Kontrapunkty. Sto dni bez słońca

Ocena: 3.67 (3 głosów)

Wit Szostak

,,Sto dni bez słońca"

To miała być zwyczajna wymiana uniwersytecka.

Lesław Srebroń trafia na Finnegany, by spędzić semestr jako wykładowca na tamtejszej uczelni. Wyspy, skryte za horyzontem, nie figurują nawet na mapach, ale dla tak ambitnego badacza to tylko kolejna inspiracja. Nie ma wątpliwości, że uda mu się wcielić w życie projekt ocalenia cywilizacji Zachodu. Nie może być inaczej, skoro za drogowskaz ma prozę wielkiego polskiego fantasty, Filipa Włócznika.

Na miejscu nie wszystko jednak wygląda tak, jak się początkowo wydaje. Gdzie przebiega granica między fikcją a rzeczywistością? Czy prawda, jaką poznajemy o nas samych, jest wiedzą obiektywną, czy tylko kolejną kreacją?

Najnowsza powieść Wita Szostaka to zjadliwa akademicka satyra, w której dostaje się zarówno pracownikom naukowym, systemowi kształcenia, jak i polskiej fantastyce (oraz zwyczajom seksualnym dzikich). Ale to także pasjonująca historia o współczesnym Don Kichocie, który nie potrafi zrezygnować ze złudzeń.

,,Sto dni bez słońca" to powieść szalenie zabawna, strasznie smutna i niebezpiecznie inteligentna.

Informacje dodatkowe o Kontrapunkty. Sto dni bez słońca:

Wydawnictwo: powergraph
Data wydania: 2014-03-21
Kategoria: Literatura piękna
ISBN: 9788364384110
Liczba stron: 464

więcej

Kup książkę Kontrapunkty. Sto dni bez słońca

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Kontrapunkty. Sto dni bez słońca - opinie o książce

Avatar użytkownika - kasiulek17
kasiulek17
Przeczytane:2014-04-29, Ocena: 4, Przeczytałam, Czytam regularnie w 2014 roku, Mam,
Zanim rozpoczęłam lekturę Stu dni bez słońca Wita Szostaka, postanowiłam, jak zawsze to robię, gdy autor jest mi nieznany zasięgnąć informacji o nim. Wit Szostak (pseudonim) to polski pisarz fantasy i realizmu magicznego. Z wykształcenia jest doktorem filozofii, absolwentem Papieskiej Akademii Teologicznej, członkiem Towarzystwa Tischnerowskiego i miłośnikiem twórczości Tolkiena. Jest znawcą muzyki ludowej od kilku lat zapisując nuty ostatnich skrzypków ludowych, gra na skrzypcach, gęślach i dudach. Jako autor fantasy debiutował w 1999 roku opowiadaniem Kłopoty z błaznem zamieszczonym w ,,Nowej Fantastyce". Do tej pory ukazały się książki z cyklu o Smoczogórach, w tym powieści Wichry Smoczogór i dziejące się kilka wieków wcześniej Poszarpane granie, zbór opowiadań Ględźby Ropucha. Kilkakrotnie był nominowany do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. (za Wikipedią). Czerpanie w literaturze do ludowych podań, muzyki czy wiary bardzo mi się podoba i z wielką chęcią sięgam po taką literaturę. Po zapowiedzi wydawnictwa wiedziałam, że Sto dni bez słońca to trochę inny gatunek literacki, jednak sięgnęłam po książkę z niemałą ciekawością, aby przekonać się, w czym tak naprawdę tkwi fenomen autora, o którym od jakiegoś czasu czyta się w sieci. Jakoś szczególnie na nią nie czekałam. Po prostu skoro trafiła już w moje ręce to postanowiłam zapoznać się z piórem autora i wyrobić może, chociaż po części o nim swoje zdanie. Doktor nauk humanistycznych, Lesław Srebroń w ramach wymiany uniwersyteckiej trafia na Finnegany, wyspy leżące niedaleko wybrzeży Irlandii. Trafia tam trochę przez przypadek, gdyż miał w planach całkiem inny kraj, a nie wyspę, która nawet nie figuruje na mapach. Spędzi tam semestr jak wykładowca na tamtejszej uczelni. Pragnie on swoim pięciu studentom zaprezentować postać polskiego fantasty Filipa Włócznika. Początkowo nie potrafi wtopić się w otoczenie, jest obcym w małej miejscowości, jakby się wydawało niemalże ojczyznie tweedu. Wspomniałem, że na parterze znajdował się sklep z tweedem (...) Do tegoż sklepiku i zakładu krawieckiego w jednym skierowałem swoje kroki drugiego dnia po przybyciu. Nie byłem jakoś szczególnie zainteresowany tweedem, ale w Newport nie znajdziemy wielu rzeczy do zobaczenia. Nacisnąłem klamkę i wszedłem w ciasny świat zielonych marynarek i brązowych kamizelek. Na półkach po lewej stronie leżały bele materiału, a po prawej, na wieszakach wisiały gotowe ubrania. Oprócz wykładów na uczelni Lesław opisuje innych wykładowców, studentów, swoją gospodynię, u której wynajmuje pokój, pub i jego właściciela, cotygodniowe wyprawy wszystkich mieszkańców Newport do portu, gdzie to przybywa statek z turystami i pocztą. Tak jak wspomniałam wcześniej to moje pierwsze spotkanie z autorem. Pokładałam w lekturze Stu dni bez słońca wielkie nadzieje i tak też było na początku lektury. Krótkie rozdziały dotyczące konkretnych spraw, o których autor chciał napomknąć powodują, że książkę czyta się dość szybko. Język, jakim się posługuje jest również prosty i przystępny, a strony wręcz same się przewracają. Jednak znalazł się również minus. Chociaż z perspektywy czasu (kilku dni od zakończenia czytania) stwierdzam, że ta lektura po prostu musi znaleźć swojego czytelnika. Chodzi mianowicie o głównego bohatera, który z czasem zaczyna irytować. Sama fabuła dość interesująca, chociaż ciągłe uwagi Lesława Srebronia, co do mieszkańców Newport czy studentów lub wykładowców stały się z czasem denerwujące, a głównego bohatera przez to zaczęłam odbierać, jako nadętego i zakochanego w sobie osobnika. Z perspektywy czasu lektura wydaje się skupiać jedynie na jednej osobie, co zaczęło wręcz nużyć. Do tego ciągłe zachwyty nad Filipem Włócznikiem, powodowały moją lekką senność. Zrobiłam coś, czego nigdy nie robię, a mianowicie przerzuciłam kilkanaście stron do przodu i miałam wrażenie, że jednak stoję w tym samym miejscu i czytam o tym samym. Tym też sposobem dobrnęłam do końca lektury, nie dowiadując się o niczym więcej szczególnym. To, że książkę przeczytałam o dziwo do końca wynika tylko dzięki krótkim rozdziałom oraz plastycznemu językowi, jakim posługuje się autor. Czytałam wiele dobrych opinii o lekturze, więc nie zniechęcam Was do niej, bo nie takie jest moje zadanie. Ja chętnie poznałabym coś z fantastyki autora. Coś w nim jest, co przyciąga czytelnika. Nie wiem może to ten język, którym się posługuje, pewnego rodzaju poczucie humoru, którym włada? Nie mam pojęcia, z czego to wynika. Sto dni bez słońca to swego rodzaju satyra na życie akademickie. To jak autor przedstawił wykładowcę, który swego guru wysławia pod niebiosa, nie zważając na odbiorców, których może nużyć. Wielu takich profesorów jest na uczelniach, to są swego rodzaju indywidua, które mają swój świat i nie dopuszczają do siebie myśli, że ktoś może ich nie rozumieć. Również pierwszoosobowa narracja powoduje, że odbiór historii jest przyjemniejszy, gdy to bohater zwraca się bezpośrednio do czytelnika.
Link do opinii

