Terminator napędzany samogonem powraca!
I to w wielkim stylu, bo dzieją się rzeczy nieprawdopodobne. Dowiecie się, jak zamienić Babę Jagę w broń ostatecznej Zagłady, jak w Dębince realizują konwergencję kultur, jakie zagrożenia mogą płynąć ze świętowania Światowego Dnia Przytulania oraz co Syndrom sztokholmski ma wspólnego z samogonem.
UWAGA!
Tom zawiera drastyczne treści mogące zdruzgotać wiarę Czytelników w niezłomną nienawiść pomiędzy rodami Wędrowyczów i Bardaków.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2019-07-17
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 416
I kolejne spotkanie a właściwie - spotkania z Wędrowyczem już za mną. Jak zwykle opowiadania przesiąknięte są wisielczym humorem, absurdem i wonią jakubowego samogonu. I jak to bywa nie są równe. Jedne są lepsze, inne słabsze. Tym razem dowiadujemy się jak wygląda zemsta karpii za Wigilię, skąd się wzięły gumofilce oraz czy Śmierć może się pomylić. No i dlaczego trzeba uważać na gołębie w Krakowie. Dobra lektura do odmóżdżenia.
Legenda Wojsławic- Wędrowycz, jak zwykle ratuje ludzkość. Seria opowiadań, z dobrym humorem.
W połowie lat 80. ubiegłego wieku, święciła w Polsce tryumfy brazylijska telenowela „Niewolnica Isaura”. Wszyscy, no prawie wszyscy, rodacy film oglądali i wszyscy jak jeden mąż narzekali jakie to głupie. Co ciekawe, najzatwardzialsi krytycy filmu pamiętali treść każdego odcinaka i z zapałem szafowali argumentami „bo jak w siedemnastej minucie czternastego odcinka…”. Jednym słowem, ludziom się podobało, oglądali i to z uwagą, tylko wstydzili się przyznać.
Podobnie jest z przygodami Jakuba Wędrowycza. Ludziska narzekają, że płytkie, że dowcip mocno ludyczny, że język prostacki, że to, że owo. Narzekają i czytają, o czym świadczą dobitnie i statystyki wypożyczeń w bibliotekach, i wyniki sprzedaży, i fakt, że właśnie ukazał się dziesiąty tom przygód egzorcysty z Wojsławic. Gdyby nikt nie czytał i nie kupował, cykl dawno by już skonał, a jednak trwa i ma się dobrze. Tak więc wiemy, że ludzie o Jakubie czytają. Trochę się wstydzą, ale czytają.
Jeszcze większy dylemat mają recenzenci, którym przypadło w udziale oceniać kolejne tomy. Głupio jakoś tak chwalić twórczość Wielkiego Grafomana, no nie? Dla mnie sprawa jest prosta. Tak jak sportowców ocenia się w różnych kategoriach, tak i książki należy oceniać w odpowiednim kontekście. Najnowszy zbiór opowiadań Andrzeja Piliipiuka „Karpie bijem” nie wygra raczej w konkursie „Perły polszczyzny”, nie załapie się też na tytuł filozoficznej powieści roku, ale całkiem nieźle wypada, gdy ocenimy tę książką jako to czym naprawdę jest - jako lekką, bezrefleksyjna lekturę, taką co pozwala na kilka chwil relaksu i bawi choć niekoniecznie uczy.
Cykl wędrowyczowski liczy sobie osiemnaście lat. Można powiedzieć, że jest pełnoletni. To szmat czasu. Miał swoje wzloty i upadki. Jak wyszło tym razem? „Karpie bijem” to powrót do źródeł. Jest to zbiór krótkich opowiadań, z których lwią część można na dobrą sprawę potraktować jako rozbudowane dowcipy. W mojej opinii, w tej właśnie postaci koncept Wędrowycza sprawdza się najlepiej. Pomysł nie jest na tyle nośny, by mógł podźwignąć powieść, bo nie o fabułę wszak tu chodzi, ale o lekką opowiastkę. O prostą historię, która czasem zaskoczy, czasem rozbawi, a czasem nawet wywoła szczery śmiech. Porzucając formę powieści na rzecz opowiadań, autor podążył w dobrym kierunku. Opowieści o wojsławickim egzorcyście w znacznym stopniu odzyskały dawany urok, Wielki Grafoman pokazał, że nadal jest tym pisarzem, którego twórczość pokochaliśmy przed laty, a my, czytelnicy, dostaliśmy fajną książką.
Tom dziesiąty, jak to tom dziesiąty, nie ma świeżości tomu pierwszego i mieć jej nie może. To rzecz dość oczywista, bo i pomysł znamy już od dawna, i styl autora, i bohaterów. Jest więc „Karpie bijemy” dziełem nieco wtórnym. Z drugiej strony czyż nie jest tak, że najbardziej lubimy rzeczy znane? Jakub z „Karpie bijem” jest tym samym starym, dobrze nam znanym Jakubem: alkoholikiem, bimbrownikiem i degeneratem, toczącym nieustającą wojnę ze znienawidzonymi Bardakami. Postać to przerysowana, balansująca dość często na granicy dobrego smaku, a momentami nawet tę granicę przekraczająca. Odniosłam jednak wrażenie, że z wiekiem Jakub jakby nieco złagodniał. A może to ja złagodniałam i oceniam go z większą wyrozumiałością?
