Droga do tronu Terrasenu dopiero się rozpoczęła. I choć młoda królowa z każdym dniem coraz lepiej poznaje potęgę swojej magii, to wie, że nie wygra wojny z Erawanem w pojedynkę. Nadszedł czas szukania sojuszników. Kto odpowie na jej wezwanie? I jaką cenę będzie skłonna zapłacić za zwycięstwo z siłami ciemności? Imperium burz to piąty tom bestsellerowej serii Szklany tron, która podbiła serca milionów czytelników na całym świecie.
Prawa do adaptacji „Szklanego tronu” wykupiło studio Mark Gordon Company (m.in. „Ray Donovan” i „Grey’s Anatomy”). Ekranizacją serialu zajmie się Mark Gordon Company. Autorką scenariusza ma być Kira Snyder, pilotażowy odcinek wyreżyseruje Anna Foerster.
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2017-04-26
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 920
Tytuł oryginału: Empire of Storms
Język oryginału: Polski
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Seria "Szklany tron" zaintrygowała mnie już dawno i chętnie sięgałam po kolejne tomy. Niemniej jednak po trzech pierwszych miałam już trochę dość, ale dotrwałam do piątego. Byłam ciekawa co będzie dalej. Jak się okazało, piąty tom jest chyba ostatnim, po który sięgnęłam z tej serii. Historia jest zbyt rozwlekła, a liczne błędy ostudziły mój czytelniczy zapał.
Nie twierdzę, że książka jest zła, jest ciekawa. Pomysł jest naprawdę fajny, a raczej był, bo później wszystko się zepsuło. Polityczne rozgrywki, walki i tajemnice przerodziły się w nieskończone miłosne wątki, w które autorka na siłę pchała bohaterów. Nie było już tego pazura, Aelin irytowała mnie cały czas, a Rowan biegał za nią jak piesek za kością.
W książce nie brakuje błędów logicznych, które od razu się rzucają w oczy. Ponadto irytowało mnie rozwlekanie historii, przez co ledwo do końca dociągnęłam, a wątki romantyczne przyprawiały mnie o mdłości. I chociaż na początku czytałam z zapałem, to w połowie zaczęło się wszystko psuć konkretnie. Pozostały mi mieszane uczucia oraz niesmak.
Zacznijmy od tego co mi się nie podobało. Może być trochę spoilerów, aby pokazać błędy.
1. Aelin kreowana jest na superbohaterkę, superwoman, która ma potężną moc, potrafi wznieść potężny ogień, a w dodatku jest niesamowitym zabójcą. Jest niby taka idealna, królowa którą wszyscy uwielbiają, oczywiście ma wielkie ego, jakaż to ona jest wspaniała, a co do czego przychodzi, większość odwraca się do niej plecami, nie ma swojego dworu, wszyscy mają ją za "królową sukę" i tylko kilka osób jej pomaga. Oczywiście razem potrafią pokonać wiele zła, wychwalają Aelin, a gdy jej moc jest potrzebna, okazuje się, że nie potrafi posługiwać się nią.
Idealna królowa, która uważa się za wspaniałą, a w gruncie rzeczy jest przeciętna i nie radzi sobie z własną mocą.
Ponadto Aelin jest bohaterką, która traktuje wszystkich z góry, a siebie uważa za największy cud tego świata. Zapatrzona w siebie egoistka. Wszyscy muszą ją lubić, bo jak jest inaczej, to grozi mu śmierć.
Autorka w sumie sama sobie zaprzecza.
Uważam, że Aelin jest głupią dziewczynką, która chwali się swoim tytułem, a nie zapracowała na niego, a zabójczyni z niej taka, jak z koziego tyłka trąba. Bardziej nazwałabym ją morderczynią, bo zabija tylko wtedy, gdy ktoś zalezie jej za skórę, a zabójcy mają inny charakter.
