Lacey Spears trafiła na pierwsze strony gazet w styczniu 2015 roku, gdy została oskarżona o zamordowanie swojego pięcioletniego synka Garnetta. Prokuratorzy stwierdzili, że 27-letnia matka otruła go wysokim stężeniem soli przez sondę żołądkową. Dla świata zewnętrznego Lacey wydawała się idealną matką, regularnie publikującą w mediach społecznościowych dramatyczne informacje o wstrząsających problemach zdrowotnych swojego syna. W rzeczywistości jednak Lacey była podręcznikowym przypadkiem zastępczego zespołu Münchhausena. Odkąd Garnett był niemowlęciem, celowo doprowadzała go do choroby, aby wzbudzić współczucie wśród lekarzy, a także setek obserwujących ją osób na Facebooku i innych mediach społecznościowych. Kiedy w kwietniu 2015 roku ława przysięgłych hrabstwa Westchester uznała ją winną zabicia Garnetta, skazano ją na dwadzieścia lat pozbawienia wolności z możliwością przedłużenia do dożywocia.
,,Mrożące krew w żyłach" - magazyn People
,,Mój słodki aniołku jest owocem 18-miesięcznych badań Johna Glatta nad historią życia Spears w niemal kryminalistycznych szczegółach... Autor przedstawia mrożący krew w żyłach obraz matki, która zdecydowała się zabić swoje dziecko" - NY Daily News
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2024-05-15
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 560
Tytuł oryginału: My sweet angel
Z książkami Johna Glatta spotkałam się już dawno temu, kiedy zaczytywałam się we wszelkiego rodzaju true crime, reportażach i książkach o prawdziwych zbrodniach. Gdy zobaczyłam, że wychodzi jego nowa książka, wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
„Mój słodki aniołku” to nie jest łatwa lektura, którą można pochłonąć na jeden raz, zwłaszcza że nie jest ona cienka. Napisana prostym i przystępnym językiem, sprawia, że nie gubimy się w zawiłościach procesowych, zeznaniach ani samej historii Lacey Spears i jej synka Garnetta. Autor w swoim specyficznym stylu opowiada o historii matki-blogerki, która doprowadziła do śmierci własnego dziecka. Uwielbiam jego język i sposób, w jaki nim operuje, budząc w czytelniku różnorodne emocje. Ponadto widać, że John poświęcił dużo czasu na dogłębny research, sięgając do każdego możliwego źródła. Nie znajdziemy tu luk ani pobieżnie napisanej historii. Za to bardzo cenię autora i jego książki. Wiem, że kiedy sięgnę po jego pozycję, dostanę rzetelne true crime, co w zalewie wszelkiej maści podobnych publikacji nie jest takie łatwe.
Książka jest podzielona na trzy części, z których każda odpowiada innemu etapowi życia Lacey. Jedynym minusem jest fakt, że momentami autor niepotrzebnie przedłuża, przywołując zeznania, mowy końcowe i początkowe z dużą dokładnością. W pewnym momencie stało się to nużące i ostatnia część książki trochę mi się dłużyła.
Jeżeli miałabym powiedzieć o swoich odczuciach związanych z tą książką, muszę przyznać, że wywołała ona u mnie mocno skrajne emocje. Sama jestem mamą i czytanie o krzywdzie dziecka jest dla mnie trudne. Zdaję sobie sprawę, że w książce często pojawia się stwierdzenie, iż Lacey cierpi na zastępczy zespół Münchhausena, jednak trudno było mi zaakceptować jej zachowanie i sposób traktowania Garnetta. Często zastanawiałam się, dlaczego nikt nie zareagował wcześniej, a lekarze nie zauważyli symptomów wskazujących, że Lacey krzywdzi dziecko. Wiele procedur medycznych nie było potrzebnych, a odnosiłam wrażenie, że lekarze wierzyli jej na słowo, mimo że wszelkie badania przeczyły temu, co podawała matka. Czasem musiałam odkładać książkę, aby ochłonąć i dać sobie czas na wyciszenie emocji. Lacey oszukała wielu ludzi, żerując na ich współczuciu, a przy tym ogromnie krzywdząc własne dziecko.
Reasumując, serdecznie polecam tę książkę, jak i każdą inną tego autora, gdyż jest on jednym z lepszych pisarzy true crime. W jego książkach widać profesjonalizm i umiejętność obnażania zbrodni przeciwko drugiemu człowiekowi. Jeżeli lubicie taką literaturę, czytajcie.
