Lirr i Raiden muszą uciekać z Ysborga nie tylko przed gniewem jego władczyni, ale również przed podążającymi ich tropem bezwzględnymi Łowcami Mocy. Wiedząc, że Maeve nie spocznie dopóki nie zemści się na nich, dwójka zbiegów postanawia poszukać schronienia na brzegach mitycznego Jeziora Cieni.
Odnajdą tam jednak duchy przeszłości, które mogą zmienić wszystko, co dotąd o sobie wiedzieli i wszystko, co kiedykolwiek do siebie czuli.
Nadchodzi czas walki z własnymi demonami!
Nadchodzi czas próby wśród zwodniczych cieni!
Krucze przeznaczenie zaczyna się wypełniać!
Wydawnictwo: Inanna
Data wydania: 2019-04-30
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 425
Język oryginału: polski
„Jezioro cieni” zaczęłam jakiś czas temu i miałam przeczytane 4 rozdziały, ale odłożyłam, nie dlatego, że jest zła, tak po prostu wyszło. W ramach postanowienia, że biorę się za zaległości, wzięłam ją do ręki o 20:00, a o 23:00 przewróciłam ostatnią stronę. Dawno nie przeczytałam książki tak szybko! A nie należy ona do najcieńszych.
Lirr i Raiden muszą uciekać z Ysborga nie tylko przed gniewem jego władczyni, ale również przed podążającymi ich tropem bezwzględnymi Łowcami Mocy. Wiedząc, że Maeve nie spocznie, dopóki nie zemści się na nich, dwójka zbiegów postanawia poszukać schronienia na brzegach mitycznego Jeziora Cieni.
Nadal nie polubiłam Lirr, choć już mnie tak bardzo nie irytuje i jestem w stanie zrozumieć jej pewne zachowania, a nawet wybaczyć. Zrobiła postęp i to się chwali. Podróż z Raidenem obfituje w sytuacje niebezpieczne, w których pierwsze skrzypce gra magia, nadnaturalne istoty oraz pewien żywioł, nad którym nie ma kontroli, coś, czego z taką intensywnością doświadcza się raz w życiu. Jednak „Jezioro Cieni” to przede wszystkim kolejny etap odnajdywania przez Lirr własnej tożsamości i nauka panowania nad jej mocą, a także próba siły więzi, jaka łączy ją z Raidenem. Czym jest? Być może odpowiedź na to pytanie znajdą właśnie w jeziorze, w którym zatopione są dusze.
W tej części spotykamy również innych magów, członków tajemniczego Kręgu, z którego Raiden został jakiś czas temu wykluczony. Kto mówi prawdę, a kto, manipulując, chce coś ugrać dla siebie? To dość trudna kwestia i nawet ja nie mogłam jasno określić się po którejś ze stron. „Jezioro Cieni” to świetnie napisana powieść, Maria Zdybska ma wszystko przemyślane, a jednak nie można jej odmówić fantazji. Ten tom zdecydowanie mnie kupił i z niecierpliwością czekam co dalej z Kruczym sercem!
Lirrian i Raiden muszą uciekać z Ysborga nie tylko przed gniewem Maeve, władczyni Ysborga, ale również przed podążającymi ich tropem Łowcami Mocy. Wiedząc, że władczyni nie spocznie dopóki się na nich nie zemści, Ren i Lirr postanawiają poszukać schronienia na brzegach mitycznego Jeziora Cieni.
Na drodze bohaterów nie stoi łatwe wyzwanie. Po drodze spotykają wiele niebezpieczeństw, ale czy na brzegach Jeziora Cieni będą bezpieczni? Czy zostaną przyjęci? Czy uda im się do niego dotrzeć?
Elirrianoi musi wreszcie zrozumieć, co tak naprawdę czuje do maga. Nienawidzi go? A może, jednak go kocha? Ich więź nie ułatwia jej tego zadania. Nie rozumie swoich uczuć względem tego „okropnego maga”.
Powieść opowiada o przeznaczeniu i więzi silniejszej niż miłość i śmierć. Los zetknął drogi Lirrian i Raidena i od tamtej pory są na siebie skazani. Potrzebują się nawzajem tylko co z tego wszystkiego wyniknie?
