Nowa powieść laureatki konkursu literackiego Wydawnictwa ,,Nasza Księgarnia"!
Dagmara musi zająć się dziadkiem przez kilka dni. Nic prostszego? Nie w tym przypadku! Starszy pan zafunduje jej wakacje w zrujnowanym szpitalu psychiatrycznym na Roztoczu. Ludzie są tu mili i spokojni, szkoda tylko, że akurat ktoś postanowił wymordować pół wioski. No cóż, są miejsca, gdzie nawet najbłahsze urazy starannie się pielęgnuje, by z czasem wyrosły na porządne spory sąsiedzkie, i Utopce to jedno z tych uroczych miejsc. Warto je odwiedzić! Tutaj można się zakochać... na zabój!
Ta książka to ostrzeżenie! Nieodpowiedzialne zachowanie może spowodować katastrofę w ruchu lądowym i kłopoty matrymonialne, nieboszczyk w płynie nie wpływa dobrze na cerę, a konkursy esemesowe mogą być przyczyną śmiertelnego zatrucia...
Lubię się śmiać i rozśmieszać ludzi, dlatego robię, co mogę, żeby dać czytelnikom trochę zabawy. Nie znoszę też podłości i chamstwa, więc czasami mam ochotę kogoś zamordować. Siadam wtedy do komputera i opisuję zbrodnie, dzięki czemu unikam niemiłych konsekwencji prawnych i kłopotów z plamami krwi na ubraniach. Łączę przyjemne z pożytecznym i przy okazji dbam o swoje zdrowie psychiczne. Już od dawna nikt nie słyszał mojego maniakalnego śmiechu o czwartej nad ranem. No, chyba że chodzi o zeszłą sobotę, ale wtedy pisałam...
Iwona Banach
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2015-09-23
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 400
Jeżeli za to się tutaj zabija, to rzeczywiście urocza ta wioseczka! - mruknęła z przekąsem Dagmara. - Jeden drugiego w łyżce wody by utopił!
Kiedy więc na samym początku dziewczyna wlazła niechcący w krzaki malin, a zaraz potem w krowią kupę, uznał, że chyba się w nim zakochała, skoro chodzi z głową w chmurach, zamiast patrzeć pod nogi. Kiedy potknęła się o wystający z ziemi korzeń, a chwilę potem wpadła na pień pochylonej sosny, stwierdził, że nie chyba, ale na pewno, i to szaleńczo. Ucieszył się jeszcze bardziej, kiedy jakimś cudem prawie wpadła do rowu melioracyjnego. Dopiero poślizg na spróchniałym, porośniętym opieńkami pniaku trochę go otrzeźwił. Owszem, dobrze, niech go kocha! To miłe, przyjemne i fantastyczne, ale niech zostanie przy życiu!
Czytujecie komedie kryminalne? Bo ja czytuję i to najczęściej właśnie pióra pani Iwony Banach.
" Przecież to przez niego znalazła się na tym pustkowiu. Uciekał, nie uciekał, gonił go kto czy nie gonił. Dagmara nie znała prawdy, ale wiedziała jedno. To jego wina. Fakt, nie miała nic przeciwko wsi. Wsi spokojnej, wsi wesołej jak z Kochanowskiego, ale ta w niczym nie przypominała sielankowych obrazów Chełmońskiego. Zamiast skromnych chat, choćby i krytych strzechą, były mroczne ruiny, zamiast poczciwych krówek - szalone byki, zamiast kwietnych wróżek, za którymi specjalnie nie tęskniła - utopce, a ludzie... No tak, powinni być prości, ale sympatyczni, a tu co? Zgroza. Agresywna sklepowa, Muchowa usiłująca dopaść Walczaka, szalony morderca, Kusiakowa, Krycha i Adamkowa w wersji zombie. I to miała być ta sielska polska prowincja? Przecież to kłębowisko żmij najpotworniejsze z możliwych!"
