GDY AMELIA SPOTKAŁA WRESZCIE MĘŻCZYZNĘ SWOJEGO ŻYCIA, ZAPRAGNĘŁA JEŚĆ GO ŁYŻKAMI. I WTEDY OKAZAŁO SIĘ, ŻE ŁYŻKĘ TRZYMA JUŻ INNA KOBIETA. JEGO MATKA.
Matka Leandra wbiła we mnie spojrzenie, aż rozbolała mnie trzustka. Jej źrenice zrobiły się nienaturalnie wielkie, a długie palce postukiwały o filiżankę z kawą. Wwiercała się tak jeszcze z dziesięć minut, szczegółowo penetrując wszelkie zakątki mojego ciała, które mogłyby zdyskredytować mnie w jej oczach. Nierówne nerki? Koślawe serce? Zbyt zwinięte jelito cienkie? Zrozumiałam, że idealna kobieta, która mogłaby zaopiekować się jej synem, nie istnieje. Problemu nie stanowią trzy nowe pryszcze, które próbowałam ukryć pod pudrem, tylko ja sama. Ogólnie. Ja jako ja.
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2021-03-17
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 384
Język oryginału: polski
„Maminsynek” to książka, która pojawiła się w sprzedaży już parę pat temu. Ja natknęłam się na nią w bibliotece dopiero teraz 🧐 bardzo mi się spodobała. Styl pisania, jej lekkość i humor. Chociaż, czy jest tu się z czego śmiać? Podejście faceta w tej książce to jakiś koszmar! Jego tok myślenia i snucie opowieści woła o pomstę. Jest tak uzależniony od swojej rodzicielki, że się to nie mieści w głowie. W drugiej połowie książki możemy poznać punkt widzenia Amelii, kobiety, która będzie chciała go odmienić i znajdzie na to sposób. Ale czy skuteczny? 😳 Czytało się rewelacyjnie. Opisy teściowych, matek kwok pewnie znajdziesz ich odzwierciedlenie w życiu. Można się złapać za głowę! 🤩 Polecam zdecydowanie.
Jak bardzo syn może być zależny od matki?
Leander nasz bohater jest ubóstwiany przez swoją rodzicielkę, która nie widzi świata poza swoim synusiem, opuszczona przez męża parę miesięcy po narodzeniu dziecka, przelewa całą swoją miłość na potomka. Jest z nim przez cały czas, podejmuje za niego decyzje, nikt bowiem nie ochroni dziecka przez złem całego świata tak jak matka. Troskliwość i opiekuńczość jest ceniona ale tylko wtedy gdy nie przeradza się w obsesję i drugi człowiek nie zostaje ubezwłasnowolniony. Takiego właśnie Leandra w dorosłym życiu "dostaje" Amelia oczywiście w zestawie z mauśką, która nigdy nie przecięła pępowiny z synem. Rozpoczyna się swoista wojna o pozycję w życiu mężczyzny. Czy Amelii uda się okiełznać i oswoić przyszłą teściową?
"Jesteśmy skażone genem nadopiekuńczości. Nic dziwnego,że współcześni faceci śpią z pluszowymi misiami, nawet jeśli tylko mentalnymi."
Maminsynek - kim jest? Czy chcielibyście spotkać takiego na swojej drodze? Ja w żadnym wypadku! A maminsynkiem nie można stać się w jeden dzień. To proces, który zaczyna się od chwili urodzin. A z upływem czasu taka nadopiekuńcza miłość jest niszcząca dla obu stron. Tak więc drogie mamy, pozwólcie swoim synom na własne życie, nie osaczajcie ich jak kwoki, niech wyfruną z gniazda.
"Maminsynek" to lektura słodko-gorzka, pełna życiowych obserwacji, ale przy tym lekka, napisana z wielkim dystansem. Autorka pisze o prawdziwym życiu, zawiłych relacjach damsko-męskich, o małżeństwie, macierzyństwie oraz o tym, do czego doprowadzić może matczyna nadopiekuńczość i nadmiar miłości. Bo czyż nie otaczają nas czterdziestoletni chłopcy, którzy na każde skinienie mamusi lecą jak na złamanie karku?
