Metro 2035. Kontynuacja i zakończenie historii Artema. Ukoronowanie i zamknięcie kultowego cyklu Metro 2033, który właśnie staje się kompletną trylogią. Na tę powieść miliony czytelników czekały aż dziesięć lat, a prawa do przekładu zagraniczni wydawcy wykupili na długo przed jej ukończeniem przez autora. Metro 2035 jest przy tym książką zupełnie niezależną od pozostałych tomów trylogii - fascynującą przygodę w wykreowanym przez Glukhovsky'ego uniwersum, które podbiło Rosję i cały świat, można więc zacząć także i od niej.
Polskie wydanie Metra 2035, jak i pozostałych tomów trylogii, zyska artystyczną szatę graficzną stworzoną przez Ilję Jackiewicza, znanego i utalentowanego rosyjskiego ilustratora, twórcy okładek takich m.in. FUTU.RE, a także wszystkich powieści serii Uniwersum Metro 2033
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2015-11-04
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 540
Ponad pięć lat temu trafiła w moje ręce powieść Dmitrija Głuchowskiego - "Metro 2033", po której to literatura post - apokaliptyczna nabrała zupełnie innego wymiaru... Książka ta ukazała przygodę, akcję, grozę i niezwykle emocjonalną analizę ludzkiej osobowości, w warunkach podziemnej egzystencji na stacjach i w tunelach moskiewskiego metra, po wojnie nuklearnej. Po lekturze tej powieści długo nie mogłam się pozbierać, dojść do siebie, przestać przeżywać, rozpamiętywać, rozmyślać o jej treści. Rok później ukazał się drugi tom - "Metro 2034", który raz jeszcze rozpalił ten sam ogień, choć już chyba z nieco mniejszą siłą i mocą. A potem.., potem rozpoczęła się wielka przygoda z Universum Metro 2033, czyli czytelnicze spotkania z kontynuatorami opowieści o tym strasznym świecie, ich wizjami po nuklearnej rzeczywistości w innych miastach Rosji, innych krajach, na innych kontynentach. Wśród nich bardzo dobrze wypadli także i dwaj polscy pisarze - Paweł Majka i Robert J.Szmidt, których "Metra" cenię bardzo wysoko. I owszem, było ciekawie, ekscytująco, często zaskakująco..., ale to jednak nie było już to samo, co niosły sobą dwie pierwsze powieści Dmitrija Głuchowskiego. I oto teraz, 5 lat po polskiej premierze "Metra 2033" i aż 10 po rosyjskiej, ukazała się kontynuacja losów Artema i jego najbliższych, zatytułowana po postu "Metro 2035". Czy warto było czekać na tę książkę tak długo i czy znów przyniosła ona sobą tak silne emocje, jak poprzednie powieści tego autora sprzed lat..? O tym postaram się opowiedzieć w niniejszej recenzji.
Jak wskazuje sam tytuł tej książki, akcja "Metra 2035" rozgrywa się w dwa lata po dramatycznych wydarzeniach z pierwszego tomu całego cyklu. Świat nadal nie podniósł się z po nuklearnego ciosu, zaś nieliczni ocalali wiodą swój nędzny żywot w moskiewskim metrze, w których stacje utworzyły coś na wzór poszczególnych miast, osad, a nie rzadko i całych państw, opartych na najgorszych i najokropniejszych prawach i zasadach zaczerpniętych z historii świata... Na jednej z takich stacji mieszka Artem - doskonale znany nam młodzieniec, który przed dwoma laty ocalił podziemny świat metra przed tajemnicza rasą "czarnych".... Ocalił, lub zaprzepaścił ostatnią szansę na ratunek. Artem każdego dnia opuszcza bezpieczną stację WOGN-u, udaje się na powierzchnię, narażając na kolejne dawki promieniowania, by w ten sposób złapać jakikolwiek sygnał radiowy ze świata, będący dowodem na to, że gdzieś tam również ktoś przetrwał i że istnieje miejsce, w którym można żyć jak człowiek, na powierzchni... Niestety jego próby nie przynoszą żadnego rezultatu, poza coraz gorszymi relacjami z jego żoną - Anią... I wtedy pojawia się dobrze znany nam bohater - Homer, który daje Artemowi iskierkę nadziei.. Iskierkę, która rozpala na nową wiarę w lepszą przyszłość, lecz by mogło tak się stać, musi on ponownie wyruszyć w niebezpieczną podróż przez liczne stacje metra... I wyrusza.., ku przeznaczeniu, ku prawdzie, ku nadziei...
