Grzegorz ma kilka lat, gdy jego ojciec opuszcza rodzinę. Chłopiec został z matką, z którą z każdym rokiem coraz trudnej mu się porozumieć. Ojciec był mistrzem i autorytetem, matka jest łatwowierną, kochającą, uległą kobietą. Ona wybacza kolejne błędy, Grzegorz przekracza kolejne granice.
Myliłby się jednak ten, kto by uznał, że to zwyczajna opowieść o konflikcie pokoleń, toksycznych relacjach i braku zrozumienia. Bo „Latawce” to próba nieustannego poszukiwania wolności, tęsknota za nią. Ale czy Grzegorz ją odnajdzie, czy też da się oszukać jej złudzeniu? W pewnej chwili chłopak dotkliwie się przekona, że jednak człowiek nie ma skrzydeł…
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2018-01-17
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 192
Tytuł oryginału: Latawce
Język oryginału: Polski
Książka nie należy do łatwych na początku nie wiadomo o co chodzi po dłuższym czytaniu dialogów można sobie coś dopowiedzieć do tej historii, temat raczej oklepany bardzo skrótowo opisany książka nie wiadomo kiedy się kończy takie opowiadanie w drugiej części wprowadzenia do innych powieści? Kiepsko szybko się czytało ale pozostał niedosyt wogóle mi się nie spodobała
Każdy musi swoje zrobić w życiu, synku. (s. 14)
„Dmuchawce, latawce, wiatr…” – chce się zanucić, a może i nuci, gdy widzi się tytuł najnowszej książki Agnieszki Lis Latawce. Ale to tylko luźne skojarzenie do słowa-klucza. Głównym bohaterem jest Grzegorz, obecnie to dorosły człowiek. Poznajcie historię jego dzieciństwa, dorastania, obecnego życia.
– Cały czas kocham.
– Mogłabyś mądrzej. (s. 133)
Gdy Grześ miał cztery lata, odszedł od rodziny ojciec. Wyprowadził się z Gorlic do Warszawy. Chłopiec stracił autorytet, stracił swojego mistrza, dlatego z taką gorliwością bronił pamiątek po ojcu, które zostały w domu, np. naklejki na szybie balkonowej. Matka była kochająca, ale bardzo uległa i łatwowierna. Rozpieszczała syna, nie stawiała mu żadnych granic, usprawiedliwiała każde jego złe zachowanie, wybaczała mu kolejne błędy i broniła go, a on się do niczego nie poczuwał. Ot, niebieski ptak, któremu z wiekiem coraz trudniej było się porozumieć z matką. Ale to przecież jej synek…, który jej nie szanuje.
Tak bardzo miałem dość, że postanowiłem ze swojego życia wyskoczyć. Chciałem latać. Prawie mi się udało. (s. 7)
Wychowywanie syna bez ojca, a raczej brak wychowywania – tego mądrego i rozsądnego, słaby kontakt z ojcem, to wszystko sprawiło, że Grzegorz wpadał w kolejne tarapaty – wagary, powtarzanie klasy, papierosy, narkotyki, depresja…
Wolność to taki stan, który przytłacza. Musisz sam podejmować decyzje. (s. 130)
Problemy się nawarstwiały, a on chciał się od nich uwolnić na swój sposób. nie chciał współpracować z rodzicami, z nauczycielami i dyrektorami szkół. Chciał żyć po swojemu. Chciał latać. Pragnął wolności. Długo miał dość życia – i tego dobrego, i tego złego – po prostu miał dość. W swoim pamiętniku napisał:
Myśli o samobójstwie były u mnie na porządku dziennym. (s. 112)
Książka Agnieszki Lis jest „zapisem autentycznych zdarzeń i emocji”. To historia oparta na faktach i prawdziwym życiu i zapewne dlatego jest tak przejmująca w odbiorze i tak autentyczna do bólu, która porusza i wzrusza. Wychowywanie dziecka, a raczej jego brak; toksyczne relacje rodziców, ich kłótnie, pretensje i żale; konflikt pokoleń; brak zrozumienia; problemy wieku dorastania to tematyka poruszona w powieści, lecz główny wątek to latanie, latanie niczym latawce – bezustanne poszukiwanie drogi do wolności, jej samej, tęsknota za nią. Tylko trzeba pamiętać przy tym, że człowiek nie ma skrzydeł.
