Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2012-02-09
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Pióro Autorki jest mi już znane i lubiane więc bez chwili zawahania sięgnęłam po "Dziewczynke, która widziała zbyt wiele" i jakie było moje zdziwienie ponieważ ta książka różni sie diametralnie od poprzednich powieści, nie językiem czy stylem - bo ten jest cały czas przyjemny i lekki w odbiorze ale emocjami i ciężarem treści.
Aaron i Ania są rodzeństwem bardzo ze sobą zżytym. Ojca stracili kiedy chłopak miał 3 latka, dodatkowo był świadkiem jego śmierci. Ania wcale go nie poznała bo ich mama była z nią w ciąży kiedy ten zmarł. Ich matka zaczyna chorować i trafiają pod opiekę ciotki. Jej dom, który dziewczynka pamięta jako niezwykle piękny, wypełniony sztuką i antycznymi meblami, staje się miejscem przemocy i dramatycznej walki.
Po książkę sięgnęłam z zupełnie innymi oczekiwaniami, chyba liczyłam na coś podobnego do poprzednich powieści i mam na myśli tutaj dwie części "Dziewczyny z gór". A co dostałam? No właśnie dostałam historie, która pewnie nie raz się wydarzyła, nie jedno rodzeństwo przeszło to co Ania i Aaron i to jest po prostu dramat. Autorka podjęła się tematu przemocy, która dzieje się tam, gdzie byśmy się tego najmniej spodziewał. To co spotkalo rodzeństwo, nigdy nie powinno było się wydarzyć. Są granice, które nigdy nie powinny zostać przekroczone.
Ta książka jest po prostu smutna, skończyłam ją czytac koło 00.30 w nocy i jeszcze długo nie mogłam zasnąć czując bezsilność i wewnętrzny smutek. Czy polecam? Tak, ale przygotujcie się na emocjonalną bombę, która na dłuższy czas pozostanie w Waszej głowie.
Powieści Małgorzaty Wardy nie są mi obce - słyszałam o jej powieściach, jednak nie miałam jeszcze okazji przekonać się na własnej skórze, jak wygląda pióro autorki. Na szczęście z pomocą przyszło wydawnictwo Prószyński i S-ka oraz jedna z ich nowszych premier (a właściwie wznowień) – Dziewczynka, która widziała zbyt wiele. Bez dłuższego zastanawiania się postanowiłam sięgnąć po ten tytuł i sprawdzić, czy twórczość autorki przypadnie mi do gustu. Jak ostatecznie się stało? Na to pytanie odpowiem w tej opinii.
Ania i Aaron są rodzeństwem i jednocześnie są dla siebie całym światem. Jedno dba o drugie i wzajemnie. Oboje muszą mierzyć się z przygnębiającymi sytuacjami. Od pewnego czasu ich matka nie jest już taka jak dawniej i zaczyna chorować. Dzieci trafiają więc pod opiekę ciotki. Ania pamięta jej dom jako piękny, pełen budzących zachwyt dzieł sztuki i nie tylko. Teraz jednak dom ten staje się miejscem przemocy i pełnej dramatyzmu walki. Czy ktoś będzie w stanie ochronić rodzeństwo, gdy granice zostaną zatarte? Czy i tym razem zdołają ochronić siebie nawzajem przed prawdziwym złem?
Przede wszystkim, książka ta jest okrutnie ciężka. Choć autorka ma dość lekkie i takie bardzo plastyczne pióro, to jednak sama historia sprawia, że tej książki nie byłam w stanie przeczytać w jeden dzień. Po prostu nie mogłam, a poczucie bezsilności i ogromnego smutku trawiło moje wnętrze bezlitośnie.
