Dwie epoki.
Dwie historie.
Jedna wioska.
Jedna czarownica.
Jedna klątwa.
Wyobraź sobie, że możesz wszystko. Nawet oszukać śmierć.
Nad Suwalszczyzną za kilka dni pojawi się zorza polarna. W Jodoziorach, małej wiosce na prowincji, zostają znalezione spopielałe zwłoki małżeństwa. Wśród lokalnej społeczności miejsce to owiane jest złą sławą, słynie ze szczególnego nasilenia przemocy, chorób, zaginięć i samobójstw. Mówi się też o zjawiskach nadprzyrodzonych – niezidentyfikowanym zielonym świetle, odgłosach niewiadomego pochodzenia, a także o nawiedzonym domu. Miejscowi wierzą, że to on rozsyła wokół negatywną energię, która wydobywa z ludzi najgorsze instynkty.
Tajemnicami wioski żywo interesuje się młody dzielnicowy, który wkrótce popełnia samobójstwo. Sprawę jego śmierci bada Vytautas Česnauskis, policjant na wpół litewskiego pochodzenia z komendy miejskiej w Suwałkach. Odkrywa, że mroczna historia Jodozior ma swoje korzenie w latach siedemdziesiątych. Wtedy miała tam mieszkać kobieta, która parała się czarami…
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 2019-04-03
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 728
; Diabeł został wymyślony po to, by zrzucać na niego winy, którymi nie chce się obciążać własnego sumienia ;
Małgorzata Pilaszek, ; procesy o czary w Polsce w wiekach XV - XVIII ;
Po raz pierwszy czytając ; Gałęziste ; Artura Urbanowicza ( wydawnictwo Vesper ), uważałam że powieść jest tak dobra iż porusza podwaliny wyobraźni, powoduje dreszcz emocji, budzi strach, grozę, potęguje mrok, czy kolejna powieść będzie dobra, jeśli nie lepsza od poprzedniej, mając na myśli ; Inkuba ; podeszłam do niej z wielką ciekawością, która została nagrodzona tym, iż odkryłam w lekturze tajemnice, mistycyzm, baśniowość,. Okryta szarą mgłą przekroczyłam barierę dwuwątkowości poprzedzonej przeszłością umieszczoną w latach siedemdziesiątych, gdzie w ówczesnych latach zostaje odkryte tajemnice które wypłynęły powodując sporo nieszczęść w mieszkańcach wioski znajdującej się w Suwałkach a dokładnie w Jodoziorach. Tam zostają odkryte zmumifikowane ciała małżeństwa, na których wali się dom, mieszkańcy twierdzą że większość dziwnych zdarzeń związana jest ze złożami rudy metali które źle wpływają na samopoczucie, zdrowie a nawet technikę, kolejną tragedią staje się samobójstwo policjanta który za bardzo ; węszył ; próbując odkryć tajemnice wsi i wszystkich tragedii z nią związanych. Do akcji wkracza Vytautas i Chester - policjanci z komendy Miejskiej Policji w Suwałkach, wydziału kryminalnego. Im bardziej zagłębiają się w tajemnice przeszłości, szukając po szlaków, tym robi się niebezpiecznie. Czy faktycznie nad wsią ktoś rzucił klątwę? czy faktycznie istniała czarownica która posiadała moc która burzyła stoicki spokój mieszkańców, jaki miała cel i kto za tym wszystkim tak na prawdę stał? Aby pojąć czym były czary rzucane w rzeczy, ludzi, zwierzęta, trzeba byłoby się cofnąć do siedemnastego wieku, gdzie u wybrzeży Nowego Świata pojawił się okręt z purytanami. Byli to fanatycy religijni którzy próbowali oczyścić Kościół anglikański z elementów katolickich, liturgii, teologii. Mieli na celu założyć na amerykańskiej ziemi nową Jerozolimę.Tak właśnie powstało Salem, gdzie ideą ich było bezwarunkowe zawierzenie Bogu i Biblii wszelkich ludzkich spraw. Aby wypełnić wszystkie prawa, purytanin musiał żyć w surowych normach społecznych, według zasad, pościć, modlić się, pracować, posiadać szacunek dla starszych. Ktoś kto próbował się wyłamać był szykanowany, uznany za kogoś kto bratał się z diabłem. Gdyby wierzyć legendom, czarownice, czarownicy, byli to ludzie którzy zaprzedali dusze diabłu, spisali cyrograf za dobra, siłę i moc rzucania czarami, klątwą, potrafiły wyssać energię, pozbawić sił witalnych, umysłowych, także pozbywały się plonów, miały dar sprawiania zmian pogodowych i wiele innych. Ujawniono coraz więcej osób opętanych przez diabła, krzyczących, lawirujących, dopiero powstały sąd który w tysiąc sześćset dziewięćdziesiątego drugiego roku, ustanowił procesy w których ofiarami były osoby podejrzane o czary. Wracając do teraźniejszości, w latach siedemdziesiątych do pewnego domu wprowadza się starsza pani, Teresa Oś, która swoją postawą budzi w mieszkańcach respekt. Od tamtej pory w wiosce zaczynają się dziwne i niezrozumiałe rzeczy, morderstwa, dziwne choroby, z domu pani Oś od czasu do czasu widać było zielone fosforyzujące światło. Mieszkańcy zaczynają obawiać się o swoje życie, zdrowie, grupka przyjaciół postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i przerwać dalszy ciąg nieszczęść, podejrzewając starszą panią o konszachty z siłami nadprzyrodzonymi. Co takiego się wydarzy, kto poniesie klęskę, kto zostanie ofiarą? W teraźniejszej wersji policjanci drążąc sprawę, odkrywają kolejne osoby powiązane z przeszłością, gdzie jako świadkowie nabierając wody w usta chcąc uniknąć powrotu chociażby wspomnieniami do minionych lat, wypierając je z umysłu, któregoś dnia uchylają rąbka tajemnicy która posuwa sprawę do przodu. Badając każdy wątek, Chester się przeziębia, zostają zaproszeni przez sąsiadkę domu którego obserwowali chcąc wykluczyć pewne aspekty, dziwnych okoliczności, odgłosów nocnego strzelania, postanawiają skorzystać z zaproszenia czym kończy się tragicznie dla jednego z nich. Kto ginie? dlaczego? Kim jest Inkub? Jak zakończy się ta tajemnicza opowieść o czarach, magii, kto przerwie jej bieg zdarzeń. Czy wygra tym razem dobro nad złem?
