W poszukiwaniu życiowego azylu większość z nas wyjechałaby na Południe. Adela Henert wybiera przeciwny kierunek - sprzedaje położony na skale domek, z którego przez lata podziwiała morze o barwie limonek, oddaje prowadzoną przez dekadę kawiarnio-księgarnię i opuszcza malowniczą włoską Sperlongę. Przybywa do mroźnego, zasypanego śniegiem Wrocławia, w sam środek ponurej polskiej zimy. Przywozi ze sobą dwie walizki, długi warkocz i plan - zrobić jedną dobrą rzecz.
Przedziwna i poruszająca opowieść o próbie odkupienia.
źródło opisu: Opis Wydawcy
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2017-10-25
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 408
Tytuł oryginału: Historia Adeli
Język oryginału: polski
Adela w wieku dwudziestukilku lat wraz z Pawłem wyjechała do Włoch, aby tam rozpocząć nowe życie. Wydawało by się, że w słonecznej Sperlondze wiedli wymarzone życie. Uroczy domek na skale, z którego rozciągał się widok na morze koloru limonki oraz kawiarnio-księgarnia, którą kobieta prowadziła od lat to rozdział zamknięty w jej życiu. Po śmierci męża Adela sprzedaje swoją posiadłość i wraca do rodzinnego Wrocławia, gdzie musi zacząć wszystko od zera, ale ma plan by zrobić choć jedną dobrą rzecz.
W tej powieści występuje narracja pierwszoosobowa, dzięki czemu lepiej odczuwamy emocje głównej bohaterki. Akcja książki opiewa 10 miesięcy i jest to czas, kiedy Adela boryka się z wieloma problemami. Powrót po 10 latach w rodzinne strony i zaczynanie życia w wieku trzydziestu czterech lat na nowo, a także zmaganie się z traumatycznym przeżyciem nie jest czymś łatwym. Kobieta zmaga się z ogromnymi wyrzutami sumienia oraz bólem po stracie najbliższej jej osoby, a także ze swoimi demonami przeszłości, które zostawiła we Wrocławiu, kiedy decydowała się na wyjazd.
Na szczęście wokół kobiety znajdują się osoby, na których wsparcie może liczyć i to one pomagają jej przebrnąć przez trudy codzienności. Daniel Raczyński, od którego wynajmuje piętro domu, „Sybilla Trelawney”, czyli jej szefa, a także Władysław Kraszewski, czyli antykwariusz to świetnie wykreowane postaci. Autorka się postarała o to, aby wiele wniosły do powieści, ale przede wszystkim o to, że są bardzo realne. To ogromna zaleta tej książki – wykreowanie takich pozornie zwyczajnych postaci, nieprzerysowanych, które możemy spotkać na ulicy.
Magdalena Knedler w „Historii Adeli” stworzyła niesamowity klimat, którym jakby przenosiła nas do innej epoki, co mi się bardzo spodobało. Listy z przeszłości, wizyty w antykwariacie, mnóstwo jazzu, odwołań do klasyki literatury oraz starszych filmów. Takie rzeczy sprawiają, że warto się zatrzymać i zastanowić nad pewnymi sprawami, a przede wszystkim dla mnie to dodało pewnego uroku całej historii.
Ta książka to wspaniała opowieść o przeżywaniu żałoby i radzeniu sobie z nią, o poczuciu winy i czynieniu dobra w ramach zadość uczynienia, a także o poszukiwaniu szczęścia i próbie naprawienia tego, co kiedyś utraciliśmy. Niesie ważne przesłanie, a przeplatających się kilka wątków sprawia, że nie można się od niej oderwać dopóki nie pozna się zakończenia.