Główni bohaterowie powieści to Ania i Aaron. Rodzeństwo, które nie ma zbyt lekkiego i radosnego dzieciństwa. Z domu pełnego ciszy i obojętności trafiają do drugiego – tym razem pełnego złości i przemocy. Ten fakt jako pierwszy sprawił, że nie mogłam doczytać tej książki w mniej niż kilka godzin do połowy, gdzie zazwyczaj udaje mi się to bez problemu. Sytuacja rodzeństwa wprawiła mnie jednocześnie w osłupienie, a z drugiej strony wywołała smutek, o czym z resztą pisałam wyżej. Bardzo polubiłam tę dwójkę bohaterów. Pomimo całego tego zła, próbowali oni radzić sobie z tym wszystkim i na szczęście mieli siebie nawzajem – a przynajmniej do pewnego momentu. Ania dodatkowo musiała mierzyć się z niechęcią ze strony rówieśników. Jej nieśmiałość oraz silna potrzeba przebywania z kimś bliskim sprawiła, że była postrzegana jako ta dziwna, głupia czy po prostu ułomna.
Przykro się o tym czytało, a fakt ten tylko umacniała świadomość, że w naszym świecie rzeczywistym dzieje się to samo. Gdzieś jest setka takich dziewczynek jak Ania i tyle samo chłopców, co Aaron, którzy mierzą się na co dzień dokładnie z tym samym. Autorka poprzez tę historię pokazała, że przemoc obecna może być wszędzie, nawet w tym najpiękniejszym i największym domu, przy najlepszej rodzinie na świecie.
Powiem szczerze, że nie wiem do końca jak ocenić tę powieść, by była to ocena sprawiedliwa. Z jednej strony była niesamowicie ważna i przygnębiająca zarazem, z drugiej jednak nie ukrywam, że w pewnym stopniu liczyłam na coś ciut innego, przez co po skończeniu odczułam niedosyt. Wiem jednak na pewno, że jest to pozycja bardzo dobra w kontekście opisywanych sytuacji i zdecydowanie powinni ją poznać ci, którzy czytają powieści obyczajowe i nie boją się ciężkich tematów. Tym, którzy jednak są wrażliwi na taką tematykę w książkach, radziłabym odsunąć lekturę w czasie – do czasu, aż zdobędą potrzebną siłę do jej przeczytania.
Po skończeniu Dziewczynki, która widziała zbyt wiele wiem też, że z pewnością sięgnę po inne powieści Małgorzaty Wardy i to mam nadzieję już w niedalekim czasie.
"Dziewczynka która widziała zbyt wiele” to bardzo ciężka lektura, ponieważ fabuła książki skupia się na przemocy wobec dzieci.
Aaron i Ania to rodzeństwo, które jest praktycznie zdane na siebie. Podczas choroby matki, trafiają pod opiekę ciotki. A tam zamiast miłości zaznają głównie cierpienia.
Samobójcza śmierć ojca, depresja matki, przemoc fizyczna i psychiczna to główne czynniki, z którymi musi się zmierzyć rodzeństwo.
Zamiast spędzać czas z przyjaciółmi Aaron i Ania muszą myśleć o tym jak przeżyć kolejny dzień.
Czy rodzeństwo może liczyć tylko na siebie? Czy ktoś wyciągnie do nich pomocną dłoń?
Miejscami miałam wrażenie, że historia opisana w książce jest zbyt chaotyczna. Jednak całość oceniam na duży plus. Polecam mimo tego, że fabuła jest ciężka i bardzo smutna.
Zdążyłam się zorientować, że Małgorzata Warda w swoich powieściach porusza tematy trudne. Jej słowa mają moc i niosą niesamowity ładunek emocjonalny.
Powieść „ Dziewczynka, która widziała zbyt wiele „mocno mną wstrząsnęła, bo autorka opowiada w niej o przemocy w stosunku do dzieci.
Dzieciństwo stanowi jeden z najważniejszych okresów w życiu każdego człowieka, ale niestety nie każde jest pełne radości, przygód i beztroskich chwil. Krzywda dzieci boli najbardziej, bo są bezbronne i nie wiedzą jak się bronić przed przemocą, molestowaniem seksualnym, zdradą, prześladowaniem. Często myślą, że są winne za to, co je spotyka.
Fabuła wzbudziła we rozliczne, silne emocje. Warda stworzyła historię zwykłej rodziny, w której nic nie jest proste. Jak z puszki Pandory wysypują się nieszczęścia i wstydliwie skrywane tajemnice, jakby wyjęte z kroniki kryminalnej.