Przyznam się szczerze, po raz drugi zostałam połechtana tak pozytywnie, czytając drugą powieść tego autora, nie zawiódł, trzymał napięcie do ostatniej 718 strony, rozbudzając za każdym razem moją ciekawość. Teraz zapewne jak ciemny las w ; Gałęzistym ; budzi mą trwogę, tak teraz będę miała respekt przed pustostanami. A to wszystko oznacza że skoro tak pisarz przekazuje fabułę, rozbudza fantazję która dla czytelnika jest kluczowa, to z całą pewnością polecać będę tego oto grubaska.
Mała zamknięta społeczność, mnóstwo tajemnic i niewyjaśnionych spraw, duszny, gęsty klimat, niedopowiedzenia, przywidzenia, zjawy – powiecie pewnie, że to już było? Było, było, ale tak napisanej powieści jeszcze nie było! „Inkuba” na pewno zapamiętam na zawsze i na pewno do niego wrócę, co czynię niezwykle rzadko, ale w tym przypadku nie będzie mi szkoda czasu. Z czystą przyjemnością po raz kolejny sięgnę po tę powieść, by sprawdzić jeszcze raz wszystkie tropy i wątki.
Jodoziory to niewielka wioska na Suwalszczyźnie, w której zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Przypadkiem (czy na pewno?) trafia tam Vytautas Česnauskis – policjant, który zaczyna interesować się wioską i jej tajemnicami. Okazuje się, że w Jodoziorach już w latach siedemdziesiątych miały miejsce niewyjaśnione zdarzenia…
Autor decyduje się na dwutorową narrację, która sprawdza się znakomicie, możemy bowiem podglądać, co działo się dawniej i co dzieje się dziś. Po mistrzowsku zostały poprowadzone oba plany czasowe!
Na uwagę zasługuje postać Vytautasa. To policjant inny niż wszyscy, których dotąd poznaliście w powieściach. To nieśmiały, trochę wycofany młody chłopak, który w pracy daje z siebie wszystko i za wszelką cenę będzie chciał rozwiązać zagadkę. Nie jest jednak Supermanem, któremu wszystko się udaje i który sam wyjaśni sprawę doznając olśnienia (tak, czasem w kryminałach tak się zdarza 😉). Vitek jest człowiekiem z krwi i kości, nieidealnym, prawdziwym, wzbudzającym zaufanie i sympatię. Bardzo mu kibicowałam!
Ponad 700 stron, znakomite dialogi, rewelacyjne opisy, ani jednego momentu znużenia czytelnika. Brawa dla autora! Jestem pod ogromnym wrażeniem! „Inkub” jest jedną z najlepszych książek, jakie przeczytałam w ciągu kilku ostatnich lat! Bardzo polecam i ostrzegam przed czytaniem nocą – grozi to bezsennością i koszmarami sennymi…
Drogi wydawco – pomyślcie, proszę, o wydawaniu ebooków – o ile wygodniej czytałoby się to tomiszcze na czytniku!
"Zaczęło się tam unosić coś złego."
Rozpisał się Artur Urbanowicz przy "Inkubie", ale przy rewelacyjnie podtrzymywanym zaciekawieniu i frapująco wytwarzanym napięciu, im dłużej przebywa się w książce, tym lepiej dla czytelnika. Autor fantastycznie oddaje klimat Suwalszczyzny, intrygująco wplata w fabułę elementy wyróżniające ją, ozdabia nićmi osobliwych legend i towarzyszących im tajemnic, wzbogaca o mentalność zamkniętej wiejskiej społeczności, sięga do historii, krajobrazów i bogactw.
