Wydawnictwo: Prozami
Data wydania: 2013-02-11
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 270
Czytałam już "Ups... No to wpadłam!" tej autorki. Wtedy pomyślałam, że nie mam ochoty poznawać innej jej powieści. Jednak po pewnym czasie pomyślałam, że każdy zasługuje na drugą szansę. Myślałam, że może tamta powieść była jej tzw. potknięciem, które może zdarzyć się nawet najbardziej uzdolnionym pisarzom. Przyznam się, że długo zwlekałam. Niezbyt mi było spieszno do kolejnego spotkania z prozą Karoliny Pastuszak. Tym razem wybrałam inny gatunek mając nadzieję, że może tylko z kryminałem autorka sobie nie radzi. I dziś już jestem po lekturze "Meksykańskiej miłości". Jeśli jesteście ciekawi moich wrażeń z ponownego spotkania z twórczością tej autorki to zapraszam do lektury poniższej opinii...
Nie będę tu krytykować samej fabuły. Momentami jest nawet mocno zaskakująca. Po tytule spodziewałam się raczej romansu ala harlequin, a tu okazało się, że to raczej powieść obyczajowa. To jej kolejny plus. Bardzo się ucieszyłam. Na tym niestety moje zachwyty się kończą. Bohaterowie są tu jednowymiarowi. Od początku wiadomo kto jest tym dobrym, a kto złym. No może tylko postać Diega nieco zmienia się w trakcie powieści, ale niestety to trochę za mało jak na tak szeroką plejadę bohaterów. Ponadto nie znalazłam tu zbyt wielu opisów samego Meksyku. A już zacierałam ręce, ponieważ nigdy tam nie byłam. Od wielu znajomych słyszałam, że to miejsce warte odwiedzenia, dlatego czekałam na ukazanie tych barwnych, egzotycznych, gorących miejsc. Niestety autorka mi ich poskąpiła wspominając jedynie ogólnikowo, bardzo wybiórczo o tamtejszym kraju.
Mimo że książka wcale nie jest obszerna czytało mi się ją długo. Płynność zakłócały niezbyt udane dialogi, charakteryzujące się bardzo oficjalnym stylem. Miałam wrażenie jakbym czytała rozmowę nieznajomych a nie osób w sobie zakochanych. Pozostały tekst został przedstawiony tu w narracji trzecioosobowej i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie niecelne próby ironizowania czy niezbyt trafne użycie synonimów. Momentu gdy przeczytałam treść smsa wysłanego przez przyjaciela do głównej bohaterki długo nie zapomnę. A brzmiał on tak: "Witaj:-) Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że się odezwiesz. Jestem bardzo mile zaskoczony;-) Meksyk całkiem nieźle się zapowiada. A jak Tobie się podoba?". Wprost nie mogłam wyjść z podziwu, że młody Francuz wysłał wiadomość, która wydaje się brzmieć jak z zeszłego tysiąclecia. No gdyby autorem tego smsa był sędziwy mężczyzna to jeszcze zabrzmiałby on autentycznie, a w tej sytuacji spowodował tylko moje rozdrażnienie.
Jak się już pewnie domyślacie nie jestem zadowolona z tej lektury. Jednak dotrwałam do końca. Choć przyznam się, że nie było łatwo. Wielokrotnie chciałam rzucić tę książkę w kąt i o niej zapomnieć. Jednak ciągle miałam nadzieję, że może "coś" się jeszcze poprawi. Tak. Muszę się przyznać, że nie potrafię odłożyć na półkę niedokończonej książki... Bardzo zawiedziona jestem szczególnie formą przekazu tej autorki. Szkoda, że absolwentka dziennikarstwa, która ma na swoim koncie kilka lat doświadczenia w zawodzie w taki sposób "opowiedziała" tę historię. Aż dziw bierze, że pisarka nie nabrała przez te lata płynności i lekkości w pisaniu. A mogło być całkiem inaczej, ponieważ sama fabuła jest nawet ciekawa...
Kiedy początkująca dziennikarka Marisa dostaje pierwsze poważne zlecenie, czuje, że jej los wreszcie się odmieni. Nie podejrzewa nawet jak bardzo. W pogoni...
Przeczytane:2016-11-14, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2016,