"Metro 2035" jest bez wątpienie najlepszą, najbardziej poruszającą, nieprzewidywalną i chyba także trudną częścią z całego Universum, bynajmniej tych jego części, które ukazały się dotąd w Polsce. Mroczna, brutalna, smutna ale i jakże prawdziwa historia, w którą nie sposób się nie zagłębić, nie uwierzyć, nie stać jej nieodłączną częścią... To z jednej strony niezwykle miłe spotkanie z dawnymi bohaterami, w szczególności z Artemem, od którego wszystko się zaczęło, i na którym być może także wszystko się kończy... Z drugiej strony zaś jest zupełnie nowa opowieść, świeża historia i także inne spojrzenie na metro i ten podły świat podziemnej egzystencji. Opowieść, która niesie sobą wielką wartość literacką, ale także i ryzyko związane z tym, iż po "Metrze 2035" będzie mi trudno uwierzyć, zainteresować się, skupić na kolejnej książce z tej serii, już innego autora... Myślę, że po pierwsze jest to swoisty krok milowy w całym układzie tego Universum, po drugie zaś pożegnanie Dmitrija Głuchowskiego z cyklem, jako autorem... Pożegnanie z wielkim przytupem, o którym nie zapomnę do końca swojego życia. Absolutnie!
Wraz z pierwszymi stronami lektury wkraczamy ponownie do tego przerażającego, ale i zarazem na swój sposób pięknego, podziemnego świata moskiewskiego metra. I od razu na myśl przychodzą skojarzenia z poprzednimi odsłonami tego cyklu w wydaniu Dmitrija Głuchowskiego, które jednak bardzo szybko przychodzi nam zweryfikować z rzeczywistością. Na pozór jest tak samo, czyli główny bohater - Artem, niespodziewany gość motywujący go do długiej wyprawy, sama podróż przez kolejne odcinki metra i mijane po drodze stacje, oraz nieustanna przygoda, która intryguje, ciekawi, szokuje, zaskakuje i porywa na każdym kroku. Jednak..., wszystko to jest podane w zupełnie inny sposób, innymi środkami wyrazu, odmienną dawką... Otóż "Metro 2035" jest mroczne, brzydkie, ponure, obdarte z kolorytu młodzieńczej fantastyki, a ubrane w szaty dorosłej, prowokującej i smutnej opowieści o człowieku i jego zezwierzęceniu. Opowieść Głuchowskiego obfituje w ogromną dawkę przemocy, niesprawiedliwości, bólu, rozczarowania, erotyki i swoistego kroczenia pomiędzy tym co realne, a tym co szalone... Porównanie tej książki z tymi dwoma powieściami sprzed lat, to jak porównanie dziecięcej opowieści o przygodach w szkole, do relacji starego, zmęczonego życiem człowieka o tym, jak trudno mu jest żyć w samotności... Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się aż tak dużego kontrastu pomiędzy tymi dwoma spojrzeniami na "Metro"... I muszę tutaj stwierdzić, że to dzisiejsze, o wiele bardziej mnie przekonuje. To książka, którą nie tylko się czyta, ale wręcz przeżywa, interpretuje, analizuje strona po stronie, zdanie po zdaniu, słówo po słowie... Wielka literatura nie tylko spod znaku S-F, ale także jako powieść o człowieku i jego ciemnej stronie natury...