Przenosimy się w świat, który zręcznie odwołuje się do wyobraźni podsuwając sugestywne obrazy balansujące na granicy fikcji i faktów. Coś uchwytnego rozumem przeplata się z czymś wymykającym się zmysłom, realne zjawiska niewymagające dowodów mieszają się z zagadkowymi incydentami i procesami. Pozornie zwykła rzeczywistość, spokojna wieś, scalona społeczność lokalna, ale robi się coraz mroczniej, zatrważająco i duszno, do głosu dochodzą siły, których lepiej nie napotkać w życiu. Zło może przyjść z każdego kierunku, jeśli tylko przejdzie przez Jodoziory, mieszkańcy sobie z nim poradzą, ale gdy zagnieździ się w którymś z gospodarstw, niezwykle trudno będzie go wykurzyć z kryjówki, by zatrzymać sączenie kropli trucizny do krwiobiegu małej społeczności.
Poprzez plastyczne i wyraziste opisy miejsc, ludzi i zdarzeń, poznając kolejne rozdziały powieści, mamy wrażenie jakbyśmy przenieśli się mentalnie do Jodoziorów, poznali nie tylko usytuowanie wsi, jej zagospodarowanie przestrzenne, specyficzny klimat wytworzony przez mieszkańców, ale każdy dom i chatę, pokolenie i generację, kobietę i mężczyznę. Ciekawy przekrój bohaterów drugoplanowych, odzwierciedlający różnorodność, odmienne spojrzenia na świat i to, co dzieje się w ich bliskim środowisku, rodzimej wsi. Zawiodłam się jedynie na kluczowej postaci, wydała mi się za mało spójna i zbyt rozczulająca się nad sobą, ale przypisać to mogę swoistej aurze wioski na końcu świata, stanie nawiedzenia i zmieniania osobowości, a może wpływ miały też zmiany pogodowe, skażenia ziemi, zatrucia zwierząt, czy inwazja niechcianych pajęczaków.
Nie przekonało mnie też kilka inscenizacji w scenariuszu zdarzeń, ale przymykam na nie oko, gdyż podkreślają mechanizmy wydobywające z ludzi pierwotne instynkty, niewytłumaczalne lęki, echa zbrodni, szybkość rozprzestrzeniania się zła, plotki i czarodziejskich zaklęć, oraz moc klątwy ciążącej nad Jodoziorami. Naprzemiennie stajemy przed obliczem wściekłego inkuba działającego na początku lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku i jego współczesnego wcielenia. Wydaje się, że czterdzieści pięć lat dla demona nie ma żadnego znaczenia, jednak chwilowe przyczajenie i osłabienie, wzmacnia tylko intensywność odrodzenia i przebiegłość.
Niewyjaśnione incydenty, nawiedzone miejsca, wzmożona przemoc, niejasne okoliczności śmierci, zagadkowe choroby, wszystko zgrabnie miesza się, mąci w głowach bohaterów, stawia mnóstwo pytań, diabelskich rozważań, ale nie oferuje od razu odpowiedzi. Zatem nie brakuje niepokojącej kryminalnej intrygi, elementów złowieszczego dreszczowca i przerażającego horroru. Opowieść przedstawiona w oryginalnym stylu i kolorycie, odwołuje się do dawnych wierzeń i ulotnej nadprzyrodzoności. Jeśli trafnie odnajdziemy szlak finalnych odsłon, to i tak zostaniemy czymś zaskoczeni.
bookendorfina.pl
"Inkub" to pozycja, którą jeszcze przed przeczytaniem widziałam u kilku osób, słyszałam też na jej tenat dużo dobrego. I wiecie co?
Nie było w tym ani trochę przesady!
Historia Jodozior i okolic wciągnęła mnie od pierwszysch stron i choć to potężne tomisko to czyta się je błyskawicznie.
Autor dał popis wyobraźni, bawi się z czytelnikiem i jego domysłami.
Nawet ja, która zaczęłam w pewnym momencie podejrzewać wszystkich o wszytko nie byłam przygotowana na zakończenie, jakie w tej książce jest czytelnikowi fundowane!
Fakt, zachowanie głównego bohatera na końcu mnie mocno zawiodło. Bardzo go polubiłam.
Chętnie robiłabym za Vitkową pocieszycielkę!
Jednak to co odwalił na koniec... Choć domyślam się czemu to nadal... pozostał mały niesmak.
Jednak ogólnie, "Inkub" jest fenomenalny! Cała historia, intryga, to przeplatanie się wątków... coś niesamowitego!
Sięgnijcie a się nie zawiedziecie!
„Inkub” to również powieść, która charakteryzuje się znakomitą atmosferą. Ten klimat, który towarzyszy czytelnikowi przez całą lekturę, jest naprawdę nieziemski – mroczny, pełen grozy, niedopowiedzeń, niepewności. Gęsta atmosfera, tajemnicza wioska, dziwaczne podania i legendy – to wszystko dosyć mocno porusza wyobraźnię. Z jednej strony mamy tutaj mocno rozbudowaną warstwę społeczno-obyczajową, a z drugiej jednak nie brakuje motywu kryminalnego i czystego horroru. W moim odczuciu autor naprawdę znakomicie wyważył wszystkie elementy, świetnie połączył je w naprawdę urzekającą i porywającą całość.