W skład zbioru wchodzi siedemnaście opowiadań. Są to teksty mocno nierówne. Niektóre opowiadania czyta się bardzo dobrze, od innych nieco wieje nudą. Trafiają się perełki ze świeżym dowcipem i koncepty wyeksploatowane do bólu. Do tego zbiór sprawia wrażenie lekko chaotycznego. To nie jest przemyślany, logicznie skomponowany tom, ale zbieranina dość przypadkowych tekstów. Z tego właśnie powodu, podczas lektury co i rusz przychodziła mi na myśl popularna ongiś seria „Sto kawałów o…”. Książka „Karpie bijem” mogłaby nosić podtytuł „Siedemnaście dowcipów o Jakubie Wędrowyczu”. I chyba czytać ten zbiór należy podobnie jak owe książeczki z dowcipami - po kawałku. Jedno - dwa opowiadania na dzień wprawią cię,
Zazdroszczę Jakubowi umiłowania przyrody (w szczególności jej darów ulegających fermentacji), stoickiej postawy i czerpania radości z życia. Wędrowycz to postać uniwersalna, w jego elektrycznym uniwersum rację bytu ma wszystko: od baśniowych postaci, przez podróżników z innego czasu i wymiaru, na kosmitach skończywszy. Nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć, no może poza faktem, że Jakub ma… żonę. Helena to subtelne połączenie uroku osobistego Paździochowej z urodą Horpyny.
W OPARACH SAMOGONU
Co zaczyna się przylotem kosmitów do Wojsławic, a kończy spaleniem w kominku nogi Ramzesa XIII? Oczywiście zbiór najnowszych przygód egzorcysty amatora i czołowego wieśniaka-alkoholika polskiej literatury, Jakuba Wędrowycza. Zbiór co prawda – podobnie, jak i poprzedni – nieco już wtórny, wciąż jednak dostarczający dobrej, szalonej i bezkompromisowej rozrywki na niezłym poziomie, która może i nie grzeszy logiką, ale rozbawić potrafi i to konkretnie.
Jakub Wędrowycz powraca, po raz kolejny rozwiązując niezwykłe sprawy, pakując się w chore sytuacje i starając się uprzykrzyć życie rodowi Bardaków. Tym razem poznaje szokującą prawdę skąd wzięły się gumofilce, snuje rozważania nad pradawnymi roślinami i odkrywa istnienie „Bardak’s Coffe”! Jakby tego było mało policja poprosi go o pomoc w śledztwie w sprawie seryjnego mordercy, który raz w roku w Światowy Dzień Przytulania morduje jedną ofiarę, a lokalny barman postanowi odbić sobie na mieszkańcach Wojsławic stratę, jaką poniósł jego krewny. A na tym nie koniec! Co Jakub i Semen mają wspólnego z bitwą pod Grunwaldem? Kto puka do drzwi śmierci? Kogo boi się Jakub Wędrowycz? I przede wszystkim jakie tajemnice skrywa jeszcze historia rodu jego i Bardaków? Wszystko to i jeszcze więcej czeka na Was w tym tomie!
Całość recenzji na moim blogu: https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2019/07/karpie-bijem-andrzej-pilipiuk.html
Zaprawdę powiadam ci, przeczytasz szybciej niż myślisz. Na początek nokaut. W kosmosie. Dla Oka nie ma zmiłuj. Ucieczka do przeszłości to obóz przetrwania...
Jakub Wędrowycz to przerażający wiekowy ochlapus, wiejski egzorcysta, bimbrownik i kłusownik, porażający otoczenie wyglądem, zapachem i kulturą osobistą...
Przeczytane:2019-07-29, Ocena: 5, Chcę przeczytać, 26 książek 2019,
JAKUB WĘDROWYCZ - enfant terrible polskiej literatury fantasy, powraca! Powraca za sprawą premiery najnowszej odsłony cyklu Andrzeja Pilipiuka - "Oblicza Wędrowycza", czyli książki pt. "Karpie bijem"! Książki, która raz jeszcze przenosi nas swoimi stronami do nie do końca urokliwej, ale za to jakże barwnej wsi Stary Majdan, w której dzieją się takie rzeczy, które to ani filozofom, ani naukowcom, a nawet i bywalcom najpodlejszych spelunek, się nie śniły... Poznajmy zatem ten oto zbiór i dowiedzmy się tego, co tym razem oferuje nam wyobraźnia Pana Andrzeja...
