STEPHENIE MEYER, jedna z najciekawszych pisarek ostatnich lat, autorka megabestsellerowego cyklu Zmierzch, który ma miliony fanów na całym świecie, stworzyła pasjonującą, oryginalną i zapadającą w pamięć powieść o potędze miłości oraz istocie człowieczeństwa. INTRUZ, pierwsza jej książka napisana z myślą o dorosłych czytelnikach, opowiada o przyszłości, w której nasz świat został opanowany przez niewidzialnego wroga. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała i wiodą w nich normalne życie. Jedną z ostatnich niezasiedlonych, „dzikich” istot ludzkich jest Melanie. Wpada jednak w ręce wroga, a w jej ciele zostaje umieszczona wyjątkowa dusza o imieniu Wagabunda. Intruz nie spodziewa się, że poprzednia właścicielka ciała będzie stawiać mu tak zażarty opór. Dusza nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce jednak Wagabunda i Melanie stają się sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, którego obie kochają.
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2008-11-14
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 568
Tytuł oryginału: The Host
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Łukasz Witczak
Ilustracje:Claire Artman/Julianna Lee
Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość.
Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu?
Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia?
Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam.
Miłość po prostu jest, albo jej nie ma.
Stephanie Mayer to autorka cieszącej się ogromną popularnoścą Sagi ,,Zmierzch", która również wielki sukces osiągnęła w wersji kinowej. ,,Intruz" to kolejna ciekawa pozycja tej pisarki, także zekranizowana. Jednak film nigdy nie odda tego co znajdziemy w książce. W szczególności ta pozycja literacka o czym warto się przekonać samemu.
,,Intruz" to opowieść o przyszłości, o oblężeniu ziemi przez istoty z kosmosu- zwane duszami. To głęboko poruszająca lektura, która w sposób emocjonalny i nostalgiczny dotyka tematów życia, rodziny, przyjaźni, miłości, dobra i zła. Dusze przejmują ciała ludzi, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Opanowują umysł człowieka, dusza ludzka pomału umiera i w pełni ciało należy do nowego właściciela- przybysza z kosmosu- duszy. Tworzą z pozoru idealny świat, bez zła, nienawiści, przemocy, jednak dzieje się to kosztem ludzi. Jedną z nielicznych osób, których ciało nie zostało przejęte przez duszę jest Melanie. Jednak i ona wpada w ręce wroga i jej ciało przejmuje dusza o imieniu Wagabunda. Jej zadaniem jest odnaleźć ludzi, którym udało się ukryć przed Łowcami. Melanie jednak nie daje za wygraną mimo przejęcia jej ciała walczy z wrogiem. Jej miłość do ukochanego Jareda i tęsknota z bratem powodują, że zdeterminowana nie daje za wygraną. Początkowo Wagabudna i Melanie walczą ze sobą, jednak uczucia Melanie, które codzień zalewają umysł i duszę Wagabundy zmieniają wszystko. Obie zamknięte w jednym ciele wybierają się w podróż przez pustynię w poszukiwaniu ukochanych osób. Dalsze losy dwóch bohaterek zamkniętych w jednej postaci zaskakują i przynoszą czytelnikowi wiele emocji.
Autorka książki Stpehanie Mayer tą pozycją literacką naprawdę może zaskoczyć nawet wytrawnych czytelników. Książkę mimo przeszło pięciuset stron czyta się w mgnieniu oka, wręcz nie można się od niej oderwać. Napisana jest językiem przystępnym dla każdego, z pierwszoosobową narracją, dialogami i szczegółowymi i ciekawymi opisami. Postacie przedstawione przez autorke są barwne i ciekawe, każdą z nich chce się lepiej poznać. W szczególności głowne bohaterki i walka ich dusz w jednym ciele oraz ich wpólne losy budzą skrajne emocje. Autorka porusza wiele tematów z pozoru prostych, codziennych, ale nadaje im ogromną wagę i pozwala nam dostrzec ich istotę. W trakcie czytania historia wzbudza skrajne emocje: złość, smutek, niepewność, ale również radość i szczęście. Mimo opowieści teoretycznie ,,nie z tej ziemi", staje się ona nam bardzo bliska.