Pani Iwona jak zwykle naszykowała taką historię, że były momenty, kiedy musiałam sobie trochę cofać wydarzenia w czasie, ale suma sumarum nie zgubiłam się i zakończenie jak zwykle mnie zaskoczyło. Jednak najpierw może trochę przybliżę Wam, o co tutaj chodzi? Dagmara to dwudziestokilkuletnia kobieta, która już niedługo ma stanąć na ślubnym kobiercu. Jednak cała rodzina oraz przyjaciółka Dagi nie pałają miłością do jej wybranka. No cóż? Miłość podobno nie wybiera :) Mama wysyła Dagmarę do dziadka, który jest emerytowanym wojskowym i wnuczka nie bardzo lubi u niego przebywać. Jednak mus to mus, Daga z przyjaciółką wyjeżdżają do dziadka a tam... Tam zaczyna się coś dziać. Nagle dziadek, przyjaciółka Dagi oraz wścipska sąsiadka znikają, a Daga musi ich znaleźć. Pomaga jej w tym niechętnie narzeczony i jego para znajomych. Dosyć dziwnych i specyficznych znajomych. Ślady prowadzą ich do pewnej miejscowości w której zatrzymują się w ruinach dawnego szpitala dla psychicznie chorych. Czy Dagmara odnajdzie zaginione osoby? Co wydarzy się w tych przeklętych ruinach? Dlaczego przy każdych znalezionych zwłokach zawsze jest pierwszy narzeczony naszej bohaterki? Czemu znajomi jej narzeczonego tak dziwnie się zachowują? O co tutaj tak w ogóle chodzi? I dlaczego mieszkańcom ruin grozi niebezpieczeństwo?
Przyznaję bez bicia, że historia świetna. Bohaterowie bardzo ciekawi i zaskakujący. Dodatkowo smaczku dodaje swojska mowa ludzi ze wsi. Niektóre teksty bardzo zabawne :) Są w ogóle sceny, gdzie miałam niezły ubaw, ale były i takie, kiedy troszkę grozy zajrzało mi w oczy. Choć jak to bywa u pani Banach, trochę różnych zawiłości było, momentami składałam do kupy przeczytany tekst i musiałam sobie coś z poprzednich wydarzeń przypomnieć, aby ułożyć resztę w całość, żeby się nie zgubić. Ale na szczęście nie zgubiłam się. Może to wina tego, że nie czytałam książki za jednym razem, tylko po kilkadziesiąt stron na dobę. A książkę czytałam 4 dni. Więc może dlatego musiałam sobie czasem coś przypomnieć i składać do kupy. Jednak ogólnie pani Iwona przygotowała tutaj nieszablonową historię z niezwykłą zagadką, którą będziecie chcieli jak najszybciej rozwiązać, ale ... Ale nie dacie rady! Co ja tutaj miałam za myśli, że to ten, a potem tamten, a może jeszcze ten... Ach.... No ale u naszej pani Iwony nic nie może być oczywiste, bohaterowie też nie mogą być tak oczywiści, jakbyśmy myśleli że są. Tak więc cała misternie uknuta historia na pewno Was nie zawiedzie. Może trochę liczyłam na inne zakończenie. Jednak to które jest też może być :) Co troszkę mi tutaj przeszkadzało, to ilość błędów, powtórzeń wyrazów i raz nawet zmiana jednej litery w nazwisku, ale automatycznie to zmieniło całkiem nazwisko bohaterki. Błędy się zdarzają, zresztą i ja je popełniam, jednak w książkach wolę jak ich nie ma lub jest jakiś jeden, który nie rzuca się w oczy. Ale poza tym historię polecam. Jeśli już czytaliście jakąś książkę pani Iwony Banach, to znacie jej sposób pisania i wiecie, że i zagadka Was wciągnie, i bohaterowie Was zaskoczą lub rozweselą, no i historia całościowo Was pochłonie.
Która kobieta już jako mała dziewczynka nie wyobraża sobie siebie jako panny młodej, swojego przyszłego męża (często księcia na białym koniu, który nigdy nie istniał) no i oczywiście ślubu i wesela. Może nie wszystkie (np. ja) ale większość. Dagmara wkrótce ma wyjść za mąż za Filipa (o zgrozo) i zamiast przygotowywać się do tego wydarzenia, jej matka wysyła ją z odsieczą i pomocą dla dziadka. Dagmara bardzo niechętnie wyjeżdża wraz z przyjaciółką Kingą na wieś. Przedstawiona przez matkę sprawa nie wygląda tak jak ją opisywała a dziadek wkrótce zostaje porwany. Poszukiwanie dziadka, nocowanie w dawnym szpitalu psychiatrycznym, w dodatku trup (albo i dwa) i mamy komedię kryminalną jaką lubię.
