ŚMIERTELNY TANIEC
Breslau, 1920. W mieście pojawia się sekta ,,mesjaszy", którzy na ulicach wpadają w taneczny trans. Przewodzi im cyniczny dwulicowy guru Theodor Jauch - ,,tańczący Jan Chrzciciel", który umiejętnie podsyca tlący się w mieście antysemityzm. Wkrótce on sam stanie się narzędziem w rękach spiskowców, którzy nie cofną się przed niczym, by osiągnąć swój cel.
Eberhard Mock zmaga się z najstraszniejszym ze swoich demonów - demonem alkoholizmu. Każdego dnia walczy z samym sobą i próbuje rozwikłać mroczną tajemnicę zaginięcia małej Rosemarie. Wie, że jeśli odnajdzie dziewczynkę, raz na zawsze wyrwie się ze szponów nałogu. By tego dokonać, podejmuje się wykonania niebezpiecznego zlecenia. Jeszcze nie wie, że każdy jego ruch śledzi tajne sprzysiężenie.
Krok za krokiem Mock zbliża się do rozwiązania zagadki i poznaje coraz bardziej przerażające strony natury ludzkiej.
Wkrótce odkryje, kto jest jego przyjacielem, a kto wrogiem.
Wkrótce zmieni się w budzącą litość i przerażenie kreaturę.
Wkrótce spotka zło, o którego istnieniu nawet nie śnił.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2019-10-16
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 416
Póki co książką tą z żalem zakończyłam 'ciąg Mocków'. To kolejna dobrze napisana część. Podoba mi się ten klimat, ci bohaterowie bez retuszu i ten świat Breslau, w którym burzy się po Traktacie Wersalskim niczym w mikroświecie. Widać tu jak na dłoni genezę hitlertyzmu. Wszystkie niuanse tamtego świata. Poza wszystkim wydaje mi się, że autor wykonał kawał dobrej roboty przy pracach źródłowych. Na pewno powymyślał spiski i ludzi, ale myślę, że mechanizmy opisał trafnie. A co jest najgorsze, gdy czytam takie książki z Niemiec międzywojennych, to jest to, że mam smutne wrażenie, że taka droga zagraża każdej nacji. Że to takie memento i zarazem przestroga.
Wrocławska ruletka Wrocław, rok 1934. Podczas perwersyjnej orgii zostaje porwany, a następnie zamordowany urzędnik pocztowy Sepp Frömel. Kilkanaście dni...
Władca liczb to szósta odsłona cyklu Marka Krajewskiego prezentującego nam historię Edwarda Popielskiego, na co dzień zajmującego się wyjątkwo groźnymi...
Przeczytane:2020-01-13, Ocena: 4, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2020 roku,
Przyznaję się bez bicia, że nie wiem po co i w jakim celu - jak to mówi pewien znany Pan – sięgnęłam po tę książkę. Chyba wina tego, że ostatnio wszędzie widzę jej okładkę i gdy zobaczyłam ją na bibliotecznej półce, to odruchowo po nią sięgnęłam. I w domu sto razy zadawałam sobie pytanie – po co?
Breslau, 1920. W mieście pojawia się sekta „mesjaszy”, którzy na ulicach wpadają w taneczny trans. Przewodzi im cyniczny dwulicowy guru Theodor Jauch – „tańczący Jan Chrzciciel”, który umiejętnie podsyca tlący się w mieście antysemityzm. Wkrótce on sam stanie się narzędziem w rękach spiskowców, którzy nie cofną się przed niczym, by osiągnąć swój cel. W tym czasie Eberhard Mock zmaga się z najstraszniejszym ze swoich demonów – demonem alkoholizmu. Każdego dnia walczy z samym sobą i próbuje rozwikłać mroczną tajemnicę zaginięcia małej Rosemarie. Wie, że jeśli odnajdzie dziewczynkę, raz na zawsze wyrwie się ze szponów nałogu. By tego dokonać, podejmuje się wykonania niebezpiecznego zlecenia. Jeszcze nie wie, że każdy jego ruch śledzi tajne sprzysiężenie.
Pierwsze co, jeszcze zanim otworzyłam książkę to zastanowił mnie jej tytuł. Bo czym jest golem? Termin wywodzi się z kultury hebrajskiej a oznacza bezwolną istotę ulepioną z gliny a powołaną do życia przez formuły magiczne. A co to ma się do treści? Okazuje się, ze całkiem dużo. Sporo miejsca poświęcone jest perswazji i hipnozie. A jak wiemy, poddany hipnozie bezwolnie wykonuje polecenia hipnotyzera. Czyli staje się takim golemem.
Krajewski jak zwykle zagłębia się w ludzką psychikę. Ukazuje nam do czego zdolny jest człowiek by osiągnąć swój cel. Mamy tu jasny obraz tego jak bardzo osoba targana nałogami może się upodlić. A co jest w stanie zrobić człowiek by chronić swój stan posiadania? Po raz kolejny pisarz przekonuje nas, że tak naprawdę ludzie to najgorsze bestie, kierujące się prymitywnymi pobudkami.
Świat przedstawiony przez Krajewskiego nie jest ładny. Bohaterowie nie są tylko dobrzy albo tylko źli. Każdy z nich jest złożony i to na kilka sposobów. Idealnym przykładem jest tu sam Mock. Totalny, zarozumiały pijak przekonany o własnej wyższości nad innymi. Mam za sobą kilka tomów jego perypetii, więc miałam możliwość obserwować jego staczanie się na dno. W tym tomie sięgnął dna. Nie cierpię go. Ale nie zmienia to faktu, że jest dobrym policjantem. Jest to postać tak wykreowana, że przez cały czas mam wrażenie jakbym śledziła perypetie rzeczywistej postaci.
Muszę przyznać, że nie przepadam za twórczością Krajewskiego ale jestem pełna podziwu do tego w jaki sposób pisze. Jego historie są prawdziwe. Ale jak dla mnie pisze ciężkim językiem. Opornie mi się go czyta. Ale nie zmienia to faktu, że warto sięgnąć po jego powieści. Chociażby po to, by poczytać o wrocławskim półświatku dwudziestolecia międzywojennego. W ciekawy sposób opisane są wzajemne relacje Polaków, Niemców, Żydów oraz Ślązaków, którzy szukali swego miejsca na mapie.