Jesień 1976. W Szczecinie dochodzi do serii wypadków śmiertelnych. Bardzo szybko okazuje się, że ofiary łączy nie tylko sposób w jaki zginęły, ale również fakt, że na miejscu każdego ze zdarzeń śledczy znajdują tajemnicze przedmioty. Do sprawy zostaje przydzielony porucznik Ugne Galant. Milicjant wciąż zmaga się z dręczącymi go demonami. Gdy okazuje się, że na miejscu zdarzeń śledczy znajdują ślady pozostawione przez Galanta, milicjant będzie musiał zmierzyć się z upiorami przeszłości i brutalną prawdą o sobie samym. Zanurzy się w mroczny świat melin, przemocy i grzechu. Zaczyna się polowanie na latawce.
Jeżeli prawdą jest, że cierpienie uszlachetnia, to czas, by się z tą prawdą zmierzyli Ci, którzy ją głoszą.
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2024-10-09
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 384
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗼𝗹𝗼𝘄𝗮𝗻𝗶𝗲 𝗻𝗮 𝗹𝗮𝘁𝗮𝘄𝗰𝗲
Przemysław Kowalewski imponuje mi swoją wiedzą, pracowitością i determinacją w dociekaniu prawdy. Autor tworzy interesujące historie osadzone w czasach, w których dorastał, a na potrzeby powieści ubiera je w fikcję literacką. Cała bibliografia, z której korzystał przy pisaniu 𝐿𝑎𝑡𝑎𝑤𝑐𝑎, znajduje się na końcu książki. Autor budzi mój wielki szacunek za to, że zabiera czytelników w pouczające i niesamowite podróże w czasie.
Tym razem ukazuje rzeczywistość Polski Ludowej, gdzie tradycyjnie ojciec – głowa rodziny – zaglądał do kieliszka, co nie było wtedy czymś nadzwyczajnym; tak po prostu wyglądała codzienność w wielu rodzinach. Nikomu, oprócz najbliższych tych ludzi, to nie przeszkadzało – pijanym narodem łatwiej było rządzić. Autor zaznacza w posłowiu, że w powieści przywołał obrazy zapamiętane z tamtych czasów, historie opowiedziane przez znajomych z dawnych lat oraz sytuacje, które na długo utkwiły mu w pamięci. Wiele z nich jest prawdziwych, inne powstały w wyobraźni autora. Niestety, jak sam stwierdza, tych wymyślonych jest o wiele mniej, gdyż tak właśnie wyglądało życie Polaków w Polsce Ludowej pod rządami jedynie słusznej władzy.
[…] 𝑘𝑎ż𝑑𝑒 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑚𝑖𝑎ł𝑜 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑒 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢, 𝑑𝑜𝑡𝑦𝑘𝑎 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒𝑗ś 𝑠𝑡𝑟𝑢𝑛𝑦, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑏𝑟𝑜𝑤𝑎ć 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑜ść, 𝑑𝑜𝑝ó𝑘𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑠𝑝𝑜𝑘𝑜𝑖𝑚𝑦 𝑗𝑒𝑗 𝑛𝑎𝑡𝑢𝑟𝑦.
Latawiec zwykle kojarzy się z zabawką dla dzieci – kolorową konstrukcją cięższą od powietrza, ale autor opowiada o innym rodzaju latawców. Potocznie „latawcem” określa się bowiem ludzi, którzy traktują życie lekko, nie przejmując się tym, co przyniesie jutro. Nie interesują się własną przyszłością ani przyszłością swoich rodzin. To osoby lubiące przebywać poza domem; pracą raczej sobie rąk nie brudzą, ale za to uwielbiają spędzać czas w towarzystwie ludzi podobnych do nich, na suto zakrapianych alkoholem libacjach.
Ugne Galant, po tym jak podczas akcji stracił swoją ukochaną Basię, nie potrafi się podnieść. Jeszcze więcej pije niż wcześniej, zadaje się z żulami i ma luki w pamięci. Dlaczego nie wyrzucono go dotąd z milicji? Bo po pół litra wypitego alkoholu, jego umysł i tak działa lepiej niż kilku innych milicjantów razem wziętych.