„Jezioro Cieni” jest drugim tomem serii „Krucze serce”. Jestem po prostu zachwycona powieścią i nie mogę się doczekać trzeciej części, ponieważ autorka zakończyła powieść po prostu w najgorszym z możliwych momentów. Powieść należy do gatunku fantasy. Maria Zdybska pisze przyjemnym, lekkim stylem pisania, który łatwo się czyta. Powieść ma zaledwie 434 strony, więc bardzo szybko ją pochłonęłam. Ciężko było mi się oderwać od powieści. Na pewno bohaterowie książki zostaną w mojej pamięci na bardzo długi czas.
Powieść opowiada o tym, jak niewielka jest granica pomiędzy miłością, a nienawiścią. Maria Zdybska zabiera nas w podróż przepełnioną magią i elektryzującą dawką emocji.
Powieść przepełniona jest mnóstwem magii, niebezpieczeństw, przygód i zdecydowanie solidną dawką emocji. W świecie stworzonym przez Marię Zdybską idzie bardzo łatwo się zakochać. Naprawdę gorąco polecam. Jestem nie tylko oczarowana, ale i zachwycona.
Pierwsza część serii również ogromnie mnie zachwyciła. Uważam, że autorka ma niesamowity talent. Idealnie trafiła w mój gust. Jestem po prostu zakochana w tej serii i nie mam pojęcia, jak wytrzymam do następnej części. Jak zwykle w mojej głowie pojawi się milion możliwości i zapewne nawet nie będę bliska tego, co wymyśli autorka. Jednak nie jestem zakochana tylko w treści. Okładka książki również ogromnie mi się podoba.
Miałam wiele wątpliwości zaczynając tą serię, jednak Maria Zdybska bardzo szybko zmieniła moje zdanie. Zakochałam się już po pierwszych stronach. Mogę szczerze powiedzieć, że są to jedne z najlepszych książek jakie czytałam. Długo czekałam, żeby wreszcie móc przeczytać „Jezioro Cieni” i ani trochę się nie zawiodłam, jestem jedynie nienasycona i czekam z ogromną niecierpliwością na następny tom.
Przeszłość. Można mieć z nią różne doświadczenia. Dla jednych ludzi jest skarbnicą wielu wspaniałych chwil. Z przyjemnością do niej wracają, aby powspominać dawne dzieje z łezką w oku lub próbując odtworzyć dane sceny z życia. Dla innych zaś stanowi temat tabu. Żyjący dniem dzisiejszym, nie uznają jej. Wolą nie rozpamiętywać, skupiając się na tym, co jest tu i teraz. Przeszłość może również malować się w ciemnych barwach, przenikających do teraźniejszości. Tłamsi, nie pozwala wziąć głębszego oddechu, jest niczym cichy morderca. Rozdrapywane rany są w stanie zmusić do zamknięcia się w sobie.
A co, jeśli jest ona dla kogoś całkowicie nieznana?
ALE ICH KRĘCĄ TAJEMNICZE MIEJSCA
Kiedy już myślałam, że w poprzednim tomie bohaterowie biją rekord w ilości zrobionych kroków w krótkim czasie, tak w „Jeziorze Cieni” jeszcze bardziej zaszaleli. Wręcz nie mogli usiedzieć w miejscu! Ale nie ma w tym nic dziwnego – w końcu Lirr oraz Raiden byli zmuszeni uciekać przed bezwzględną królową Ysborga i jej potężnym sojusznikiem, gdzie schwytanie nie mogło skończyć się dla nich dobrze. Dzielnie podążałam za nimi, mając wyraźny podgląd na ich kolejne przygody. A te nie zawsze można było uznać za bezpieczne! Połączona ze sobą w magiczny sposób, niemal zmuszona do współpracy dwójka co rusz wpadała w tarapaty. Nieraz myślałam, że nie może zdarzyć się nic znacznie gorszego, wtedy Maria Zdybska pokazywała, w jak ogromnym błędzie się znajdowałam. Akcja pędziła na łeb, na szyję. Fale różnorakich emocji atakowały z impetem, nie przejmując się tym, że człowiek ledwo zipie od nadmiaru wrażeń. Nawet zdarzało mi się rozmyślać, czy aby na pewno Lirr oraz Raiden dotrą bezpiecznie do upragnionego celu!