Miejscowość Utopce i jej mieszkańcy skradli moje serce. Cała akcja i fabuła: „dwa trupy, agencja detektywistyczna, zdrada własnej matki i małżeństwo dziadka z potworem z Loch Wyżnica... Sama (Dagmara) nie wiedziała, co było straszniejsze” zapewniły mi świetną rozrywkę.
Świetna groteska ślubów i związków dwojga ludzi. Chęć bycia z kimś mimo wszystko, różowe okulary i ślepa strzała Amora aż odbiera rozum i logiczne myślenie. „Dagmary to nie obchodziło. Filip był plastrem na złamane serce i w stolicy doskonale się sprawdzał. Co prawda wydawało jej się, ze to chyba jednak plaster na odciski, ale kiedy serce boli i rozpada się na kawałki, człowiek najczęściej łapie to, co ma pod ręką”. Zakochanie to stan permanentnego haju narkotyczno-alkoholowego i Iwona Banach świetnie to pokazała. Aż szkoda mi było Dagmary, taka zakochana w Filipie, niedojrzałym Piotrusiu Panie a prawdziwy mężczyzna zakochany w niej po uszy tuż obok zupełne niewidoczny... Przypominała mi kilka koleżanek, zresztą już rozwiedzionych. Bycie z drugim człowiekiem, ślub to ogromna odpowiedzialność. Ludzie są niedojrzali, zagubieni w sobie, bez miłości własnej do siebie i niestety nie zdają sobie wciąż sprawy, że miłość nie wszystko załatwi, wybaczy, „przymknie oko”. A gdy jeszcze dochodzi spadek, który druga strona ma odziedziczyć... zaczyna się zabawa. Bogactwo finansowe, przypieczętowanie „posiadania” żony i męża to przepis na sukces. Bycie samemu do tego biednym, to już katastrofa. Oczywiście całkiem żartem i całkiem serio. Identyfikuję się z tą groteską, o ile wierzę w miłość prawdziwą, nieskończoną, czystą w intencjach tak instytucja ślubu mimo moich 39 lat mnie nie przekonuje. Niemniej jednak w „Klątwie utopców” i śluby będą, bardzo urocze ;)
Bardzo lubię styl Iwony Banach (tak wiem, powtarzam się :)) i Wam polecam :)
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dragon.
Wielu stroni od komedii kryminalnych. Jedni obawiają się, że dany autor „nie wstrzeli się” w ich poczucie humoru, inni mają na ten gatunek uczulenie, a jeszcze inni uważają, że albo trup, albo śmiech. Każdy ma swoje gusta i czytelnicze upodobania, a ja lubię w przerwie między poważnymi tytułami poczytać coś, co mnie rozerwie (na szczęście w przenośni)!
Dagmara miała wielkie plany w związku ze zbliżającym się ślubem. Zostały one jednak doszczętnie zniszczone przez dziadka Generała. Przez swój wojskowy dryl uciekła od niego kolejna gosposia i dziewczyna została przymuszona przez matkę do znalezienia nowej osoby, która będzie odpowiedzialna za komfort dziadka i nie będzie się go obawiała. Dziewczyna bardzo, ale to naprawdę bardzo niechętnie udaje się w podróż, w którą zabiera przyjaciółkę Kingę. Zostawia ją z dziadkiem i jedzie po narzeczonego Filipa i jego znajomych Michała i Andżelę. Nie chce, by jej plany całkowicie spaliły na panewce, wierzy, że szybko znajdzie nową gospodynię i zacznie przygotowania do ślubu. Jednak gdy wracają na miejsce wakacyjnego wygnania, okazuje się, że Kinga, dziadek i jego sąsiadka Pani Stasia zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Napad? Zabójstwo? Porwanie? Wszystkie ślady wskazują właśnie na porwanie i prowadzą do wsi o pięknej ludowej nazwie Utopce. Na miejscu odnajdują zarówno Panią Stasię, jak i Kingę zakwaterowane w ruinach dawnego szpitala psychiatrycznego. Pokoje znalazły się także dla Dagmary i jej kompanów, ale po dziadku ani widu, ani słychu... Co się właściwie dzieje? Gdzie podziewa się dziadek? Co ma do sytuacji wieść o spadku, który ma trafić w ręce nieświadomej niczego Dagmary? Wszystko to wydaje się bardzo dziwne i tajemnicze, ale najgorsze jeszcze przed nimi – oprócz komarów, utopców, nocnych strachów i upiornej gospodyni, która się nimi zajmuje, pojawia się najprawdziwszy trup…