Lektura ,,Intruza" daje wiele do myślenia. Mimo, iż jest to książka fantastyczna, dotyka tematyki zupełnie nie fikcyjnej, która uruchamia egzystencjalne pytania. Zmusza nas wręcz do zastanowienia się nad tym co w życiu ważne, jakie wartości powinny nami kierować. Podkreśla istotę i rolę rodziny, przyjaźni i miłości w naszym życiu. Długo po jej przeczytaniu pozostaje w naszej głowie, tak jak Melanie w głowie Wagabundy. Zachęcam więc każdego do przeczytania tej pozycji. Ja napewno jeszcze kiedyś chętnie do niej powrócę.
Nikt mi nie powie, że nie zastanawiał się nad dalszą egzystencją planety. Wielu z nas wyobrażało sobie, iż ludzkość wyginie przez nieustające wojny, naukowcy badają tezy pochłonięcia Ziemi przez samo Słońce czy też Wielkiego Wybuchu, gdy uderzy w nas ogromny meteoryt (czy też coś innego).
Są również domysły, iż naszą planetę zaatakuje epidemia zombie, którzy będą skrzeczeć jak zepsute radio, rzucając się na nas, by zjeść te cudowne mózgi, które są ich pożywieniem (u mnie go nie znajdą, więc jestem bezpieczna). Również były przebłyski informacji, że przejmie nad nami kontrolę inny świat, który podbije wszystkie kontynenty. I to było powodem napisania ,,Intruza".
Melanie jest jednym z nielicznych ludzi, którzy nie zostali przejęci przez obce organizmy. Wraz z bratem i ukochanym walczy o każdy nowy dzień, by nie dać się złapać, ale również czerpać z życia jak najwięcej.
Ale stało się. Melanie zostaje przejęta przez Intruza po swojej próbie samobójczej. Miała ona nadzieję, że to przeszkodzi im w kradzieży nowego ciała, a tym samym odkrycia informacji o istnieniu innych. Jakże ona się myliła.
W jej organizm zostaje wszczepiona dusza imieniem Wagabunda. Ta delikatna istota poznaje nowy świat i pomaga swoim odkryć tajemnice ciała, w którym koegzystuje. Jednak ono jest odporne na jej sposoby zdobycia wiedzy.
Bo Wagabunda nie domyśla się, iż nie jest tam sama.
Wraz z nią nadal jest Melanie, która jest gotowa na wszystko, by tylko ochronić ukochane osoby.
,,Zawsze mi się wydawało, że warunkiem człowieczeństwa jest choćby odrobina współczucia i miłosierdzia."
Kiedyś wiele razy próbowałam przeczytać tę książkę, lecz po dwóch, trzech pierwszych rozdziałach odkładałam ją, by zanieść do biblioteki. Nie umiałam się wczuć w tę historię. Dopiero zwiastun filmowy oraz wielka nagonka na ,,Intruza" spowodowały, że spróbowałam raz jeszcze. I się udało. Książka pochłonęła mnie całkowicie, iż dzisiaj mogę mówić o chorej fascynacji nią. Gdy tylko mogę to sięgam po nią, by raz za razem rozkoszować się tą historią. Ale jakie jest moje zdanie o niej?
Stephenie Meyer poznałam poprzez bestsellerową sagę ,,Zmierzch", która ma tysiące fanów, ale również swoich przeciwników. Osobna historia, gdzie nie ma wampirów podziałała na mnie pozytywnie, gdyż w życiu przydaje się pewna odskocznia.
Akcja rozgrywa się wiele, wiele, wieeele lat później. Cały świat żyje w pokoju, nie ma wojen ani kłótni. Wszyscy są równi wobec siebie, traktują każdego z szacunkiem. Wymazano takie słowa jak: agresja, egoizm, rywalizacja. Taki idealny świat, ale czy na pewno?
Główną narratorką historii jest Wagabunda - dusza, która ma za sobą wiele żyć. Zwiedziła prawie wszystkie planety, dzięki czemu zasługuje na swoje wyjątkowe imię. Nie jest to jednak typ Intruza, który jest waleczny. Wręcz przeciwnie - jej potęgą jest działanie w grupie. Dlatego też, gdy odkrywa w swojej głowie głos prawdziwej właścicielki ciała jest przerażona. To jednak nie przeszkadza jej walczyć z Melanie.
Wanda i Mel to dwa przeciwieństwa, które razem tworzą wspaniały duet. Dusza jest znana ze swojej łagodności, altruizmu oraz rozszerzania swej miłości dookoła, gdy Melanie to osoba waleczna, momentami wredna, sarkastyczna. Wiele je dzieli, lecz gdy przyjrzymy im się bliżej to możemy odnaleźć wspólny mianownik - chęć ochrony ukochanych.
Jak to bywa w książkach dla młodzieży i tutaj znalazło się miejsce na magiczny, wręcz prehistoryczny trójkącik miłosny. Żeby było jeszcze lepiej to mamy go w takim stanie: Wagabunda - Melanie - Jared oraz Wagabunda - Jared - Ian. Brzmi dumnie, czyż nie? Nie. Taka zabawa już praktycznie nikogo nie kręci (mów za siebie!). To jednak dodaje pikanterii historii.
Życie w Jaskini, ukrywanie się w niej jest nieco męczące. Cała akcja praktycznie toczy się między tymi pokrytymi pyłem skałami. Niektórych może to nużyć, gdyż to tak naprawdę odbiera frajdę poznania całkowitego świata Dusz. Poniektóre momenty pokazują go w jakimś świetle, lecz ja z miłą chęcią poznałabym go bliżej. Okay, może na samym początku mam coś dla siebie, ale brakuje tego większego odkrycia. Autorka skupiła się na walce człowieczeństwa, co również jest świetnym odzwierciedleniem tego, co czuje osoba podczas okupacji.
Drugoplanowe osoby wcale nie zostały dodane z powodu zapchania fabuły. Każda z nich wniosła coś świeżego do historii, by nie drążyć jednego i tego samego tematu. Jamie, Jeb, Kyle, Tropicielka. Ich misja została wypełniona.
Tutaj można poprzeć tezę, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a czym bardziej - prawdziwy przyjaciel nie pozwoli ci na to, byś ją poznał. Tak jest właśnie z Melanie i Wagabundą. Ich przywiązanie do siebie nie było tylko w kwestii cielesnej. To było coś znacznie głębszego.
Bardzo mocno się zżyłam z bohaterkami ,,Intruza". Wręcz czułam, że są to moje książkowe przyjaciółki, gdyż odnalazłam między nami wiele podobieństw. Wraz z nimi przeżywałam radość, opłakiwałam stratę bliskich czy też przerażenie, kiedy okazały się wrogiem publicznym w schronieniu Jeba. W końcu Intruz był dla nich śmieciem, którego trzeba zlikwidować, gdyż segregacja istniała, istnieje i dalej będzie istnieć. Dodatkowe podejrzenia, iż jest ona Tropicielką (kto nie czytał - zapraszam do zagłębienia się w lekturze) jeszcze bardziej prowadziły nas do śmiertelnego przerażenia.
Autorka zachowuje swoje lekkie pióro. Może nie wszystkie opisy i dialogi powalają perfekcją, jednak nic nie przeszkadza w rozkoszowaniu się lekturą. Mogę również śmiało powiedzieć, że idzie o krok dalej od ,,Zmierzchu" i to również powoduje, że większość woli tę powieść od tamtej sagi. Stephenie Meyer potrafi poruszyć temat śmierci tak delikatnie, jakby mój umysł smyrały skrzydła motyla. Nie każda książka tak potrafi.
,,Dziękuję, Wando. Siostro. Nigdy cię nie zapomnę.
Bądź szczęśliwa, Mel. Ciesz się życiem. Doceniaj je.
Będę, obiecała.
Żegnaj - pomyślałyśmy obie naraz."
Podsumowując.
W ,,Intruzie" znajdziemy wiele aspektów, które można już dzisiaj obserwować: miłość, nienawiść, walkę o życie, przyjaźń, ból, cierpienie, radość, a co więcej - nadzieję.
Ta książka ma swój urok, ale cóż się dziwić - to Stephenie Meyer. A jakby inaczej!
Serdecznie polecam wszystkim fanom tej autorki, ale również tym, którzy chcą zobaczyć zagładę świata oczami jednej z kobiet.