2. Erawan stworzył potężne potwory, Ilkeny, które rzekomo ciężko pokonać. I kiedy stają na drodze potężnego wojownika Fae, Lorcana, okazuje się, że on nie potrafi ich pokonać swoją mocą, bo są na nią odporne i nawet bronią ciężko mu załatwić sprawę. A później następuje zwrot akcji i gdy spotyka kolejne, odcina im głowy bez większego problemu.
Dodatkowo drużyna Aelin potrafi swoją potężną mocą wyrżną je w pień, a wojownik, który ma 500 lat nie potrafi tego...
A najlepszy był moment, gdy kaleka, chuda Elide odrąbywała głowy Ilkenom, kiedy potężni wojownicy mieli z tym problem.
Już nie skomentuję tego, że Aelin potrafiła zabić pięćset Ilkenów, a miała problem z zatopieniem wrogich statków (dwóch lub trzech, nie pamiętam dokładnie)... Albo jest silna, albo nie.
3. Kolejnym irytującym problemem tej książki jest łączenie bohaterów w pary. Jest to robione na siłę i dla mnie niezrozumiałe, bo książka z ciekawej fantastyki z potencjałem przerodziła się w nudny romans. Nieśmiertelni wojownicy bez serca, nagle tracą rozum dla śmiertelników i tak w kółko...
No aż mnie mdliło. Już sam związek Aelin i Rowana był dla mnie ciężki do przełknięcia. Na początku był uroczy, ale teraz przerodził się w dzikie popędy seksualne i co kilkanaście stron były ich miłosne uniesienia. Zupełnie nie spodobało mi się rozwinięcie ich miłości, autorka nie potrafiła w ciekawy sposób tego ugryźć. Ponadto tom pierwszy jest dla 15+, a przy piątym tomie należałoby dać ograniczenie od 18-stu lat...
I jeszcze Dorian, Manon, Lorcan i Elide, ileż można...
4. Zmiennokształtna wiele lat nie używała swojej mocy, ale potrafi przeobrażać się w potężne potwory. To takie nielogiczne, bo jeśli nie używało się mocy przez lata, to jej ponowne użycie nie powinno być takie proste.
5. Zakończenie powieści jest tak błahe, śmieszne i do przewidzenia, że aż nie mam ochoty poznawać dalszych losów bohaterów. Wszystko było do przewidzenia. Wielkie zakończenie pełne intryg i tak bardzo schematyczne.
Tego jest oczywiście więcej, ale te punkty najbardziej mnie zirytowały. Książka jest naciągana, cała historia to takie masło maślane. Autorka sama sobie zaprzecza, na siłę kreuje związki, a do tego zakończyła książkę spektakularnie, aby powstała kontynuacja. Kontynuacja, po którą nie sięgnę, bo już za daleko to zostało pociągnięte.
Poza tym zastanawiam się gdzie jest Nesryn i Chaol? Zaginęli w akcji, nic o nich nie słychać, bo oczywiście musi powstać kolejna książka. Uważam, że autorka powinna zakończyć wszystko w maksymalnie trzech tomach, a nie ciągnąć całość coraz dalej i dalej, nie mieć pomysłu i wciskać wątki miłosne, zamiast skupić się na politycznych rozgrywkach, które miały być tak ważne. Nie twierdzę, że ich nie ma, są, ale zostały przytłumione przez tęczę.
Powiększający się fanklub Aelin, w którą wszyscy wpatrują się jak w obrazek, irytował mnie bardzo. Każdy kto dołącza do jej "dworu" traci swój charakter, ląduje pod jej butem i zachowuje się jak pies na usługi...
A Erawan niby potężny, a czeka na oklaski, żeby wpaść i pozamiatać. A w gruncie rzeczy, pewnie i tak przecudowna Aelin wygra.
Książka, jak i cała seria miały potencjał, ale został zgubiony dawno.
Po przeczytaniu tej książki zadałam sobie pytanie „Czy można powiedzieć coś jeszcze o tej serii?”. No, dzieje się to samo, bohaterów mamy tych samych. Ale tak, można! Czy coś dobrego? Cóż…
Aelin Galathynius w pełni pogodziła się ze swoim przeznaczeniem. Wie, że musi wytężyć wszystkie siły, zebrać potężnych sojuszników i wykorzystać całą swoją magię, by zasiąść na tronie w Terrasenie. Dziewczyny nie było od dawna, w dodatku przez wiele lat była zabójczynią, więc lordowie, od których zależy jej korona, nie chcą się zgodzić na jej powrót. Aelin musi stać się królową, w której inni będą widzieli pomoc, którą obdarzą zaufaniem, ale na jej drodze stoją silni przeciwnicy; w tym Mroczny Król, który chce zawładnąć światem i przebiegła królowa Fae, która ma z Aelin osobiste porachunki.
Ćśś! Słyszycie to? To upadające charaktery zakochanych bohaterów. No żesz w mordę, nie mogę zdzierżyć tych romansów między wszystkimi postaciami. Jeden facet w grupie nie ma kobiety? Doda się! Nie pasują do siebie? Ale oboje są wolni! Fae zachowujący się jak marionetka na sznurkach trzymanych przez kobietę? Zakochał się! Jak romans rozkwitający między Aelin i Rowanem w Królowej cieni dopiero się zaczynał i nawet im dopingowałam, tak w Imperium burz ich ciągłe „przyciąganie” zaczynało być nużące. Okej, zdzierżyłabym jeden romans. Ale Maas chciała, żeby wszystkie jej postacie nie były samotne i wtedy te usilne (i bardzo szybkie!) parowanie zaczęło już być denerwujące. Mało tego, Rowan stracił swój charakter do reszty, nie ma pazura, nie ma ciętego języka, liczy się tylko „jego pani” i polewanie słoną wodą blizn po jej paznokciach na jego plecach, żeby wszyscy wiedzieli, że należy do niej. Czujecie to uprzedmiotowienie? Postacie, które wcześniej w ogóle na siebie nie spojrzały w ten sposób, teraz nagle zaczęły się w sobie zakochiwać. Gdyby powycinać te wszystkie miłostki, podteksty seksualne i złe sceny erotyczne, to książka straciłaby na objętości przynajmniej w jednej czwartej.
Aelin w tej książce przechodzi samą siebie. Jest to postać tak drażniąca i rozwydrzona, że cieszyłam się, jak ją uderzali; fizycznie lub słownie. Aelin została wykreowana na boginię, która wszystko odgadnie, przewidzi i zrobi. A przy tym sama doskonale zdaje sobie z tego sprawę i denerwuje ją, jak ktoś odgadnie szybciej zagadkę. Maas ma dar do denerwujących głównych bohaterek i to bez dwóch zdań. Najlepsze jest to, że każda postać, która mówiła o Aelin źle w tej książce, trafiała w samo sedno, prawie jakby Maas próbowała odpokutować stworzenie tej postaci takiej. Na pewno zdajecie sobie sprawę z tego, że jeśli główny bohater jest okropny, to i czyta się nieprzyjemnie. I ja nie ukrywam, że postawa Aelin sprawiła, że niemal pomijałam jej (i Rowana) rozdziały.
Nieważne, jak wygląda to, co opisałam wcześniej; nie zjadę tej książki tak jak drugiej części Dworu. Nie, ponieważ w tej części, mimo tak dużych minusów, które bardzo utrudniają czytanie, Maas nie zapomniała o tym, co jej wychodzi najlepiej; akcji, niespodziewanych jej zwrotów i intrygach. Może nie znoszę Aelin, może mam żal do autorki za te naciskanie na romans, ale muszę przyznać, że ma łeb do tworzenia fabuły. Chciałabym się choć na chwilę znaleźć w jej głowie, naprawdę. Jestem pod wrażeniem jej długodystansowego myślenia, kiedy okazuje się, że niektóre rzeczy pojawiające się na końcu Imperium burz, były już planowane w Królowej cieni. Mimo wszystko, chciałabym potrafić tak pisać. Potrafi zaciekawić, wciągnąć, porwać. Tutaj akcja ciągnie się od początku do końca, mamy perspektywę wszystkich bohaterów, więc każdego możemy poznać i się z nim zbliżyć. Stawiam dużego plusa przy Dorianie, bo w końcu nabrał charakteru, w końcu nie jest tylko słodkim chłopcem, a uświadamia sobie, że stał się królem. Trzymam za niego kciuki w ostatniej części. Trzymam też za Maas, by nie zapomniała, że zaczęła fajną fantastyką i niech się tego trzyma.
Jeśli mam być szczera, żałuję, że najpierw przeczytałam Dwór, ponieważ pokazał mi wszystkie te rzeczy, które Maas nie wychodzą, które psuje i przez to już nie czuję takiej wielkiej chęci do jej dzieł. Można powiedzieć, że zabiło to mój „hype” (zajawkę). Myślę, że gdybym przeczytała ponownie wszystkie poprzednie części, ocena mocno by spadła. Dlatego tego nie zrobię, ani teraz, ani w przyszłości, bo chcę sobie zostawić te miłe wspomnienia i chcę przeczytać ostatnią część Szklanego Tronu z uśmiechem.
Nie wiem dlaczego, ale myślałam, iż będzie to ostatnia część serii o Aelin. Choć mogę nazwać się fanką Maas, książka nieco mi się dłużyła. W międzyczasie przeczytałam jeszcze kilka innych powieści, kiedy wreszcie dotarłam do ostatnich stron Imperium Burz.
Czymże różni się ta część od poprzednich? Niewieloma rzeczami. Prócz tego, że Aelin Ogniste Serce szuka sprzymierzeńców tam, gdzie żaden władca nie szukałby wsparcia. Zatem królowa zawiązuje kontakty "z poprzedniego życia", gdzie pracowała jako płatna zabójczyni. Dobrze, jeśli czytelnicy wcześniej zaznajomią się z opowiadaniami rozgrywającymi się przed wydarzeniami opisanymi w tej serii, ponieważ mamy powrót między innymi władcy piratów Rolfa.
Brakuje natomiast Chaola, który nie pojawia się w książce nawet na chwilę. Zatem jego losy są całkowicie nieznane. Na scenę wkracza za to królowa Maeve (jednakże bez fajerwerków).
Nie wiem czy w moim przypadku nastąpiło "zmęczenie materiału", ale powieść mnie nie ekscytowała. Nie kartkowałam jej w napięciu czekając na to, co będzie dalej. Bohaterowie stracili na wyrazistości, najbardziej zaś sama główna bohaterka, którą zdecydowanie wolałam jako płatną zabójczynię. Nie przekonuje mnie też jej ukochany Rowan, będący postacią zupełnie bez charakteru, (a ich romans i wieczne "podwijanie palców u nóg" z pożądania u Aelin, jest po prostu męczący).
Wątek Lorcana i Elide może być za to obiecujący, zobaczmy jak dalej potoczą się ich losy. Dorian nam się nieco rozkręca, choć nadal brakuje mu stanowczości i własnego zdania. Być może Manon go nieco "naprostuje".
Na pewno sięgnę po kolejną część sagi, bo chciałabym wiedzieć jak to się wszystko skończy, niemniej jestem zdania, iż ta część powinna być o połowę krótsza. Brawa za zakończenie, które będzie wspaniałym (na co liczę) początkiem kolejnego tomu.
Kolejna częśc przygód Aelin. Jej plany sięgają daleko, o których nie informuje swoich przyjaciół, gdyż wie jak zareagują. Coraz więcej tajemnic wychodzi na światło dzienne. Zdrada 13, knowanie Maeve, rosnąca moc Aelin i jej poświęcenie, by uratować krainy przed Erewanem. Wszystko to sprawia, że książkę czyta w ciagłym napięciu.
"And tell him… tell him thank you - for walking that dark path with me back to the light"
Czy można kogoś jednocześnie kochać i nienawidzić ? Takie pytania bez końca mogą rodzić się w głowach fanów Sarah J. Maas. Ta nieznającą litości kobieta znów zwiodła mnie nieco dłużącym się początkiem, (o ja naiwna!) tylko po to to, żeby po 800 stronach pozostawić całą we łzach i emocjonalnie rozbitą . Ogromnie cieszy mnie jak rozwija się autorka, to jaką drogę pokonała od pierwszego tomu "Szklanego tronu" poprzez Dwory (które jak wiecie kocham ponad wszystko #nightcourt), Sarah J Maas pisze coraz lepiej, a to wielka radość dla czytelnika. Już nie mogę doczekać się czym znów zaskoczy nas w kolejnych tomach jej serii. Po raz 5 już zapraszam Was do Prythianu, gdzie pewna pyskata królowa próbuje pozyskać sprzymierzeńców do walki z niebezpiecznym i nie znającym litości przeciwnikiem.
"Ten świat zostanie ocalony i przebudowany przez marzycieli."
FABUŁA:
Aelin żyje, wspólnie z jej nowym dworem udało im się wyzwolić Rifhold spod władzy Erawana, podąża więc do Terassenu, swojego upragnionego i wytęsknionego królestwa. Gdzie ludzie od lat czekają na nią, pragną przyjąć jako swoją prawowitą królową i ramię w ramię pomóc jej w walce o wolność Erilea'y. Coś Wam tu nie pasuje? Oczywiście, że tak! Chyba nie uwierzyliście, że S.J. Maas da naszej bohaterce zdobyć coś w tak łatwy sposób. Aelin owszem trafia do Terassenu, gdzie dowiaduje się iż żaden z lordów, którzy wspierali jej ojca, a później wuja wcale nie kwapi się, aby posadzić jej ognisty tyłek na tronie. Niedoszła królowa może liczyć jedynie na swój skromny w liczbie, acz potężny w walce dwór i własny niewątpliwie ogromny spryt.
Całe szczęście Dorian jest bezpieczny jako nowy król Adarlanu. Znów uwierzyliście? Nic z tych rzeczy - drobna rada- nigdy nie ufajcie Sarze J Maas! Aby nie zdradzić Wam zbyt wiele z fabuły napiszę jedynie, że młodemu królowi, również przyjdzie po raz kolejny walczyć o wolność swojego kraju.
Ta część to przygody przy pozyskiwaniu nowych popleczników, epickie walki na morzu i odkrywanie tajemnic przeszłości. Czy Dorianowi uda się opanować swoją magię? Czy Elide odnajdzie królową, aby przekazać jej klucz Wyrda? I czy Aelin w końcu pozna swoje przeznaczenie? Na te wszystkie pytania odnajdziecie odpowiedź w "Imperium Burz"
KSIĄŻKĘ POLECAM JEŚLI:
+lubisz fantasy w wersji YA - to jedna z lepszy serii w tej kategorii
+masz ochotę poznać bliżej, kilku nieziemsko przystojny Fae
+lubisz kiedy książka poniewiera Cię emocjonalnie
KSIĄŻKI NIE POLECAM JEŚLI:
-nie lubisz fantasy
-nie przepadasz za irytującymi i pyskatymi bohaterkami
-nie chcesz znienawidzić autorki na koniec książki
PODSUMOWANIE:
Oczywiście, że polecam! Mimo moich narzekań w niektórych kwestiach (nie oszukujmy się po prostu chciałam więcej niż dostałam na 800 stronach ;)) to była niesamowita i niezapomniana przygoda. Zdobywanie sojuszników z Aelin i jej dworem, walki na morzu, popisy umiejętności bohaterów- rewelacja. Od mniej więcej 50 strony książka porwała mnie do Prythianu, w wir intryg, przygód, tajemnic, mrocznych mocy i ogromnych namiętności. Poświęceń w imię miłości, przyjaźni i wolności.
