Perdido Beach, Kalifornia. Zawieszenie broni. Pokój w ETAPie jest kruchy jak szkło.
Cain rządzi w swojej domenie żelazną ręką. Sam nie może zaznać spokoju. Ustanowili nowe prawa, przetrwali głód, plagę kłamstw, wreszcie zarazę… Ale teraz bariera staje się czarna. ETAP ogarnia nieprzenikniona ciemność.
Ale mrok nie jest jedynym zagrożeniem. Giną zwierzęta i ludzie. Nieznana dotąd moc wywraca ich ciała na drugą stronę.
Im głębsze cienie, tym bardziej Ciemność rośnie w siłę. Ze swego leża w głębi ziemi Gaiaphage sięga po to, czego najbardziej pragnie. Po ludzkie ciało, w którym mogłoby się odrodzić.
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2012-05-30
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 464
Tytuł oryginału: Fear
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Natalia Mętrak-Ruda
Przez poprzednie części nie opuszczało mnie poczucie, że Michael Grant nie wykorzystuje w pełni potencjału własnej powieści. Aż do dzisiaj, kiedy to skończyłem lekturę piątej części pt. Faza Piąta: Ciemność.
Seria Gone. Zniknęli zdobyła już rzesze fanów na całym świecie. Dzieciaki z Perdido Beach podbiły serca młodszych i starszych czytelników. Wiele osób ze zniecierpliwieniem czekało na kolejny tom przygód. I tak oto w naszych rękach ląduje piąta część znakomitego cyklu. Co tym razem czeka bohaterów? Jakie niespodzianki przygotował nam autor? Pytań jest wiele, a odpowiedzi mogą jedynie rodzić kolejne pytania…
Całkiem niedawno na sklepowych półkach znalazł się kolejny tom przygód dzieciaków z Perdido Beach – Faza piąta: Ciemność. I jak zwykle cała sytuacja pod nieprzeniknioną kopułą ETAP-u znacznie się skomplikuje, a na koniec zmieni w sposób trudny do przewidzenia. Jak można domyślić się po tytule tomu, tym razem bohaterom przyjdzie się mierzyć z zapadającą ciemnością. Oczywiście to tylko jeden z wątków i wcale nie można powiedzieć, że najważniejszy, ale pozwala przynajmniej zasygnalizować kolejne zagrożenie zbliżające się do uwięzionych nastolatków.
Bariera oddzielająca miejsce akcji powieści ciemnieje, powodując że wszyscy stają w obliczu zagrożenia poruszania się po omacku. I nie oznacza to ciemności znanej nam z ulic czy bezdroży pogrążonych w ciemności, gdy w nikłym świetle gwiazd i księżyca zawsze można wyodrębnić jakieś kształty, ale o zupełny brak widoczności, gdzie moce młodych bohaterów stają się w większości bezużyteczne, lub – jak w przypadku Sama Temple’a – mocno ograniczone.
Oczywiście, gdy zapadnie mrok, przerażone dzieciaki zaczną szukać światła w postaci ognia, a łatwo domyślić się, czym to może grozić. To jednak nie koniec problemów, bo ci, którzy sprawowali dotąd władzę i – na swój sposób – zapewniali pozostałym bezpieczeństwo oraz umożliwiali przetrwanie, teraz nie będą w stanie pomóc; z własnej woli odchodząc lub stając się ofiarą samozwańczego przywódcy, opętanego rządzą zemsty i zapewnienia sobie posłuchu. A to nie koniec, bowiem gaiaphage za wszelką cenę pragnie pozyskać ciało, Mały Pete próbuje skontaktować się ze swoją siostrą, zaś nad wszystkim wisi widmo śmiercionośnej broni, która dziwnym trafem zniknęła, zanim Sam i jego towarzysze zdążyli zabezpieczyć ją przed wpadnięciem w niepowołane ręce.
Jak widać, tempo akcji nie spada, zaś problemy bohaterów nie są wyssane z palca i znacznie przekraczają możliwości typowych nastolatków. Napięcie – choć nie tak duże jak w poprzednich tomach – nadal jest na zadowalającym poziomie i powoduje, że ani się obejrzymy, a docieramy do końca książki i… od razu chcemy kontynuacji. Jednocześnie coraz więcej wątków wskazuje na to, że zbliżamy się do nieuchronnego finału, którego szczegóły przewidzieć potrafi chyba tylko sam autor.
Ponownie słowa uznania nalezą się także za konstrukcję bohaterów, którzy są wielowymiarowi i miotają się między przypisaną im rolą w ETAP-ie, a naturą nastolatków, którymi przecież nadal są. Autorowi udaje się pokazać jak sytuacja, w której się znaleźli sprawiła, że dojrzeli, ale jednocześnie nieustająca presja otoczenia także odcisnęła na nich swój ślad. Tym razem na kartach powieści nie pojawia się zbyt wielu nowych bohaterów, co jest zrozumiałe, wziąwszy pod uwagę zamknięty obszar, na którym toczy się większa część akcji, jednak ciężar fabularny częściowo przenosi się na postacie, które dotąd były drugoplanowe. To swoisty powiew świeżości dla cyklu, który nie tylko powoduje pewne przetasowania w Perdido Beach, ale także dodaje światu głębi i udowadnia, że żadna z pozostawionych bez rozwiązania spraw nie znika, gdy nie będziemy na nią zwracać uwagi.
W Perdido Beach trwa tymczasowy pokój. Nikt jednak nie wierzy w to, że utrzyma się on na długo. Sam zarządza obozem nad jeziorem, Cain króluje w miasteczku, a gdzieś w głębi ziemi czai się Gaiaphage, który chce się odrodzić w ludzkiej powłoce. W takich warunkach trudno o pokój. W dodatku bohaterowie muszą się zmierzyć z problemem całego ETAP-u, ciemnością. Bariera staje się czarna, a „słoneczka Sammy’ego” nie oświetlą wszystkich i wszystkiego. Konsekwencje nadciągającej ciemności mogą być katastrofalne. Zero upraw, zero połowów, niebezpieczeństwa czyhające z każdej strony. Dzieciaki jednak, chcąc czy nie, będą musiały stawić czoła nadchodzącym problemom i wyjść z nich cało. Warto się przekonać czy ten plan się powiedzie.
Faza piąta: Ciemność stawia młodych bohaterów przed kolejnymi trudnymi problemami. Fabuła powieści aż kipi od akcji od pierwszej do ostatniej strony. Znanym już zabiegiem autora jest przybliżanie nam kolejnych postaci dzieciaków. Tak też i w tej części poznamy historie kilkorga z mieszkańców ETAP-u. Oprócz tego, podczas całej zawieruchy w Perdido Beach, będziemy mieli okazję przyjrzeć się głównym bohaterom oraz ich przemianom wewnętrznym. A uwierzcie mi, wielu z nich takowej podlega. Po raz kolejny Michael Grant pokazał, w jaki sposób umysł dziecka kształtuje się i zmienia w obliczu zagrożeń i problemów, w których dorośli nie mogą nic poradzić.
Po raz pierwszy jednak rozdziały książki zostały podzielone na trzy różne przestrzenie: ETAP, świat poza barierą oraz przestrzeń Małego Pete’a. Konsekwentnie i z rozmysłem podróżujemy pomiędzy trzema przestrzeniami, aby w końcowym etapie powieści wszystko okazało się jedną, spójną grą. Całość akcji rozgrywa się w 65 godzin i 11 minut. Niby niewiele, ale skoro wszyscy dorośli potrafią zniknąć w ciągu sekundy, to tyle czasu wydaje się wiecznością.
Zaskoczenie. To było pierwsze słowo, jakie cisnęło mi się na usta, kiedy dobrnąłem do ostatniej kartki historii Granta. Zaskoczenie, które objawiło się zarówno poprzez poprowadzenie akcji w sposób uniemożliwiający jej przewidzenie oraz zaskoczenie, wynikające z faktu, że po raz pierwszy byłem w stanie realnie identyfikować się z niektórymi bohaterami.
We wcześniejszych częściach pojawiał się problem dobrej kreacji bohaterów. Oczywiście, później autor próbował naprawić swoje „błędy”> Tym razem jednak poza naprawieniem tego, co było złe, pozwolił sobie na chłodny osąd ich dotychczasowych poczynań. Chłodny, ale nie intelektualny, pozornie tłumaczący, ale dający czytającemu możliwość ich osobistej weryfikacji zgodnie z własnym sumieniem. Czarne już nie pozostawało czarnym, tak samo białe białym. Zastąpiła je paleta szarości, w których to czytelnik był zmuszony odnaleźć bohaterów. Bardzo dobry zabieg, jak na tego typu książkę.
Nie chciałabym zdradzać szczegółów, ale ponownie Astrid i Orc, a także Penny, która jest jednym z najczarniejszych charakterów całej serii, zostali przedstawieni w taki sposób, że chciało się z nimi przeżywać ich rozterki i wątpliwości. Tak samo, mały Pete – jak się okazało, ten autystyczny chłopiec nie do końca umarł…
Całość czytało się płynnie i szybko. Tu i ówdzie były małe potknięcia, niekiedy infantylny język raził oczy, ale tym razem dominował spójny zamysł autora co do konstrukcji historii, ale i samego pisania – w końcu poczułem jednorodność jakościową tekstu. Było mroczno i zapierało dech w piersi, co jest ogromnym plusem. Spodziewałem się raczej ciszy przed burzą – w końcu szósty tom ma być ostatnim – a otrzymałem małe piekło, obok którego nie można było przejść obojętnie.
Co się stało, że gaiaphage się odrodził? Dlaczego większość dzieci przestała czuć przynależność do świata, w którym żyła przed ETAP-em? Co się dzieje po drugiej stronie bariery? I wreszcie: czy ciemność będzie trwać w nieskończoność?
Polskie wydanie nie ustrzegło się jednak od błędów i w treści spotkamy się z całkiem dużą ilością literówek. Nie są to jednak rażące błędy, które przeszkadzają w czytaniu powieści, ale pozostawiają pewien niesmak, kiedy spostrzegamy je w nazwach własnych czy też w zwykłej warstwie treściowej.(Niestety zdarza się to w niektórych powieściach , nie tylko u Pana Granta :))
Jeśli Michael Grant utrzyma poziom piątego tomu, szósty zapowiada się bardzo interesująco. Niecodziennie zdarza mi się być aż tak zaskoczonym dopiero przy przedostatniej części serii książek. Odniosłem wrażenie, że fabuła Gone dojrzewa wraz z czasem, który upłynął od powstania pierwszego tomu. Dojrzewa, staje się bardziej nieprzewidywalna, hipnotyzująca. Jestem ciekaw, co nam zgotuje ETAP w swoim ostatecznym stadium…
Ambitnie i groźnie. Za oknem noc, a ja nie mogę nadal wyjść z podziwu tego, co przeczytałem. Gratuluję. Jak dotychczas, zdecydowanie najlepszy tom. Polecam sięgnąć po kolejną część cyklu!!!
Jak to bywa w przypadku "Gone" dostajemy porywającą, pełną akcji i szybkiego tempa powieść. Wciąga bez reszty, zakończenie rysuje się przed nami coraz wyraźniej, na tyle jednak tajemnicze, że doczekać aż wpadnie mi w ręce część ostatnia będzie niesamowicie ciężko.
Przypomniałam sobie moje imię – Mara. Ale, stojąc w tym upiornym miejscu, na przeciw poważnego młodego człowieka w czarnym płaszczu ze srebrnymi...
Nie ma już nadziei w Perdido Beach. Brakuje wody, kolejne dzieciaki umierają na grypę, której uleczyć nie potrafi nawet Lana. Na dodatek z ciałami...
Przeczytane:2016-02-05, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2016,