Każdy z nas dzieli swoje życie na „przed” i „po”. Nawet takie proste sprawy: przed obiadem wypiję szklankę wody, bo tak zaleca moja dietetyczka, a po obiedzie zasnę kamiennym snem warcząc na każdego, kto spróbuje mnie choćby tknąć. Przed pracą spróbuję jakkolwiek ogarnąć moje krnąbrne włosy, a po pracy pójdę je obciąć, bo nie mam do nich już siły. Przed urlopem kupię szałowy strój kąpielowy, a po urlopie go wyrzucę, bo stwierdzę, że jednak jest za mały i mi się spod niego co nieco wylewa. Może być mniej „codziennie”: przed rozwodem będę płakać każdego wieczora, a po rozwodzie poczuję, co znaczy żyć szczęśliwie. Przed śmiercią męża będę mieszkała w urokliwej włoskiej miejscowości, a po jego śmierci wrócę do Wrocławia. Na ostatnim zdaniu się zatrzymam. W takiej sytuacji „przed” i „po” poznajemy Adelę Henert. Proszę Państwa, przed Wami kilka słów na temat „Historii Adeli” autorstwa Magdaleny Knedler.
Adela wraz z mężem mieszka w Sperlondze, małym włoskim miasteczku położonym na wybrzeżu Morza Tyrreńskiego. Wspólnie prowadzą księgarnio-kawiarnię, tworząc wyjątkowe miejsce dla okolicznych mieszkańców. Niestety, dość sielankowe życie kończy się 8 grudnia, kiedy to Paweł odchodzi. Na zawsze. Wówczas bohaterka postanawia wrócić do rodzinnego Wrocławia i zacząć życie od nowa. Aby odkupić winy, wymierza sobie srogą karę: być dobrym człowiekiem i robić wszystko z myślą o innych. Błahe? A próbowaliście? Szlachetność niby jest modna, ale tak naprawdę wcale nie jest popularna - owszem, chętnie się o niej mówi, ale z czynami to już trochę kiepsko. Adela podejmuje się wyzwania, które ma ją rozgrzeszyć. Zaczyna od oddania swoich długich włosów na rzecz Fundacji Rak’n’Roll.
Jeśli ktoś z Was pomyślał, że „Historia Adeli” to książka po prostu o czynieniu dobra, to jest w błędzie. Przede wszystkim tu nic nie jest „po prostu”. Kilka sprawnie przeplatających się ze sobą wątków powoduje, że nie sposób oderwać się od lektury. Z jednej strony opisany z wyczuciem i nienachalnie romans bohaterki ze współlokatorem, a z drugiej tajemnica, którą dziewczyna próbuje rozwikłać poznając przy okazji zagmatwane (i bardzo ciekawe) losy ciotki Stefanii. Do tego dochodzą trudne relacje rodzinne między Adelą a jej rodzicami - niewybaczone przewinienia i niewypowiedziane pretensje. Moim zdaniem to historia o życiowych wyborach – takich, które kształtują nas na nowo i pozwalają stworzyć bezpieczne „po”.
Swoistą wisienką na torcie jest tajemnicza śmierć Pawła i silne poczucie winy kobiety, które wraca w każdym prawie rozdziale i stanowi piętno, z którym ta nie potrafi sobie poradzić. Niesamowite, jak Magdalena Knedler potrafiła poprowadzić ten wątek. Przez moją głowę przelatywały najgorsze domysły. Za każdym razem, kiedy Adela była bliska opowiedzenia tej historii, moje serce niemalże przestawało bić. Pięknie się to wszystko plecie. Cudownie się czyta. Jeszcze wspanialej przeżywa.
Bardzo lubię być blisko autora i bohaterów. Kiedy Adela słuchała Louisa Armstronga – włączałam jego utwory. Kiedy przypominała sobie, jak wyglądała Anne Hathaway w filmie „Interstellar” to sama koniecznie chciałam ją zobaczyć w tej kreacji. Autorka prowadzi nas śladami mało znanego włoskiego jazzu oraz popularniejszej muzyki w wykonaniu Stinga czy Boba Dylana. To niezwykły dodatek. Wielki ukłon z mojej strony dla Magdy Knedler za jej wiedzę i umiejętność dzielenia się nią z czytelnikami w tak subtelny, a jednocześnie czarujący sposób.