I tak końcówka... złamała mi serce.
"Remember who you are. Every step of the way down, and every step of the way back. Remember who you are. And that you're mine."
http://ksiazkaibestia.blogspot.cz/2017/09/imperium-burz-sarah-j-maas.html
“Nawet gdy ten świat stanie się już tylko szeptem pyłu wśród gwiazd, nadal będę Cię kochać.”
Szczerze mówiąc nie wiedziałam jak zacząć tę recenzję, bo tyle działo się w tej książce, że naprawdę trudno jest nie napisać przypadkiem spojleru. Autorka rozszerzyła wątek paru postaci takich jak na przykład mojej ukochanej Manon, czy Edile oraz fae Lorcana. Manon z wroga staje się sprzymierzeńcem i dowiaduje się czegoś o sobie. Edile zyskuje w sobie odwagę i pokazuje, że jest wytrwałą i silną kobietą. Jeśli chodzi o Lorcana ta postać chyba najbardziej mnie zaskoczyła, ale nic więcej nie zdradzę. O ile w poprzednim tomie go nie lubiłam to teraz zyskał moją sympatię. Możemy również zauważyć zmiany jakie przeszła Aelin. Nadal ma cięty język i błyska swoją bezczelnością, ale dorosła i stała się odpowiedzialną Królową, w której interesie leży dobro innych ludzi. To wcale nie oznacza, że główna postać mnie nie denerwowała, ale myślę, że Aelin już taka jest. Zauważyłam, że autorka lubi łączyć wszystkie swoje postacie w pary. Nie mam nic do tego, ale chciałabym czegoś nowego. Tak czy siak. Uwielbiam serię Szklany Tron. Każdą część pokochałam bez pamięci!
Niesamowita - w pełnym tego słowa znaczeniu.
Nadal wacham się, czy kochać serię "Szklany tron" czy też podchodzić do niej z dystansem. Jak na razie wygrywa opcja numer 1, kolejna część pokazała, że wbrew pozorom jest to seria, którą można nazwać nawet wartościową. Są elementy, które sprawiają, że zaczyna się wahać, czy aby na pewno był to trafny osąd, ale nieliczne. Książki Sarah J. Maas pięknie ukazują honor, patriotyzm, przyjaźń i miłość, nie stając się jednocześnie ckliwą historyjką. Wielkie brawa dla autorki. No i, oczywiście, czekam na więcej. Zakończenie daje wiele do dopowiedzenia (również zaskakuje, ale to już inna bajka).
