielu perspektyw. Jej reportaż to dogłębna analiza tej kwestii, traktowana z pewnym dystansem, dzięki czemu podejście jest bardzo rzeczowe i dające do myślenia. Śmiało można by powiedzieć, że autorka wycisnęła z tego tematu, tyle, ile można było, kolejno analizując, pytając, zastanawiając się, a w końcu przekazując zebrane informacje.
Nigdy nie zastanawiałam się, co rzeczywiście oznacza data ważności.
Nigdy nie byłam w jadłodzielni.
Nigdy nie poznałam żadnego freeweganina i nie wzięłam pod uwagę, że żywność można pozyskiwać inaczej niż ze sklepu.
Choć sama rzeczywiście tym marnowaniem żywności się interesowałam, to nigdy nie przyszłoby mi do głowy, jak wiele spraw, postaw i zjawisk się z tym wiąże. Nie sięgnęłam głębiej, dopóki nie poznałam treści tej książki. A po jej lekturze mam wrażenie, że autorka otworzyła mi oczy i umożliwiła dzielenie się tą wiedzą, jeszcze rozsądniejsze gospodarowanie oraz robienie zakupów.
Sapała nie ocenia. Nie umoralnia. Nie osądza. Próbuje zrozumieć. Dzieli się wnioskami. Sugeruje rozwiązania. Widać, że ten temat jej również stał się bliski, że te kwestie są dla niej ważne. Co jednak najbardziej mnie w tej lekturze zastanowiło i poruszyło? Wskazanie, że to nasz wybór. Pokazanie palcem na każdego z nas, nieco przykre, ale potrzebne. I ta konieczność wyboru wracała do mnie na każdej stronie.
„Na marne” to nie tylko reportaż. To trochę lekcja życia, a trochę poradnik. To tekst o problemie aktualnym i istotnym. A co z tym zrobimy, to już sprawa każdego z nas…
Nie pamiętam już, kiedy i dlaczego przyszło mi do głowy, że kluczem do codzienności może być portfel. Jego zawartość (bądź jej brak) i to, co się z nią...
Przeczytane:2020-06-03, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2020,
Tematyka tej książki nie jest zbyt odkrywcza, bo sporo się w ostatnim czasie mówi o marnowaniu żywności. Niemniej jednak autorce udało się w paru momentach mnie zaskoczyć i dowiedziałam się wielu rzeczy, o których nie miałam pojęcia m.in. o tym, że działają Jadłodzielnie, gdzie można zostawić swoje jedzenie, bądź zabrać pozostawione przez innych (coś jak bookrossing w przypadku książek), że są ludzie (wcale nie biedni), którzy przeszukują kosze z wyrzuconą żywnością przy marketach i dyskontach, a także o tym, że są miejsca, gdzie można kupić przeterminowaną żywność za grosze i rozchodzi się ona jak świeże bułeczki.
Wiele osób nie zdaje sobie też z tego sprawy, że data na produktach to w większości data minimalnej trwałości i takie produkty jak ryż, makaron, mąka, kasze, mleko UHT, konserwy mogą być nawet spożywane po roku od daty na produkcie.
Jak dla mnie "Na marne" to rewelacyjny reportaż. Każdy powinien przeczytać, bo w końcu jesteśmy w czołówce krajów europejskich, gdzie wyrzuca się najwięcej żywności. Mam zamiar do tej książki wracać. Polecam.