Powieść obyczajowa z dużą dozą przewrotnego humoru o paru pokoleniach kilku rodzin, których wszyscy członkowie wierzą, że gdzieś, kiedyś musi być lepiej.
"Wszystko co nam się przydarza, wielkiego czy ważnego, zawsze zaczyna się małą niepozorną kropką na czarnym lub białym tle. Gdyby Jose Torres nie kupił porcelanowego kubka w Barcelonie, siedemnaście rodzin w Torreguadiaro nie straciłoby dwa dni później dachu nad głową, a Monta nie wyjechałaby z Hiszpanii w pośpiechu i desperacji, wybierając na chybił trafił kraj jej kolejnego przystanku życiowego. Gdyby mój ojciec Florian Duda posłuchał rodziców i prosto z lotniska udał się do ciotki Rity, tak jak było umówione, nie poznałby swojej przyszłej żony Glorii. W wyniku tego niepoznania, świat byłby uboższy o jedno istnienie – moje. Gdyby Damian Rogalik nie został zamordowany w wigilijną noc na parkingu klubu tenisowego położonego w północnej części Londynu, a Monta Kolaczenko nie straciłaby życia w wyniku jakiejś podejrzanej igraszki, nigdy nie określonej jako czynność seksualna, ja, Emma Duda nie wyemigrowałabym do Polski. Gdybym drugiego dnia pobytu w Polsce nie udała się na groby dziadków, pewnie nie wylądowałabym akurat w tym Mieście, tylko osiedliła się w Krakowie zgodnie z planami ułożonymi podczas tygodni wściekłości. Jedno nieważne zdarzenie pociąga za sobą lawinę, zanim się zorientowałam poprowadziło mnie w bok, nie tam gdzie zamierzałam iść."
Magdalena Zimny-Louis – urodzona w Rzeszowie jako Magda Zimna, zamieszkała od dwudziestu trzech lat w Ipswich jako Magda Louis. Umrzeć ma zamiar w jakimś ładnym miejscu w Polsce pod jeszcze innym nazwiskiem... Dziennikarka, tłumaczka. Laureatka konkursu „Pisz do Pilcha”. Jej powieść „Pola” została uhonorowana pierwszą nagrodą czytelniczek na Festiwalu Pióro i Pazur w Siedlcach w 2013 roku.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2014-01-23
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 432
Planujemy zakupy, wizyty u znajomych czy rodziny, urlopy, wyjazdy, imprezy. Organizujemy sobie pracę, przewidując kolejne zadania do wykonania. Planujemy przyszłość swoją, dzieci. Plany, plany, plany. Wszędzie. A doświadczenie podpowiada, że te zamiary nijak się mają do rzeczywistości, bo albo coś wypadnie, jakaś nagła okoliczność, albo w ostatnim momencie podejmujemy decyzję lub zadziała zrządzenie losu. A potem domysły, co by było, gdyby… O konsekwencjach takich spontanicznych decyzji, niezgodnych z powziętym wcześniej planem, możemy poczytać w najnowszej powieści Magdaleny Zimny-Louis.
„Kilka przypadków szczęśliwych” prezentuje nam Emma. Była policjantka, Angielka po matce, Polka po ojcu. Mieszkająca na wyspach kobieta nie podjęłaby nigdy decyzji o emigracji do Polski, gdyby nie jej porażka zawodowo-uczuciowa. Nie doszłoby do owej klęski, gdyby nie dokonano dwóch morderstw. A ofiary nadal by żyły, gdyby nie np. zakup kubka w Barcelonie itd. To krótkie streszczenie jest również pewnym rysem konstrukcji powieści Zimny-Louis.
Ciekawy i dość nietypowy sposób narracji „Kilku…” jest najmocniejszą stroną tej powieści. Można również odnieść wrażenie, że sama książka została tylko dla niego napisana. Forma zdecydowanie przewyższa tu treść. Pisarka przedstawia wydarzenie zasadnicze dla opowiadanej właśnie części historii, potem neguje ten epizod jako kluczowy, by wyjaśnić, jakie zdarzenie było jednak najważniejsze. Jednocześnie narracja sięga do coraz wcześniejszych wydarzeń, brnąc do samego dna, do tej iskierki zapalnej, której efektem jest zupełna odmiana życia głównej bohaterki.
Poza bieżącą akcją równie ważna dla autorki jest sfera wyobrażeń, przy każdej nadarzającej się okazji narrator snuje przypuszczenia, co mogłoby się zdarzyć, gdyby bohaterowie zadecydowali inaczej. To „gdyby” w powieści się mnoży i mnoży, by w konsekwencji zostawić czytelnika samego z tym przypuszczeniem. Z tych wynurzeń bowiem niewiele wynika. Narrator Magdaleny Zimny-Louis to gaduła, mówi dużo, mówi o wszystkim, coś komentuje, nad czymś pomyśli, kogoś obgada, coś opowie. Jest trochę jak najlepsza kumpela, nieco zwariowana, spontaniczna, której opowieści zawsze są najciekawsze, ale największą frajdę sprawia raczej samo słuchanie niż treść tych historii.
„Kilka…” to powieść o przypadku i jego roli w życiu człowieka, o najdrobniejszych, spontanicznych decyzjach i ich konsekwencjach, które potrafią zmienić bieg życia pokoleń. To również historia mówiąca, że życie nie jest nudne, że człowiek nie żyje jak robot, nie jest zaprogramowany, a każdy, z pozoru niefortunny, wybór może przynieść korzyści w przyszłości. To wreszcie surowa ocena Polaków: tych żyjących jeszcze w latach 90. w kraju i przede wszystkim emigrantów w Anglii.
Satyryczny charakter powieści, ironiczny i pełen humoru styl w połączeniu z oryginalną formą narracyjną tworzą interesującą propozycję czytelniczą. Takie książki są bardzo potrzebne na polskim rynku: lekkie, przyjemne i ciekawe dają wytchnienie od coraz częstszych lektur o poważniejszym charakterze.
Dość specyficzna i początkowo chaotyczna, więc nie czytało się łatwo. Ale zakończenie frapuje i prowadzi do myśli- czy będzie kontynuacja?
Tosia Pogorzelska jest pełną werwy i energii miłośniczką egzotycznych mieszanek herbat, wyśmienitą kucharką, posiadaczką wyostrzonego zmysłu obserwacji...
Helena, w dzieciństwie porzucona przez matkę, decyduje się na wyjazd jej śladami do Armenii. Nie wie czy będzie szukać matki żywej, czy zmarłej? Jedyna...