Któż z nas nie zna pani Stephenie Meyer. Chyba już cały świat słyszał o sadze "Zmierzch". Stała się ona błyskawicznie bestselerem. Jednak oprócz ochów i achów "Zmierzch" budził także zgoła odmienne opinie. Szczerze mówiąc, ja też zaliczam się do tej drugiej grupy. To znaczy teraz, bo kiedy czytając kilka ładnych lat temu sagę też byłam zachwycona. Teraz pewnie euforia zamieniłaby się w rozczarowanie. Zauważyłam, że mam ciut większe oczekiwania w stosunku książek, niż kilka lat wstecz. Dojrzałam ;). To samo tyczy się "Intruza". Też miałam okazję wcześniej przeczytać tę powieść. Postanowiłam ponownie po nią sięgnąć. Tak, wiem, niedługo premiera ekranizacji, ale wypożyczając "Intruza" wcale o tym nie myślałam. Moja ocena tej książki także różni się od tej, jaką dałam kilka lat temu. Ale o tym za chwilę.
Ziemia została opanowana przez istoty z kosmosu. Srebrne dusze przejmują kontrolę nad człowiekiem, czyniąc go swoim żywicielem. Jedna z najsławniejszych dusz, Wagabunda, została umieszczona w ciele Melanie, kobiety, która długi czas ukrywała się i dzielnie udaremniała przejęcie jej ciała. Wszystko miało pójść gładko. Wagabunda zajmuje ciało Melanie, zbiera informacje na temat obozu rebeliantów- tak miało być. Jednak trafia na wielki opór ze strony Melanie, której nie powinna w ogóle słyszeć. Melanie atakuje Wagabundę swoimi wspomnieniami na temat Jareda, wielkiej miłości. Także dusza zaczyna coś czuć do tego nieznajomego mężczyzny. Postanawia odnaleźć obiekt swoich uczuć.
Czytając tę książkę kilka lat temu, byłam zachwycona. Od razu stała się jedną z moich ulubionych powieści. Teraz moja opinia trochę uległa zmianie. Kilka rzeczy mi przeszkadzało. Sama powieść wciąga czytelnika bez reszty. Prosty, zrozumiały język sprawiał, że książkę pochłonęłam w kilka dni. Śledziłam przygody Wagabundy z przyjemnością. Obserwowałam zmiany, jakie zachodzą w niej i w jej najbliższym otoczeniu. Co mnie wkurzało to... Melanie. Tak właśnie. Miałam wrażenie, że jest to puste dziewuszysko, które myśli tylko o swoim kochanym Jaredzie. Nie interesowała się losami innych osób z grupy rebeliantów. Nie przejęła się śmiercią przyjaciela. Miała wszystko w nosie. Nie wiem, czy było to spowodowane apatią i bezradnością, jednak mam wrażenie, że to nie było to. Ożywiała się tylko wtedy, kiedy Jared, ewentualnie Jamie był w pobliżu. Losy reszty niezbyt ją interesowały. Za to Wagabunda przywiązała się do swoich nowych przyjaciół. Zyskała moją sympatię swoim altruizmem. Bardziej obchodziło ją co się stanie z jej towarzyszami niedoli, niż z nią samą. Była w stanie poświęcić swoje życie, aby ratować innych.
"Intruz" to powieść o wyobcowaniu, przemocy, nienawiści, która niekoniecznie jest uzasadniona. Zauważyłam też, że autorka porusza temat stereotypów. Tak, może na pierwszy rzut tego nie widać. Ale spójrzmy, Wagabunda trafia na rebeliantów. Oni trzymają się od niej z daleka, bojąc się jej. Sądzą, że jest dla innych śmiertelnym niebezpieczeństwem. A tutaj okazuje się, że ona, boi się ich o wiele bardziej. Jej spokojna i dobra natura nie może pojąć, jak w człowieku może być tyle nienawiści i przemocy. Jak się okazuje, jest to pewnego rodzaju mechanizm obronny. Ludzie bojąc się nieznanego, reagują w ich przekonaniu w najlepszy sposób - agresją i nienawiścią.
"Intruz" to powieść z gatunku dystopii. Ukazuje ona bardzo ciekawy świat, który mnie naprawdę zafascynował. Bo jeśli przyjrzeć się duszom, które opanowują ciała ludzi, można z zaskoczeniem stwierdzić, że one są o wiele... lepsze od człowieka. Nie znają przemocy i nienawiści. Jest im obca. Nie dziwota więc, że Wagabunda szalenie bała się ludzi. Spodziewała się po nich najgorszego. Chwilami zastanawiałam się czy nie lepiej by było gdyby dusze przejęły nasze ciała. Być może świat byłby lepszy. Z drugiej strony "Intruz" pokazuje nam, że powinniśmy docenić nasze człowieczeństwo. To kim jesteśmy. I starać się być coraz lepszymi.
Melanie, moim zdaniem, była największym mankamentem powieści. Dobrze, że rzadko się odzywała. ;) Może to tylko moje odczucia, ale jakbym ją spotkała, to raczej nie zostałybyśmy przyjaciółkami. Bardzo kibicowałam Ianowi. Jared momentami też mnie wkurzał. Nie miał skrupułów i wykorzystywał słabość Wagabundy. Jednak trzeba przyznać, że postacie wykreowane przez Stephenie Meyer są wyraźne i dynamiczne. Nie można przejść obok nich obojętnie.
Czy polecam "Intruza"? Ależ jak najbardziej tak! Warto sięgnąć po tę powieść. Jest o wiele lepsza, niż saga "Zmierzch". Chociaż, co ja porównuję dwie zgoła odmienne poziomem książki. To właśnie takie pozycje powinny powstawać a nie "Zmierzchy" czy inne badziewia.
Właśnie doczytałam, że szykuje się kolejna część "Intruza". Ciekawa jestem, co autorka wymyśli tym razem. Ale mam przeczucie, że nie dorówna to części pierwszej. Trzeba wykorzystać zamieszanie wokół książki i jeszcze trochę się dorobić nieprawdaż? Ale mam cichą nadzieję, że się rozczaruję.
Teraz pozostaje nam czekać na ekranizację powieści. Zwiastuny wyglądają nawet przyjemnie i interesująco. Bardzo ciekawa jestem efektu. Niedługo się o tym przekonamy. :)
http://ivka86.blogspot.com/2013/03/stephenie-meyer-intruz.html
Stephenie Meyer chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Autorka ta jest znana ze swojej bestsellerowej serii o wampirach, "Zmierzch" oraz powieści "Intruz", którą miałem okazje ostatnio przeczytać. Po obejrzeniu filmu i przeczytaniu tych pochlebnych i mniej pozytywnych recenzji postanowiłem przekonać się "na własnej skórze" jaka jest ta książka. Już na wstępie napiszę, że książka była przeciętna i oczarowała mnie tak jak innych bloggerów. Trochę nawet rozczarowałem się tą książką.
Zacznijmy od fabuły... Świat opanował niewidzialny wróg. Duszę, bo tak nazywają się Ci najeźdźcy z kosmosu, opanowali prawie każdy organizm na naszej planecie. Lecz wśród piasków pustyni niewielka grupka rebeliantów ukrywa się przed wzrokiem niepowołanych. Wśród nich jest Melanie, która wyrusza w długą podróż do Chicago, by odnaleźć ocalonych. Na miejscu Dusze robią zasadzkę na Melanie, która woli zginąć niż mieć w swoim ciele pasożyta. Jednak te dobroduszne stworzenia ratują dziewczynę i wszczepiają do jej ciała prawdziwego weterana w zasiedlaniu ciał, Wagabundę/Wandę. Dziewczyny mimo nienawiści jaką do siebie żywią, w końcu zaczynają się lubić i Melanie zdradza jej największy sekret...
„Kiedy o tym myślałam, czułam radość i napięcie, nieśmiałość i wielką niecierpliwość - wszystko to naraz; czułam się człowiekiem.”
Wadą tej książki była nudność. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron nudziłem się. Nic się nie działo ciekawego. Nudziłem się poznając historię Melanie i czytając jej wspomnienia. Za mało było akcji. Miejscami tak się akcja wlekła, że ziewałem z nudów. Dopiero po 70 stronach zaczęło się coś ciekawego dziać, ale nie mogło to trwać długo. I znowu musiałem słuchać/czytać jak Wanda nudzi się w celi.
Zaletą książki była za to oryginalność. Stephenie Meyer wykroczyła poza schematy i nie spotkamy w tej książce takich postaci jak wampiry, wilkołaki,czy elfy. Będą tu Dusze, stworzenia, które nie mogą żyć bez ciała swojego żywiciela.