Nagromadzenie tylu drastycznych elementów w jednej powieści na 315 stronach, gdzie każdy mógłby służyć za oddzielną historię, dało efekt porażający, powstała zagmatwana powieść psychologiczna.
Książka napisana jest w dość specyficzny sposób. Treść naprzemiennie przeplatana jest pamiętnikami Ani, Arona, szkolnej koleżanki Bogusi i narratora, dlatego nie czytało mi się łatwo. Wielokrotnie w najmniej spodziewanych momentach autorka cofa akcję w przeszłość i momentami gubiłam się w całej historii, przewracałam kilka kartek do tyłu, aby sobie poukładać to, co właśnie przeczytałam i domyślać się, kto to akurat powiedział. Sądzę jednak, że ten bałagan jest pozorny, bo gdyby chronologia powieści data po dacie była zachowana, nie była by tak wciągająca. Na tyle wciągająca, że nie byłam jej w stanie odłożyć, bo Małgorzata Warda potrafi świetnie przekazać uczucia, które towarzyszą postaciom, co sprawia, że zagłębiałam się jeszcze bardziej w fabułę i wraz z nimi przeżywałam kolejne zdarzenia. Ma niesamowity talent, żeby o trudnych rzeczach pisać tak, że nie mogłam oderwać się od lektury.
Podziwiam autorkę, że stworzyła tego rodzaju powieść kontrowersyjną i trudną, ale trzeba mówić o krzywdach, jakie czasem dzieci spotykają. Po fakcie jak wydarzy się tragedia ,to nagle wszyscy dyskutują , jaka to była porządna rodzina, że nic nie wskazywało na jakąkolwiek przemoc. Każdy ma coś do powiedzenia bo niby coś ktoś słyszał, coś podejrzewał, ale wygodnie umyć ręce i udawać, że nic się nie dzieje. Zamiast odwracać wzrok trzeba pospieszyć z pomocą , bo czasem wystarczy tak niewiele, aby powstrzymać krzywdzicieli. Najgorszy jest jednak fakt, że najbliżsi, którzy powinni chronić dręczą psychicznie, fizycznie lub wykorzystują seksualnie dzieci, które z tego powodu cierpią w milczeniu nie rzadko z wielkim poczuciem winy, że przemoc dokonuje się przez nie.
Doznana trauma czy uraz w dzieciństwie, tkwi często w człowieku do końca życia.
Polecam, powieść dla ludzi o mocnych nerwach, ja na pewno tak szybko nie zapomnę o Ani dziewczynce, która widziała zbyt wiele i o Aronie chłopcu, który przeżył zbyt wiele.
"- Aniu, co dla ciebie znaczy "kochać"?
- To znaczy, że nie czuje się strachu. "
Jest to moja pierwsza przeczytana książka Małgorzaty Wardy i na pewno nie ostatnia,
Przerażająca historia rodzeństwa,które mogło liczyć tylko na siebie. Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach,przeszłość i teraźniejszość.
Autorka porusza tu tematy przemocy domowej i tej jeszcze bardziej mrocznej:seksualnej,poza tym przedstawia też problem funkcjonowania w szkole. Powieść jest wstrząsająca i trudno być obojętnym na to co się zastanie na jej kartkach, jednak było coś co mnie irytowało. Przeskoki między czasami, ale bardziej nieistotne szczegóły np. kiedy Ania wspomina o tym, że kupiła sobie hamburgera to jakoś ten szczegół mnie nie zainteresował i nie wnosił wiele do fabuły.
Poruszyło mnie jednak to jak rodzeństwo było zagubione w szkole. Nierozumiane przez rówieśników, szczególnie Ania. Sama doznałam wiele nieprzyjemnych komentarzy w gimnazjum dlatego sytuacja bohaterki jest mi bardzo dobrze znana. Ksiązka zapada w pamięć, mimo tych mankamentów i mogę ją polecić, chociaż nie jest to lekka i przyjemna lektura.