Iwona Banach słynie z bardzo oryginalnego poczucia humoru. Sama określiła, że ma „specyficzne teksty”, więc z gronem odbiorców też może być różnie. Myślę, że każdy autor piszący komedie kryminalne musi się z tym liczyć. Ja Autorkę lubię właśnie za ową specyfikę. Owszem nie zawsze w pełni do mnie trafia, nie zawsze zaśmiewam się do łez, ale doceniam poczucie humoru, plastyczne opisy oraz spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. W Klątwie utopców Iwona Banach wstrzeliła się idealnie z dowcipem sytuacyjnym – śmiałam się aż do bólu przepony. Postać Kusiakowej, Pani Stasi czy głównej bohaterki Dagmary rozłożyły mnie na łopatki. Do tego trupy, tajemnicze zniknięcia, zagadka starych ruin, malutka wieś i jej rozplotkowana, zabobonna społeczność, miejscowe wierzenia dotyczące utopców i innych upiorów i dobra zabawa gwarantowana! Dzięki lekturze odprężyłam się po ciężkich dniach pracy, więc książka spełniła swoje zadanie. Lekka i z przymrużeniem oka, nie ma to, jak poplątanie z pomieszaniem na wesoło.
„Bohaterowie tej powieści, są całkowicie fikcyjni, ale jakby ktoś bardzo, bardzo chciał się w niej odnaleźć, to proszę się częstować”.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Dragon.
O wsi spokojna, wsi wesoła…nic bardziej mylnego. Wieś rządzi się swoimi prawami, tu jeden absurd goni następny, a tamten z pewnością przypadkiem zaplątał się w czarnym humorze i na sto procent opętał go diaboł. Wszak diaboł może być w różnych postaciach, może na przykład wcielić się w bezmordego kota, który w dodatku jest różowy i świeci w ciemnościach! A co najlepiej zrobić z diabłem? Ubić go chochlą, aż odechce mu się wychodzić z czeluści piekielnych! Jak w takich warunkach odnajdą się mieszczuchy? Uciekną gdzie pieprz rośnie czy zakochają się w tej błogiej sielance?
Ta książka mnie rozbroiła na łopatki. Dawno się tak nie uśmiałam, często niemal do łez. Taki natłok błyskotliwych dialogów, że aż byłam w bezgranicznym szoku. Większość książek, które mam okazję czytać mają strukturę monologów wewnętrznych, tudzież standardowej narracji. Natomiast „Klątwa utopców” to niemal same dialogi poprzetykane narracją i monologami! W tej książce nic nie jest oczywiste i zdecydowanie nikt nie jest niewinny! Niebanalne sytuacje, mrożące krew w żyłach noce w upiornym domu i sąsiedzi, którzy chętnie poderżnęliby gardło za bimber. Czyż życie może być ciekawsze?! Jak można nie chcieć mieszkać właśnie tam, w Utopcach! To nielogiczne!
Iwona Banach to tłumaczka i nauczycielka, uzależniona od książek i szydełkowania. Napisała już trzy książki, wszystkie wydane w serii „Babie lato”, wydawnictwa Nasza Księgarnia – inne pozycje z tej serii także zasługują na uznanie – to naprawdę dobra i wartościowa literatura kobieca. Biorąc pod uwagę mój odbiór „Klątwy utopców”, jestem pewna, że sięgnę po nie w niedługim czasie.
Więcej na martazagrajek.wix.com/mzagrajek
Mało jest takich książek, które fantastycznie wkomponowują się w szare jesienne wieczory. ,,Klątwa utopców" to jedna z tych, która mało, że idealnie wpasuje się we wszelkie szarugi co też skutecznie poprawi aurę niekoniecznie zewnętrzną ale na pewno pogodę ducha czytającego. Dagmara marzy o wakacyjnych szalonych wypadach po mieście z przyjaciółką Kingą, niestety mama całkowicie burzy jej plany. Dziewczyny muszą jechać do Generała, dziadka Dagi, który tak skutecznie odstrasza wszystkie gospodynie, że żadna nie chce się zgodzić na pracę u niego w domu. Znalezienie nowej graniczy z cudem, trudno więc dziwić się Dagmarze, że humor ma nieszczególny i pomstuje na dziadka za zmarnowanie jej wakacji. Nie ma pojęcia, że wyrusza na przygodę swojego życia, która nie tylko otworzy oczy na jej obecny związek, lecz dostarczy zupełnie nietypowych i wręcz drastycznych zdarzeń. Drzwi pomalowane ketchupem i wiadomości od mafii to jest nic w porównaniu do wydarzeń jakie nastąpią w malowniczym Roztoczu. Dagmara pomstując na dziadka za jego skomplikowany i trudny charakter, nie przypuszcza, że zostanie opleciona siecią intryg, które co prawda wydają się całkowicie nierealne, to jednak są jak najbardziej prawdziwe. Trup będzie ścielił się gęsto, stare animozje i obawy odżyją i będą szukać ,,zadośćuczynienia".