Zapraszam: https://www.facebook.com/spadlomizregala/
Co za szczęście, że przypadki chodzą po ludziach :) Tak właśnie trafiła do mnie książka, która wcześniej (również przypadkiem) trafiła w ręce kogoś innego. Ja pewnie nigdy nie sięgnęłabym po nią ze względu na okładkę, która w żaden sposób nie przyciąga. Muszę sobie wreszcie wbić do głowy, że mam nie oceniać książek po okładce!
Adela to trzydziestoczteroletnia kobieta, która wraca do rodzinnego Wrocławia po dziesięcioletniej nieobecności. Po ostatnich wydarzeniach musi zacząć żyć od nowa i ma w związku z tym pewien plan - zrobić coś dobrego. Kobieta obwinia się o to co się stało i przez dobre uczynki chce zadośćuczynienia. W realizacji planu pomaga jej Daniel (który pojawił się w jej życiu przypadkiem i na dobre w nim zagościł) w sposób dosłowny i pośredni, przez to, że dzięki wtajemniczeniu w przeszłość swej ciotki Stefy, pozwala jej poznać i zrozumieć siebie. "Historia Adeli" to tak właściwie także historia Stefy, którą poznajemy dzięki zawziętości i dociekliwości Adeli.
Książka urzekła mnie od pierwszego rozdziału! Zaskoczyła sposobem narracji i zachwyciła bohaterami, których z miejsca polubiłam i kibicowałam w dalszych poczynaniach. To nie jest jakaś tam, schematyczna historia. To książka o miłości, samotności, oddaniu, odpowiedzialności, przebaczaniu, szukaniu siebie. Ach można by tak długo wymieniać, a i tak każdy czytelnik znajdzie to coś dodatkowego, coś co wyda się napisane specjalnie dla niego. Tu wszystko ma swoje miejsce, sens, barwę i wydźwięk. Sposób narracji przywodzi na myśli snucie opowieści, która łączy nowoczesność z tradycją, przeszłość z teraźniejszością, pokolenia młodszych i starszych, dzieci i ich rodziców. Delektowałam się każdą stroną, po kolejnych rozdziałach robiłam przerwy, by móc przemyśleć, przetrawić to co właśnie przeczytałam. Po lekturze powieści czułam się wyczerpana emocjonalnie, ale w pozytywnym tego znaczeniu.
Ta pozycja to prawdziwa uczta dla duszy i serca. Dawno nie czytałam tak "bogatej" książki. Warto też dodać, że wszędobylskie jazzowe nuty niemal docierają do naszych uszu z każdym przewróceniem kolejnej strony, a liczne nawiązania do tekstów literackich sprawiają, że koniecznie chce się je poznać. Jeśli podobnie jak ja, będziecie mieli ochotę sięgnąć po wymieniane tytuły to nie musicie trudzić się z oznaczaniem stron, na których o nich wspomniano, autorka na końcu książki przygotowała dla nas listę najlepszych utworów :)
P.S. Ciekawe kto jeszcze po przeczytaniu książki będzie marzył o takim miejscu jak Becky Sharp :)
Po pierwsze plus za okładkę, nie sposób przejść obok niej obojętnie. Historia Adeli to ciekawa opowieść o życiu głównej bohaterki, która po powrocie do Polski próbuje na nowo ułożyć sobie życie. I mamy to trochę przyjaźni, miłości, historii, zagadki przeszłości a wszystko to okraszone radami co warto przeczytać i czego warto posłuchać.
RECENZJA
Premiera: 25.10.2017
„(…) można powiedzieć, że ta filiżanka uosabiała jej życie. Pęknięte na pół. Przed i po. Dwa idealne, regularne odłamki, którym nie można zarzucić nic ponad to, że nie stanowią całości. I które dzieli jedno zdarzenie.” – fragment powieści.
Mówią, że coś nas nie zabije, to nas wzmocni. Tak mówią… Ale jak wzmacniać ma człowieka coś, co doprowadza do rozpadu świata, w którym dotąd żył? Jeśli wzmocnienie ma polegać na wypracowaniu mechanizmów radzenia sobie z wszechogarniającym smutkiem i poczuciem winy, to ja za taki proceder dziękuję i wolę uznać, że człowiek ma w sobie raczej siłę przystosowania się do danej sytuacji, ale niekoniecznie do łatwego pogodzenia się z nią.
Trzydziestoczteroletnia Adela Henert – główna bohaterka obyczajowej powieści Magdaleny Knedler pt. „Historia Adeli” – wyznaje według mnie podobną życiową filozofię i stara się zaadaptować do nowych warunków po utracie w tragicznych okolicznościach ukochanego małżonka. Wydarzenie to stanowi wyrwę w jej życiu, które jawi się niczym pęknięta na pół filiżanka, o której mowa jest w cytowanym na początku niniejszej recenzji fragmencie powieści. Adela z pełną premedytacją porzuca słoneczne, włoskie wybrzeże i zimową porą wraca do rodzinnego Wrocławia, w którym nikt na nią czeka, ponieważ kiedy lata temu postanowiła podążać własną ścieżką, jej wybór okazał się nieakceptowalny dla jej rodziców. Kobieta rozpoczyna kolejny rozdział swojego życia, który można by zatytułować „po stracie”, od wynajmu mieszkania oraz podjęcia pracy. Obie te aktywności wprowadzają do jej otoczenia nowe osoby, które już niedługo okażą się dla niej kluczowe.
Nie chcę zbyt wiele mówić o fabule oraz kompozycji „Historii Adeli”, bo o ich kunszcie musicie przekonać się sami, natomiast gwarantuję wam, że tym razem autorka przedstawia zawoalowaną, romantyczno-tragiczną historię relacji międzyludzkich, pełną metafor, trafnych cytatów niemalże na każdej stronie i środków wyrazu, od których puchnie serce – puchnie ze szczęścia, że jego właściciel lub właścicielka może czytać te jakże mądre słowa! Wydarzenia przeszłe krzyżują się w idealnych proporcjach z teraźniejszymi, ukazując jednoznacznie siłę konsekwencji wynikających z raz podjętych pod wpływem uporu czy rozgoryczenia decyzji.
Nić opowieści tkanej przez Knedler jest subtelna niczym pajęcza sieć, skrząca się w promieniach słonecznych po deszczowym poranku. Jedna z czytelniczek bardzo trafnie określiła jej styl jako elegancki i ja się pod tym epitetem absolutnie podpisuję, ponieważ kunszt słowa tej wrocławskiej pisarki wprowadza literaturę popularną i jakby nie było rozrywkową, na nowy poziom.
Co więcej, w prozie Knedler każdorazowo znaleźć można hołd oddany olimpijskim muzom, znanym z greckiej mitologii. Nie inaczej jest w „Historii Adeli”, w której znaczącą rolę odgrywa:
- muzyka - Polihymnia powinna czuć się ukontentowana jazzowymi brzmieniami, nadającymi powieści niepowtarzalnego charakteru,
- taniec - Terpsychora zapewne doceni talent taneczny Daniela Raczyńskiego, którym to zarazi niepostrzeżenie główną bohaterkę,
- film - rola dziesiątej, bezimiennej muzy jest w tej książce nie do przecenienia,
- literatura - Kalliope pod rękę z Erato z pewnością zaaprobowałyby wprowadzone w fabule wątki korespondencji miłosnej, wymienianej przez parę drugoplanowych bohaterów pod postacią stron z różnorodnych dzieł. Znalazło się w tej książce również miejsce dla sztuki, jaką jest malarstwo, co bezapelacyjnie dopełnia walorów edukacyjnych, płynących w nienachalny i bardzo przekonujący sposób z tego tytułu, łączącego w sobie nuty rozrywki i erudycyjnej przygody.
