Jacek Komuda po mistrzowsku odtwarza atmosferę i koloryt średniowiecza -- podobnie jak Umberto Eco w Imieniu Róży -- bawi się konwencjami epoki.
François Villon - jeden z najwybitniejszych poetów francuskich wieków średnich, miał opinię hulaki, przestępcy i awanturnika. Wiedza na temat faktów z jego barwnego życia pochodzi z dwóch rozbieżnych źródeł: z jego utworów oraz z dokumentów sądowych.
Herezjarcha jest niezwykłą kontynuacją literackiego hołdu pisarza dla autora Wielkiego Testamentu. Na kartach czterech opowiadań Komuda ukazuje nieznane dotąd losy poety wygnanego z Paryża.
Nie mogłem przejść obojętnie obok Villona - poety i łotra w jednym ciele, którego muzą była sztuka, kochanką - paryska szubienica, a przyjaciółmi - wytrych i nóż. Jeśli by Villon nawet nie istniał, stworzyłbym go na nowo na kartach moich książek.
Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2014-08-01
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 352
Paryż jest bardzo wdzięcznym miastem do snucia opowieści fantastycznych. Zwłaszcza ten brudny, dawny Paryż, w którym kurwy nie są najpierwszej jakości, a niechciane płody lądują w rynsztoku. Oto Paryż, w którym w najdziwniejszych okolicznościach Franciszek Villon spotyka Chrystusa. Czym sobie zasłużył albo czemu tak go pokarało?
Franciszek Villon to postać, która urzeka. Autor „Wielkiego testamentu”, który jest szkolną lekturą, był hulaką i niespokojną duszą. Założę się, że jeśli uczniowie poznaliby go od tej strony, to znacznie chętniej czytaliby jego utwory (taka mała motywacja). Ta groteska, którą często widać u Villona, jest obecna i u Komudy. Rzeczy, które przydarzają się Villonowi nie są jednoznacznie czarne ani białe, zastanawiają czy śmiać się, czy już płakać, trwożyć się czy może przekornie się uśmiechnąć. Mi osobiście „Wielki testament” bardzo się podobał, może też dlatego „Herezjarcha” przypadł mi do gustu. Myślę jednak, że większa w tym zasługa świetnego stylu i lekkości z jaką autor napisał książkę o średniowiecznej banicji awanturnika Franciszka.
Już na samym początku jesteśmy wrzuceni na głęboką wodę. Oto zaginęły jedne z najlepszych murew (dokładnie tak, nie wiem absolutnie czemu mi się to kojarzy z mewą, nie pytajcie), które przynosiły ładne sumy do sakiewki Villona (tak, jest alfonsem!). Zatem nie można tak tego zostawić, winny musi ponieść karę, nawet jak okaże się wielce świątobliwy! Wyobraźcie sobie, że to czasy, w których za długo się nie żyło, a higiena pozostawiała wiele do życzenia, dlatego dobra kurwa była na wagę złota. A to, że przy okazji vendetty, spotyka istotę wyrastającą z drewnianego krzyża i tajemniczego niemowę, który nigdy niemową nie był, to już zupełnie inna bajka.
Moje przygody z Jackiem Komudą to do tej pory jedynie opowiadania z różnorakich antologii fantastycznych, które zawsze mi się podobały. Nigdy jednak nie trafiła mi w łapki żadna jego pełna powieść. Aż do tej chwili. Komuda napisał także cykl o Samozwańcu, który pragnę nadrobić i „Imię bestii”, które jest zbiorem opowiadań o Villonie (zarówno „Herezjarcha, jak i „Imię bestii” zostały niedawno wydane odnowionym nakładem, w bardzo urzekających okładkach). Jego inne książki także są ściśle powiązane z historią, czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę zainteresowania i wykształcenie Jacka Komudy (podpowiadam…historyk z krwi i kości, zawzięcie machający szabelką!).
W „Herezjarsze” widać, że ogromną pasją autora jest historia. Czuć to w dialogach i opisach zdarzeń, tła historycznego. Czytając niecne występki Franciszka Villona Czytelnik czuje się bezpośrednim świadkiem zdarzeń zaglądającym bohaterowi przez ramię. Zanurzamy się w mroczne uliczki Paryża, który nie był wtedy stolicą mody, lecz mordobicia i złodziejskiego kunsztu. To jednak to miasto jest tak uwielbiane przez wielu pisarzy jako tło opowieści. Dlaczego? Ma swój urok i niewątpliwie można w nim osadzić wiele różnych historii. Poza tym niektórym łatwiej wyobrazić sobie ówczesny Paryż, z jego niedostatkami, ale i ogromnymi możliwościami, niż obecny, z jego przepychem i brakiem swojskiego „klimatu”. Przynajmniej do mnie bardziej przemawia brudny i nieokiełznany Paryż.
Dzieło życia Jacka Komudy, znanego popularyzatora historii i autora kilkudziesięciu bestsellerów książkowych. Tym razem pisarz wziął na warsztat wojska...