Autorka swoją historię umieściła w świetnej, intrygującej scenerii, przedstawiając równocześnie galerię ogromnie wyrazistych postaci, poczynając od charyzmatycznego Generała, a na różowej Angelice kończąc. Przez całą powieść wodzi czytelnika skutecznie za nos, nie jeden raz wypuszczając go w przysłowiowe pole i pokazując figę.
A wszystko napisane zostało lekko, z ogromnym poczuciem humoru i wielką dozą prześmiewczości. Niełatwa to sztuka napisać powieść, którą czytając mało, że mamy wypieki na twarzy i wydajemy z siebie niekontrolowany chichot, co nasza dedukcja zostaje skutecznie uśpiona i odnosi całkowitą porażkę. Fantastyczna intryga to na pewno największy atut tej powieści, w której nieprzyjaciele okazują się nimi nie być, spadek może stać się pewnego rodzaju klątwą a konkurs sms może doprowadzić do zatrucia. Autorka udowadnia, że miłość można spotkać wszędzie i że ogromnie ważne jest to, co czujemy, a nie to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Iwony Banach i na pewno sięgnę po jej wcześniejsze tytuły, ponieważ relaks przy jej powieści był wart wszelkich pieniędzy. Gorąco polecam.
(...) Usłyszała głosy. Wydało jej się, że dochodzą z zaświatów albo spod ziemi. Były przytłumione i nieprzyjemne. Pomyślała nawet, że to mogą być utopce albo jakieś inne demony, które w tej ziemnej jamie urządziły sobie wygodną spiżarnię, ale po kilku minutach dotarła do niej o wiele gorsza prawda. (...)
Czy jest coś, co lepiej potrafi poprawić humor od książki, którą czytając cały czas się uśmiechasz?
Iwona Banach ma tę zdolność, że nawet pisząc powieść z dość infantylnym przekazem, momentami potrafi rozbawić do łez.
Właśnie z tego powodu lubię sięgać po jej książki. Fabuła ma wszystko co powinien mieć dobry kryminał. Jest tajemnica, jest morderstwo, jest oszustwo i są bardzo zagadkowi bohaterowie, którym czasami kibicujesz od początku książki aż do jej końca.
Tym razem autorka zabiera czytelników do wsi Utopce, w której według wierzeń mieszkańców utopce (czyli stwory mieszkające w wodzie) pożywiają się ludźmi.
Jedna z głównych bohaterek podstępem zostaje ściągnięta do wspomnianej wyżej wsi, w której musi zamieszkać w zrujnowanym przez czas i ludzi budynku byłego szpitala psychiatrycznego.
Oczywiście jej pobyt w tym jakże ,,urokliwym" miejscu okraszone jest dziesiątkami zdarzeń, z których nie wszystkie należą do przyjemnych.
Autorka w prześmiewczy, mocno ironiczny sposób przedstawiła lokalne społeczeństwo skupiając swoją uwagę bardziej na wadach niż zaletach.
Bohaterowie tej historii są bardzo barwni pod względem osobowościowym i mam tutaj na myśli zarówno ludzi jak i zwierzęta (czy zwierzęta mają osobowość? ? Chyba nie, ale każdy zapewne domyśli się co miałam na myśli).
Myślę, że wielu czytelników będzie się zastanawiało nad tym, kto tak właściwie jest tym dobrym bohaterem, a kto tym naprawdę złym. Niektóre z postaci występujących w książce są tak barwnymi osobami, że przebywanie w ich towarzystwie może nieźle namieszać w głowie.