"Faceci zespoleni z matkami potrzebują więcej czasu. Trzeba ich odrywać od piersi stopniowo, delikatnie, jak plaster, który przykleiłyśmy sobie w miejscu z włoskami. Gwałtowne szarpnięcie boli, ale kiedy chuchasz, dmuchasz i zeskrobujesz kawałek po kawałku paznokciem, ból staje się bardziej znośny."
Nie do uwierzenia wydaje się to, że 30-letni Leander nie widzi nic złego w tym, iż to matka podejmuje za niego najważniejsze decyzje życiowe, jak wybór studiów czy miejsca pracy. A jakby tego było mało, razem świętują nawet utratę dziewictwa Leandra, co w tej książce najbardziej mnie zszokowało. Podziwiam Amelię za to, że z takim uporem i zaangażowaniem dążyła do celu i tyle wytrzymała z przyszłym mężem i teściową.
Bardzo przypadł mi do gustu ironiczno-sarkastyczny humor powieści. Poza tym książka wyróżnia się pięknym stylem, językiem i niebanalną fabułą. Wszystko w tej książce jest przemyślane i dopracowane w najmniejszym szczególe. widać, że Natasza Socha jest świetną obserwatorką otaczającego ją świata.
Bohaterowie mają swoje zalety i wady, zostali trochę wyolbrzymieni, niemal skarykaturowani, ale to zadziałało na plus, bo dzięki temu możemy w pełni spojrzeć na nasze cechy, których często na co dzień nie dostrzegamy.
Książka wzbudziła we mnie szereg skrajnych emocji i uczuć. Uśmiech przez łzy. Przed przeczytaniem tek książki czasem miałam wrażenie, że otacza nas wychuchanych i rozpieszczonych do granic możliwości pokolenie maminsynków. A po tej tekturze jestem tego pewna. To powieść ku przestrodze. Książkę polecam wszystkim matkom, żonom i narzeczonym, wszystkim kobietom, które pragną, aby ich dzieci zdobyły zdrowe wzorce zachowań. To jedna z moich ulubionych książek. Przeczytajcie, bo naprawdę warto!!!
| "Mają około trzydziestki, najczęściej dobre posady ( część studiuje po 8-10 lat, czasem na kilku kierunkach), stałych partnerów i ciągle nie opuścili pokojów, które zajmowali jako dzieci. Z rodzicami mieszka 56 procent trzydziestoletnich Włochów, nazywanych mammoni, czyli po prostu maminsynkami, 40 procent młodych Francuzów, 25 procent Niemców i co dziesiąty Brytyjczyk ( dane brytyjskiego rządowego centrum demografii dotyczą osób w wieku 30-34 lat ). Polska nie odbiega od europejskiej średniej: 45 procent obywateli w wieku 20-35 lat nie ma zamiaru opuścić rodzinnego domu." ( cyt. s. 276 )
Trójkąt to jedna z figur geometrycznych. W książce "Maminsynek" autorstwa Nataszy Sochy mamy właśnie z nim do czynienia, ale żeby było ciekawiej w zupełnie innym wydaniu.
Leonard to trzydziestoośmioletni mężczyzna. Wykształcony, przystojny. Nie może narzekać na brak powodzenia u płci przeciwnej. Tylko jakoś te związki nie trwają zbyt długo. Ciekawe dlaczego? Ale do czasu gdy poznaje Amelię. Wydawałoby się, że lada moment usłyszymy dźwięki marszu Mendelsona. Niestety jest ktoś, kto stoi ku temu na przeszkodzie. Tym kimś jest matka Leonarda. W jej mniemaniu tylko u jej boku syn będzie szczęśliwy. W końcu został obdarzony wyjątkowym rodzajem miłości. Nikt nie pokocha Leosia tak jak ona. Z drugiej też strony wspomniany Syn czuyje się dobrze w towarzystwie Matki. Nie przeszkadza mu w tym fakt, że jest już dorosłym facetem, który powinien założyć swoją rodzinę i wyprowadzić się z rodzinnego domu.