Autorka zadbała tutaj o najmniejsze detale. Świetnie wykreowała świat, opisała postacie, miejsca i wspomnienia bohaterów, które są znaczące dla zrozumienia książki.
Jeżeli chodzi o postaci... Melanie nie przypadła mi do gustu. Była egoistką. Gdy Wanda poznała swoją pierwszą miłość, Iana, Melanie robiła wszystko by im przeszkodzić i czasami posuwała się nawet do bicia Jareda, gdy ten całował Wandę. Moją sympatię wzbudził za to Jimie. Był postacią pozytywną i nawet w najtrudniejszych chwilach swojego życia potrafił dopatrzyć się jakiś plusów.
Podsumowując, "Intruz" to książka, którą trudno mi polecić i odradzić. Osoby zainteresowane tą pozycją powinni przeczytać tę książkę, bo może im się spodoba, ale tak to nikomu jej nie polecam i nie odradzam.
Melanie Stryder jest jedną z ostatnich, o ile nie faktycznie ostatnią, kobietą na ziemskim globie. Niestety nie na długo. Wkrótce po przybyciu do Chicago zostaje odkryta przez Łowców i schwytana. Oczywiście nie obywa się bez ucieczki i poświęcenia wszystkiego, czyli własnego życia. Niestety Uzdrowicielom udaje się ją odratować i wszczepić w nią Duszę. Tak oto zaczyna się kolejne życie Wagabundy, jednej z najstarszych i najwytrwalszych Dusz we Wszechświecie. Osiem poprzednich planet i żywiciele, w których ciałach żyła, ją zachwycali. Zawsze jednak przychodził taki czas, w którym zaczynała się... nudzić. Nie należała jednak do tych, którzy porzucają ciała, w które wstępują. Co to, to nie. Dlatego zawsze czekała tak długo, jak to było konieczne. Odchodziła dopiero w ostateczności. Gdy dowiedziała się, że kolejnym przystankiem w jej niemal tysiącletnim życiu będzie Ziemia, miała tylko jedną prośbę - chciała trafić do dorosłego żywiciela. Tylko w ten sposób mogła utrzymać wszystkie wspomnienia oraz doświadczenia zdobyte w poprzednich życiach i wykorzystać je podczas nowej egzystencji. Nie wiedziała jednak, że przydzielone jej ciało należało do pojmanej rebeliantki, która tuż przed złapaniem próbowała się zabić. Tak więc pierwszym szokiem, na który zostaje narażona jest wspomnienie skoku, który miał zakończyć życie jej żywiciela. A później... później jest tylko gorzej, bo przydzielona jej Łowczyni zmusza ją do wydobycia z ciała, w którym przebywa, wszystkich znanych mu informacji na temat rebeliantów. Niby nic trudnego, teoretycznie Wagabunda musi jedynie zajrzeć w głąb siebie samej, jednak okazuje się, że... nie jest sama. Melanie, bo o niej mowa, wciąż zamieszkuje swoje ciało i wcale nie ma zamiaru go opuszczać. Tym bardziej nie ma w planach ujawniać intruzowi informacji o bliskich jej ludziach. Prawdziwych ludziach. Jak zakończy się ta wewnętrzna walka? Czy Wagabundzie uda się pozyskać potrzebne jej informacje? Czy Melanie w końcu się podda? Gdzie czytelnika doprowadzi zdumiewająca relacja intruza i jego żywiciela? Czy czytelnik dowie się, jak doszło do pierwszego przejęcia żywiciela? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po tę książkę lub udać się do kina.