Rok 1605. Polskie wojska wkraczają do Moskwy. Czas układów się skończył. Szarże skrzydlatych jeźdźców roznoszą armie cara Borysa Godunowa...
Przeczytane:2016-01-27, Przeczytałem,
Recenzja pochodzi z bloga: http://dokitu.blog.pl/2016/01/27/recenzja-ksiazki-herezjarcha/
Herezjarcha Jacka Komudy był pierwszą książką tego autora, po jaką sięgnąłem. Zrobiłem to trochę z przekory, ponieważ szukając informacji o autorze i wybierając bieżącą lekturę, od razu przedstawił się w serwisach literackich jako król polskich powieści historyczno-fantastycznych, nie lubiący Sienkiewicza (swoją drogą – duży plus). Wybrałem książkę, która nieco odbiega od sztandarowego tematu pisarza.
Herezjarcha to zbiór 4 opowiadań o przypadkach i wypadkach jakie spotykają francuskiego poetę-rzezimieszka Françoisa Villona. Muszę przyznać, że po samej lekturze byłem niesamowicie pod wrażeniem połączenia dwóch fachów francuza, który jest postacią autentyczną i żył w XV wieku. Niestety, nie byłem aż pod tak wielkim wrażeniem czytając samą książkę..
Nie będę pisał, która część książki (które opowiadanie) mi odpowiadała najbardziej i o czym poszczególne są, bo chciałbym uniknąć spoilerów, ale w moim odczuciu opowiadania są bardzo nierówne jeśli chodzi o ich poziom. O ile jedno czyta się z bardzo ciekawie i ciężko się od niego oderwać, o tyle kolejne jest, co tu dużo mówić nieciekawe, z banalnym pomysłem i z dość dziurawą fabułą bez pomysłu na ciekawe zakończenie.
Na samym początku dostajemy wizję średniowiecznego Paryża, która jest bardzo mroczna i bez dodatkowych upiększeń. Mamy tutaj sporą dawkę brudu, odchodów i smrodu, a ulicę są zapełnione przez złoczyńców, cwaniaków i ladacznice. Czytając kolejne opisy miejsc, czy scen gdzie dzieje się akcja, można prawie poczuć paskudny zapach uliczek Paryża i prawie zobaczyć miejsca o których pisze autor. Jeśli o moją ocenę chodzi, to zbudowanie miejsc akcji stoi na bardzo wysokim poziomie, aż same budują się w wyobraźni czytelnika.
Początek książki bardzo obiecujący. Zaczynamy mocno, bez ogródek i poznajemy głównego bohatera. Ciekawa historia, barwne postacie.
Początek książki wywołał u mnie nie kłamaną radość i wielką ciekawość reszty. Miałem nadzieję, że całość jej będzie utrzymana w tym właśnie klimacie i że przez całość książki będę mógł bez problemu widzieć średniowieczny Paryż (czy jakiekolwiek inne miejsce) oczami wyobraźni tak wyraźnie, jakbym sam tam był i uczestniczył w przygodach bohaterów. Niestety poprzeczka postawiona przez autora na pierwszych stronach okazała się chyba zbyt wysoka dla niego samego, ponieważ o ile zaczynałem książkę i wchłaniałem jej strony, to kończąc ją już beznamiętnie przesuwałem oczy po tekście.
Nie zabrakło także – a jakże – polskich akcentów. Nawet bym powiedział, że akcent ów był jak dla mnie przesadzony, bo oto w zbiorze opowiadań o francuskim poecie z lepkimi rączkami pojawia nam się nagle… polski rycerz. I to nie tylko jeden, a główny dotąd bohater odgrywa rolę raczej drugorzędną. Oczywiście jest to prawo autora i absolutnie nie neguję tego pomysłu, jednakże sądzę, że książka byłaby zdecydowanie ciekawsza, gdyby całość akcji została pozostawiona w średniowiecznym Paryżu właśnie. Hołd polskiemu orężowi całkowicie nie pasował. Prawdopodobnie moja ocena tego akcentu byłaby znacznie bardziej przychylna, gdyby sama treść opowiadania, w którym spotykamy rycerza Jana była ciekawsza. Niestety opowiadanie to bazowało na pomyśle już tak zgranym i przerobionym na wszystkie strony i dodatkowo nie wnosiło ani krzty świeżości, że przebrnięcie przez nie było dość dużym wyzwaniem.
Jacek Komuda jest uważany za jednego z najlepszych polskich pisarzy oscylujących w tematyce historycznej. Ciężko wnioskować po lekturze Herezjarchy, czy faktycznie tak jest, dodając że nie jest to sztandarowy temat autora. Nie pozostaje mi nic innego, jak nadal wierzyć w to co piszą i w niedalekiej przyszłości sięgnąć po kolejną książkę autora, która jest klejnotem w jego koronie mistrza polskiej powieści historyczno-fantastycznej. Sam Herezjarcha – ani dobry, ani zły. Po prostu przeciętny.