''Imperium burz'' to piąty tom serii Szklany tron. Aelin i jej najbliżsi brali udział w krwawych i brutalnych wydarzeniach, ale przeżyli, stali się silniejsi i zdeterminowani, by pokonać Erawana. Wielu ludzi muszą do siebie przekonać, wiele przeciwności pokonać, by Aelin mogła zasiąść na tronie Terrasenu. ''Imperium burz'' to ciągła akcja, walka i niebezpieczeństwo. Ta część jest, według mnie, najbardziej emocjonującą i trzymającą w napięciu pośród wszystkich pięciu książek. Aelin i Rowan są siłą i opoką nie tylko dla siebie nawzajem, ale także dla najbliższych, którzy zdecydowali stanąć z nimi do walki z Erawanem. W poprzednich częściach autorka pokazała, że uczucie łączące Aelin i Rowana jest niezwykłe, wielkie i trwałe. W ''Imperium burz'' Sarah J. Maas nie poświęciła wiele uwagi ich związkowi, nie oznacza to jednak, że brakuje tu wątku miłosnego — Lorcan i Elide, Aedion i Lyssanra, Dorian i Manon, skutecznie zapełniają tę lukę. To, co spodobało mi się najbardziej w ''Imperium burz'', to nie ciągła walka i niebezpieczeństwo, a to, w jaki sposób dojrzeli bohaterowie — zwłaszcza Aelin i Rowan. Ona nie jest już tą porywczą i lekkomyślną dziewczyną, dojrzała i stała się zdeterminowana, by osiągnąć swój cel, a to uczyniło ją jeszcze bardziej niebezpieczną. Rowan stał się bardziej pewny uczucia łączącego go z Aelin, jest mniej porywczy. Oboje marzą o spokojnym życiu w Terrasenie, po wygranej wojnie z Erawanem. Czy im się to uda? ''Imperium burz'' to mistrzowsko zaplanowana intryga, od pierwszej strony autorka wciąga nas w sieć tajemnic, prastarych sekretów i niebezpieczeństw. Stopniowo poznajemy odpowiedzi na najważniejsze pytania, ale autorka nie spieszy się z ich ujawnieniem. ''Imperium burz'' to najlepsza część z serii Szklany Tron. Sarah J. Maas udowodniła, że ciągle się rozwija i przygotowuje kolejne niespodzianki dla swoich czytelników. ''Imperium burz'' to książka pełna akcji, walk i niebezpieczeństwa, z zakończeniem, przez które będziecie chcieli krzyknąć ''Co do diabła?!". Bardzo, bardzo gorąco polecam!!
Długa i męcząca. Chyba włącza mi się zmęczenie materiału. Dopiero pod sam koniec coś się zaczęło dziać i jakoś mi ta końcówka sprawnie i szybko poszła, początek był ciężki jednak nie mam w zwyczaju zostawiać niedoczytanej książki.
Poczytałam kilka opinii i również uważam, że zbyt dużo jest tu romansu, wkrada się on wszędzie. Tak naprawdę można po pierwszej wymianie zdań pomiędzy bohaterami wychwycić już kto z kim będzie. Najpierw Dorian, którego z impasu czarnego naszyjnika wyrwały oczy Manon, szybko znaleźli się w łóżku. Fakt faktem, że dorain był wcześniej kobieciarzem ale jednak wyszło to tak po prostu. Spotkanie Lorcana i Elide? W chwili gdy czytałam jego myśli jak ją śledził a potem kolejne ich losy wiedziałam że skończy się to romansem. Aedion ciągle ślini się do Lysandry i tłumaczy sam sobie, że pewnie ona nie chce, że dużo przeszła, że będzie czekał.. Nuda. Do Aelin i Rowana można się już było przyzwyczaić ale te ich ciągle przyciąganie, uniesienia i sceny miłości nie są na miejscu. To tyle jeśli chodzi o romanse.
Akcja książki faktycznie jakaś tam jest, byłam przekonana że w tej części wydarzy się walka z Erawanem, który niespodziewanie jakby znikł, kilka razy była z nim walka a raczej z jego przedstawicielami i jakaś konfrontacja natomiast nic szczególnego. No ale są przecież kolejne części, coś tam się dziać musi w nich.
Aelin, która została odrzucona przez Lordów, którzy się sprzeciwili co do tego by została Królową, czuje się ugodzona i mam wrażenie że zachowuje się trochę infantylnie, roszczeniowo. Ok, ma dar, włada magią ale nie jest pępkiem świata. Faktycznie brakuje jej trochę pokory, doświadczenia, może wiedzy. Ale nie zabierajmy jej tego, że misternie uknuła ostatni plan na przyszłość swoich bliskich. Fakt faktem, sporo knuła, nie mówiła prawdy, zatajała informacje. Czy w obawie o to, że ich rozczaruje w razie niepowodzenia tak jak sugeruje autorka? Nie wiem, Aelin jest zawzięta i lubi wszystko robić sama, jest samowystarczalna, nasuwa się pytanie czy nie chciała by cała chwała była przypisana dla niej. Zostawiam to do indywidualnych rozmyślań.