Jesienią 1976 roku w Szczecinie, w dzielnicach Niebuszewo i Warszewo, dochodzi do serii wypadków śmiertelnych. Giną w nich znani wszystkim pijacy, po których nikt nie płacze. Nie wzbudziłoby to zainteresowania śledczych, gdyby na miejscu zdarzeń nie odnaleziono tajemniczych przedmiotów. Do sprawy zostaje przydzielony porucznik Ugne Galant. Szybko okazuje się, że milicjant będzie musiał zmierzyć się nie tylko z kimś, kto poluje na lokalnych pijaczków, ale także z demonami przeszłości, gdyż śledczy na miejscu zdarzeń znajdują ślady pozostawione przez Galanta. Okazuje się, że znał ofiary domniemanych wypadków, gdyż wraz z nimi niejednokrotnie upijał się do nieprzytomności.
Przyjaciele Ugne nie wierzą, że za tymi zbrodniami stoi on sam. Pił z ofiarami, to fakt, i niewiele z tego pamięta, ale dlaczego miałby ich mordować? Niestety dowody jego winy są dość jednoznaczne, więc Ugne zostaje odsunięty od śledztwa. Kto tak naprawdę morduje lokalnych pijaczków i dlaczego postanowił w te zbrodnie wrobić Ugne?
Milicjanci nie mają wątpliwości, że wyrafinowany sposób, w jaki morderca wysyła pijaków na tamten świat, jest spowodowany jakąś zadrą z przeszłości. Nie bez powodu wziął na cel przemocowych pijaków, którzy krzywdzili swoje rodziny. Ekipa śledczych nie może dłużej udawać, że na miejscach zbrodni nie znaleziono przedmiotów ze śladami Ugne, tym bardziej że informacje o tej sprawie przeciekły do prasy. Mają wśród siebie kreta, który donosi pismakom i w ten sposób ewidentnie chce pogrążyć Ugne. Pętla wokół szyi milicjanta się zaciska, a czas ucieka. Nie pomaga już ochrona przyjaciół; jeśli nie znajdzie dowodów na swoją niewinność, winnym zbrodni będzie on.
Ugne, gdy trzeba, ma umysł jak brzytwa i rozgrywa wszystko jak najlepszy szachista, chociaż wiele przeszedł i ma sporo słabości. Przez ostatnie dziesięć lat mało było w jego życiu jasnych chwil. Jego jedna trzecia życia to podróż przez alkoholową mgłę. Teraz jest jak chart, który poczuł krew i podąża za ranną zwierzyną. Zapomniał o całym świecie, nic dla niego się nie liczy, nawet alkohol. Ta sprawa jest dla niego szczególnie ważna. Nie ma znaczenia, że to on jest podejrzanym; trafienie do więzienia byłoby dla niego drobnostką. Perspektywa trafienia za kratki go nie przeraża; niejedno już przeżył i przetrwał. Toczy walkę z własnymi demonami, to jego czyściec. Może uda mu się odkryć prawdę, która go wyzwoli. Czy mu się to uda?
𝐿𝑎𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒𝑐 to perfekcyjnie napisana powieść, od której nie sposób się oderwać. To najlepszy kryminał, jaki przeczytałam w tym roku, i piszę to z pełnym przekonaniem, że tak jest. Po raz kolejny Przemysław Kowalewski zachwycił mnie doskonałą znajomością tematu i pomysłowością w kreacji bohaterów. Pozwolił mi przenieść się w czasy, które dla niektórych są już tylko zamierzchłą historią, ale dla osób takich jak ja, doskonale pamiętających tamtą rzeczywistość, stanowią smakowitą ucztę literacką na najwyższym poziomie.
Na koniec autor dzieli się smutną refleksją, że od tamtych lat dzieli nas spora odległość w czasie, ale niestety nie brakuje złych ludzi, którzy zajmują się przestępczym procederem. Praca policji nie różni się aż tak bardzo od tej milicyjnej. Może teraz organy ścigania mają do dyspozycji bardziej nowoczesne środki w walce z przestępczością, jednak przestępcy również dysponują nowocześniejszymi narzędziami, które ułatwiają im dokonywanie przestępstw.