Całość na: www.bookeaterreality.pl
Zacznę od okładki, która już dawno przykuła moją uwagę. Kobieta z heterochromią. Cała na czarno, a na niej przedstawiona stodoła, bądź stara chata, z której sączy się zielone światło. Już wyglądało to podejrzanie i niezwykle interesująco. Pamiętam, jak na Targach dwa lata temu, autor pokazał mi zdjęcie jako wstęp do czekania na Inkuba. Było to zdjęcie i teraz już wiem, kim oni byli. Była to kobieta i mała dziewczynka. Mam egzemplarz recenzencki więc nie wiem, jak wygląda egzemplarz finalny, ale na pewno jest idealny. Jest to grubasek - liczy ponad siedemset stron. Kremowe strony, czcionka idealna dla naszego wzroku. Literówek brak, a marginesy i odstępy między wersami zostały zachowane.
Co ważne, podkreśliłam, że powieść ma dużo stron. I jak to z reguły bywa, grzbiety się łamią. Tutaj natomiast nie widać żadnego załamania! Jestem zadowolona, że nawet egzemplarze recenzenckie zostały solidnie dopracowane.
Przechodząc do autora, Artura, nie jest to moje pierwsze spotkanie z nim. Znam jego dwie poprzednie powieści, które zrobiły na mnie niemałe wrażenie. I tak przedwczoraj, czytając jedną z recenzji Inkuba, zaczęłam się zastanawiać. Która jest lepsza? Gałęziste wstrząsnęło mnie do szpiku kości. Po Inkubie z kolei miałam mnóstwo horrorów w nocy, co raczej normalne nie było w moim przypadku. Też mną wstrząsnęła, ale pierwsze spotkanie pokazało mi, na co stać Urbanowicza i wtedy to był niezwykły szok. Tutaj już wiedziałam, że mogę spodziewać się wielu niespodziewanych, zatrważających krew w żyłach scen i tak właśnie było.
Mimo tego, że książka ma sporo stron, to czyta się ją niesamowicie szybko. Strona za stroną znika, a ty, czytelniku, jesteś na tyle pochłonięty, że wtedy, gdy musisz odłożyć na bok książkę, jest ci trudno. A więc czyta się szybko, styl jest niezwykle dopracowany i widać, że autor ma to coś, do przyciągania uwagi czytelnika. Sprawia, że wszystko inne przestaje się liczyć, a najważniejsza jest czytana właśnie w danej chwili lektura. To niesamowite uczucie. Jestem pewna, że ci, którzy oczekują wiele od powieści grozy, właśnie w tym przypadku, zostaną usatysfakcjonowani. Tak jak właśnie ja. Dlatego już teraz polecam Wam spojrzeć na powieści autora i czym prędzej nadrobić zaległości.
Bohaterowie przedstawieni w tej lekturze to temat rzeka. Dlaczego? Jest ich kilku. Z racji tego, że akcja toczy się w dwóch epokach, mamy ich tak jakby razy dwa. Każdy z nich jest inny, prawdziwy, ale jednak różni się od siebie. To charakterem, to sposobem bycia lub czymkolwiek innym. Cieszę się, że autor nie zapomniał o żadnej z postaci, że każdą doprowadził do końca i co ważne - każdej poświęcił dużo czasu, co zresztą widać podczas czytania. Jestem w szoku, ale i jednocześnie zadowolona bo sama nie wiem, czy dałabym radę prowadzić akcję w dwóch epokach, kontrolując siebie na tyle, by akcja i fabuła się trzymały, a w dodatku nie zapomniała o żadnym z bohaterów. Dlatego kolejny, wielki ukłon w stronę pisarza. Szacunek, jakich mało. Te postacie, mimo iż z dwóch różnych epok sprawiają, że zaczynamy darzyć ich pewnymi emocjami. Jednych polubicie bardziej, drugich mniej, innych jeszcze znienawidzicie. Będziecie chcieli poznać ich dalsze losy, a chwilami to, co się z nimi dzieje nie będzie dla was zrozumiałe. Jednak koncepcja, jaką posłużył się autor jest naprawdę warta wielu nagród. Nie jest to prosta lektura, do poczytania ot tak w leniwą niedzielę. Jeśli zabierzecie się za Inkuba czytajcie uważnie i miejcie oczy szeroko otwarte.
Nie wiem, czy jest sens zaczynania pisać o każdym po kolei z bohaterów, bo w sumie wyszłaby baaaardzo długa recenzja, a wiem, że niektórzy z Was takowych nie lubią. Ale żeby nie rozpisać się aż nadto, wspomnę tylko o jednym...
Vytautas Česnauskis - główny bohater naszej epoki. Policjant, który bada sprawę zmarłego policjanta. Nie wierzy, że popełnił on samobójstwo i zaczyna zagłębiać się w tajemnicze sprawy i wątki Jodozior. Przyznam się, że początkowo mnie irytował jak mało kto. Jednak później, z każdą kolejną stroną zmieniałam zdanie o nim i to, co ważne, a trzeba o nim napisać: UPÓR. ZAWZIĘTOŚĆ. Niesamowita odwaga deptania tam, gdzie tak naprawdę nie powinien. Jestem pod wrażeniem jego postawy jak i całokształtu, a samo zakończenie tej historii, po prostu sprawiło, że szczerze się roześmiałam. Potrafił pokazać pewnym osobom, gdzie raki zimują i prawidłowo. :)
Jak widzicie jestem zadowolona z postaci, jakie tutaj dostałam i wiem, że wy również będziecie.