Fabuła została poprowadzona tutaj w iście mistrzowski sposób, skupiając się głównie na pierwszoplanowym bohaterze, ale także i na licznych wątkach pobocznych, które raz za razem powracają do życia Artema. Co chwilę coś nas kompletnie zaskakuje, rzuca na kolana, każe zaczerpnąć oddechu po przeczytanej scenie, by móc pojąć jej ogrom znaczenia dla całości opowieści. Ale czasu na to nie ma, gdyż akcja pędzi tutaj z zawrotną prędkością, oferując nam bitwy, wojny, polityczne dysputy, kryminalne dochodzenie, psychologiczne rozważania na temat kondycji człowieka żyjącego ponad 20 lat pod ziemią, i przygodę, która nigdy się nie kończy... I tak naprawdę to nie wiadomo na co bardziej zwracać tutaj uwagę - na opisy tego piekła na ziemi, czy też właściwą akcję przedstawiającą losy głównego bohatera, gdyż oba z tych aspektów tej książki są więcej niż fascynujące. Autorowi udało się wykrzesać maksimum z formy prowadzenia opowieści z perspektywy głównego bohatera, z którym przeżywamy najtrudniejszy i najokropniejszy okres w jego życiu. To typowy przykład walki jednego człowieka, z całym światem, w którym każdy okazuje się wrogiem, kłamcą, przeciwnikiem... I chyba ta "walka z wiatrakami" Artema, jest tutaj najważniejsza, najciekawsza, najbardziej przejmująca dla fabuły tej opowieści...
Postacie w tej książce są niezwykłe, wyjątkowe, wykreowane z mistrzowski sposób. Oto główny bohater - Artem, to już nie ten sam młody i naiwny chłopiec z poprzednich tomów, lecz zmęczony życiem i doświadczony na zdrowiu mężczyzna, który walczy z marzeniami i poczuciem winy, zaś najbardziej cierpi na tym jego żona - Ania. To człowiek będący tak naprawdę ostatnim z ludzi marzących o życiu na powierzchni i nie mogący pogodzić się z tym, iż inni dawno już pogrzebali w swych sercach owe marzenia. Buntownik, idealista, marzyciel, który musi zapłacić ogromną ceną za to, kim jest i kim pragnie pozostać... Jednak nie tylko Artem stanowi tutaj prawdziwą gratkę dla czytelników, gdyż i inne postacie są wielką zagadką i swoistą księgą, z której chce się czerpać w nieskończoność. Chociażby taki Homer - starzec, pogodzony z utratą bliskich mu osób, który za cel życia stawia sobie napisanie książki o ostatnim bohaterze Metra, czyli Artemie. Dobry, ale i naiwny człowiek, który próbuje znaleźć dla siebie jeszcze jeden cel, pomysł, sens na dalsze życie... Warto wspomnieć tu także o Loszy - młodym chłopcu urodzonym już w Metrze, który przypomina typowego cwaniaczka, odnajdującego się zawsze i wszędzie w każdej sytuacji. Ale także jest to idealny przykład człowieka z Metra, który inaczej patrzy już na świat, na ludzkie wartości, na przyjaźń... I jeszcze jest tutaj Młynarz, znany nam już bohater z poprzednich tomów. Wielki i groźny dowódca elitarnego oddziału Zakonu, któremu przyszło odnaleźć się w nowej sytuacji, jakże trudnej i dramatycznej dla nie samego. To największe zaskoczenie tej lektury, najbardziej negatywne, rozczarowujące i smutne, co ma miejsce zawsze wtedy, gdy bohater nagle traci w naszych oczach całą swą wielkość i szacunek... To tylko niektórzy bohaterowie tej opowieści, o których chce się czytać wciąż więcej i więcej...
"Metro 2035" to Metro widziane oczyma Dmitrija Głuchowskiego, tak bardzo różne od dziesiątków wizji innych autorów tworzących to Universum. Przede wszystkim jest to podziemna wizja, nie uciekająca na powierzchnię, tak jak to ma miejsce w innych powieściach tego cyklu. Tutaj raz jeszcze poznajemy ten podziemny świat metr po metrze, ze wszystkimi jego podłościami, tajemnicami, okropieństwami i brudem... I chyba nie pomylę się stwierdzając, że to najbardziej szczera, obdarta z poprawności i literackiej ogłady opowieść o tym miejscu, które jawi się jako absolutnie najkoszmarniejsze piekło, jakie tylko mogłoby kiedykolwiek powstać w wyobraźni człowieka. Ciemność, zaduch, ciasnota, brak prywatności i upodlenie... - oto Metro widziane w tej powieści, do którego to wyobrażenia inni autorzy nawet nie zbliżyli się w swych książkach... Drugą ważną informacją jest to, iż jest to opowieść o ludziach, nie zaś o zmutowanych tworach po nuklearnego świata, których tutaj nie zauważamy choćby w najmniejszym stopniu. To bardzo ciekawe i zaskakujące, a tym samym skłaniające nas ku temu przeświadczeniu, że to człowiek stał się najgorszym tworem tego post - apokaliptycznego świata..., nie zaś zmutowane zwierzęta, rośliny czy też potwory...