Ówczesną rzeczywistość obrazuje postać ubeka Dukli, który, kierując się własnymi korzyściami i animozjami, stosuje metodę „dziel i rządź”. 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑛𝑖𝑘𝑖 𝑗𝑎𝑘 𝐷𝑢𝑘𝑙𝑎 𝑖 𝑗𝑒𝑚𝑢 𝑝𝑜𝑑𝑜𝑏𝑛𝑖, 𝑝𝑟ó𝑏𝑢𝑗ą𝑐 𝑝𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑙𝑖ć 𝑛𝑎 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑧𝑖𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑖 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑧𝑖𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑃𝑜𝑙𝑎𝑘ó𝑤, 𝑘𝑎𝑡𝑜𝑙𝑖𝑘ó𝑤 𝑐𝑧𝑦 𝑜𝑗𝑐ó𝑤 𝑙𝑢𝑏 𝑚𝑎𝑡𝑘𝑖, 𝑐ℎ𝑐𝑖𝑒𝑙𝑖 𝑧𝑛��𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦ć 𝑡𝑜, 𝑐𝑜 𝑤 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑎𝑐ℎ 𝑛𝑎𝑗𝑙𝑒𝑝𝑠𝑧𝑒, 𝑖 𝑤𝑧𝑛𝑖𝑒𝑐𝑖ć 𝑡𝑜, 𝑐𝑜 𝑛𝑎𝑗𝑔𝑜𝑟𝑠𝑧𝑒. Przyglądając się historii, mam nieodparte wrażenie, że znów zatacza ona koło. Ilu w naszym społeczeństwie jest takich „dukli”, którzy wciąż na nowo próbują podzielić Polaków?
Przemysław Kowalewski osadzonym w skomplikowanych realiach PRL-u cyklem z porucznikiem MO Ugne Galantem wkroczył z przytupem na scenę polskiego kryminału i nie zwalnia ani na chwilę dając nam w tym roku dwa kolejne tytuły. Co ważniejsze jednak ich jakość pozostaje na niezmiennie wysokim poziomie zarówno pod względem fabularnym – budzących silne emocje zbrodni, oddanego ze znawstwem i pasją klimatu tamtych czasów, odczuć, które budzi los na wskroś prawdziwych bohaterów – jak i warsztatowym. Dbałość Autora o najmniejszy detal historyczny, spójność opowiadanej historii, ale i język można odczuć na każdej stronie.
"To były chwasty, które krzywdziły swoich bliskich..."
Za sprawą „Latawca” cofamy się do lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy alkoholizm i przemoc były codziennością wielu polskich rodzin. Morderca – nazwany Łapaczem Latawców – bierze na celownik mężczyzn, którzy przez swoje uzależnienia i destrukcyjne życie krzywdzą swoich bliskich.
Wraz z prowadzącym śledztwo Ugne Galantem przenikamy do tak dobrze znanych porucznikowi szczecińskich melin niemal czując ich odór i zepsucie. Świadomość, że ofiary były alkoholikami niszczącymi nie tylko samych siebie, ale przede wszystkim swoje rodziny nie wpływa na zaangażowanie w prowadzone dochodzenie, tym bardziej że w pewnym momencie to Ugne staje się głównym podejrzanym. Bo i on jest człowiekiem upadłym, z bliznami nie tylko na ciele, ale i duszy, a jego zaćmiona alkoholem, pełna wyrw w pamięci przeszłość z pewnością nie ułatwia zadania.
Autor z ogromnym autentyzmem i szorstką, czasem wręcz wstrząsającą precyzją oddaje tamtą zamroczoną oparami alkoholu rzeczywistość. Przytoczone historie dziecięcej krzywdy niosą kolosalny emocjonalny ciężar przytłaczając, ale budząc też niezgodę i złość. Na tamte czasy i tamtych ludzi za ich bierność i zamykanie oczu. Szczególnie tych ludzi, przy których powinny czuć się bezpieczne, na których wsparcie powinny móc liczyć.
Dość szybko udało mi się odgadnąć osobę sprawcy, choć Autor nie ułatwia czytelnikowi sprawy myląc tropy i oszczędnie dawkując informacje mogące naprowadzić na właściwą drogę. To było przeczucie, które się sprawdziło, co w żaden sposób nie wpłynęło na mój odbiór tego pełnego emocji, rasowego kryminału skłaniającego do refleksji nad moralnością, sprawiedliwością i odpowiedzialnością za wyrządzone krzywdy.
te krokusy ocaleniem
nadzieją ku trzeźwości
te kwiaty wyzwoleniem
ucieczką z ciemności
kochana siostrzyczko
w dłoni latawiec miałaś
kochana siostrzyczko
ty tylko żyć chciałaś
on strach głęboki czuje
on bez niej nie potrafi żyć
wódką cierpienie maskuje
w niej tylko potrafi się skryć
Kolejny dzień.
Kolejny łyk.
Kolejna butelka.
Potem do domu wraca.
A dzieci patrzą.
Słuchają.
Boją się.
Modlą. Obok mama z różańcem.
By tato wyzdrowiał. I przestał pić.
Ale on nie przestanie.
Szemrane zaułki Szczecina 70. lat.