Sięgając po powieść Wita Szostaka miałam początkowo jeden cel: tym razem czytam w miarę współczesna powieść polskiego pisarza. Tytuł zupełnie nie sugerował, że trafi do moich rąk powieść akademicka, a jednocześnie całkiem zjadliwa satyra na środowisko akademickie. Byłam mile zaskoczona. Dotąd spotkałam się z gatunkiem powieści akademickiej raz - czytając "Zamianę" Davida Lodge'a.
Główny bohater powieści - Lesław Srebroń trafia przypadkiem na odległe wysepki irlandzkie, żeby przez semestr prowadzić seminarium ze swojej specjalizacji - propagować twórczośc polskiego pisarza s-f Filipa Włócznika. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, a Srebroń jest tak niesamowicie zadufanym w sobie, przekonanym o swych wysokich umysłowych
kwalifikacjach (choć pokornym wobec autorytetów), uparcie trzymającym się swoich pomysłów (olśnień) wbrew dowodom (listę cech można jeszcze długo ciągnąć), że obserwujemy go od początku do końca jego pobytu w finnegańskim collegu jak jakieś fascynujące dziwadło albo okaz owada pod szkłem powiększającym. To nie jest bohater wzbudzający sympatię, nie chciałoby się z nim zaprzyjaźnić, ale jego jednostronny sposób patrzenia na świat w pewnym momencie imponuje, gdyż wydaje się, że uodparnia bohatera na wszelkie kryzysy i pozwala mu trwać. Refleksja poczyniona przy okazji - jeśli świat uniwersytecki jest azylem pozwalającym przetrwać takim osobowościom, to nie wiem czy humanistyka zmierza w dobrym kierunku.

Link do opinii
Avatar użytkownika - AdelaMi
AdelaMi
Przeczytane:2018-01-28, Ocena: 2, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - Muminka789
Muminka789
Przeczytane:2016-07-26, Przeczytałam,
Inne książki autora
Oberki do końca świata
Wit Szostak0
Okładka ksiązki - Oberki do końca świata

"Oberki do końca świata", to opowieść o odchodzeniu ostatniego pokolenia wiejskich muzykantów, rodu Wiatrów, skrzypków z okolic Nowego Miasta nad Pilicą...

Chochoły
Wit Szostak0
Okładka ksiązki - Chochoły

Wit Szostak Chochoły O rodzinie. O Krakowie. O Polsce Historia wielopokoleniowej krakowskiej rodziny Chochołów, zamieszkującej kamienicę...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy