Brianna i Colleen O’Leary wiedzą, że ich ojciec – irlandzki imigrant osiadły w Stanach Zjednoczonych – oczekuje, że dobrze wyda za mąż swoje córki. W ostatnim czasie naciska na nie coraz mocniej, insynuując wręcz, że przyszłość ich stadniny na Long Island, zwanej Irlandzkimi Łąkami, zależy od tego, czy znajdą bogatych mężów. Jednakże obie siostry mają inne wizje na przyszłość.
Brianna, cicha i bystra, marzy o college’u. Tymczasem, pełna życia Colleen byłaby nawet chętna na zamążpójście – o ile tylko kandydat ojca spełni jej wygórowane wymagania. Kiedy po ukończeniu studiów z przedsiębiorczości do domu wraca Gilbert Whelan, dawny stajenny, a w ramach praktyk seminaryjnych przybywa Rylan Montgomery, daleki krewny rodziny, komplikują się wszystkie plany.
Ze względu na niesprzyjające okoliczności farma zbliża się na skraj bankructwa, a James staje się coraz bardziej zdesperowany. Obie siostry będą potrzebowały wykazać się nie lada odwagą, by nie stać się pionkami w strategicznej grze ojca i móc podążać za własnymi pragnieniami. Ale nawet jeśli uda im się przeciwstawić tacie, to czy spełnienie marzeń na pewno będzie możliwe?
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 2016-09-19
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 400
Ja, miłośniczka powieści obyczajowych, a wśród nich także sag rodzinnych nie musiałam się zbyt długo zastanawiać nad sięgnięciem po „Irlandzkie łąki” – pierwszą część trylogii zatytułowanej „Mieć odwagę, by marzyć”. Autorka powieści – Susan Anne Mason po wielu latach prób i przygotowań wydała pierwszą powieść i spełniła tym samym swoje ogromne marzenie. Książka jest więc debiutem autorskim, swego rodzaju preludium do całej późniejszej twórczości pani Mason, co stanowi dla mnie dodatkową zachętę. Opowieść porusza wiele życiowych problemów, także dylematów moralnych, spraw trudnych i nietypowych, które moim zdaniem są najlepszą stroną tej historii.
Autorka i jej bohaterowie – sympatyczna rodzina O’Leary zaprasza nas, czytelników, na swoją farmę o nazwie Irlandzkie Łąki znajdującą się na Long Island w Stanach Zjednoczonych. To tutaj od dość dawna hoduje się konie i szkoli je do wyścigów. Jest rok 1911 i nad biznesem od pewnego czasu gromadzą się czarne chmury. Stadnina stoi na skraju bankructwa, a jej obecny właściciel i zarządca, ojciec rodziny – James O’Leary swoimi konserwatywnymi metodami nie potrafi wydostać firmy z kryzysu. Jego apodyktyczny charakter i średniowieczne metody działania doprowadzają do rozdźwięku w rodzinie, buntu i piętrzenia problemów. A dorosłe już córki Brianna i Colleen chciałyby być wreszcie docenione przez ojca, zauważone oraz przede wszystkim pragnęłyby móc mieć własne zdanie co do swojej przyszłości… Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy do Irlandzkich łąk powraca po dłuższej nieobecności Gilbert Whelan – wychowywany przez rodzinę osierocony chłopak oraz Rylan Montgomery – kleryk, daleki kuzyn odbywający praktyki w tutejszej parafii.
Przyznacie, że fabuła powieści zapowiada się dość ciekawie, a intrygujących wydarzeń nie brakuje. Jednakże od pierwszych stron styl pisarski autorki wydał mi się bardzo schematyczny. Brakowało mi opisów wprowadzających w klimat opowieści, jakiegoś kolorytu, malowania słowem. Jestem przekonana, że Irlandzkie Łąki, w których w przeważającej większości toczy się akcja, mają swój urok, piękno otaczającego krajobrazu i najbliższej okolicy. Przez moment zastanawiałam się, czy to przypadkiem nie wina przekładu, ale niestety nie miałam dostępu do książki w oryginale. Na szczęście w miarę rozwoju wydarzeń ten aspekt schodzi jakby na dalszy plan i w końcu zupełnie przestałam zwracać na niego uwagę. Tym bardziej, że autorka pisze ciekawie i zajmująco o coraz bardziej skomplikowanej codzienności swoich bohaterów.
Pani Susan określa swoją powieść jako romans okraszony wiarą. I choć cenię sobie opowieści przesycone religijnością, w których bohaterowie kierują swoje myśli do Stwórcy, szukają wsparcia w Niebiosach i starają się żyć zgodnie z prawidłami wiary, w tej powieści trochę mnie to męczyło. Zbyt dużo patosu, który przytłacza, a sama istota modlitwy, która powinna być w takiej opowieści czymś naturalnym, wygląda sztucznie.
