Cudowne i straszne wspomnienia pierwszego dorosłego balu autorstwa uwielbianych przez młodzież pisarzy!
Wspaniałe kreacje, niezapomniane przeżycia, wielkie nadzieje – pierwsze dorosłe szkolne bale zawsze budzą wiele emocji. Jednak dla niektórych bywają także rozczarowaniem lub nawet katastrofą.
Dwudziestu popularnych amerykańskich pisarzy na czele z kochanym przez nastolatki Johnem Greenem opisuje to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie. Jest to niezwykły zbiór opowiadań, z których każde zaskoczy, wzruszy, a nawet przerazi czytelnika.
Być może dla niejednej z czytelniczek książka stanie się inspiracją, może dla niektórych będzie przestrogą przed popełnieniem nieodwracalnych w skutkach błędów.
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2018-02-15
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: 21 proms
Tłumaczenie: Małgorzata Żbikowska
Nie będę ukrywać, kupiłam tę książkę ze względu na takie nazwiska jak David Levithan, Emily Lockhart czy John Green. Nie będę się też kryć z tym, że oczekiwałam czegoś więcej.
„Mój pierwszy bal” to zbiór opowiadań. Wszystkie były inne, ale łączyło je jedno – bal. Wiele miało wpleciony motyw LGBT. W kilku jest erotyka. W prawie każdym bohaterowie nie chcą iść na bal. W jednym jest narracja drugoosobowa, a w innym są... małpy.
I od tych małp zacznę. To opowiadanie jest chyba jednym z najgorszych, jakie przeczytałam. Autorka źle poruszyła i prowadziła temat naczelnych jako partnerów ludzi. Do tego na siłę wcisnęła do tego wątek LGBT, co popsuło moją opinie jeszcze bardziej. Bohaterowie w utworze byli mało wiarygodni. Opowiadanie było nierealistyczne, wręcz fantastyczne, chaotyczne. I niestety, nie był to jedyny tak niedopracowany utwór.
Tylko nieliczne utwory miały dobrze wykreowanych bohaterów i ciekawą fabułę, a są to opowiadania Aimee Friedman, E. Lockhart, Daniel Ehrenhalf, Melissy de la Cruz, Leslie Margolis oraz Johna Greena. W reszcie przypadków miałam wrażenie, że autorzy pisali je na szybko dzień przed oddaniem. Zdawały się one niedokończone, skupiały się na nic nie wnoszących do fabuły wydarzeniach, nie prowadziły do większej puenty. Bohaterowie byli często płytcy, autorzy nie tłumaczą powodów ich często dziwnych zachowań. Wydarzenia były nierealistyczne, nawet te bez wątków fantasy miałaby szans zdarzyć się naprawdę. Kilka opowiadań było wręcz wulgarnych, aż budzących niesmak. Ale większość była po prostu... nudna.
Żeby jednak nie było tak negatywnie, to wrócę do tych sześciu opowiadań, które były ciekawe. Jak już wspomniałam, ich fabuła interesowała, sprawiała, że czytało się przyjemnie. Była to też zasługa ciekawego, oryginalnego pomysłu na poprowadzenie wydarzeń oraz niebanalnego humoru.
Na plus można uznać także tłumaczenie. Zrobiono tu kawał genialnej roboty. Zachowano styl autorów, a nie było to łatwe zadanie, bo niektóre utwory zajmują tylko kilka stron.
Moja ogólna ocena tego zbioru opowiadań jest bardzo niska. Polecam tylko prawdziwym fanom danych autorów.
Nie zawsze zbieranina przypadkowych autorów piszących na jeden temat jest dobrym pomysłem. Większość opowiadań zamieszczoych w książce była nudna, męcząca bądź dziwna. Autorzy, których znałam wcześniej też się jakoś bardzo nie popisali. Melissa De La Cruz poczęstowała nas krótką powiastką mocno w stylu "Błękitnokrwistych" (bohaterka to ewidentnie kalka z Shyluer), Holly Brown zaszalała z kompletnym absurdem, David Levithan dał kolejny popis swojej nieograniczonej tolerancji dla związków homoseksualnych (ludzie, ile można?), a jakże uwielbiany przez nastolatki John Green, mimo niewątpliwego lekkiego pióra bardzo się nie wysilił. Może nie mam dobrego odniesienia, na co dzień nie stykam się tak często z opowiadaniami, ale zdarza mi się czytać dużo lepsze dzieła osób w moim wieku, a nawet młodszych.
Moim zdaniem pozycja jest delikatnie niedopracowana i po prosyu męcząca. Nie byłam nią bardzo zachwycona i raczej nie polecę jej znajomym. Coś tu nie zagrało na linii autor - czytelnik. Zero chemii.
Książka na sześciu dużych ilustracjach przedstawia sześć polskich miast, a na ich ulicach w tłumie przechodniów kryje wesołą czteroosobową rodzinę...
Przez lata kobiety wylewały łzy razem z Bridget Jones, zakochiwały się na zabój w Hugh Grancie i śmiały się, nawet kiedy w perspektywie czterech wesel...