Tak, możecie zacząć się bać czytać tej książki. Sam fakt, że podczas czytania, każdej nocy śniło mi się coś równie niezdrowego, przerażało mnie. Ale z drugiej strony cieszyło. Artur potrafił postawić moją całą uwagę na swojej książce, a mimo iż nie czytam zbyt wiele z gatunku fantastyki, tutaj wiele takich fragmentów znajdziemy. I przyznam szczerze, że cholernie ta książka mi się podobała. Przerażała mnie, ale mimo to czytałam dalej, bo tak byłam zaintrygowana dalszym ciągiem. Oczywiście poprowadził w ten sposób akcję, że każdy niemal rozdział kończył się czymś niezwykle ważnym, a zaczynał kolejny z następnej epoki, co mnie irytowało. Ale wiem, że był to zabieg celowy - bo jak by inaczej. :) Jest to jedna z tych historii, która mrozi krew w żyłach i nie jednokrotnie zaskakuje. Wiele było chwil, kiedy czytałam sobie spokojnie i nagle buzia szeroko mi się otworzyła - ze zdziwienia. Ciary są nieodłącznym elementem tejże lektury. Chwilami się zastanawiałam, czy ta książka nie była straszniejsza niż moje wszystkie straszne sny.
Dzieje się tutaj wiele, więc musicie mieć głowę na karku. Czytajcie uważnie, bo zło się czai na każdej stronie. Musicie mieć pamięć nie tylko długotrwałą. Ale i wzrokową. Tak naprawdę, gdy uważnie będziecie czytać Inkuba, to po zamknięciu oczu wyobrazicie sobie cała wioskę Jodoziory i wiele innych miejsc. Sam temat czarownic zainteresował mnie, więc całkiem możliwe, że kiedyś zainteresuje się tym tematem bardziej.
Mimo pędzącej wciąż do przodu akcji, pojawia się wiele opisów, które nie nużą czytelnika. Wprost przeciwnie. I uwierzcie mi, chciałabym potrafić tak jak autor, pisać rozległe opisy czy monologi bez zanudzania czytelnika. To kolejny, wielki plus dla Urbanowicza. I jak tu nie skusić się na jego powieści?
Ironia, sarkazm i doskonałe poczucie humoru - nie raz rozmówki naszych bohaterów sprawią, że pojawi się uśmiech na waszych twarzach. Plastyczny styl, który sprawi, jak już wcześniej wspominałam, że zapamiętacie niemal każdy szczegół tego, co przeczytacie. To następny plus. Jak widać same zalety. A wady? Halo, czy są tu jakiekolwiek wady?!
Otóż nie. Nie ma czegoś takiego jak wada czy minus w Inkubie.
Sama historia, wymyślona przez autora fabuła jest oryginalna sama w sobie. Drugiej takiej nie znajdziecie, wierzcie mi. Suwalszczyzna, ukochana jak widać przez Artura. Jej mroczna strona, wciąż i wciąż sprawiająca wszystko, co złe. Na samą myśl o Suwałkach robią mi się ciarki na ciele, a to wszystko zasługa autora dzisiaj recenzowanej lektury. Jestem totalnie zaskoczona, tym bardziej zakończeniem. Gdy wszystko powoli zaczęło wychodzić na światło dzienne - aż nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że coś może jest źle wydrukowane? Ale nie. Ja dobrze czytałam. Myliłam się myśląc kto co i jak. I właśnie za to można robić wielkie ukłony w stronę autora. Bo zasłużył na to całkowicie. Reasumując, bo jednak się trochę rozpisałam... Chciałabym po stokroć polecić Wam tę powieść. Jak najbardziej zasługuje na Waszą uwagę. SZCZEGÓLNIE CI, którzy lubią się bać, lubią czytać horrory, powieści grozy czy thrillery. Znajdziecie w tej książce wszystko, czego wymagać będziecie i na pewno po doczytaniu do ostatniej kropki stwierdzicie, że był to dobry wybór. Książka jak dla mnie pozbawiona wad, jak widzicie opisałam ją w samych superlatywach, bo tak właśnie myślę. Jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazję przeczytać w całym swoim życiu. Z całego serca życzę autorowi wielu nagród i pozytywnych recenzji - bo to mu się naprawdę należy.
W Jodoziorach, w zapomnianej przez Boga wiosce położonej na Suwalszczyźnie, zostają odnalezione zwłoki małżeństwa. Stan, w jakim znajdowały się ciała, wymyka się prawom nauki. Vytautas Česnauskis, policjant litewskiego pochodzenia, być może nigdy by się tym nie zainteresował, gdyby nie dziwne pogłoski dotyczące Jodozior i niespodziewane samobójstwo młodego dzielnicowego, związanego z tym rejonem. Vytautas wraz z przyjacielem zaczyna przyglądać się sprawie, odkrywając, że w wiosce już od kilkudziesięciu lat dzieją się rzeczy, których nie da się racjonalnie wyjaśnić. Wiele wskazuje na to, że ktoś – lub coś – obserwuje mieszkańców i tylko czeka, żeby zaatakować. Z czasem również Vytautas zaczyna czuć na sobie czyjś wzrok...