Mimo tych wszystkich niedoskonałości książkę nieźle się czyta. Autorka potrafi zainteresować i zaintrygować czytelnika kolejnymi wydarzeniami. Akcja biegnie dość wartko, nie ma dłużyzn i nudy. Jest to całkiem niezły debiut. Ciekawa jestem, jak potoczą się dalsze losy bohaterów „Irlandzkich łąk” i jakie będą moje odczucia po lekturze kolejnej części. Myślę, że niebawem skuszę się na tom drugi zatytułowany „Szlachetne serce”.
Polecam.
Były takie czasy, kiedy miłość stanowiła jedyne dodatek. By poznać mężczyznę, nie wystarczyło wyjść z domu lub włączyć Internet. Kiedy randki nie odbywały się za zamkniętymi drzwiami, a nawet największe uczucie nie mogło przerodzić się w małżeństwo bez zgody rodziców. Straszne? Owszem, ale jakie... romantyczne!
Irlandzkie łąki to wspaniałe miejsce. Piękne tereny, ogromna farma i jedna z bardziej cenionych stadnin w kraju. Wszystko to... wisi na włosku. Właśnie dlatego jej założyciel, irlandzkich imigrant, pokłada wielkie nadzieje w swoich dzieciach. Snuje nie tylko plany dotyczące zamążpójścia swoich córek, ale również Gilberta, chłopaka, którym opiekował się po śmierci jego rodziców. I te plany nie mają nic wspólnego z tym, o czym marzą jego dzieci. Ani miłość, ani brak sympatii nie są dla niego przeszkodą, by zaaranżować odpowiednie związki. Pieniądze za wszelką cenę? Jak najbardziej. Tymczasem Brianna skrycie kocha się w Gilbercie, nie marzy jednak o ślubie, a o... studiach. Colleen co prawda uwielbia miłostki, ale nie w głowie jej poważny związek. Za to Gilbert, który właśnie przyjechał do rezydencji, wiąż myśli o dniu, kiedy będzie mógł ją opuścić. Czy Irlandzkie łąki pozostaną miejsce niosącym szczęście? A może dostarczą wyłącznie rozczarowań i złamanych serc?
Kiedy zaczynałam czytać tę powieść, nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie jestem szczególną miłośniczką historii. By taka książka mnie zainteresowała, musi być bardzo dobra. I całe szczęście... tak właśnie było.
Moje pierwsze skojarzenie, to Duma i uprzedzenie. Dość podobny klimat, nawiązania do ograniczeń w społeczeństwie i ról towarzyskich. Świetnie przedstawiono świat konwenansów czy tradycje związane z zaręczynami. Historia w tej powieści stanowi ciekawe tło, nie ma jednak odwołań do znaczących wydarzeń, dzięki czemu nie czujemy się jak na szkolnej lekcji.
Wątkiem przewodnim jest oczywiście miłość. Ale nie byle jaka, raz gwałtowna, raz dojrzewająca, czasem bardzo skryte. Zawsze jednak niesamowicie romantyczna. W Irlandzkich łąkach uczucie ma wiele twarzy i za każdym razem wygląda inaczej. W zależności od tego, kto kocha i na jakim etapie życia jest, zupełnie inaczej postrzega swoje emocje. Nadaje to całości nie tylko wyraźny rys subiektywności, ale również pewną nieprzewidywalność. Skłamałabym mówiąc, że zakończenie jest zaskakujące. Nie, już na początku, po przedstawieniu wszystkich bohaterów, utworzyłam sobie miłosny finał. Nie myliłam się w niczym i co więcej, byłam niesamowicie zadowolona z takiego rozwiązania. Dla utrzymania mojej ciekawości wystarczyły liczne zawirowania, które miały miejsce w międzyczasie.
Ogromnym plusem jest spora ilość głównych bohaterów. Każdy z nich jest inny, na swój sposób sympatyczny i ciekawy. Relacje między nimi są zagmatwane, co dodatkowo nadaje fabule pikanterii. Może drobnym minusem jest fakt, że tak naprawdę brak czarnych charakterów. Nawet osoby, które na początku robią złe wrażenie, po jakimś czasie podbijają serce czytelnika. Zwróciłam uwagę, że jedno z dzieci posiadacza ziemskiego, praktycznie nie występuje w powieści. I można by to było uznać za wadę, gdyby nie to, że stanie się samodzielnym bohaterem drugiego tomu. Gdy tylko o tym przeczytałam, od razu zapisałam sobie kolejną pozycję na mojej czytelniczej liście.