Oprócz licznych dramatycznych zdarzeń znalazło się również miejsce na sporą porcję ciekawych, wywołujących szeroki uśmiech rozmów, podczas których więź między tą dwójką raz się wzmacniała, a raz wiało od nich krystalicznym chłodem. Pojawiło się również o wiele więcej magii, gdzie ta – nie zawsze dająca się ujarzmić – wprowadzała niemały zamęt. Nie inaczej było z tajemnicami spowijającymi bohaterów. Żeby je odkryć, trzeba było być niezwykle cierpliwym! Pojawiła się również szansa lepszego wniknięcia w stworzoną przez autorkę krainę. Malownicze, zapierające dech krajobrazy płynnie mieszające się z wywołującymi dreszcze niebezpiecznymi rejonami zachwycały, równocześnie wzbudzając niepokój. Jednakże to zdarzenia związane z tytułowym Jeziorem Cieni najbardziej wzbudziły moją czujność.
Jak wcześniej miałam się na baczności, uważając na każdy szczegół tej fantastycznej układanki, tak przy nich trzeba było podwoić, a nawet potroić dawkę skupienia. Do końca nie wiedziałam, co tutaj jest brutalną prawdą, a co wyrafinowanym kłamstwem. Nikomu (i niczemu) nie można było ufać. W sumie, autorce też nie powinno się już ufać, bo to, co ona zrobiła... Marysiu, jak mogłaś uczynić coś tak brutalnego? Jak śmiałaś sprawić, że tekst rozmazywał mi się przed oczami, bo nie mogłam nadążyć z potokiem łez, uparcie zalewających moją twarz? NO JAK? Wiem, że dzięki temu podsycasz apetyt czytelników na więcej, ale czy ty jesteś poważna? Jesteś z siebie dumna? Ile jeszcze zadam tutaj pytań, aby pokazać, jak bardzo mnie to zabolało?
JAK ONI ZDOŁALI SIĘ NIE POZABIJAĆ?
Lirr... Chociaż dalej uwielbiała rzucać na prawo i lewo swoimi ulubionymi, oryginalnymi przekleństwami, dało się wyraźnie zauważyć, że nieco przystopowała. Coraz częściej okazywała swój gniew na zupełnie inne sposoby. Nie zmieniało to jednak faktu, że jej ognisty temperament pozostawał bez zmian. Dalej nie dawała sobie w kaszę dmuchać! Aczkolwiek niepewność związana z zamgloną przeszłością wyraźnie dawała jej się we znaki. Dziewczyna z całych sił pragnęła odkryć, kim tak właściwie jest. Sama nie wiedziała, co ma o sobie właściwie myśleć. Do tego dochodziły jeszcze niezrozumiałe uczucia, wprowadzające jeszcze większy chaos w jej głowie. Co zaś się tyczy Raidena... ten – tradycyjnie – był w niesamowitej formie. Nadal sypał ciętymi tekstami, odczuwając niemal chorą satysfakcję z tego, kiedy ta dawała się podpuścić, wyraźnie pokazując swoje niezadowolenie. Tylko tym razem – wreszcie – mogłam odkryć powód jego wrednego zachowania. Poznałam jego prawdziwe oblicze. Odkryłam, że za tym wszystkim kryje się wiele bólu, wiele niewiadomych, przez co otoczył się takim, a nie innym murem. Taka postawa pozwalała mu uwierzyć w to, że panuje nad swoim życiem, gdzie nikt i nic nie będą w stanie podciąć mu nóg. Pozornie różni, łączyło ich wiele. Choć próbowali temu zaprzeczyć, byli dla siebie wzajemną podporą, niosącą nadzieję na lepsze jutro.
Jeżeli miałabym wybrać, który z drugoplanowych bohaterów zasługuje na większą uwagę, bez mrugnięcia okiem wskazałabym optymistycznie nastawionego do świata, lubiącego poflirtować sobie z przystojnymi mężczyznami Mikko. Przyjaciel Lirr (znacznie lepszy od Caela!) dobitnie udowodnił, że dziewczyna zawsze może na niego liczyć, niezależnie od poziomu zagrożenia. Stanowczo stał po jej stronie, nie bojąc się magii, jaka otaczała dwójkę powiązanych ze sobą banitów. Natomiast, gdyby pozwolono mi wtargnąć w fabułę, na pewno mieszkańcom pewnego miejsca mocno by się oberwało. Możliwe, że nie wyszłabym z tego cało, ale chęć dogryzienia im, wykrzyczenia ich arogancji, zadufania w sobie by nade mną zwyciężyła. Pragnęłam ukarać to zadzierające nosy towarzystwo za snucie perfidnych intryg, których tragiczne skutki były im zdecydowanie na rękę...