Takie ciemne. Takie mroczne. Takie brudne.
Jak dusze ludzi. Zniszczone. Pokonane.
Mętny wzrok osnuty alkoholem.
Jego odór unoszący się po ulicach, domach, rodzinach.
Oni nim nasiąkają. On się w nich wżera. Wgryza.
Ktoś ich się pozbywa. Latawców.
On żyć musi bez niej. Bez miłości, którą wtedy poczuł. Która odbijała się w jej oczach. Ta poharatana dusza Ugne musi żyć. Ale nie potrafi. Więc ucieka. W wódkę. W zapomnienie. W niepamięć. Ona daje mu wytchnienie. Bez niej nie potrafi istnieć. Kolejny łyk to motywacja. Determinacja zamknięta w butelce. Ulga. Alkohol, który substytutem się staje.
Napędza. Tylko na chwilę.
Podnosi. Choć za chwilę upadek przyniesie.
Odbiera pamięć. Kruszy ją. Rozbija. Niszczy.
Ale śledczy nos porucznika nie zawodzi. Gdy poczuje trop, nie odpuści. Brnie do przodu. I węszy.
Mrok ubrany w nadziei kolory. W fioletową poświatę. Bo to przecież krokusy. W nich trzeźwości nadzieja. Demony przeszłości utkane tęsknotą i bólem wypełzają z ciemności. Byle ich nie czuć. Byle od nich uciec. Od myśli. Wspomnień. Zemsta obleczona w krzywdę. W utratę. Trzeba się ich pozbyć. Tych, którzy zawinili. To wszystko w klimacie głębokim. Prawdziwym. Rzeczywistym. To wszystko w emocjach poruszających. Wrzynających się w serce. Intensywnych. Autor po raz kolejny udowadnia, jaką jego słowo pisane ma moc przekazu. Polecam.
,,Latawiec" to czwarty tom z cyklu z Ugne Galantem Przemysława Kowalewskiego, który zbudowany jest tak, że bez problemu po każdą jego część można sięgnąć oddzielnie, nie przejmując się specjalnie chronologią. Bo w nich najważniejsza jest historia, a ta z każdym tomem jest inna. W "Latawcu" akcja główna toczy się jesienią 1976, choć zdarza jej się cofać o kilka, kilkanaście lat. I tak dostajemy opowieść o życiu w głębokim PRL-u, w czasach, gdy o alkoholizmie w Polsce nie wiedziano za wiele, nie było przecież wtedy takiej świadomości, co picie robi ze zdrowiem, z psychiką człowieka i jemu najbliższych. I właśnie na tym autor się skupia. Zresztą nie tylko on, bo i morderca (lub morderczyni, bo wiemy, że ktoś zabija, nie znamy jednak nawet płci sprawcy) upatrzył sobie na cel pijaczków krzywdzących swoje rodziny. I obraz ten jest przerażający, bo bardzo bliski realności. Autor doskonale oddaje tamte czasy, tamte światopoglądy i przekonania, które były ograniczone nie tylko poprzez komunizm, ale także religię. Przyglądamy się tej beznadziei, bezradności, co wzbudza w czytelniku głębokie, bardzo smutne emocje. Intryga kryminalna, a raczej styl jej prowadzenia, nieco wyciąga nas z tego dołku, bo toczy się dynamicznie, a pod koniec nawet nabiera nut sensacyjnych. Ale zbudowana jest z dużą precyzją i choć z początku nic tego nie zapowiada, ostatecznie okazuje się, że wszystko w tej powieści jest po coś, ma swoje uzasadnienie. Podoba mi się ta staranność, podoba mi się temat, a raczej problem, który mimo tego, że przedstawiony w czasach już minionych, cały czas jest i w naszym świecie obecny, a zatem tematy, które porusza są nam bliskie, a my jesteśmy w stanie współodczuwać z tymi, którzy faktycznie są w tej sytuacji pokrzywdzeni. Podoba mi się kierunek, w którym Przemysław Kowalewski idzie!
Grudzień 1967 roku. Szczecinem wstrząsa potężna katastrofa tramwajowa. Pod kołami popularnej szóstki ginie kilkanaście osób, a kilkaset trafia do lokalnych...
PRAWDA CIĘ PRZERAZI. ROK 1957. Do szczecińskich szpitali zgłaszają się chorzy cierpiący na nieznaną chorobę. Infekcja błyskawicznie niszczy ich organizmy...
Przeczytane:2024-11-12, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2024, Książki XXI wieku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2024, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2024 roku,
(czytaj dalej)