Na słowa uznanie zasługuje także język tej opowieści, a w zasadzie forma jego przedstawienia. Otóż często mamy tutaj do czynienia z pojedynczymi zdaniami, a nawet wyrazami, symbolizującymi zarówno przebieg wydarzeń, jak i również myśli, sny, marzenia bohaterów... Czasami wprawia to w pewną konsternację i zagubienie, lecz zawsze już po chwili budzi zachwyt, uznanie, radość z czerpania ich znaczeń. I znów jest to język zupełnie inny niż w poprzednich tomach, zarówno autorstwa Głuchowskiego, jak i jego następców. Jest w tym jakaś poezja, tajemnica, wyjątkowość i wzniosłość, której nie często doświadczamy w literaturze. Wielkie słowa uznania należą się dla tłumacza tej książki - Pawła Podmiotko, który wykonał kawał naprawdę świetnej pracy...
"Metro 203" to pożegnanie Dmitrija Głuchowskiego z tym cyklem, jako autorem jego kolejnych części. Pożegnanie, które moim zdaniem jest ze wszech miar godne twórcy całego Universum, To najlepsza książka tego cyklu, o której powinno się pisać dziesiątki artykułów, recenzji, prac doktoranckich. Emocjonująca, pasjonująca, piękna i porażająca bezpretensjonalnością, jak i również odwagą. Opowieść o ludziach, którzy przestają być ludźmi, a być może nigdy nimi nie byli... Trudno być człowiekiem, o czym dobitnie przekonuje niniejsza opowieść... Tej książki nigdy nie zapomnę...
Książka która nie wciaga czytelnika od pierwszych stron, dopiero po czasie opisy pomieszczeń, historiem, potwory zaczynają wciągać czytelnika w ten dziwny świat który znajduje się w metrze. Czy warto tą ksiażkę przytać. Oczywiście jeśli lubisz postapokaliptyczny świat.
Trzecia część zaskakuje czytelników. Na WOGN- ie wszyscy uważają, że Artem zwariował twierdząc, iż czarni byli ostatnią nadzieją dla ludzi żyjących w metrze. Codziennie wychodzi na powierzchnię, gdyż utrzymuje, że słyszał w radiu inne miasta. Tymczasem odnajduje go Homer, który chce napisać o nim książkę. Jednocześnie daje mu nadzieję na wyjście z podziemia. Dlatego też razem idą odnaleźć ludzi, którym udało się skontaktować z innymi. Podczas podróży odkrywa, że w metrze jest dużo więcej tajemnic. Odkrywa tajemną niewolniczą pracę ułomnych, bunkier polityków oraz wielkie maszyny zagłuszające wszelkie sygnały. W obliczu śmierci próbuje ostatni raz, wbrew Zakonowi, ożywić wszystkie miasta świata. Skutki jego działań byłyby tragiczne nie tylko dla niego. Fantastyczna książka przepowiadająca przyszłość.
Książkę dostałam, przeczytałam. Nie zachwyciła.
Historia dalszych losów Artema. Jednak już jakoś inaczej spisana. Całkiem inne odczucia przy czytaniu. Losy bardzo zagmatwane. Intryga tonie w mrokach wilgotnych kanałów. Sporo polityki, częstw zwroty akcji. Pewne jest jedynie to, że nie ma nic pewnego. Żyje się teraźniejszością a zezwierzęceni ludzie nie oczekują niczego od przyszłości. Jedynie może grzybów: do jedzenia, do pędzenia samogonu, do parzenia herbaty...
Kontynuacja historii Artema z pierwszego tomu serii, który spotyka na swojej drodzę bohaterów części drugiej. Autor porzucił ewokowanie niepodrabialnego klimatu świata mieszczącego się w tunelach metra na rzecz polityki i studiowania ludzkiej duszy. Taki kierunek zmienia wydźwięk całej trylogii, zwłaszcza pierwszej części. Książka stała się spojrzeniem na współczesną Rosję i świat. Ludzie nie potrzebują prawdy, “potrzebują mitu. Niezbędne jest im piękno innych, żeby sami pozostali ludźmi”. Ludzie potrzebują wspólnego wroga, aby pozostać jednością. Glukhovsky zastanawia się nad losami naszej cywilizacji, ile trzeba czasu, aby człowiek zapomniał czym ona właściwie jest i zamiast żyć egzystował?