Żeby nie było, że zawsze na początek wystawiam piękną laurkę, kiedy tylko przechodzę do autora, postawię zacząć od wymierzenia batów. Maria Zdybska ma to do siebie, że jest uparta. Jak się na coś zaweźmie, to nie da rady wyperswadować jej tego z głowy. Do czego biję? Do powtórzeń charakterystycznych cech poszczególnych bohaterów. Jak w „Wyspie Mgieł” przypominała o żyjącej własnym życiem czuprynie Lirr, tak tutaj najmocniej rzucały mi się wzmianki o uśmieszku Raidena (nie dorobił się przez to zmarszczek mimicznych?) i o łabędziej szyi jednej z kobiet, co było drobnym utrapieniem. Wystarczyło raz o tym wspomnieć, bym to zapamiętała, drugi raz, abym uznała, że mocniej utrwalę sobie tę informację, by później wiedzieć, że to akurat ona się pałęta. Kolejne razy dostarczyły już występ muzyczny, wykonany przez zespół „Zgrzytanie Zębami”. Dobrze, starczy tego batożenia demonicznymi widłami. W końcu trzeba przejść do tej przyjemniejszej części.
Maria Zdybska ponownie oczarowała mnie wykreowanym przez siebie światem. Zręcznie manewrowała słowami, by te, łącząc się w magiczną całość, ofiarowały mi wciągającą historię. I to tak pochłaniającą, że wystarczyła doba, abym poznała dalsze losy Lirr. Dosłownie nie umiałam się oderwać, byle tylko jak najszybciej odkryć, co takiego autorka wymyśliła. Podobało mi się również to, że wprowadziła wątek, gdzie pokazała, że nie można obdarzać zaufaniem każdego, kto wyciąga do nas pomocną dłoń, bo nigdy nie wiadomo, czy czasem nie chwyci naszej ręki, aby pociągnąć nas w ogień. Trzeba z rozwagą zawierać znajomości, by później tego gorzko nie żałować.
Podsumowując. Powiadają bowiem, że kontynuacje bywają słabsze od poprzednich części. Że autorzy osiadają na laurach i poziom drastycznie spada, przez co czuje się spory niedosyt. Uspokajam – „Jezioro Cieni” uniknęło słynnej klątwy, dzięki czemu nadal można rozkoszować się niesamowitą, pełną magii, tajemnic i sporych wrażeń przygodą dwójki charakternych bohaterów. Popłyńcie ponownie na szerokie wody z Lirr i Raidenem, pozwalając poprowadzić się w najdalsze zakątki wyobraźni Marii Zdybskiej. Gwarantuję, że nie będziecie się nudzić!
Pierwszy tom zawładnął mną całkowicie, więc drugi czytałam już w klasycznej wersji. Zaraz zabieram się za trzeci, bo nie wytrzymam dłużej w niepewności. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji spotkać się z Lirr i Raidenem, to koniecznie musicie nadrobić zaległości ?
Tom pierwszy bardzo mi się podobał, jednak ten już nie tak bardzo. Książka jest dość gruba, ale tak na dobrą sprawę to nic ciekawego się w niej nie działo. Dopiero pod koniec fabuła mnie wciągnęła. Może kolejna część bardziej mi się spodoba.
Mury Irkalli drżą. Inanna, sumeryjska bogini miłości i wojny, przez wieki znana była pod wieloma imionami. Teraz usiłuje żyć jak zwykła śmiertelniczka...
FINAŁ TRYLOGII KRUCZE SERCEJeśli spadasz wystarczająco długo, zaczynasz się czuć, jakbyś latał.Lirr straciła wszystko, poza obietnicą zemsty na siedmiu...