To naprawdę wstrząsająca książka. Im dalej czytałam, tym bardziej byłam oszołomiona i ledwo mieściło mi się w głowie, by móc tak krzywdzić własne dziecko. Podtruwać je od pierwszych chwil życia, by zawsze móc otoczyć go opieką, a od ludzi dostać należyte współczucie. Ciężko jest się odnieść do takiej osoby po ludzku, gdyż niby choroba tłumaczy tak bestialskie zachowanie, jednak czy to wystarczy, by taki człowiek mógł być oczyszczony z zarzutów?
Historia, którą przedstawił nam autor jest naprawdę dla ludzi o mocnych nerwach. Pisarz przeprowadził bardzo dużo wywiadów z różnymi ludźmi w tym z samą kobietą, by jak najdokładniej opisać tą historię. Zrobił to z wielką precyzją i zainteresowaniem ze strony czytelnika. Opowieść przedstawił trochę w formie samej książki, lub może wydarzeń z zapamiętanych przez innych sytuacji. Co inny człowiek, to było podkreślone jak bardzo nie chciał uwierzyć w dziwne postępowanie oskarżonej. I jak później sam się jej obawiał. Czytamy o scenach, kiedy matka robiła coś dziwnego dziecku, a później się tego wypierała. Trudno powiedzieć, czy robiła to z przyjemnością, czy według niej tak należało robić. Jedyne czego byłam pewna, to całkowitego braku jakichkolwiek uczuć z jej strony. Nie ważne, że czasami okazywała emocje, bo takie drobne gesty zdradzały, że nie do końca były one szczere. Sam autor był zdziwiony jej zachowaniem. Nie chce tu opisywać rodzaju krzywd, których dopuściła się na swoim dziecku, gdyż już samo pisanie tego sprawiałoby mi ból. Bo on naprawdę cierpiał. Wciąż dopuszczała go do stanu przed tym ostatecznym, by móc zamieścić kolejny wpis na facebooku, by społeczeństwo wiedziało jak ONA cierpi. Nie zauważyłam, by przy tym wspominała stan emocjonalny swojego syna. Och, nerwy miałam napięte do granic możliwości do samego końca książki. Osoby wrażliwe nich przemyślą, czy są w stanie ją przeczytać.
Wydana bardzo czytelnie i choć wstrząsająca, to sposób opisu bardzo mi się podobał. Na koniec tylko dodam, że tacy ludzie naprawdę istnieją. Im bardziej krzywdzą swoje pociechy, tym odczuwają większe szczęście. Pozwólcie, że nie powiem, co bym im zrobiła...
Książkę Johna Glatta pt. ,,Mój słodki aniołku" bardzo chciałam przeczytać przede wszystkim z uwagi na jeden z moich ulubionych gatunków. Wielu dziennikarzy/pisarzy stroni od fikcji literackiej i niemal na talerzu wykłada nam historie prawdziwe. Takie właśnie są książkiz gatunku true crime, co oznacza, że wciągnąć ma nas realna historia z morderstwem w tle.
Z całą pewnością książki dotyczące prawdziwych i bardzo znanych wydarzeń kryminalnych zaciekawią także męską grupę czytelniczą. Poza polskimi pisarzami i pisarkami specjalizującymi się właśnie w tym wstrząsającym i jednocześnie intrygującym gatunku nie można zapomnieć o tym, co do tej pory stworzył dziennikarz śledczy, John Glatt. Dla mnie nie jest to nazwisko obce, choć pisarz ma korzenie angielskie, a obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych.
Poza zbrodnią opisywaną przez autora ważny jest tutaj sam aspekt psychologiczny. Wielu z nas nigdy wcześniej nie słyszało o czymś takim jak zastępczy zespół Munchhausena. Tę obco brzmiącą nazwę w psychologii tłumaczy się jednak bardzo zrozumiale. Ktoś, kto celowo krzywdzi bliską osobę i doprowadza tym samym do konkretnej choroby, a w ostateczności do śmierci, robi to tylko po to, by wzbudzić współczucie wśród lekarzy, a w szczególności po to, by stopić serca milionów internautów. Nie wiem, jak to jest możliwe, by być aż takim potworem w ludzkiej skórze, ale kryminalistyka światowa jest naprawdę bardzo, ale to bardzo zaskakująca.