Jeśli przypadła wam do gustu komedia romantyczna "Sposób na teściową" z Jennifer Lopez i rewelacyjną Jane Fonda z pewnością spodoba wam się "Maminsynek". Czytając, uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. Chociaż tak naprawdę główny wątek, który został w niej poruszony nie jest śmieszny. Relacja: przyszła synowa kontra teściowa to temat bardzo poważny. A jeśli dochodzi do tego matczyna nadopiekuńczość to już mamy do czynienia ze sprawą pokaźnych gabarytów.
Książka podzielona została na dwie części, ale wgłębiając się w jej treść dostrzeżemy losy trzech osób. Na starcie poznajemy postać Leonarda, któremu poświęcony został jeden z rozdziałów. Kocha swoją Matkę miłością bezgraniczną i zrobi dla niej wszystko. On sam zdaje sobie sprawę z tego, że najlepiej czuje się u jej boku. Nie musi się o nic martwić. Ma uprane, ugotowane, posprzątane. Po co ma cokolwiek zmieniać. No tak, ale jest coś, czego Matka nie może mu dać. Biologia ma swoje prawa. Umawia się z kobietami, ale jak na razie nie spotkał swojego ideału, a raczej nie spotkali. Tak się składa, że Matka też ma w tej sprawie swoje zdanie. Syn ma konkretne wytyczne, które powinna spełniać przyszła żona. Jeden z punktów jest bardzo ciekawy i może niestety sprawić wiele trudności kobiecie, która zakocha się w Leonardzie. Przyszła narzeczona musi wykazać się dużą dozą cierpliwości i zrozumienia. W tym miejscu trzeba wspomnieć o kolejnym bohaterze, a raczej bohaterce. Jest nią Amelia, dziewczyna, która obdarzyła mężczyznę uczuciem i to z wzajemnością. Teraz tylko trzeba wyznaczyć datę ślubu i planować wesele, ale jak się okazuje goście będą musieli na zaproszenia jeszcze troszkę poczekać. Zaraz...Zaraz. Kobieta, która kocha i pragnie spędzić resztę życia u boku ukochanego zrobi wszystko, żeby tak było. Nawet gdy na drodze ku szczęściu stanie przyszła teściowa. Z drugiej strony Matka nie odda od tak swego ukochanego Syna obcej babie. Gwarantuję, że działo się, oj działo...
Więź matki z dzieckiem jest wyjątkowa. Zawiązuje się w momencie, gdy kobieta dowiaduje się, że nosi pod sercem nowe życie. Pierwsze kopnięcie, usłyszenie bicia serca w trakcie badania. Pragnie aby było zdrowe i wiodło szczęśliwe życie. Tylko co wtedy gdy troska przeradza się w obsesyjne matkowanie i wtrącanie się do wszystkiego. Jak wiemy nic nie dzieje się bez przyczyny. Matka Leonarda podjęła decyzję, że wychowa swego syna samotnie. Brak ojca mógł wpłynąć na dorosłe już życie mężczyzny.
"Maminsynek" to książka, która w pewnych momentach rozśmiesza, zmusza do refleksji, a także wywołuje nie mały szok. Przecież coś takiego może przytrafić się mnie. Spotkam faceta, w którym się zakocham na zabój. Aż tu nagle marzenie o białej sukni pęka jak bańka mydlana i to z jakiego powodu?? Jego matki, która ma jakieś wątpliwości co do mojej osoby. A mój książę na białym koniu okazuje się być maminsynkiem na sto swa. Tak może wyglądać senny koszmar, ale co wtedy gdy jest to prawdziwe życie.
Natasza Socha stworzyła historię z życia wziętą, po którą powinna sięgnąć każda kobieta, ale nie tylko. Drodzy panowie, ta książka jest również dla was. W końcu mamy na okładce faceta :-)
„(...) Wtedy też przyrzekłem sobie, że w przyszłości będę ojcem idealnym. Twardym, odważnym, męskim. Takim jak moja Matka.”
