Mogę zapewnić czytelników, że odmówią sobie rzadkiej przyjemności, jeśli nie kupią tej książki. W którymkolwiek miejscu rozpoczną lekturę, nie będą mogli się od niej oderwać. - "Financial Times"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 1997 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 312
Język oryginału: angielski
A brave attempt to look at the world and to decide what an intelligent man should think about it. Written 2 years after The Collector, and a year before...
A collection of non-fiction writing from John Fowles which includes articles written for magazines; book reviews from "The New York Times Book Review"...
Przeczytane:2021-06-06, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2021 roku,
Hebanowa wieża
John Fowles
Autora nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Ma wielu fanów.
To zarazem tytuł pierwszego opowiadania z tego niezwykłego zbioru, jak i tytuł całego zbioru.
Tytułowa wieża to pewna ułuda, klęska, którą człowiek poniósł w życiu, zatracone nadzieje, zagubione pomysły…
Zresztą, każdy widzi w niej coś innego.
Hebanowa wieża
Główny bohater, David, początkujący malarz i zarazem krytyk, ma napisać wstęp do książki o jednym z najbardziej wybitnych i zarazem kontrowersyjnych malarzy na świecie.
Zostaje zaproszony do jego posiadłości, gdzie wydaje się, jak czas się zatrzymał. Jej mieszkańcy nie znoszą miast, hałasu i tłumu. Żyją tu sobie w błogiej niewiedzy o tym, co dzieje się na wielkim świecie. Typowo sielski obrazek wsi, podstarzałego malarza i dwóch pięknych młodych dziewcząt – studentki Akademii Sztuk Pięknych i jej przyjaciółki – powoli zostaje zamazany przez to wszystko, co dzieje się w środku. Powiedzieć, że dziewczęta, jako młode osoby, nie mają wstydu, to jak nic nie powiedzieć. Ich pierwsze spotkanie to podglądanie Davida, jak te dwie młode panny opalają się nago na trawie. Prawdopodobnie przez drugą stronę przeszło niezauważone.
Malarz, Henry Breasley, mieszkający w domku na wsi ze starym, francuskim małżeństwem, pełniącym role służby, przyjął pod swój dach dwie młode dziewczyny, które nazywa kolejno: Mysza i Świruska, a tak naprawdę Diana i Anna.
Niesamowita, wręcz upajająca atmosfera tego miejsca, ciągłe rozmowy o sztuce, malarstwie i ich znaczeniu, lub jego braku, zawracają tak w głowie młodemu Davidowi, że wbrew rozsądkowi ma ochotę wdać się w romans z jedną z dziewcząt, zapominając przy tym o całym świecie, żonie dzieciach.
Kiedy opuszcza to miejsce – a nie jest to łatwe i główny bohater znajduje milion powodów, by zostać jeszcze jeden dzień - , jego pamięć bardzo szybko się zaciera i już tego samego dnia nie może sobie przypomnieć wymownych gestów, słów, czy czynów. Jakby został z niego zdjęty jakiś urok. Albo przeciwnie: dopiero co ktoś go rzucił, by nigdy tu nie wracał.
Stary okazuje się być nadętym dziwakiem z ogromnym ego albo zagubionym w życiu, bezbronnym staruszkiem, rozkapryszonym dzieckiem. Anna miała za sobą trudna przeszłość, z której udało się jej wyjść na prostą. Diana jest zaś córka bogatych ludzi, zagubioną, niepewną siebie, ani tego, co chce robić w życiu.
Spotkanie tej czwórki ludzi, tak zupełnie różnych od siebie, mogących się wiele od siebie nauczyć, przewróciła ich życia do góry nogami. I nic już nie było takiego samo.
Warto, choćby dla samych rozmów o sztuce.
Eliduc
Dopiero przed tym opowiadaniem tak naprawdę pojawia się wyjaśnienie dotyczące nadania tytułu temu zbiorowi opowiadań. Wcześniejszy pomysł autora to Wariacje; miało dotyczyć to jego wcześniejszych dzieł i nawiązań do nich. Ponieważ te subtelne nawiązania widział wyłącznie on, ostatecznie tytułem została ochrzczona Hebanowa Wieża.
Autor rozwodzi się również nad młodą kobietą, księżniczką, córką króla z nieprawego łoża, która wiele lat spędziła na jego dworze, wiele podróżowała, spotykała się z ludźmi, by skończyć w klasztorze.
Pisywała również wierszowane utwory, ku uciesze gawiedzi, nawiązujące do legend o królu Arturze, czy Tristanie i Izoldzie. Były to ich wcześniejsze wersje, które dziewczyna miała szansę poznać, przebywając na dworze. Eliduc jest jedną z nich.
Autor twierdzi, że tytuł, będący jednocześnie imieniem głównego bohatera ostatecznie się nie przyjął (figuruje nawet w spisie treści, skąd go wzięłam) i prawdziwy tytuł brzmiał: Guildeluec i Guilliadun.
Są to imiona żony i kochanki głównego bohatera.
Opowieść nawiązuje do wielu mitów, w tym do mitu z Troi o porwaniu żony króla przez następcę tronu.
Główny bohater, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim jest, potrafił także świetnie odnaleźć się na królewskim dworze, przestrzegał dworskiej etykiety, a przy tym był bardzo odważny i waleczny, wiernie służył swej żonie, królowi i krajowi.
Nie wszystkim się to podobało, dlatego doprowadzili do jego wygnania. Ale nasz główny bohater potrafi się odnaleźć na każdym dworze. Jak nie na tym, to na innym. Co to dla niego. Nie tylko bardzo szybko wkrada się w łaski króla oblężonego przez nieprzyjaciela, ale też rozkochuje w sobie jego córkę, z którą wymienia czułe gesty, uśmiechy i pocałunki, co jak na tamte czasy jest szczytem frywolności z jego strony. Przyrzeka służyć zarówno królowi, jak i jej; wykonuje w ich stronę wiele wspaniałomyślnych i hojnych gestów, czym ich oboje ujmuje.