Miałam nadzieję, że dotąd mało znany zespół chorobowy zostanie przez autora lepiej wyjaśniony, a tymczasem otrzymałam coś podobnego do drobiazgowo spisanych akt sądowych. Ktoś już tu napisał, że ,,Mój słodki aniołku" to książka, która zawiera suche fakty i mnóstwo niepotrzebnych powtórzeń- niestety, muszę się zgodzić z tym dość niemiłym dla autora stwierdzeniem. Nie poczułam aż takiego zainteresowania tą książką, a zawsze trzymam się zasady, że to nie ilość, czyli liczba stron, ale jakość ma kluczowe znaczenie. Autor zapewne mocno się napracował, bo stworzył aż 550 stron i każdy z rozdziałów tajemniczo zatytułował, niemniej jednak momentami odczuwałam ogromne znużenie. Książkę tę równie dobrze mógłby czytać sędzia na sali sądowej, a nie łakomy sensacji fan literatury grozy.
Książka nie jest totalnie zła czy beznadziejna- po prostu tym razem nie odpowiada mi forma przekazu.
Mama to miękkie ręce. Mama to melodyjny głos, to chuchanie na uderzone miejsce. Mama to samo dobro i sama przyjemność. Coś, co dobrze jest mieć w każdej chwili życia koło siebie, dookoła siebie, gdzieś na horyzoncie." - M. Wańkowicz
W oczach świata Lacey Spears była mamą o jakiej marzy każde dziecko. Czuła, kochająca i oddana kupowała synkowi wszystko o czym może myśleć mały chłopiec.
Co więcej przez cały czas publikowała jego zdjęcia wywołując uśmiech na twarzach przyjaciół oraz osób zupełnie obcych.
Prawda o tej dwudziestosiedmiolatce jest jednak przerażająca i dosłownie mrożąca krew w żyłach.
Odkąd na świecie rozwinęły się media społecznościowe wielu rodziców często pokazuje w nich swoją codzienność.
Czy jednak publikacja zdjęć z badań lekarskich,zabiegów operacyjnych i rekonwalescencji malucha nie jest już przesadą?
John Glatt w sposób wyjątkowo skrupulatny i dociekliwy przedstawił historię wyrachowanej osoby , która swoimi działaniami doprowadziła do śmierci niewinnego chłopca.
Nie szczędząc szczegółów opisał jak służby medyczne oraz opieka społeczna ignorowały niepokojące oznaki świadczące o tym,że młoda matka może cierpieć na zastępczy zespół Minhausenna, który objawia się tym,że opiekunowie celowo wywołują objawy różnych przypadłości u tych , którzy zostali im powierzeni.
Szczerze mówiąc czytałam tę książkę i niejednokrotnie miałam ochotę rzucić nią przez pokój, a potem po prostu rozszarpać jej główną bohaterkę i to dosłownie..
Momentami płakałam tak bardzo, że nie byłam w stanie przeczytać kolejnej strony..
Lacey zaś była osobą o dwóch skrajnych obliczach, której nie da się w żaden sposób usprawiedliwić.
Przerażająco autentyczna historia. Polecam czytelnikom o mocnych nerwach.
"Mój słodki aniołku" Johna Glatta
Dziś w dobie internetu i mediów społecznościowych każdego dnia trafiają do nas liczne prośby o wsparcie i pomoc dla ciężko chorych dzieci. Rodzice i opiekunowie tych dzieci w publikowanych przez siebie postach opisują ich nierzadko bardzo trudną sytuację zdrowotną i ciężki proces walki o zdrowie w drodze po lepsze życie. Zawsze, kiedy czytam takie treści, bardzo się wzruszam i staram się, chociażby napisać kilka pokrzepiających słów. Tym bardziej że sama jestem niepełnosprawna i wiem doskonale, ile starań od chwili moich narodzin poczynili moi rodzice, abym w przyszłości mogła wieść samodzielne życie. Jednak od kilku dni do tego rodzaju wpisów publikowanych w sieci podchodzę z dużo większą czujnością, którą wzbudziła we mnie lektura książki Johna Glatta ,,Mój słodki aniołku", o której teraz chcę wam pokrótce opowiedzieć.
Pisarz jest dziennikarzem śledczym i w swoim dorobku twórczym ma już wiele książek z gatunku true crime, a więc takich, które dokumentują prawdziwe przestępstwa lub zbrodnie kryminalne. Ten tytuł do tego gatunku właśnie należy, a na jego kartach autor zwraca naszą uwagę na swego czasu głośną sprawę Lacey Spears. Matki blogerki, która na kilku portalach społecznościowych, publikowała przepełnione wielką miłością do swojego synka Garnetta posty opisujące jego cierpienie i zmagania z kilkoma chorobami. Wpisy te poruszały cały świat, a tymczasem okazało się, że wszyscy ulegliśmy fałszywej iluzji, za którą kryła się szokująca i druzgocąca prawda.