Kiedy na swojej drodze spotykasz mężczyznę wprost idealnego, wiesz, że to ten jedyny - Twoja druga połówka jabłka. W wyobraźni widzisz salon z sukniami ślubnymi, tort weselny, mnóstwo gości, dosłownie słyszysz jak biją Wam dzwony weselne i nagle to wszystko zostaje zepchnięte na dalszy plan, bo widok tego wszystkiego zasłania Ona...Matka...Niedoszła Teściowa...
„To nie będzie łatwa miłość, bo zanim dotrę do samego Leandra, będę musiała przebić się przez żywopłot niczym książę w Śpiącej Królewnie, tyle że zamiast kolców natknę się na matczyny mur. Tylko jak go wysadzić w powietrze?”
Leander to typowy samiec alfa. Przystojny, inteligentny, dowcipny, szarmancki po prostu IDEAŁ bez jakiejkolwiek wady. Jest przed czterdziestką, prowadzi własną dobrze prosperującą firmę i...nadal mieszka z Matką. Najważniejszą kobietą na ziemi jest Matka, to jej zdanie i ocena są najważniejsze, bo Matka wie wszystko najlepiej. Dla niego gotuje, tylko i wyłącznie zdrową żywność, kupne -gotowe dania absolutnie odpadają, sprząta dom tak, że nie dojrzy się żadnego pyłku kurzu, pierze i ogółem chucha, dmucha i rozpieszcza swojego jedynego syneczka. Matka dla Leandra jest kobietą IDEALNĄ i drugiej takiej szuka dla siebie. Leander owszem spotykał się z kilkoma kobietami (oczywiście zaczął za przyzwoleniem Matki) ale po zapoznaniu się z Matką każda z nich kapitulowała. Jedne nie dały sobą pomiatać, inne z kolei bały się Matki i jej storczyków, które „pluły jadem” oraz kota jedzącego surowe kurze serca, do tego popełniały podstawowy błąd - krytykowały Matkę. Do czasu, aż na drodze Leandra stanęła Amelia, która spełniała wszystkie wymogi z listy dotyczącej kobiety idealnej. Amelia natomiast nie przestraszyła się jak pozostałe kandydatki. Postanowiła rozegrać sprawę z Matką na własny sposób, najpierw zaprzyjaźnić się z wrogiem... poznać go... a potem wykończyć jego własną bronią. Czy się uda? Jakie będą tego skutki? Czy Amelia stanie na podium i zostanie najważniejszą kobietą dla Leandra? Jakie cechy powinna posiadać kobieta idealna z listy Leandra? Kim jest „Cykada”? Tego dowiecie się po przeczytaniu książki.
„Wiem, że nie możesz dłużej być małym chłopcem – szepnęła mi do ucha – ale to, z kim to zrobisz po raz pierwszy, naprawdę ma znaczenie. (…)
- Ale w razie czego, mogę? -spytałem cicho. Matka pocałowała mnie w oba policzki, spojrzała mi prosto w oczy i kiwnęła głową.”
„Wiem, że prędzej czy później zwiążesz się z kimś na stałe. To nieuchronne. Ale szukaj ideału. Bo do tej pory każda z tych kobiet miała jakieś wady, jakieś niedociągnięcia i braki. To tak jak z rysą na szkle. Można ją zakleić od tyłu plastrem, ale z czasem lustro i tak pęknie, i wtedy trzeba je wyrzucić - ostrzegała mnie taktownie i jakże logicznie.”