To była jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie nowości wydawniczych – nie tylko w tym roku, ale i w ogóle. Odkąd tylko autor zaczął dzielić się pierwszymi szczegółami na temat tego, o czym będzie jego trzecia już książka, byłam szalenie ciekawa, jak wypadnie efekt końcowy. Powiem wprost: po dotarciu do ostatniej strony potrzebowałam trochę czasu, żeby ochłonąć, a mimo to nadal jestem pod ogromnym wrażeniem. Zaintrygowało mnie „Gałęziste”, a „Grzesznik” porwał wartką akcją – ale dopiero „Inkub” powalił na kolana. Już dawno nie miałam w rękach prawdziwego horroru z krwi i kości, a to okazało się literaturą grozy najwyższej jakości; takiej, która unosi włoski na ramionach, a nocą nie daje o sobie zapomnieć nawet przez chwilę (w dzień wcale nie bywało lepiej).
Chyba najbardziej uderzyła mnie szczegółowość świata przedstawionego. Podczas czytania ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że autor wykonał przede wszystkim kawał dobrej roboty podczas researchu. Cieszę się, że w dalszym ciągu wizytówką Urbanowicza jest osadzanie akcji w rodzinnym regionie, przez co wszystkie książki zachowują niepowtarzalny, lokalny klimat. „Inkub” jest ponadto bardzo mocno zakorzeniony w folklorze – pisarz znakomicie wykorzystał wiejskie wierzenia i zabobony, splatając je z wątkiem paranormalnym. Po raz kolejny, w iście diabelski sposób możemy się przekonać, że w każdej legendzie tkwi ziarenko prawdy i czasem może lepiej nie wiedzieć, co naprawdę kryje się za ludowymi opowieściami.
Kiedy recenzowałam „Gałęziste”, jednym z zarzutów był fakt, że akcja rozwijała się bardzo powoli i czytelnik mógł poczuć się nieco znużony, zanim dotarł do właściwej fabuły. W „Inkubie” tempo też nie jest nadzwyczajne, ale w tym przypadku nie miałam wrażenia, że poszczególne rozdziały są tylko zapychaczami, służącymi jedynie wydłużeniu czasu. Szybko odkryłam, że w „Inkubie” każda wskazówka, nawet najmniejsza i najbardziej błaha, ma znaczenie, że poszlaki wskazujące na to, kto jest wspomnianą czarownicą i co tak naprawdę dzieje się w Jodoziorach, rozsiane są po całej powieści. Niektóre z nich zostały schowane bardzo powierzchownie, ale lwia część ukryła się w opisywanej rzeczywistości tak głęboko, że na pewno będę musiała przeczytać książkę jeszcze raz, by odkryć ich jeszcze więcej. Co najlepsze, w trakcie lektury miałam swoje podejrzenia dotyczące rozwiązania zagadki i martwiłam się, że wytłumaczenie jest tak przewidywalne. Jak to, to nie będzie elementu zaskoczenia? Nigdy bardziej się nie myliłam: Artur Urbanowicz wodzi czytelnika za nos tak sprawnie, jak demoniczne siły pogrywają sobie z Vytautasem. Aż mi wstyd, że przez jakiś czas brałam pod uwagę tak banalne wyjaśnienie, podczas gdy ostateczna wersja zostawiła mnie z otwartymi ze zdziwienia ustami.
W książce pojawia się jeden z moich ulubionych zabiegów narracyjnych, czyli przeplatanie przeszłości z teraźniejszością; dzięki temu na zmianę obserwujemy postępy w śledztwie Vytautasa, ale dowiadujemy się też, czego byli świadkami mieszkańcy wioski w latach 70. Obie perspektywy z czasem się łączą, i kiedy dostrzegamy coraz więcej elementów wspólnych, powieść wkracza w sferę punktu kulminacyjnego, naładowanego emocjami do tego stopnia, że trudno spokojnie usiedzieć w miejscu. Trzeba tu zaznaczyć, że „Inkub” w całości jest niezwykle klimatyczny i nastrojowy. O ile filmowy horror łatwo może mnie przestraszyć, o tyle w przypadku literatury jestem w stanie zahamować wyobraźnię i skupić się na fabule, zamiast na strachu. Tutaj nie zawsze mi się to udawało. Bez wstydu przyznaję, że były chwile, kiedy zwyczajnie bałam się pójść do łazienki, bo jestem świadoma, że właśnie wywołanie takiego niepokoju jest dla autora literatury grozy najlepszym komplementem.
Kompozycja książki, mimo mnogości wątków, podejmowanej tematyki i różnorodności bohaterów, nie pozwala się zagubić. Napięcie jest budowane stopniowo, wydaje się powoli obejmować czytelnika, by w finale dosłownie go pochłonąć. Nie umknęło też mojej uwadze, jak bardzo ewoluował sam styl Urbanowicza; o ile od samego początku uważam go za utalentowanego pisarza, o tyle teraz widać, jak dojrzał i czuje się w wykreowanym przez siebie świecie jeszcze pewniej niż przedtem. Obrazowość i sugestywność opisów miejscami wręcz porażały, a dialogi były lekkie i zupełnie naturalne. Wydaje mi się, że nastąpiła też zmiana w kwestii kreacji bohaterów. Już wcześniej zwróciłam uwagę, że Urbanowicz nie ma żadnego problemu w tworzeniu postaci autentycznych i wiarygodnych, bez zbędnego koloryzowania, ale w „Inkubie” budowanie tego elementu zaszło jeszcze dalej. Autor próbuje bardziej zagłębiać się w psychikę, w ludzkie motywacje. Chyba dlatego całość wypada tak prawdziwie – bo nie mamy wątpliwości, że opisywane osoby mogłyby istnieć naprawdę.