Ta kobieta była fenomenalną aktorką, która w perfekcyjny sposób grała na emocjach i uczuciach wszystkich osób, które od narodzin jej syna darzyły ją ogromnym podziwem i uznaniem ze względu na jej wieloletni matczyny heroizm i oddanie. Każdego dnia otrzymywała od tych ludzi wyrażających swoje współczucie, ogrom wsparcia nie tylko duchowego, ale także finansowego. Dopiero po pięciu latach okazało się, że oszukała wszystkich, a internet stał się dla niej maską, za którą skrywała swoją prawdziwą twarz bezwzględnej i okrutnej morderczyni, która z premedytacją zaplanowała śmierć swojego dziecka.
I przyznam się szczerze, że gdybym nie znała prawdy i nie wiedziała, że za to bestialstwo została skazana na wiele lat więzienia z możliwością przedłużenia do dożywocia, to uwierzyłabym w każde jej słowo i zapewnienia o ogromnej miłości do swojego małego aniołka. A to dlatego, że dla świata zewnętrznego była ona uosobieniem matki idealnej. Z każdego wpisu w sieci wyłaniał się obraz zrozpaczonej samotnej matki, która robi wszystko, aby ratować zdrowie najważniejszej istoty w swoim życiu. Podczas gdy, kiedy nikt nie mógł tego widzieć, sama metodycznie odbierała mu to zdrowie, a w konsekwencji życie, świadomie wywołując u chłopca objawy chorobowe. To, co przeraża najbardziej to fakt, że przez te pięć lat tak naprawdę ta kobieta nigdy nie miała na uwadze dobra Garnetta. Tutaj zawsze chodziło o nią i o to, aby wzbudzać współczucie wśród lekarzy i całego społeczeństwa, jednocześnie zwracać na siebie uwagę. Takie zachowania są typowe dla osób, u których zdiagnozowano Zastępczy Zespół Munchhausena, którego według ustaleń specjalistów Lacey była typowym przykładem. Zespół ten jest rodzajem zaburzeń psychicznych, z grupy zaburzeń poznawczych, występujących głównie u rodziców i opiekunów osób od nich zależnych. Polega on na celowym wywoływaniu u tych osób objawów chorobowych, po to, by osiągnąć wyżej wymienione korzyści. Zaburzenie to nie wpływa jednak na świadomość osoby nim obciążonej, czy też na pojmowanie dobra i zła. Dlatego też nie usprawiedliwia ono nieludzkiego postępowania bohaterki książki.
,,Mój słodki aniołku" to wstrząsająca książka ukazująca dramat rodzinny, która w co mocno wierzę, uczuli nas na to, aby być bardziej uważnymi na to, co czytamy w sieci, a także na to, co być może dzieje się obok nas. Choć trudno jest jednoznacznie dostrzec, że w tym, o czym mówi i o czym zapewnia nas rodzic, bądź opiekun są pewne niespójności, bo przecież zarówno lekarze, jak i otoczenie to właśnie im ufa najbardziej, to jednak są pewne wyraźne przesłanki, które powinny wzbudzić nasz niepokój. Poznacie je oczywiście, czytając książkę, do czego gorąco każdego z was zachęcam. Bez wątpienia nie jest to łatwa w odbiorze książka, ale warto ją przeczytać, właśnie dlatego, by wiedzieć, na co zwracać uwagę, aby zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.
Znajdziecie tutaj bowiem zapis z przesłuchań i śledztwa policyjnego, jak również z całego przewodu sądowego w tej sprawie, w którym oskarżona nie skorzystała z możliwości złożenia zeznań, ale nie zgadza się z wyrokiem sądu i utrzymuje, że jest niewinna, jednocześnie nieustannie zapewniając o swojej miłości do swojego aniołka.