Gdy dawny król, wpadłszy w tarapaty, ponownie wzywa go do siebie, a nowy daje zgodę na daleką podróż, zakochana w nim księżniczka, Guilliadun chce uciec razem z nim. I oboje uciekają pod osłoną nocy. Co ciekawe rycerz ani słowem ani księżniczce, ani królowi nie wspomniał o posiadaniu żony.
W jego ojczystym kraju sytuacja nieco się komplikuje; księżniczka mdleje na statku płynącym do ojczyzny Eliduca, na wieść o posiadaniu przez niego zony.
On zaś zajmuje się nią najlepiej, jak umie.
Ponieważ jest to legenda, jej zakończenie pozostawia wiele do życzenia. Jednocześnie – nie wiedzieć czemu – wydaje się być zabawne i nie pasować do doniosłości całej poprzedzającej je historii.
Nigdy nie przepadałam za legendami, a ta tego nie zmieniła.
Niedobry Koko
Tu wyjaśnienie tytułu pojawia się dopiero na sam koniec opowiadania. Jak się okazuje jest to niesforny błazen, lub stosunek ojca do syna. Jeśli na relacje dwóch mężczyzn, opisanych w tej historii można patrzeć przez pryzmat stosunków rodzinnych, to ta definicja jak najbardziej pasuje.
Początkowo historia ta jest absurdalnie banalna; starszy człowiek, wzięty pisarz, który ma na koncie już kilka książek, wynajmuje domek od przyjaciół, by w spokoju tworzyć. Jego spokój zostaje zakłócony, gdy w domu pojawia się włamywacz. A przed oczami czytelnika ukazują się te miliony mrocznych filmów, które mógł oglądać i kilka strasznych scenariuszy.
Tymczasem nic z tego. Fabuła to ciąg rozmów między starszym a – jak się wydaje głównemu bohaterowi – znacznie młodszym człowiekiem o życiu, dobrej i złej literaturze, życiowych wyborach i przekonaniach. Ich rozmowa często skręca w rejony filozoficzne, lekko się o nie ocierając.
Zakończenie, podobnie jak początek, ma w sobie coś z banalności, czy trywialności. Przy jego pomocy wracamy do rzeczywistości i rzeczy typowo pragmatycznych.
Cała ta historia okazuje się dla starszego człowieka nie tak strasznym wydarzeniem, jak się tego początkowo obawiał. Do przeczytania.
Enigma
Tu nawiązanie do tytułu pojawia się dopiero na samym końcu, choć nie jest – jak dla mnie – wyjaśnione.
W tym opowiadaniu dochodzi do zniknięcia człowieka – Johna Fieldinga – a dochodzenie, które prowadzone dosyć długi czas, nie przynosi rezultatów, zostaje przekazane młodemu sierżantowi, Mike’owi Jenningsowi, a on robi, co tylko może, by odkryć, co się za tym kryje. Wysłuchuje wielu opowieści o człowieku, który zaginął od rodziny, kolegów z pracy i dobrych znajomych.
O dobrym parlamentarzyście, cudownym mężu i oddanym ojcu, zbyt wściubiającym nosa do spraw gospodarskich człowieku, który miał tematy tabu. Nie rozmawiał o nich ze swym synem. A wszyscy byli tak sztuczni, tak nadęci, tak pewni swych ról i konieczności utrzymania obrazu pana Fieldinga jako nieposzlakowanego, wręcz kryształowo czystego człowieka.
I każdy zachowywał się tak, jakby chciał żyć złudzeniami i nie potrzebował żadnego rozwiązania prowadzonego przez sierżanta dochodzenia. Ludzie wręcz cieszyli się, czy wzdychali z ulgą, gdy słyszeli, że śledztwo wciąż jest w toku.
Obraz ten wydaje się sierżantowi wyjątkowo spójny i nienaturalny, jakby wszyscy byli wzorowymi aktorami na scenie i tylko udawali, czy dbali o dobra opinię tego człowieka, bo to ona wszakże jest najważniejsza.
Dopiero dobra znajoma Petera, syna Jona Fieldinga, Isobel Dodgson, rzuca nieco światła na tę zagmatwaną sprawę i w formie opowieści podaje najbardziej prawdopodobne rozwiązanie zagadki.
Sierżant starał się o różne pozwolenia, które dałyby mu możliwość rozwiązania tejże zagadki. Ze wszystkich stron mu odmówiono.
Zagadka do końca historii pozostaje nierozwiązana.
Choć w życiu sierżanta pojawi się coś, co z pewnością można by było nazwać szczęściem.
Kryminał, który kryminałem w zasadzie nie jest, ale wciąga.
Chmura
I tu tytuł opowiadania pojawia się na ostatniej stronie, doprowadzając do prawdopodobnej śmierci głównej bohaterki. Zarówno w tym, jak i w pierwszym opowiadaniu, mamy prowadzone przez bohaterów rozmowy o życiu, jego znaczenie, pięknie oraz baśń, która pod wpływem wydarzeń zmienia się w absurdalną i przerażającą rzeczywistość.
Nie wiemy do końca, co dolegało jednej z bohaterek. Dręczyły ją jakieś okropne przeżycia, która umieściła w baśni opowiadanej swojej młodej siostrzenicy. A później dopadła ją rzeczywistość, która z baśnią – jak jej się wydawało – nie miała nic wspólnego. Przegadane.