Przeczytane:2019-10-06, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku, Egzemplarz recenzencki,
Po przeczytaniu pierwszego tomu, wiedziałam, że będę koniecznie musiała poznać kolejny. Tylko, że wciąż brakowało mi na to czasu. No, ale w końcu się udało! Mam lekturę już za sobą i muszę powiedzieć, że jestem jeszcze bardziej zachwycona jak przy pierwszym tomie. Maria Zdybska stworzyła niesamowitą historię, która wciąga w swój świat już od pierwszych stron i nie odpuszcza aż do ostatniej.
Lirr i Ren są w ciągłej podróży. Uciekają przed Łowcami Mocy, którym dość sprawnie idzie ich tropienie. W podróży towarzyszy im Kruk. Napotykają się na różne niebezpieczeństwa, ale jedno o drugie troszczy się z niezwykłą intensywnością. Choć ciągle przekomarzają się w swoich słownych potyczkach (które uwielbiam), to ewidentnie widać, że jedno drugiemu nie jest obce. Jezioro Cieni do którego zmierzają nie okaże się jednak dla nich łaskawe. A to z czym przyjdzie im się tam zmierzyć, zaskoczy nawet ich samych.
„ – Widzisz… magia jest jak potężna trucizna, która zwalcza wszelkie inne. Pewnego dnia jej jad zaczyna krążyć w twoich żyłach, poruszać twoim sercem, a po pewnym czasie nie możesz żyć bez jej słodkiego bólu. Nie pamiętasz już czasów bycia zwykłym człowiekiem. Nie chcesz ich pamiętać.”
Autorka w swojej powieści serwuje nam ogrom przygód, intryg i zaciekawienia, skutecznie sprawiając, że trudno oderwać nam się od lektury. Tutaj ciągle coś się dzieje, jedno zdarzenie goni kolejne, a my nie mamy chwili na wytchnienie. Zresztą tak samo jak i nasi bohaterzy, którzy ciągle muszą uciekać. Dwójka naszych głównych bohaterów to niezwykle ciekawe postacie. Raiden jest uparty w swoich postanowieniach i zawsze osiąga to czego chce. Natomiast Lirr przeszła niezwykłą metamorfozę od czasu pierwszego tomu. Stała się dojrzalsza, nie postępuje już tak pochopnie jak kiedyś, stara się wszystko dokładnie przemyśleć. Oczywiście nie zawsze jej się to udaje, ale w końcu każdy uczy się na własnych błędach.
Powieść momentami rozbawiała mnie niemalże do łez, te słowne starcia pomiędzy Lirr i Renem potrafiły być zabawne. I to właśnie w nich polubiłam najbardziej. Ale wiecie, że „kto się czubi, ten się lubi”, prawda? Ale były również momenty pełne napięcia, a nawet i grozy. Maria Zdybska z niezwykłą lekkością manipuluje uczuciami czytelnika, sprawiając, że momentami włos jeżył mi się na ręce. Całość stanowi jedną wielką spójność, która zachwyca czytelnika niemalże w każdym calu. Do tego malowniczy obraz opisywanych miejsc dodaje tej pozycji jeszcze większego smaczku. Ja jestem zachwycona i jedyne za co mam „pretensje” do autorki to za te zakończenie, jak mam teraz iść spokojnie spać? Rozumiem, że autorka uczy nas cierpliwości, ale to są dla nas niezwykłe tortury, by doczekać się kolejnego tomu i poznać dalsze losy.
Pomiędzy Lirrian i Reidenem ewidentnie wisi w powietrzu jakieś uczucie. Tylko, że jedno z drugim (a zwłaszcza Lirr) się przed nim wzbraniają. Ale serca nie da się oszukać. Z tym, że czy można zaufać komuś, kto pragnie odzyskać samego siebie? Czy magia zbliży ich do siebie? A może poróżni?
„- Życie jest tu i teraz – rzucił przed siebie, jakby te słowa nawet nie były do niej skierowane – a przyszłość może być taka, jak zechcesz. Nieważne, skąd pochodzisz, kim byłaś kiedyś. Ważne, że śmierć dała ci jeszcze jedną szansę. Przestań tylko w końcu oglądać się wstecz.”
"Jezioro Cieni" to powieść od której czytelnik nie, że nie może, lecz on się po prostu nie chce od niej oderwać. Ta historia jest pełna wartkiej akcji, ciekawych zwrotów i dwójki postaci, od których emocje biją na kilometr. To trzeba przeczytać! Gorąco polecam!