Ponadto urzekły mnie delikatne nawiązania do poprzednich książek, a także odautorskie puszczenie oka, kiedy Vytautas, by zdobyć informacje, przez pewien czas podaje się za pisarza, który szuka materiału do swojej książki. Te metatekstualne wstawki okazały się świetnym urozmaiceniem i ciekawym komentarzem.
Jest chyba oczywiste, jak bardzo „Inkub” mi się podobał i jak bardzo nie mogę się doczekać, by wrócić do tej opowieści i spróbować odnaleźć kolejne poszlaki. Dałam się pochłonąć, dałam się przestraszyć, dałam się zaczarować – i już teraz mogę powiedzieć, że chcę więcej. Nie szkodzi, że mamy dopiero marzec; jeśli „Inkuba” zabraknie na listach najlepszych książek tego roku, to będę bardzo rozczarowana. U mnie ma już pewne miejsce.
Cztery lata temu czytałam wiele pozytywnych recenzji o książce ,,Gałęziste" Artura Urbanowicza i pomyślałam wtedy, że muszę poznać twórczość tego autora. Nie zaczęłam, co prawda od powieści ,,Gałęziste", ale od ,,Inkuba", który będzie miał premierę 3 kwietnia 2019 roku w wydawnictwie Vesper.
Artur Urbanowicz jest z wykształcenia matematykiem, z zawodu informatykiem i wykładowcą akademickim, a z zamiłowania pisarzem. Pierwszą powieść napisał w wieku czternastu lat. Na poważnie zadebiutował na początku 2016 roku słowiańską powieścią grozy "Gałęziste", która zdobyła Nagrodę Czytelników Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego, Złotego Kościeja i została nominowana do Nagrody Literackiej im. Wiesława Kazaneckiego. Latem 2017 ukazał się jego horror z elementami powieści gangsterskiej pod tytułem "Grzesznik", za którego zdobył Nagrodę Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego.
Współczesna Suwalszczyzna, mała wioska Jodoziory. Wśród lokalnej społeczności wybucha panika po znalezieniu spalonych zwłok małżeństwa. Wkrótce też ginie młody dzielnicowy interesujący się tajemnicami wioski, w której dochodziło do licznych aktów przemocy, chorób, samobójstw, niewyjaśnionych zaginięć oraz zjawisk nadprzyrodzonych. Sprawę bada policjant Vytautas Cesnauskis z komendy miejskiej w Suwałkach. Policjant ustala, że mroczna historia Jodozior ma swój początek w latach 70-tych XX wieku.
W ,,Inkubie" widać, jak bardzo autor jest zafascynowany horrorem pod każdą postacią, choć nie stroni też od wątków obyczajowych. Jak sam pisze w posłowiu część motywów w powieści zawiera ziarno prawdy np.: nawiedzony dom w Suwałkach; chłopak niszczący krzyże na cmentarzu; rudy metali generujące potężne pole magnetyczne i negatywnie wpływające na zdrowie ludzi; opętana kobieta, którą zajmował się zrozpaczony mąż. Autentyczne są też zwyczaje i zabobony suwalskiej wsi oraz nazwy miejscowości. Wnikliwy Czytelnik z Suwalszczyzny na pewno odnajdzie w tej powieści wiele prawdziwych elementów. Dla mnie była to powieść klimatyczna, trochę mroczna i działająca na wyobraźnię, gdzie przeszłość łączy się z teraźniejszością. Dobrze się przy niej bawiłam, a od czasu do czasu nawet śmiałam, bo dialogi pomiędzy bohaterami były tak zabawne, że momentami aż przerysowane. Autor zgrabnie powiązał wątki kryminalne i obyczajowe z horrorem. Czyta się płynnie, lekko i szybko, choć powieść liczy ponad siedemset stron. Pierwsze spotkanie z twórczością autora uznaję za udane i mam zamiar sięgnąć po kolejne książki Artura Urbanowicza:)
Dwie najlepsze tegoroczne książki przeczytałem w grudniu i to pod rząd. Obie były też dziełem tego samego wydawnictwa - Vesper, które rośnie z roku na rok w siłę i świetne tytuły. Również świetnych autorów. To Vesper pokazał mi jako pierwszy Dana Simmonsa, a chwilę później Artura Urbanowicza. Tego drugiego postanowiłem poznać zaczynając testowo od Gałęzistych. Nie chciałem ryzykować ponad 700-stronicowego Inkuba, zanim poznałem możliwości pisarskie autora. Gałęziste były jednak niezłe, więc bez obaw sięgnąłem po coś pokaźniejszego. Nie zawiodłem się, a wręcz uznałem, że autor jest genialny i muszę mieć jego wszystkie powieści (co za kilka dni się spełni, bo paczka już jest w drodze).