Książkę stanowią dwie księgi, jedna to „Leander”, druga „Amelia” co czyni, że przedstawiona jest wersja mężczyzny – maminsynka oraz kobiety - tej „drugiej” (pierwsze miejsce zajmuje Matka). Osobiście bardzo polubiłam Amelię, jej przemyślenia, to że wszystko dokładnie analizowała i jej odpowiedzi „w myślach”. Odbiorca widzi tutaj „walkę” Matki z niedoszłą synową o to, która stanie się najważniejsza w życiu Leandra. Cała lektura jest starannie dopracowana, wywołuje szereg emocji między innymi współczucie, złość, litość, zrozumienie. Przyznaję, że momentami posiada ogromną dozę humoru, tak głośno się śmiałam, że wydaje mi się iż sąsiedzi mnie słyszeli. Pomimo nagłych wybuchów śmiechu, książka naprawdę daje do myślenia, bo każdy fragment nawet najśmieszniejszy ma swoje drugie dno.
„(...) Upiła dokładnie trzy niewielkie łyki.
- Które to parzenie? - spytała.
- Pierwsze.
- Wole z drugiego. Poza tym woda nie jest wystarczająco miękka. Na końcu języka wyczuwam magnez i żelazo.
To ciekawe, bo ja na końcu swojego wyczuwam słowo „spi****laj”.”
Natasza Socha napisała książkę niebanalną lecz taką z życia wziętą. Ukazuje portret typowego maminsynka, można powiedzieć, że rozkłada jego życie na czynniki pierwsze. Ponieważ maminsynkiem nie staje się z dnia na dzień, do tego dąży się drobnymi kroczkami od samych narodzin. Pokazuje jak ważne jest, aby dziecko posiadało dwoje rodziców, nie tylko matkę, która odnajduje się zarówno w roli swojej jak i ojca. Dodatkowo przedstawione są dogłębnie relacje w tzw. „trójkącie”, czyli kobieta+ mężczyzna+ teściowa. Styl jakim posługuje się autorka bardzo przypadł mi do gustu. Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Bohaterowie są doskonale wykreowani. Zakończenie zaskakuje. Dopełnieniem całości jest szata graficzna książki, która idealnie pasuje do przedstawionej historii. Z tą publikacją powinny się zaznajomić przede wszystkim kobiety. Mężczyźni też mogą sięgnąć po „Maminsynka” będą mogli spojrzeć na to wszystko z innej strony- jak to wygląda z perspektywy kobiety, a także przekonać się czy sami cierpią na syndrom maminsynka. Cóż mogę więcej dodać? Książka jest niesamowita, po jej zakończeniu jestem w pełni usatysfakcjonowana. Szczerze polecam.
Na koniec pozostawiam Was z myślą: „Jesteśmy skażone genem nadopiekuńczości. Nic dziwnego, że współcześni faceci śpią z pluszowymi misiami, nawet jeśli tylko mentalnymi.
,,Pióro" tej autorki znam doskonale i wiem, że chociaż porusza w swoich książkach często bardzo trudne i poważne tematy to robi to z gracją dobrego humoru.
Książka podzielona jest na dwie części. W pierwszej narratorem jest mężczyzna Leander (tytułowy Maminsynek), drugiej natomiast kobieta imieniem Amelia.
Autorka bardzo humorystycznie, aczkolwiek z mocnym akcentem ironicznym przedstawia uzależnienie emocjonalne dorosłego syna (38 lat) od nadopiekuńczej matki, która w każdej kobiecie widzi potencjalne zagrożenie dla tego uzależnienia.
Ślepo zakochany mężczyzna nie zauważa krat złotej klatki, za którymi został zamknięty, bo przecież mamusia to dla niego ,,ósmy cud świata". To jedyna kobieta, która go naprawdę rozumie, która pragnie tylko jego szczęścia i która dogadza ma nie tylko kulinarnie wmawiając, że gotowanie dla niego to szczyt jej marzeń. Matka, kiedy chce jest silna i opanowana, ale kiedy okoliczności nie są po jej myśli rozczula go swoją bezradnością.
Niestety, ale wciąż tacy mężczyźni istnieją. Duzi chłopcy, którzy boją się samodzielności i odpowiedzialności, ale nie zdają sobie sprawy z tego, że jak kobieta czegoś (lub kogoś) zapragnie, to zburzy każdy mur stojący na jej drodze do szczęścia. Mur mamusinego uzależnienia również.