Od kilku miesięcy z wszystkich stron atakował mnie Intruz. W mediach roiło się od zapowiedzi tego filmu, wydawca zapowiadał wznowienie powieści, w radio puszczano muzykę, promującą przyszły kasowy hit. W końcu do kin miała trafić kolejna ekranizacja powieści znakomitej autorki - Stephanie Meyer. Tylko... czy ona faktycznie jest taką fantastyczną autorką? Pamiętam, że po Zmierzchu (nomen omen filmie, bo po książkę sięgnęłam pod jego wpływem) byłam zachwycona. Pamiętam również, że każda kolejna cześć (tak filmu jak i bestsellerowej sagi) coraz bardziej mnie rozczarowywała. Dlatego zapewne tak długo nie po drodze mi było z innymi dziełami Meyer. Do Intruza przekonała mnie reklama oraz znakomita muzyka. Nie mogłam się więc doczekać premiery. Po niej jednak przyszło rozczarowanie. Spokojnie mogłam poczekać do wydania filmu na DVD. Nic mnie w nim nie zszokowało, nic nie spowodowało, że chciałam więcej, nic nie trzymało mnie w stanie ciągłego pobudzenia. Od tak, po prostu kolejny zwykły film. Pisałam zresztą o tym już we wstępie. Pomyślałam jednak, że książka da mi coś więcej. Że znajdę w niej tego kopa, którego zabrakło ekranizacji. Niestety, nie znalazłam.
Ponad pięćsetstronicowa powieść jest zdecydowanie zbyt opisowa. Oczywiście rozumiem naturę niezwykłego związku dwóch głównych bohaterek i fakt, że autorka musiała tę relację przedstawić jak najobszerniej. Ten zabieg jednak lepiej udał się reżyserowi niż Stephanie Meyer. Autorka weszła to tak głęboko, że przez zdecydowaną większość powieści czytelnik nawet nie zauważa, że w jednym ciele żyją dwie dusze. W sumie w ogóle trudno to zauważyć. Akcja rozwija się mozolnie, miejscami trudno stwierdzić, czy w ogóle posuwa się do przodu. Każdą stronę czyta się powoli, a poszczególne rozdziały męczą na tyle szybko, że już po kilku odkłada się książkę na bok, by odpocząć. Ogólnie Intruz to ciekawa ale nie zachwycająca powieść, na której przeczytanie trzeba poświęcić sporo czasu.
Stephanie Meyer autorka słynnej Sagi o wampirach, podniosła samej sobie poprzeczkę, stworzyła opowieść, która jest na prawdę wciągająca, a emocji nie brakuje od pierwszej do ostatniej strony.
Ziemia została zaatakowana przez obcy gatunek, wykorzystujący ludzkie ciała jako żywicieli ich dusz. Niewiele pozostało z rodowitych mieszkańców planety, ale Ci ocaleni stawiali opór. Melanie jest jedną z niewielu. Straciła rodziców, przyjaciół. Został jej brat Jemi. Dla niego jest nie tylko siostrą ale i matką. W trakcie poszukiwań jedzenia spotyka Jereda, człowieka. Wspólnie kontynuują ucieczkę. Zakochują się w sobie. Obiecują,że zawsze będą razem i nie pozwolą się pojmać..
Wagabunda, dusza mieszkająca na wielu planetach, ta ostatnia jest jej dziewiąta. Darzona wielkim szacunkiem wśród swoich. Otrzymuje ciało kobiety silnej, sprzeciwiającej się bycia karmicielem. Zaczyna się wspólna przygoda, dwie dusze w jednym ciele. Poznają się co dla jednej i drugiej jest czymś niesamowitym. Na początku spierają i to bardzo. Lecz obie nie dają za wygraną. Ofiarą jest Melanie, osoba silnie związana ze swoimi bliskimi. Nie wie co stało się z ukochanym oraz bratem. Czy zdołali uciec. Czy żyją?
Obie zaczynają odczuwać tęsknotę, obie chcą sprawdzić gdzie ich bliscy. Rozpoczyna się niebezpieczna gra. Na śmierć i życie. Jednak miłość nie zna strachu. A świadomość,że rodzinie nic nie grozi wydaje się największą nagrodą. Niestety jest ktoś jeszcze, łowczyni, śledząca od pierwszego dnia życia duszy na ziemi. Nie odstępująca na krok. Strach oraz nienawiść obu istot jednoczy.Tworzy się maleńka nić porozumienia.
Od tego momentu zostaję porwana, żyję uczuciami Wagabundy i Melanie. Nie potrafię określić, której jest mi bardziej szkoda. Obie kochają tych samych mężczyzn. Chcą ich chronić. Niesamowite dialogi pomiędzy kobietami sprawiają,że tworzą jedność. Coś normalnego. Może nie zawsze zgadzają, jednak dochodzą do porozumienia. Lecz do czasu.