Iwona Banach w swojej powieści porusza kilka ciekawych tematów, od trochę spontanicznej i toksycznej miłości, poprzez wątek odnoszący się do życia seniorów, aż po żądzę mordu nie zawsze w celach uzyskania korzyści majątkowych.
Autorka pisze tak realistycznie, że czytając o pewnym bardzo nieprzyjemnym zapachu, miałam wrażenie, że zaraz go poczuję, a czytając o komarach zaczęłam się drapać ?
Są momenty grozy i są momenty pełne humoru. Są bohaterowie pozytywni i negatywni, no i jest pewna tajemnica, która scala całość i zapewne niejednej osobie spędzi sen z oczu.
Polecam tę książkę dla czystego relaksu. I chociaż to kryminał z trupem (a nawet dwoma) to śmiało mogę tę lekturę zaliczyć do tych lekka, łatwa i przyjemna. Muszę przyznać, że nieźle się przy niej bawiłam, a fabuła z pewnością na długo pozostanie w mojej głowie.
Nie każdy potrafi bardzo poważne tematy przedstawić z taką dawką humoru.
Wierzycie w klątwy, duchy i upiory?
Dagmara planuje wspólne wakacje ze swoim narzeczonym. Jej plany psuje matka, która wysyła ją do dziadka. Starszy pan jest byłym wojskowym, nazywanym Generałem, który często zapomina, że obok niego żyją cywile, a nie rekruci.
Dagmara do dziadka jedzie z przyjaciółką. Kiedy Daga jedzie na dworzec odebrać chłopaka, dziadek z Kingą znika. Wszystko wskazuje na to, że zostali porwani. Dagmara wraz z przypadkowo stworzoną ekipą rusza na poszukiwania i trafia do dawnego szpitala psychiatrycznego. Pobyt w tym miejscu to gwarancja emocji. Dziwne wydarzenia, utopce i zwłoki to dopiero początek.
Gdzie się podział Generał? Co skrywają mury dawnego szpitala psychiatrycznego?
Jeżeli mam ochotę na komedię kryminalną, to sięgam po książki Iwony Banach. Jest to dla mnie gwarancja dobrego humoru. Nie inaczej jest z "Klatwą Utopców". Świetnie się bawiłam przy tej lekturze.
Bohaterowie są wyraziści, sytuacje zabawne, a czasami wręcz absurdalne. Fabuła jest wciągająca i ciekawa. Życie na wsi i jej mieszkańcy są przerysowani do granic absurdu. Po prostu jest zabawnie.
"Klątwa utopców" to nie nowy tytuł, a wznowienie. Jest to świetna okazja do poznania książek Pani Iwony i przekonania się, czy jej poczucie humoru współgra z Waszym. Ja oczywiście jest na tak i już czekam na kolejne tytuły.
Dagmara za namową matki wraz z przyjaciółką jedzie w odwiedziny do dziadka. Już od pierwszych chwil staruszek zachowuje się bardzo dziwnie, co zastanawia dziewczynę. Sytuacja staje się jeszcze bardziej pokręcona, gdy dziadek porywa koleżankę wnuczki i przepada bez wieści. Ekipa ratunkowa pozostawia wiele do życzenia, a miejsce które staje się ich bazą operacyjną przyprawia o gęsią skórkę.
.
Kolejne spotkanie z twórczością Iwony Banach uważam za udane. Ba mogę śmiało powiedzieć, iż "Klątwa utopców" to w moim odczuciu jedna z lepszych książek w dorobku autorki, mającej swój specyficzny styl pisarski, którego nie zabrakło i tutaj. Jak i w innych przypadkach jest śmiesznie, chociaż w dużej mierze to czarny humor, jest sarkastycznie i nieco chaotycznie...po prostu dzieje się. Bohaterowie są zwariowani dość stereotypowi, ale wykreowani w bardzo nietuzinkowy sposób. Akcja już od pierwszych stron jest zawiła, momentami przeplatana lekkim absurdem, jednak to nieodłączny element powieści Banach.
.
Kolejnym dowodem na to, iż "Klątwa utopców" to komedia kryminalna w pełnej krasie, jest miejsce, w którym akcja została osadzona... Opuszczony, stary szpital psychiatryczny, w którym nocami dzieją się rzeczy, które trudno racjonalnie wyjaśnić, a w tle trup rzucający głową... I sama miejscowość..."wsi spokojna, wsi wesoła" to, to nie raczej nie jest, a na dodatek gdzieś tam czai się morderca.