Wszystko, o czym przeczytamy w książce, zostanie z nami na zawsze. To zdecydowanie nie jest książka, którą da się szybko przeczytać, odłożyć i po prostu zacząć czytać kolejną. Jej lekturę trzeba sobie dawkować, gdyż rozmiar krzywd, które w wyrachowany sposób zadaje bezbronnemu dziecku najbliższa mu osoba, która powinna go chronić i czuwać nad jego bezpieczeństwem jest niewyobrażalny. Leacy doskonale wiedziała, że to jej działania są przyczyną niewyobrażalnego bólu syna, a jednak nic sobie z tego nie roniła Skupiała się wyłącznie na tym, by jak najbardziej wiarygodnie odegrać rolę zrozpaczonej matki, wobec której los nie ma litości. Mało tego wykreowała również wizję swoich osobistych przeżyć i doświadczeń, które zapewniam was, poruszą najbardziej zatwardziałe ludzkie serca. Już na początku rozprawy sądowej, w której dzięki tej książce my czytelnicy możemy uczestniczyć i niejako zasiąść na ławie przysięgłych zarówno sędzia, jak i adwokaci oskarżenia i obrony, proszą jej członków, aby dokonując osądu i wydawania wyroku w tej sprawie, postarali się wyłączyć emocje i nie ulegać prywatnym osądom. Tylko, czy jest to możliwe, wiedząc, że oskarżona wiedziała, że jej dziecko umiera i nie zrobiła zupełnie nic, by je ratować? Z tym retorycznym pytaniem was zostawiam, a ja teraz muszę ochłonąć i przeczytać coś lżejszego. Jedyne, co mi przeszkadzało podczas poznawania tej historii, to wielokrotne powtarzanie tych samych faktów i sytuacji, o których już wcześniej czytaliśmy. To sprawiło, że momentami miałam wrażenie, iż czytam ciągle to samo. Gdyby usunąć powtarzające się części fabuły, książka byłaby dużo bardziej skonkretyzowana i krótsza.
Książki Johna Glatta znam i bardzo lubię. To, że przedstawiają one prawdziwe historie powoduje niesamowity dreszczyk emocji, jak i autentyczne przerażenie. Autor za każdym razem wykonuje kawał dobrej roboty, a informacje zawarte w jego książkach są rzetelne i dokładne.
Na codzień jestem fanką takich brutalnych i bestialskich kliamtów, ale wiadomo, że w momencie, w którym czyta się historie, którą napisało życie te odczucia są totalnie inne, niż kiedy czyta się literacką fikcję. Mimo to takie książki zawsze pochłaniałam bardzo szybko, nie mogąc doczekać się finału sprawy. Jednak tym razem było inaczej...
Historia ta opowiada losy Garnetta, chłopca, którego zabiła własna matka.
Lacey Spears uwielbiała wzbudzać litość u innych, co dało się zauważyć już przed przyjściem malucha na świat. Po urodzeniu Garnetta publikowała w mediach społecznościowych setki, jak nie tysiące zdjęć z ich życia codziennego. Wiele z tych fotografii było ze szpitala, ponieważ maluch miał wiele problemów zdrowotnych, jak twierdziła Lacey. To wszystko trwało pięć lat.
Pięć lat męki i znęcania się nad swoim dzieckiem. Pięć lat zgrywania troskliwej mamusi, która tak naprawdę każdego dnia niszczyła swojego syna. Pięć lat...
Czytałam tę książkę tydzień. Płakałam. Wyzywałam świat. Patrzyłam na swoje dziecko, które beztrosko się bawiło i w głowie to wszystko mi się nie mieściło. Jakim trzeba być człowiekiem, aby w tak bestialski sposób traktować własne dziecko? Ten chłopiec wielokrotnie przeżywał katusze. Serce mi pęka do tej pory. To jedna z tych historii, gdy ciężko utrzymać emocje na wodzy.
Ta kobieta, która nie powinna nazywać się matką, wywoływała w ludziach współczucie w okropny sposób, kosztem własnego syna. Dzięki zdjęciom, jakie publikowała w social mediach zebrała wokół siebie rzeszę ludzi, którzy pocieszali ją w każdym niepowodzeniu, czy podczas kolejnej wizyty Garnetta w szpitalu. Byli to ludzie, którzy znali ją tylko z sieci. Ile mamy takich przypadków, że ocenamy kogoś na podstawie zdjęć, jakie publikuje? Wiele, prawda? Nawet nasuwa mi się na myśl jedna konkretna osoba, o której aktualnie szumi spora część internetu. Ale moi drodzy Państwo - to tylko zdjęcia. Oprócz tego, że je widzimy, nie wiemy nic. Żyjemy w chorym społeczeństwie, gdzie jak człowiek zobaczy jedną fotografię to ma już do niej dopisany cały życiorys osoby, której nigdy na oczy nie widział. TO PRZERAŻAJĄCE! Przerażające jest również to, jak matki budują w sieci swój wizerunek kosztem dzieci i zapominają o jakichkolwiek ograniczeniach. Temu mówię stanowcze nie. Jestem matką i zdarza mi się wrzucić zdjęcie córki na swoje prywatne konta, jednak wszystko ma swoje granice.