Latałem, a to kosztuje. (s. 149)
Niełatwo czytać tę książkę, choć jest niewielka objętościowo i „rzadko napisana”. W dodatku przeważają dialogi. Wszystko przez potężny ładunek emocjonalny, który ukryty jest w zachowaniach i słowach Grzegorza, choć raczej powinnam napisać monosylabizmie i jego buntowniczej postawie. Autorka wybrała nielinearną konstrukcję powieści, przez co na początku czytelnik może się nieco pogubić w czytaniu, dopóki nie wpadnie we właściwy rytm. Latawce to przede wszystkim dialogi z udziałem Grzegorza lub o nim, aczkolwiek często brak ciągłości dialogu z różnych powodów. Dialogowana wypowiedź to zapis zdarzeń z życia bohatera, koncentrowanie się na najważniejszych wydarzeniach, sprawach, emocjach. Kursywą są wyróżnione przemyślenia Grzegorza i jego wpisy z pamiętnika. Inną czcionką jest zapis nielicznych fragmentów z obecnego, dorosłego życia bohatera. Przez całą powieść przewija się motyw lotu, latania – znaczenia snu, symbolika w różnych kulturach.
A teraz idę po ciebie, życie. (s. 149)
Latawce to książka niepozorna, trudna emocjonalnie i pod względem formy, ale bardzo ważna, zwłaszcza dla RODZICÓW w TYCH czasach. Mimo pesymistycznego wydźwięku, jest optymistyczna i daje nadzieję na życie, nadzieję na dobre życie.
Miałam problem z tą książką. Na początku jakoś mnie zniechęciła, odłożyłam ją na półkę, poczytałam coś innego i powróciłam (nie mam w zwyczaju niekończyć tego co zaczęłam) Powrót okazał się w porządku, chociaż nie jest to książka na odprężenie. Poruszane tematy są jak najbardziej na czasie, ale nie są łatwe i nie każdy potrafi się z nimi zmierzyć
Latawce to dramat psychologiczny.
Grzegorz, od momentu rozstania rodziców, nie potrafi poradzić sobie z własnym życiem. Rozpad małżeństwa i wyprowadzenie się ojca z domu jest dla niego czymś trudnym do zaakceptowania. Dobry uczeń, z każdym kolejnym miesiącem staje się osobą wegetującą w szkole, a otaczający go świat emanuje tylko złem. Z czasem chłopak zaczyna coraz bardziej staczać się w swojej egzystencji i szukać pociechy w używkach, szczególnie narkotykach. Nadopiekuńcza matka, próbująca znaleźć ratunek dla ukochanego synka, nieświadomie popycha go coraz głębiej w ten trudny dla niego do zrozumienia świat, w pewnym momencie tracąc nad synem nie tyle kontrolę, co tracąc z nim rzeczywisty kontakt. Co musi się wydarzyć w życiu młodego człowieka, aby zrozumiał, że droga, którą kroczy nie jest tą właściwą? Dlaczego tak trudno znaleźć człowieka, który jest nie tyle pomocą, co zwyczajnym, przyjemnym obcowaniem z uzależnieniem i obojętnością wobec świata?
Wbrew pozorom, chociaż tytuł książki kojarzy się raczej z miłym i dziecięcym wspomnieniem, książka ta jest dość brutalna w swojej prostocie przekazu. Myślę, że określenie „brutalna” nie jest w tym przypadku czymś bardzo złym, ale użyłam tego określenia dlatego, że chciałam podkreślić jak bezsensowne i bolesne dla innych może być czasami zachowanie tych z pozoru najbardziej kochających osób.