Komedia kryminalna zaskakuje pod każdym względem. Niebanalny pomysł na fabułę i jej wyborne wykonanie zaowocowały powstaniem nieprzeciętnej powieści z rodzaju rozrywkowych. Jedno jest pewne - dużo się dzieje, poplątana akcja pełna zwrotów sprawia, że rzadko można złapać oddech. Autorka doskonale zawiązała intrygę niczym węzeł gordyjski, a potem ją stopniowo rozplątywała. Mimo błędnych tropów sytuacja stopniowo się wyjaśniła. Miały w tym udział gospodyni Kusiakowa i Różowa Pindzia o intelekcie majonezu.
Bohaterowie to zacne grono. Wszyscy razem i każde z osobna, choć niektórzy ukrywają swe prawdziwe oblicze. Dagmara wydawała mi się nieco roztrzepana i młodsza niż metryka wskazuje. Ma panna charakterek. Nawet dziadek czasem tracił przy niej rezon. Jednak dla mnie pierwsze skrzypce grała Kusiakowa, przedstawicielka odrębnej gałęzi lokalnego folkloru, swojsko zaciągająca gwarą. Ma ręce wielkie jak bochny chleba, a jednym cycem zabiłaby mężczyznę. Kobieta jest bardzo przesądna, ciągle straszy utopcami, opowiada krwawe bajki i wszędzie wściubia nos. Za to zdrowo gotuje! Nic tylko się skusić na jaja Gustlika w sosie krzanowym, zupę jabłkową na boczusiu wędzonym, wiśniówkę na kościach na słodko.
Na szczególną uwagę czytelnika zasługują bohaterowie z Utopiec. Ich folklorystyczna barwność z zabobonami i gwarą zdecydowanie wyróżnia ich na tle bohaterów miejskich, choć i ci są dobrze i wyraziście nakreśleni. Spośród tych to Różowa Pindzia i Smerf Maruda najbardziej przykuwają uwagę.
Ważne są też zwierzęta. Dog niemiecki Precel lubi siadać ludziom na kolana, lizać i zaplątywać sobie łapy. Wielki mieszaniec Bestia to kudłaty psi złodziej i cwaniak w jednym. Byk Muciek potrafi wywołać we wsi niezły popłoch. Sympatyczne inaczej owady dają się we znaki co poniektórym.
Powieść czyta się szybko i trudno się od niej oderwać, choć mała czcionka może nieco spowolnić tempo. Krótkie i plastyczne opisy oraz lekkie, swobodne pióro autorki mają w tym swój udział. Nie wiem, co mnie najbardziej ubawiło w tej powieści. Niekiedy absurdalne pomysły na rozwój akcji, kreacja bohaterów, folklor Roztocza w całej rozciągłości z zabobonami i gwarą na czele, naturalny język powieści, często nieco rubaszny i swojski okraszony francuszczyzną, zabawne i błyskotliwe dialogi oraz stanie na straży moralności panien przez starsze przedstawicielki płci pięknej. Wszystko to sprawiło, że przy czytaniu powieść Iwony Banach co jakiś czas wybuchałam salwami śmiechu. Nie brak chwil grozy i niedowierzania. W oczach może się pojawić także mały obłęd, w końcu jesteśmy w dawnym psychiatryku, a dzikie piesy latające po polu to norma.
'Klątwa utopców" to nietuzinkowa komedia kryminalna z galopującą akcją o urokliwej wsi gdzieś na Roztoczu z plejadą indywidualnych bohaterów ludzko-zwierzęcych. Dostarczy czytelnikowi niezapomnianych wrażeń, wymasuje przeponę i pozwoli uwierzyć, że utopce istnieją. Może przyprawić o palpitację serca tudzież gromkie wybuchy śmiechu. Świetna rozrywka akurat na coraz dłuższe wieczory!
Zwariowana, lekka komedia, trochę romantyczna, troche obyczajowa, trochę kryminalna.
Polecam.
Ada dowiaduje się, że zamordowano córkę jej koleżanki. W zajeździe pod ,,Szalonym Mnichem" ktoś ją zabił, ale wyraźnie widać, że nie mógł tego zrobić człowiek...
W miasteczku Złorzecze burmistrz wymyśla nietuzinkową promocję, żeby miasto zaczęło choć trochę zarabiać. Zaczyna promować miasto klątwą czarownicy, którą...