Autorka tworzy niesamowity świat wielu planet. Momentami przenosi do krainy kwiatów, wodorostów, nietoperzy i pająków.Jednak nie te przeżycia są istotne. Walka z niechcianymi gośćmi nie ustaje, chwilami nadzieja niknie. Wspaniała fabuła, przez kilka dni jestem mieszkanką jaskiń, czuję radość, ból oraz zrozumienie. Zastanawiam się jakie historia będzie miała zakończenie? Ilu z nas będzie cierpiało, bo czuję się jak jedna z nich. Dowiaduję się i jestem na prawdę pod wrażeniem. Muszę opuścić bohaterów z wielkim żalem ale...
Książkę dostałam kiedyś w prezencie, ale szczerze powiedziawszy po przeczytaniu skrótu z okładki zbytnio do mnie nie przemówiła. Stała więc tak na półce rok, dwa, pięć, aż do teraz. Nie będę ukrywać, że zanim sobie w ogóle o niej przypomniałam to obejrzałam film, który bardzo mi się podobał i przypomniał o tym, że gdzieś tam na półce mam chyba książkę o tym samym tytule.
,,Intruz'' to naprawdę bardzo dobra książka. Styl pisarki jest lekki i przyjemy dla czytelnika. Przeznaczona raczej dla starszych czytelników niż odbiorcy "Zmierzchu".
Moje drugie podejście do książki. Pierwsze było mocno nieudane, poległam po 80 stronach:( I pewnie gdyby nie pewien bookchallenge nigdy -przenigdy bym za tę książkę nie chwyciła.
Dobrnęłam wreszcie do zakończenia tej historii. I cóż mogę powiedzieć ? Że autorka miała niesamowity pomysł na książkę. Książkę pełną emocji, uczuć, dylematów moralnych. Wizja dusz, które opanowują ciała ludzkie w imię dobra oraz motyw ludzi- rebeliantów, którzy walczą o zachowanie swojego jestestwa na planecie- naprawdę super pomysł.
Tylko wykonanie chyba jednak nie do końca mnie usatysfakcjonowało. Nadal uważam, że książka mogła mieć o połowę mniej stron. Niejednokrotnie miałam wrażenie, że historia jest mocno rozwleczona, nużyła mnie.
Bohaterowie ciekawi. Niektórych polubiłam od razu- np. Iana i Jeba. Postać Jared wg mnie mocno kontrowersyjna... Sama główna bohaterka- Wagabunda (Wanda) trochę mnie irytowała . To z jej perspektywy opowiedziana jest historia. Historia niełatwa, czasem mocno zagmatwana uczuciowo, ale niewątpliwie wzruszająca. Ocena 3/6
Nie wiem czemu sla ksiażki Stephani Meyer, nie odpowiadają mi najpierw przeczytałam sage o wampirach jej wykonania. Myślałam że ta część będąca o obcych w ciele będzie lepsza ale się rozczrowałam.
Sięgnęłam po "Intruza" myśląc, że będzie to kolejny romans w stylu "Zmierzchu". Na szczęście pomyliłam się. Mamy tu bohaterki targane sprzecznościami, mężczyzn kochających, ale cierpiących.
Meyer wreszcie udowadnia, że potrafi zagłębić się w psychikę postaci. Pokazuje ludzi takich, jakimi są - impulsywnych i wrażliwych, łatwo wpadających w gniew po to, by zaraz być najlepszymi przyjaciółmi, pałających nienawiścią i wykazujących się empatią. Udowadnia, że wszystko zależy od punkt widzenia oraz zadaje pytania na które nie potrafimy znaleźć odpowiedzi.
Czy można oceniać rasę po zachowaniu reszty? Czy powinniśmy patrzeć jednostkowo? Czy warto poświęcić się dla czyjegoś szczęścia? I wreszcie - czy zdolność do nienawiści sprawia, że kochamy bardziej?
"Drugie życie Bree Tanner" to porywająca opowieść na motywach trzeciej części sagi "Zmierzch". Doskonale łączy tajemnicę, suspens i romantyczną intrygę...
Na Księżyc w nowiu, dalszy ciąg bestsellerowego Zmierzchu, czekały z niecierpliwością tysiące czytelników z kilkudziesięciu krajów świata...