Oto tym razem przed wiejskim egzorcystą i miłośnikiem bimbru w najczystszej postaci, zostaną postawione niezwykle trudne, ale też i intrygujące zadania. Ot, wystarczy wspomnieć choćby o kolejnej konfrontacji z UFO, wyprawie w czasie do okresu II wojny światowej, odkrywaniu powiązań Semena z bitwą pod Grunwaldem, walce z Bardakami we wszelkich dziedzinach z życia, odbyciu ciekawej i zaskakującej w swym finale podróż do alternatywnych światów, czy też choćby - uwaga! - poznawaniu losów małżonki szanownego Pana Jakuba Wędrowycza... Oczywiście, to tylko kilka z wątków, jakie składają się na pokaźną liczbę 17 opowiadań, tworzących fabułę niniejszego zbioru.
Najważniejszym pytaniem, jakie wypada sobie tu zadać jest to, czy ta najnowsza odsłona cyklu dotrzymuje kroku poprzednim częściom...? I najogólniej rzecz ujmując- tak! Tak, co najmniej w swej zdecydowanej większości, gdyż prawem każdego zbioru jest to, że zdarzają się w nim znakomite, jak i nieco słabsze historie. Na szczęście tych pierwszych jest tu więcej, dzięki czemu też lektura tej książki jest intrygującą, często wielce zaskakującą, jak i przede wszystkim bardzo zabawną! Zabawną za sprawą szalonych pomysłów Jakuba i Semena, mocnego, choć też i wyjątkowo złagodzonego języka, jak i też oczywiście filozofii głównego bohatera, która to, co by nie powiedzieć, ma w sobie coś z bardzo pokrętnej, ale jednak mimo wszystko, logiki...
Pokaźna ilość opowiadań sprawia, że każdy czytelnik znajdzie wśród z nich te, które porwą i oczarują go są w szczególny sposób. Dla jednych będą nimi opowieści o jak najbardziej fantastycznym charakterze, czyli podróże w czasie, wizyty kosmitów, zmagania z demonami, czy też spotkania z alternatywnymi wersjami Jakuba...; dla innych historie o codzienności, a więc kolejne próby oszukania państwa, walka ze znienawidzonym rodem Bardaków oraz prosperujący doskonale proceder produkcji najmocniejszego bimbru w okolicy; zaś jeszcze innych czytelników zachwycą opowiadania odnoszące się do przeszłości głównego bohatera i jego kompana, które to potrafią nas sobą nie tylko rozśmieszyć, ale i nawet naprawdę wzruszyć... Jedno jest pewne - jest w czym wybierać!
Raz jeszcze zachwyca nas tu oczywiście kreacja głównych bohaterów, jak i też miejsca akcji tej książki. Najważniejszą parę postaci tworzą oczywiście Jakub i jego kompan Semen Korczaszko, którzy nierzadko razem mieszkają, prawie zawsze wspólnie piją samogon, jak i dzielnie ramię w ramię walczą z przeciwnościami losu, jakie stają na ich drodze. I mimo faktu, że to już 9 tom cyklu, to wciąż zdumiewa mnie fakt, że tak odpychający i antypatyczni bohaterowie, budzą w nas jak najcieplejsze odczucia. Lubimy ich, darzymy sympatią, kibicujemy w ich szalonych eskapadach i - o zgrozo, w coraz większym stopniu rozumiemy ich specyficzną logikę myślenia;) Nie inaczej ma się rzecz z obrazem miejsca akcji tej książki, czyli leżącym nieopodal Wojsławic - Starym Majdanem na czele, ale też innymi krajami i światami, do jakich trafiają nasi bohaterowie. To połączenie wiejskiej rzeczywistości z tym, co wymyka się ramom racjonalizmu - czyli uwielbiana przez nas codzienność Wędrowycza.
Spotkanie z tą książką potwierdza fakt, że Andrzej Pilipiuk wciąż ma pomysł, cierpliwość i chęć na obcowanie z Jakubem Wędrowyczem. Świadczy o tym fabuła tych kilkunastu opowiadań, która jest ciekawą, barwną i oferującą nam przednią zabawę. Oczywiście, tu i ówdzie zdarzają się pewne powtórzenia, nawiązania do tego co było i pomysły, które już poznaliśmy, ale w przypadku tak rozbudowanego i tak długo trwającego cyklu, wydaje się być to czymś zupełnie naturalnym. Jednocześnie nie przeszkadza to w niczym, by cieszyć się tą lekturą, czerpać radość z ponownego spotkania z jej bohaterami i rozkoszować kolejną wyprawą do tego niezwykłego, literackiego świata...
Podsumowując - książka "Karpie bijem", to gwarancja znakomitej, czytelniczej rozrywki, której to grzechem byłoby sobie odmówienie. Wierni miłośnicy cyklu z pewnością będą w pełni usatysfakcjonowani tym spotkaniem, ale jednocześnie polecam tą powieść również i tym czytelnikom, którzy dotąd nie mieli okazji poznania barwnego życia Jakuba Wędrowycza, gdyż jedną z największych zalet tej serii jest to, że można zasiąść do jej lektury w dowolnym momencie i rozpoczynając tę znajomość od dowolnego tomu. Polecam - naprawdę warto!