Druga sprawa. Gdzie była rodzina, czy "przyjaciele" Leacy Spears, gdy ona truła swoje dziecko? To nie trwało tydzień. TO TRWAŁO 5 LAT! Nie wierzę, że osoby z jej otoczenia nie zauważyły, że coś jest z nią nie tak. Były również kobiety, którym Leacy pomagała w opiece nad ich dziećmi. U tych dzieci notorycznie pojawiał się problem z uszami, krwawienia. Jednak gdy Spears usuwała się w cień, te probolemy znikały. Dlaczego nikt tego nigdzie nie zgłosił? Nie trudno byłoby połączyć fakty, ponieważ u Garnetta występowały również takie same problemy laryngologiczne. Tu nasuwa się sprawa zamiatania spraw pod dywan, bo "może mi się tylko wydaje", "może nie mam racji, więc po co będę robił/a komuś problemy". Uważam, że lepiej zrobić coś i się przysłowiowo na tym przejechać, niż nie zrobić nic. Tu mamy tego idealny przykład, za który mały niewinny chłopczyk przepłacił życiem.
Tej tragedii można było uniknąć, jak i wielu innych.
Ale znieczulica ludzka kolejny raz pokazała swoje sidła.
To była najcięższa książka, jaką czytałam. A uwierzcie mi, że czytałam wiele.
PRAWDZIWA HISTORIA PORWANIA TRZECH KOBIET PRZETRZYMYWANYCH W PIWNICY DOMU W CLEVELAND, KTÓRE ZOSTAŁY URATOWANE O WIELE ZA PÓŹNO ZAGINIONE DZIEWCZYNY...
JOHN GLATT, BESTSELLEROWY AUTOR NEW YORK TIMES, PRZEDSTAWIA POTWORNĄ HISTORIĘ TURPINÓW: POZORNIE NORMALNEJ RODZINY, KTÓREJ MROCZNE SEKRETY WSTRZĄSNĘŁY...
Przeczytane:2024-06-29, Ocena: 6, Przeczytałam, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2024, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2024 roku, 12 książek 2024, 26 książek 2024, Mam, 52 książki 2024,
✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨
Tytuł:" Mój słodki aniołku"
Autor: John Glatt
Wydawnictwo: Filia Na Faktach
Jestem niesamowicie wstrząśnięta tą historią. Historią,która miała miejsce naprawdę. Niestety. Historią gdzie matka by zwrócić na siebie uwagę nie cofnie się przed niczym a narzędziem w jej rękach jest dziecko. Jej dziecko, które zmarło w wieku pięciu lat . Przez 5 lat dziecko to było poddawane torturom. Ona szkodziła mu tylko po to by móc w oczach innych uchodzić za troskliwą,kochającą i oddaną matkę.
Jak to zwykle u mnie bywa- ciekawość zwyciężyła. Czytałam o tej psycholce i tym biednym chłopcu i grzebałam w internecie. Dokopałam się do prawdziwego filmu ze szpitala ,gdzie ona niemogącą pogodzić się z tym,że jej syn ma zostać wypisany wzięła go do łazienki gdzie podała mu poprzez sondę żołądkową sól. Na nagraniu widać jak ona czeka na efekt swojej pracy a następnie dziecko zwija się z bólu...a ona nadal obserwuje. Żałuję,że to obejrzałam. Moja młodsza córka nie ma jeszcze pięciu lat. Też jest blondynką o niebieskich oczach jak ten chłopiec... chłopiec, któremu matka w brutalny sposób odebrała życie skazując go przed tym na niewyobrażalne katusze,którego wynikiem był obrzęk mózgu a potem stan śmierci mózgowej.
Zastępczy zespół Münchhausena - lekarze,którzy leczyli małego Garnetta podejrzewali ,że jego matka może na to chorować a mimo to ... Mimo to...
Wg mnie tej tragedii można było zapobiec. Jeżeli jesteście ciekawi to przeczytajcie tę książkę,ale uprzedzam- jest bolesna . Bardzo bolesna. No chyba,że wolicie iść na skróty to wpiszcie w Google Lacey Spears lub Garnett Spears. Filmiku co obejrzałam ze szpitala nie polecam ,bo złamie Wam serce jak mi.