Odrobine przypomina "Kwiaty na poddaszu", tutaj też brat i siostra są zdani na siebie nawzajem, też są zamykani w pokoju. Kiedy Ania oskarża brata o gwalt, przez chwilę w to uwierzyłam. Szczerze, to czy po takim oskarzeniu ktoś potraktuje całkiem poważnie jej zeznanie w sprawie Andrzeja? Bardzo dziwne jest to, że dopiero w wieku 17 lat zdecydowała się na ujawnienie przemocy fizycznej i psychicznej, jaka stosowali dorośli (narzeczony ciotki wiązał i dręczył Aarona, a ciotka nie przeszkadzała mu, ponieważ mężczyzna wtedy miał erekcję!) Aaron miał szansę na wcześniejszą pomoc, nauczycielka prowadząca zajęcia literackie była gotowa pomóc, ale chłopak kategorycznie odmówił.
Czytało mi się to ciężko, bo przypomniały się własne wydarzenia z dzieciństwa. Ta dwójka miała chociaż siebie nawzajem, a oprócz tego ładne ubrania i wyżywienie u ciotki...
Nadia była tylko jedenastoletnim dzieckiem, kiedy młody mężczyzna porwał ją z przyczepy kempingowej, stojącej na tyłach domu rodziców, i wywiózł...
Sylwia jako małe dziecko została porzucona. Zachowała tylko kilka wspomnień związanych z biologiczną rodziną, jest przekonana, że miała siostrę bliźniaczkę...
Przeczytane:2022-05-01,
Życie niektórych ludzi nie jest usłane różami, wręcz przeciwnie – każdego dnia borykają się ze strachem, lękiem i przemocą poszukując wyjścia z beznadziejnych sytuacji. Wtedy na pomoc przychodzi im miłość. Bowiem najgorszy potwór to ten, którego sami karmimy.
Ania i Aaron są rodzeństwem i najbliższymi dla siebie osobami. Kiedy po śmierci ojca matka zaczyna chorować, dzieci trafiają pod opiekę ciotki. Gabrysia kocha sztukę i jej dom przypomina właśnie jedno z takich dzieł. Jednak oprócz tego jest miejscem, w którym regularnie dochodzi do przemocy i dramatycznej walki. Przerażone dzieci jednak nie mogą liczyć na pomoc z żadnej strony, dlatego starają się znaleźć wyjście z beznadziejnej sytuacji na własną rękę. Czy Aaronowi uda się ochronić siostrę? Jakie kroki podejmie Ania, aby w końcu ktoś wysłuchał historii jej brata?
„Dziewczynka, która widziała zbyt wiele” to przejmująca historia o depresji, rozpaczy i przemocy, ale też przede wszystkim o pięknej bratersko – siostrzanej miłości. To jest książka, która ma w nas poruszyć najczulsze struny, która ma wzbudzić współczucie, która ma wzruszać do łez, a także zadawać ból. W głowie się nie mieści jak wielkiego okrucieństwa mogą dokonywać osoby dorosłe w stosunku do dzieci, ale jeszcze gorsze jest w tym wszystkim, kiedy inni dorośli patrzą na takie sytuacje i kompletnie nic z tym nie robią.
Było to już moje kolejne spotkanie z autorką i przyznam, że podobają mi się jej książki, ale zawsze gdzieś dopatrzę się małych minusików. Tym razem troszkę pogubiłam się w fabule i zamyśle autorki, a także nie trafiło do mnie samo zakończenie. Zdaję sobie sprawę, że miało pozostać właśnie takie, abyśmy dopowiedzieli sobie sami dalszy ciąg tej historii, abyśmy dołożyli to tego swoją cegiełkę. Niewątpliwie jest nadzieją, że w życiu bohaterów jeszcze wszystko się ułoży.
Uważam, że mimo tych małych szczegółów, które mnie osobiście troszkę przeszkadzały, warto zapoznać się z tą pozycją. Niekiedy nie zdajemy sobie sprawy, że gdzieś koło nas żyje takie rodzeństwo, które każdego dnia zmaga się z dramatem odrzucenia i przemocy. Zdaję sobie sprawę, że jest to fikcja literacka, jednak niezwykle aktualna i brutalnie prawdziwa. Nie żałuję ani minuty spędzonej na lekturze i mam nadzieję, że jeśli i wy po nią sięgniecie, to też nie będziecie tego żałować.