Nie istnieje nic takiego jak niewinne kłamstwo…
Liście były zimne i trochę lepkie. Nie dałoby się ich pomylić z niczym innym. Widziała dokładne odwzorowanie ich kształtów na ilustracji w dzienniku ojca. To była jego największa tajemnica, jego skarb i odkrycie – Drzewo Kłamstw. Teraz należy do niej. Podróż, której on nie dokończył, rozpościera się przed nią jak horyzont.
Kiedy ojciec dziewczyny ginie w tajemniczych okolicznościach, Faith postanawia dojść do prawdy. Przeszukując jego rzeczy, odkrywa dziwne drzewo. Drzewo, które żywi się kłamstwami i owocuje, ujawniając skrywane sekrety. Nieprawdy wymykają się Faith spod kontroli, dziewczyna odkrywa, że tam, gdzie kłamstwa zwodzą i mamią, słowa prawdy burzą i niszczą.
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2017-07-19
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 456
Pierwszy raz spotkałam się z powieścią Frances Hardinge. Drzewo kłamstw zostało mi polecone i bardzo się cieszę, że tak się stało. Czytanie tej pozycji to dla czytelnika przygoda, ponieważ może zanurzyć się w świat wręcz baśniowego tworu karmionego kłamstwami...
Mroczna i tajemnicza opowieść to taka, po którą lubię sięgać najbardziej. W dodatku osadzony jest w niej wątek kryminalny, dlatego też nie mogłam przejść obok obojętnie.
Historia osadzona jest w XIX wiecznej Anglii, co od razu nasuwa obraz mglistych krajobrazów i arystokracji. Ta książka jest inna niż wszystkie ostatnio przeczytane, dlatego nie mogłam się od niej oderwać. Piękna okładka i wspaniałe pióro autorki powoduje, że ciężko nam odłożyć książkę.
"Plotki są jak bezdomne wściekłe psy. Uciekasz, a one rzucają się za tobą w pogoń"
Plotki i kłamstewka stanowią trzon tej opowieści. Dają poczucie władzy a jednocześnie stanowią o ulotności. Czytelnik dostaje jasny obraz jak niewiele potrzeba by zniszczyć drugiego człowieka, że słowa są bardziej bolesne niż czyny, że czasem coś powiedziane przez nas od niechcenia staje się wielką lawiną zdarzeń i często cierpienia.
"Jego słowa toczyły się jak pozbawione życia kamyczki na niekończącej się plaży, a Faith chciała, żeby było już po wszystkim (...) Chciała, żeby ojciec był bezpieczny pod grudami ziemi, z dala od tego chłodu, nieprzyjaznej ciemności i szeptów, które syczą jak daleki pożar buszu."
Intryga i tajemnica, którą usiłuje rozwiązać młodziutka Faith sprawia, że czytamy powieść z wypiekami. Tytułowe Drzewo Kłamstw, wybryk natury, ciekawi i nie pozwala czytelnikowi o sobie zapomnieć, dzięki niemu nasuwają się pytania jak my postąpilibyśmy mając je w posiadaniu, wiedząc, że rośnie chłonąc nasze kłamstwa, które mogą wyrządzić wiele krzywd... czy Faith zrobiła dobrze, czy ja postąpiłabym tak samo w obliczu jej tragedii, kiedy nikomu nie można zaufać... Niech każdy zastanowi się nad tym sam - koniecznie sięgając po tę książkę.
Czternastoletnia Faith jest mądrą i ciekawą świata nastolatką, co niestety jest strasznym przewinieniem w czasach, w których przyszło jej żyć. Kiedy jej ojciec ginie w dziwnych okolicznościach i wszyscy wokół uważają, że to samobójstwo, tylko Faith jest na tyle zdeterminowana i odważna, by dążyć do odkrycia prawdy. Tym bardziej, że wkrótce odkrywa notatnik, prowadzony przez ojca, który rzuca nowe światło na całą sprawę.
Wyrazy uznania należą się autorce za bezmiar wyobraźni. Świetny pomysł z tym drzewem! Mały minusik za wlecząca się akcję na przestrzeni pierwszych stu stron.
„Drzewo kłamstw” to mroczna, pełna tajemnic i niebanalna powieść. Już sam tytuł mnie zaintrygował, a opis sprawił, że książka musiała znaleźć się na mojej półce. A teraz w końcu ją przeczytałam!
Rosnące w ciemnościach drzewo, które karmi się kłamstwami, a spożycie jego owoców powoduje tajemnicze wizje, ujawniające skrywaną prawdę. Horror? Zdecydowanie nie. Fantasy? Może troszkę, acz owo drzewo jest tu jedynym fantastycznym motywem. Faith, bohaterka książki, usiłuje wykorzystać je, by odkryć prawdę o śmierci swojego ojca. Lecz kłamstwa wymykają się spod kontroli i zaczynają żyć własnym życiem, a Faith ma coraz mniej czasu na dotarcie do prawdy.
Bardzo mi się ta książka podobała - jest dokładnie taka, jakie lubię - mroczna i tajemnicza. Choć na początku nic się nie dzieje, dalej akcja się rozkręca, robi się tajemniczo i coraz ciekawiej. Pomysł oryginalny, fabuła wciągająca, język zarazem barwny jak i lekki. To kawał naprawdę dobrej historii!
KŁAMSTWO MA DŁUGIE PNĄCZA
Drzewo, które karmi się kłamstwami? Kiedy przeczytałem ten fragment opisu fabuły niniejszej książki, nie byłem zainteresowany. Zobaczcie jak to brzmi – jak z taniego horroru, który zresztą tematyką roślin także zajmował się niejednokrotnie. