Wywodzący się z żydowskich tradycji golem, mający postać człowieka, lecz pozbawiony duszy, od wieków rozpala wyobraźnię. Można go spotkać w chasydzkich legendach, literaturze jidysz i w popkulturze. Maciej Płaza przywołał jego postać, by zanurzyć czytelnika w świecie sztetla na Podolu z początku XX wieku. Wątki kabalistyczne i mesjańskie równoważą się z realistycznym obrazem kultury i obyczajów chasydów. Wszystko to, łącznie z legendarną postacią, nabiera nowego życia pod piórem jednego z najwspanialszych stylistów polskiej prozy.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2021-02-10
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 320
Język oryginału: polski
Nowa powieść Macieja Płazy, laureata nagrody Kościelskich i Nagrody Gdynia, najgłośniejszego debiutanta ostatnich lat. Robinson w Bolechowie opowiada...
Siedem opowieści o ziemi, rzece i robocie, o tęsknocie za nieznanym, o radosnym i lękliwym żegnaniu się z dzieciństwem, i o olśnieniach, jakie przynosi...
Przeczytane:2022-07-16, Ocena: 4, Przeczytałam, 2022,
Absolutnie nie jestem znawczynią kultury żydowskiej i przykro mi, ale lektura Golema jakoś mnie nie do tego nie zachęciła. Wystarczy mi już przebrnięcie przez Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk. Co nie znaczy, że nie poszerzyłam swojej wiedzy - aby zrozumieć funkcjonowanie tej społeczności nie raz, nie dwa sięgałam do internetu. Styl życia chasydzkich Żydów jest z etnograficznego punktu widzenia dość ciekawy, ale ta nadmiarowa religijność jest mi emocjonalnie obca (zresztą jak każda religijność). I owszem, poznałam sporo zwyczajów, zakazów, nakazów. Najbardziej bliskie były mi losy nieszczęsnej wdowy Shiry, czyli los zniewolonej przez opresyjne zasady kobiety. Już nie mówiąc o stosunku do cielesności, ale to charakterystyczne dla każdej religii, że pozbawia człowieka kontaktu z ciałem. To, jak rodzi się zło, że zaczyna się od słów, plotek, pomówień, które prowadzą do nienawiści i pogromów to nic nowego. Opisane już było setki razy.
To, co zachwyca, to oczywiście sposób stylizacji, język (nawet jak jest dość hermetyczny). Książkę jednocześnie czytałam w tradycyjnej formie i słuchałam w audiobooku. I to jest najmocniejszy punkt tej lektury. Sposób, w jaki czytał Andrzej Ferenc był jedynym powodem, że odebrałam tę książkę chociaż troszeczkę emocjonalnie.