Kiedy brakuje czasu na czytanie, a książka liczy sobie ponad pięćset stron, czasami czyta się trudniej. I tak było w przypadku trzeciego tomu cyklu Metro. A może nie tylko czas miał tutaj znaczenie? Momentami naprawdę ciężko było mi zrozumieć wypowiedzi bohaterów i ich dialogi. Nie wiem czy to kwestia tłumaczenia, czy mojego rozproszenia. Trudno powiedzieć.
Pierwszą częścią byłam zachwycona. Wciągnął mnie stworzony przez autora świat, a bohaterowie byli realistyczni, prawdziwi i mroczni w postapokaliptycznym środowisku, w którym przyszło im żyć. Drugi tom jest w tej historii właściwie neutralny. Gdyby go nie było, nic byśmy nie stracili, ale z drugiej strony opowieść o Homerze i Hunterze, którzy muszą uratować podziemny świat przed epidemią to taki przerywnik przed finałem trylogii. Trzeci tom przenosi czytelnika z powrotem do części pierwszej i prowadzi wraz z bohaterami do finału, na który z zainteresowaniem czekałam. Tym razem dostajemy mieszankę Homera, Artema i dosłownie jeden procent Huntera...
W tomie trzecim powraca Artem i to on staje się tutaj głównym bohaterem. Ignorując niebezpieczeństwo, wychodzi na powierzchnię, by łapać tam fale radiowe. Jest przekonany, że nie tylko mieszkańcy Moskwy przetrwali kataklizm i gdzieś tam, daleko, mieszkają inni ocaleni. Nikt mu nie wierzy, wszyscy traktują go jak wariata, a żona ma mu za złe, że tak się naraża, zamiast żyć jak inni. W końcu mężczyzna wyrusza w drogę przez metro i nie tylko, a jego celem jest udowodnienie wszystkim, że to on ma rację i można wrócić do życia na powierzchni. Dlaczego władze nie chcą pozwolić Artemowi odkryć prawdy o życiu na powierzchni? Kto wyruszy z mężczyzną w niebezpieczną drogę po odpowiedzi? Jak skończą się jego wysiłki?
Muszę szczerze napisać, że zmęczyłam się tym tomem. Nie z powodu jego rozmiarów, bo bez problemu łykam takie i grubsze tomiszcza. Nie mogłam się jednak połapać w dość chaotycznych rozmowach bohaterów, ciągłych powtórzeniach i urywanych zdaniach. Nie mogłam znaleźć w nich logiki i w końcu szłam dalej, pomijając część dialogów.
Trylogia Metro jako całość zupełnie mi się nie łączy. Brakuje mi jakiegoś spajającego te trzy książki elementu. Większość wydarzeń uleciała z pamięci bardzo szybko. Zostały główne wątki i wybrani bohaterowie, a wraz z nimi poczucie chaosu i brak połączeń między fabułami poszczególnych tomów. Chociaż może po prostu to ja ich nie znalazłam.
Podobał mi się natomiast przedstawiony przez autora obraz mieszkańców metra. Ich zachowanie, podejmowane decyzje, rozterki i codzienne sprawy, tak bardzo różne od tego, co znamy. Miejsce akcji jest mroczne i klaustrofobiczne. Czytając, czułam momentami przytłaczające mnie ściany i sufit poszczególnych stacji. Zapachy, dźwięki, małe przestrzenie, to wszystko tam jest i żyje swoim życiem. Cała ta otoczka pozwala zrozumieć finał powieści i całej trylogii. Nie będę Wam tu jednak spojlerować :-)
Jeśli lubicie powieści postapo, spróbujcie wyruszyć do Metra.
Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że ostatni epizod historii cywilizacji człowieka rozegra się w przejmującej atmosferze moskiewskiego metra? Czy...
Smartfon stał się kopią zapasową twojej duszy. Backupem życia. Pamięcią masową dla najżywszych wspomnień. To w nim zapisujesz swoje uśmiechnięte selfie...
Przeczytane:2017-01-13, Ocena: 4, Przeczytałam,