Doskonała książka. Rozkręca się dość wolno, ale ani przez chwilę nie nudzi. Ostatnie 200 stron to już prawdziwa jazda, aż do zaskakującego, choć nie takiego, jakbym chciał zakończenia.
Brawo! Klasa! Świetny horror, klimatyczny i swojski. Dziękuję!
Skusiłam się aby przeczytać " Inkuba" po przeczytaniu wielu rewelacyjnych opinii. No cóż, nie jestem zwolenniczką horrorów ale w celu poznania twórczości polskiego autora sięgnęłam po książkę. Petarda to to nie była ale w sumie bardzo dobra pozycja. Jakoś specjalnie mnie nie przeraziła chociaż były chwile gdy odczuwałam jakiś dyskomfort i niepokój. Autor wykorzystał ludowe powiastki i część rzeczywistych wydarzeń. Ubrał to pięknie w słowa i pisząc prostym , zrozumiałym językiem umożliwił czytelnikowi bezbolesne przedzieranie się przez meandry powieści. A ta jest cięższego kalibru, liczy ponad 700 stron niezbyt dużym drukiem. Jest co czytać aczkolwiek przy rozwoju akcji i narastającego napięcia ta ilość stron ginie i nie jest przerażająca. Urbanowicz zainteresował mnie na tyle, że z pewnością sięgnę po inne jego książki.
Jestem tą książka tym bardziej zachwycona, że z pewnym dystansem podchodzę do tego typu literatury. Tutaj pełne zaskoczenie, od pierwszych stron poczułam jak lektura mnie wchłania. Genialna historia z magią w roli głównej. Jakież to było dobre
Powieść jest bardzo klimatyczna. Przez pierwszą połowę (którą swoją drogą czytałam głównie nocą) czułam ciarki na plecach. Tu fantastyka mieszała się z realizmem, a najgorsze (najlepsze!) było to, że nie wiadomo które to które. Podobał mi się klimat małej wioski, zamknięte krąg mieszkańców i dobrze oddane realia PRL-u. We współczesnym wątku śledztwo mocno mnie zaciekawiło, śledziłam poczynania podkomisarza Vitka z zapartym tchem. Podziwiam autora za zgrabne połączenie prawdy z fikcją i naprawdę szeroki research. Teraz mam ochotę na coś z literatury faktu o polowaniu na czarownice!
Nowa powieść autora bestsellerowego „Inkuba”! Mistrzowski thriller psychologiczny z elementami horroru i science-fiction. Jak sądzisz? Czy...
Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz... i w co do tej pory wierzyłeś... Jest taki dom, w którym nie chciałbyś spędzić nocy. Z jakiegoś...
Przeczytane:2022-12-17, Ocena: 6, Przeczytałem,
Przeniesiemy się do małej wioski na Suwalszczyźnie, gdzie tajemnice sięgają lat siedemdziesiątych. W "INKUB" Artura Urbanowicza zanurzymy się w niezwykłą historię dwóch epok, dwóch historii, jednej wioski i jednej klątwy, której siła jest zatrważająca. To nie jest zwykłe śledztwo-to podróż przez czas i przestrzeń a połączenie powieści detektywistycznej i grozy jest tutaj naprawdę udane.
Jodoziory, stają się areną dla Vytautasa Česnauskisa zwanego też Vitkiem, policjanta z Suwałk.
Kiedy młody dzielnicowy popełnia samobójstwo, sprawę przejmuje Vitek, który zostaje zesłany tam pod wizycie na dywaniku u swojego przełożonego. Odkrywa, że klątwa, która spowiła wieś, ma korzenie w przeszłości. Opowieść zaczyna nabierać tempa, kiedy czary, zielone światło i nawiedzony dom zaczynają układać się w mroczny pejzaż.
Autor mistrzowsko balansuje między dwiema epokami, ukazując skomplikowane relacje społeczności Jodozior. Czytelnik jest wciągany w wir tajemniczych zdarzeń, gdzie przeszłość wydaje się oddziaływać na teraźniejszość, a klątwa zdaje się nieuchronna.
Narracja jest niezwykle zmysłowa, a opisy Suwalszczyzny ożywiają przed oczami czytelnika. Bohaterowie, zwłaszcza Vytautas Česnauskis, są złożeni i pełni tajemnic, co sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Wątek nadprzyrodzony dodaje pikanterii, sprawiając, że "INKUB" staje się nie tylko kryminałem, ale również podróżą przez mroczne zakamarki ludzkiej psychiki.
"INKUB" to fascynująca powieść, która wciąga czytelnika w wir magii, tajemnic i ludzkich słabości. Artur Urbanowicz mistrzowsko bawi się konwencją, dostarczając czytelnikowi unikalne doznania. Polecam tę książkę wszystkim poszukiwaczom mrocznych historii i miłośnikom klimatu tajemnicy.
Ta książka była jedną z moich pierwszych podróży w świat mrocznych opowieści, a jej fascynujący świat zainspirował mnie do dalszego eksplorowania tego gatunku literackiego.
W mgnieniu oka pochłonąłem ponad 700 stron tej książki.