Mając za sobą lekturę niemal wszystkich książek, które wyszły „spod pióra” Magdaleny Knedler, z pełnym przekonaniem uznaję „Historię Adeli” za najlepszą powieść w jej dorobku, a już na pewno za najlepszą polską książkę roku 2017.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu „Novae Res” za egzemplarz recenzencki oraz gratuluję decyzji o wydaniu „Historii Adeli” w gustownej, twardej oprawie z przyciągającą oko swoją ascetycznością okładką.
Tęsknił, uwodził, porzucał. Czy geniusz potrafi kochać? Fryderyk Chopin – blady, chudy, z charakterystycznym nosem, ale ma w sobie coś, co sprawia...
Gospodyni domowa i facet z korporacji, dżentelmen ze Lwowa i dwoje wieśniaków mówiących gwarą, doktorantka i makijażystka, Żyd i Japonka z przeszłością...
Przeczytane:2017-12-20, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam,
"Każdy przynajmniej raz trafia w życiu na osobę, która może go ocalić."
Przyjemne, ciepłe i optymistyczne obyczajowe zaczytanie, wzbogacone detektywistycznymi nutami. Sympatycznie zanurzać się w powieści, spoglądać na scenariusze losów, w których nie brakuje przeplatających się słodkich i gorzkich tonów. I poruszające przesłanie, tak bardzo pasujące do grudniowego świątecznego nastroju, ale obowiązujące we wszystkich porach roku, dotyczące czynienia dobra, które po jakimś czasie wraca do ofiarodawcy ze zdwojoną mocą, choć nie zawsze z kierunku, z którego spodziewałby się je dostrzec. Ale to również uzdrowicielski wymiar pomocy, przysługi, uprzejmości i serdecznych gestów, przynoszący ulgę i ukojenie, zabarwiający przyjaznymi i słonecznymi kolorami myśli, wygrywający delikatną melodię pocieszenia i pokrzepienia, dzięki której wygasają żal, poczucie winy i wyrzuty sumienia.
Adela Henert, trzydziestoczterolatka, po śmierci męża sprzedaje ukochaną księgarnio-kawiarnię, opuszcza południowe włoskie miasteczko i udaje się do Wrocławia, aby tam próbować poradzić sobie z tragedią. Przepełnia ją pragnienie, aby dobrymi uczynkami rozpocząć nowy etap w życiu, nadać mu jeszcze głębszy wymiar i wyrazistszy sens. Z pomocą drobnych uśmiechów losu i sprzyjających okoliczności zaczyna goić bolesne rany duszy. Wyczekuje odmiany przeznaczenia przybierającego kurs ku zrozumieniu i szczęściu. Autorka prowadzi nas także wątkiem rodzinnej tajemnicy, którą interesująco stopniowo roszyfrowuje się. Odkrywamy obrazy złożonych ludzkich relacji i poznajemy siłę niezapomnianych uczuć. A spoiwem wszystkiego stają się nawiązania do sztuki, muzyki, kina i literatury. Powieść prowadzona niespiesznie, zgodnie z dojrzewaniem głównej bohaterki do rozliczeń z przeszłością, ale nie brakuje w niej intrygujących akcentów. Podoba mi się osadzenie fabuły w polskich realiach, a jedynie sugestywnymi portretami nawiązywanie do włoskich klimatów. Różnorodność gatunkowa, w której swobodnie porusza się Magdalena Knedler, powoduje, że każda książka autorki jest dla czytelnika niespodzianką w podwójnym wymiarze. Do moich poprzednich przygód czytelniczych należą książki "Winda", "Nic oprócz strachu" "Nic oprócz milczenia" i "Dziewczyna z daleka".
bookendorfina.pl