Boję zaczynać się kolejny tom, nie wiem czy nie trwa to już zbyt długo. Zauważyłam, że każdy kolejny tom coraz dłużej czytam, są to dosłownie dni ale jednak czytam dłużej.
Chyba jeszcze nigdy żadna książka aż tak mnie psychicznie nie poturbowała. Ile tam było emocji! I ani chwili wytchnienia.
Całą serię przeczytałam jakoś w lipcu, więc nie pamiętam zbyt wielu szczegółów, żeby móc napisać sensowną recenzję. Wiem tylko, że czytałam ten tom do późnych (a może już wczesnych?) godzin nocnych i nie mogłam się oderwać, a jednocześnie co chwilę musiałam odkładać książkę, żeby ochłonąć z emocji.
Spotkałam się z opiniami, że w ostatnich tomach autorka przesadziła z motywem "girl power" w kreacji głównej bohaterki, ale się z tym nie zgodzę. A może inaczej. To prawda, ale na tę przypadłość często cierpią również postaci męskie w większości filmów i powieści fantastycznych, więc nie jest to kwestia płci, a pewnych utartych schematów, dzięki którym fabuła musi posuwać się do przodu.
Wciągająca i porywająca, aż nie można poprostu sie oderwać od książki. Warta przeczytania
Celaena Sardothien, zabójczyni znana na całym kontynencie, wyrusza w podróż, która ma odmienić jej życie. Okaleczona i upokorzona...
Drugi tom cyklu Szklany tron, opowiadającego o zabójczyni Celaenie Sardothien Po roku ciężkiej pracy w kopalni soli osiemnastoletnia Celaena Sardothien...
Przeczytane:2020-07-24, Ocena: 6, Przeczytałam, E-booki, 2020, Fantasy, 52 książki 2020,
"Imperium burz" to piąty tom fantastycznej serii " Szklany tron". Powieść należy do fantastyki i porywa od pierwszych stron.
Sarah J. Maas stworzyła niesamowitą serię, która zawładnęła moim sercem. Po poprzednich książkach autorki wiedziałam, że nie będę mogła się oderwać, ale nie sądziłam, że to będzie aż tak intensywne. Ciężko opisać emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania. Jednokest pewne długo nie zapomnę tego fantastycznego cyklu.
O czym opowiada ta część? Cóż, A więc droga do tronu Terrasenu dopiero się rozpoczęła. I chociaż Aelin z każdym dniem coraz lepiej poznaje potęgę swojej magii to wie, że nie wygra wojny z Erawanem sama. Nadszedł czas szukania sojuszników. Kto odpowie na wezwanie? Jaką cenę przyjdzie jej zapłacić? Przekonajcie się sami !
Autorka zachwyca nie tylko fabułą, intrygami, niespodziewanym zwrotami akcji, tajemnicami, ale dodatkowo wzrok przyciągają cudowne okładki. Muszę przyznać, że najpierw mój wzrok przyciągnęła właśnie okładka. Potem zwróciłam uwagę na autorkę i już wiedziałam, że muszę to przeczytać. Pokochałam styl autorki Już od pierwszej jej książki, którą miałam przyjemność przeczytać i następne książki jedynie utwierdziły mnie w tym przekonaniu.
W każdym razie uważam, że jest to seria godna polecenia i przeczytania. Zdecydowanie polecam nie mogę się doczekać następnego tomu. Ciekawe z czym tym razem będą musieli się zmagać bohaterowie powieści.
Jakie przesłanie niesie ta powieść? Cóż moim zdaniem przede wszystkim pokazuje, żeby się nie poddawać i dążyć do jasno określonego celu. Ponadto pokazuje siłę przyjaźni i miłości oraz wagę poświęcenia.