Zakochałam się również w okładce. Jest wprost prześliczna, nie sposób przejść obok niej obojętnie i chociaż wiem, że tak nie należy oceniać książek... przyznajcie sami, czy już sam jej wygląd nie budzi w Was pozytywnych emocji?
Irlandzkie łąki to świetna powieść! Wspaniały klimat, pomysłowa fabuła, wciągające intrygi i magiczna atmosfera sprawiają, że nie sposób oderwać się od czytania. Ostrzegam! Nie sposób przeczytać tylko kilka stron. Za każdym razem „pochłaniałam” ich co najmniej kilkadziesiąt. To również porywająca, wielowątkowa opowieść o miłości, dojrzewaniu, marzeniach oraz szacunku wobec rodziców i religii. Uważasz, że Twój związek ma cały czas pod górę? Daj się porwać Irlandzkim łąką i czasom, kiedy jedno „nie” ojca, mogła przekreślić całą przyszłość.
I może los Brianny i Colleen byłby przesądzony gdyby na farmie Jamesa nie pojawiło się dwóch młodych mężczyzn. - dawny stajenny Gilbert oraz kleryk Ryan Montgomery, którzy wprowadzają do równania głowy rodziny O'Learych nowe zmienne, niewątpliwie mogące wpłynąć na jego wynik. Ale czy lojalność i powołanie mają szanse wygrać z miłością i argumentami serca?
Autorka zabiera czytelnika do Long Island w Nowym Jorku z 1911 roku i pozwala mu poczuć atmosferę tamtych czasów. Maluje bardzo plastyczne obrazy i w interesujący sposób łączy fikcję literacką z prawdziwymi wydarzeniami, ukazując ich bezpośredni lub pośredni wpływ na życie bohaterów. Postawa Jamesa O’Learego może budzić negatywne odczucia, ale z drugiej strony jeżeli popatrzymy na jego działania przez pryzmat historii i uświadomimy sobie, że na początku XX wieku Stany Zjednoczone wcale nie były przychylne irlandzkim imigrantom, a wręcz przeciwnie - gardziły nimi, to dostrzeżemy w jego zachowaniu sporo racji. Okazuje się, że droga od ubóstwa i dyskryminacji do stabilizacji finansowej i szacunku sąsiadów nie tylko hartuje, ale również sprawia, że człowiek zrobi wiele by nie zjechać w dół po drabinie hierarchii społecznej. Jestem pod wrażeniem pomysłu autorki na fabułę powieści i jego realizację. Okazuje się, że w nieskomplikowanej opowieści można dotknąć bardzo delikatnej materii i przemycić wiele ważnych informacji, które niewątpliwie prowokują czytelnika do refleksji i przemyśleń. Nie mam również zastrzeżeń do kreacji bohaterów, którzy nie tylko wykazują się charakterem, czasem nawet wyprzedzając swoją epokę, ale przede wszystkim oprócz zalet mają również wady, popełniają błędy i zdarza się im źle ocenić sytuację. Postacie niewątpliwie tworzą plejadę osobowości, a ich wzajemne rekcje wcale nie są takie proste jakby mogło wydawać się na pierwszy rzut oka. „Irlandzkie Łąki” to fascynująca opowieść o wielu odcieniach miłości, dojrzewaniu, wewnętrznych konfliktach, dokonywaniu trudnych wyborów, przebaczeniu i życiu, które nie zawsze układa się po myśli człowieka. Dwie nieprzeciętne kobiety, dwóch zakochanych mężczyzn i wyboista droga do szczęścia. Romans historyczny z subtelnie wplecionym wątkiem wiary niewątpliwie dodającym powieści wiarygodności, ponieważ w przedstawionych czasach stosunek ludzi do religii i wiary był zupełnie inny niż obecnie. Jeżeli lubicie wycieczki do przeszłości w ciekawym oraz nietuzinkowym towarzystwie i nie straszne wam dawne obyczaje czy realia, to powinniście odwiedzić „Irlandzkie Łąki”. Myślę, że ta publikacja sprawi dużo przyjemności nie tylko wielbicielom gatunku, ale również każdemu, kto oczekuje od literatury więcej niż przyjemna rozrywka i miłe spędzanie czasu. Polecam.Pełne przepychu życie Isabelle Wardrop całkowicie się rozpadło. W ciągu pół roku kobieta traci rodziców, majątek i dom. Nie mając dokąd iść, razem z młodszą...
Quinten Aspinall pragnie spełnić obietnicę daną zmarłemu ojcu. Udaje się więc do Kanady, by odszukać rodzeństwo, wysłane do niewolniczej pracy podczas...