Czy taka właśnie jest Amelia? Kobieta, która bez względu na wszystko zakochała się w przystojnym maminsynku?
Autorka pokazuje, że sposobem można zdobyć nawet to, co jest nie do zdobycia. W bardzo dosadny, ale również groteskowy sposób przedstawia ,,walkę" kobiet o ukochanego mężczyznę.
Czytając tę książkę, zastanawiałam się co kieruje takimi matkami? Miłość czy egoizm?
Polecam tę lekturę dla czystego relaksu, dla rozluźnienia myśli i poprawienia sobie humoru.
Pierwsza część książki mega nudna. Druga nieco lepsza.
Chyba żadna z nas nie marzy o posiadaniu męża maminsynka. Bo czy takiego mężczyzne można zmienić? Bohaterki tej książki próbowały z marnym efektem.
Na zewnątrz wszystko wygląda doskonale. Idealna skorupka, idealny kształt.Dopiero kiedy rozbijemy jajko, wiemy co tak naprawdę jest w środku. Czasemapetyczne...
Święta w krainie mediów społecznościowych Mistrzyni świątecznych opowieści powraca w ciepłej historii o szaleństwie internetowej popularności i znaczeniu...
Przeczytane:2022-12-21, Ocena: 4, Przeczytałam, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2022, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku, 52 książki 2022, Mam na półce,
Amelia pragnęła miłości, szukała tego idealnego i perfekcyjnego kandydata. W końcu go znalazła i miała nadzieje, że to będzie ten jedyny. Chciała każdą chwilę spędzać razem, wspólne wyjścia do kina, restauracji, wyjazdy na urlop oraz święta. Jednak zupełnie nie miała pojęcia jak uporać się z tym, że to nie ona jest dla niego najważniejsza.
W życiu Leandra pierwsze skrzypce gra jego mama. To z nią ma bardzo bliską relację a wręcz niezdrową. Bez siebie nie wyobrażają sobie życia. To mama broniła go przed kolegami, to mama całowała mu stópki, kiedy chorował, to ona najlepiej o niego dbała i wiedziała, co będzie dla niego najlepsze, i to ona odstraszała wszystkie jego partnerki.
Czy Amelia wymyśli sposób jak odciągnąć Leandra od matki? Czy taki związek będzie miał w ogóle sens? Czy główny bohater zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak?
To była moja ostatnia książka przeczytana w ubiegłym roku, a zarazem już kolejna książka autorki. Przyznam, że po takim tytule oczekiwałam czegoś naprawdę zabawnego. Owszem były momenty, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy, ale to głównie dzięki postaci Amelii i innych partnerek głównego bohatera.
Sama postać Leandra wydała mi się taka bardzo poważna i sztywna. Owszem wszystko wina rodzicielki, jednak zabrakło mi u niego takiej chęci zabawy, czy przeżycia przygody. To, że nie miał własnego zdania, oraz że wszystko konsultował z matką to do tego nie mam pretensji, bo to w końcu maminsynek.
Amelia to postać, którą najbardziej polubiłam. Prowadzi własną firmę ogrodniczą i jak każda z nas chce być kochana. Gdy w końcu udaje jej się znaleźć ideał to na jej drodze staje jego matka. Czy główna bohaterka ma w ogóle szanse na szczęśliwy związek u boku Leandra i jego mamy? Całą książkę ratuje to, że dziewczyna jest zdeterminowana by przekonać do siebie zarówno jego, jak i jego matkę.
Plan na książkę świetny, tak jak pisałam wyżej naprawdę mogło być bardzo zabawnie i mogła wyjść z tego rewelacyjna komedia. Pomysł może i dobry jednak odnoszę wrażenie, że nie został w pełni wykorzystany. Mimo to książkę czytało się szybko.
Jeszcze dam szanse autorce, ale temu że mam jeszcze, co najmniej trzy książki na swoim regale, które czekają na przeczytanie właśnie jej autorstwa. Może okażą się lepsze.