Historia głównego bohatera porusza do głębi, i chociaż w niektórych momentach miałam ochotę wstrząsnąć tym chłopcem i porządnie mu przyłożyć, to z drugiej strony bardzo mi go było żal. Ale jeszcze bardziej wstrząsnąć miałam ochotę jego matką, której ślepa, nadopiekuńcza miłość nie pozwalała na to, aby chłopak poznał twardość życia. Miłość rodzicielska potrafi być okrutna, chociaż jako matka zdaję sobie sprawę z tego, że często zamiast dawać ukojenie, rani.
Biorąc książkę do ręki nie spodziewałam się tego, że poruszy ona we mnie tak antagonistycznie nastawione wobec siebie emocje. Znając już „pióro” autorki, domyślałam się, że nie będzie to lektura lekka, bowiem Agnieszka Lis należy do tych kobiet, które z powodu swojej bardzo wrażliwej i empatycznej osobowości, wyciągną na światło dzienne najboleśniejszy koszmar. I dobrze, że ktoś ma odwagę pisać, czy mówić głośno o tym, co często „nas nie dotyczy”. Jak wiele razy słyszymy o czyimś dramacie, i przechodzimy obok tego zbyt obojętnie, bo „nas to przecież nie dotyczy”. Słysząc o czyimś dramacie, współczujemy nawet, ale za chwilę już nie pamiętamy, bo „nas to nie dotyczy”. A ileż takich dramatów rozgrywa się wokół nas?
Narkotyki to nie jest problem tylko tego, kto bierze. To problem wszystkich. Jaką mamy gwarancję, że nasze dziecko kiedyś po nie sięgnie? Jaką mamy gwarancję, że aby uciec „na chwilę” od problemów nie skorzystamy z okazji i… nie spróbujemy?
Moim zdaniem największym problemem głównego bohatera nie było uzależnienie od narkotyków, jego największym problemem było znienawidzenie otoczenia w momencie, kiedy jego świat zawalił się, bo rodzice postanowili się rozejść. Być może zabrakło wówczas kogoś, kto wytłumaczyłby temu dziecku istotę tego, że tak w życiu bywa, a on nie jest ani pierwszym, ani ostatnim, który musi przez to przejść. Z pewnością dla jego matki to również była ciężka do przeżycia batalia, ale ona musiała sobie z tym poradzić – bo była dorosłą.
Przychodzi taki moment, że jest za późno i na nic mają się wszelkie starania, ale chyba warto się zastanowić nad tym, dlaczego jest za późno? Dlaczego wcześniej nie został TEN problem dostrzeżony.
Autorka w piękny, zmysłowy sposób ukazała na podstawie postrzegań dwojga młodych ludzi wizję życia. Pozwolę sobie zacytować fragment rozmowy Anny – dziewczyny wywodzącej się z biednej, patologicznej (tak wywnioskowałam z treści książki) rodziny, z chłopcem z rodziny rozbitej, ale stabilnej finansowo (bohaterem książki), któremu tak właściwie niczego nie brakowało, oprócz tego, że nie potrafił zaakceptować danej sytuacji rodzinnej, nie potrafił zaakceptować siebie i świata go otaczającego.
(…) – Grzegorz, po co ty tutaj?
- Życie to bagno, nie myślisz?
- Myślę, że trzeba z niego zrobić słoneczną plażę.
- Nie bardzo ona słoneczna. (…)
Różne wizje postrzegania świata nie zależą od kwestii materialnej, stabilnej rodzinnie, czy zawodowo, zależą wyłącznie od podejścia do życia i zaakceptowania go takim jakim w rzeczywistości jest. A główny bohater tego długo nie potrafił zrobić.
Ta lektura, to moim zdaniem apel. To wołanie o pomoc dla tych, którym można jeszcze pomóc nie czekając aż zdarzy się cud lub jeszcze większy dramat. Czy Grzegorzowi się udało?
Książka napisana została dość specyficznie, dialogowo. Czytelnik musi domyślić się głównego wątku fabuły poprzez wczytywanie się w krótkie dialogi, i przekazywane przez autorkę myśli. Często metaforyczne. Z pewnością po przeczytaniu tej historii, na długo pozostanie w głowie każdego czytelnika myśl nie tyle dotycząca głównego bohatera, czy jego matki, ale myśl dotycząca wszelkich problemów, z którymi nie zawsze potrafimy sobie poradzić.
Nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale jeżeli ktoś zdążył już poznać styl i tematy, jakie porusza w swoich książkach autorka, ten z pewnością nie będzie zdziwiony. Odważne ukazywanie bólu, zarówno tego fizycznego jak i psychicznego, i wszelkich problemów jakie mają miejsce we współczesnym świecie, nie należy do łatwych ale dobrze, że są osoby, które nie boją się mówić o tym głośno. To lektura na jeden wieczór, ale na tych kilkudziesięciu stronach ukrytych zostało tyle emocji, że pozostaną one na długo po skończeniu książki.
Dla kogoś, kto jeszcze nie miał okazji poznać twórczości tej autorki, na końcu książki znajdują się obszerne fragmenty innych jej powieści, które serdecznie polecam.
Rodzina Nataszy wiele lat temu przeprowadziła się ze Lwowa do Polski. Budowali swój nowy świat w starym domu na podrzeszowskiej wsi. Nie był im jednak...
Tomek to młody pracownik korporacji, który każdego dnia zmaga się nie tylko z presją otoczenia, ale także z własnymi słabościami. Koleżanki i koledzy...
Przeczytane:2018-10-28, Przeczytałam, Mam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu, 52 książki 2018, Książki XXI wieku,
"Latanie wcale nie jest takie dobre. Może to i wolność, ale krótka".
Ależ zostałam zaskoczona. Zaskoczona samą formą tej książki oraz jej lapidarnością. Smaczku tej lekturze dodała także informacja o tym, że historia w niej opisana jest oparta na prawdziwych wydarzeniach. Ten tytuł dostarczy wam wiele emocji i wiele refleksji.
Agnieszka Lis to z wykształcenia pianistka i dziennikarka. Uczy muzyki, gry na fortepianie, prowadzi zajęcia dla dzieci oraz warsztaty kreatywnego pisania. Autorka poczytnych powieści, publikowała także swoje teksty w branżowych czasopismach muzycznych.
Gdy Grzegorz miał kilka lat, jego i matkę opuścił ojciec, będący dla bohatera autorytetem. Z biegiem czasu, Grzegorz coraz gorzej dogaduje się z nadopiekuńczą matką, popadając w coraz gorsze kłopoty. Nie kończy szkoły, uzależnia się od używek. Kroczy prostą drogą do autodestrukcji.
Myślę, że wielu czytelników może poczuć zaskoczenie formą literacką, jaką obrała Agnieszka Lis, gdyż ta książka składa się wyłącznie z dialogów. Nie ma w niej rozdziałów, czy jakichkolwiek opisów, jest tylko rozmowa za rozmową. Przyznam, że początkowo konwencja ta nie wywarła na mnie zbyt dobrego wrażenia, jednak w miarę rozwoju toku akcji, przyzwyczaiłam się do takiej formy. Warto wspomnieć przy tym, że największą trudność w odbiorze sprawiało mi przeskakiwanie od sceny do sceny bez typowych, prozatorskich przejść.
"Latawce" to książka o przyczynie i skutkach traumy z dzieciństwa. Historia Grzegorza dla którego odejście ojca kładzie się cieniem na całym późniejszym życiu pokazuje w niezwykle obrazowy sposób, jak mocno na rozwój dziecka wpływa rozstanie rodziców. Dorastanie w dysfunkcyjnej rodzinie wywołuje problemy w dorosłym życiu, a brak stabilizacji pogłębia zagubienie bohatera. To pełny obraz tego, jak narastające frustracje rzutują na podejmowane decyzje w późniejszych latach naszego życia.
Obserwując życie Grzegorza i jego decyzje, czytelnik ma wrażenie staczania się wraz z bohaterem na samo dno. Ta historia jest wyczuwalnie autentyczna dzięki dwóm elementom – faktom, na jakich została oparta oraz dzięki formie jej przedstawienia, jakiej podjęła się Agnieszka Lis. Nie spodziewałabym się, że pod taką kolorową okładką kryje się tak przejmująca opowieść o tym, że każdy z nas chciałby mieć skrzydła.
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl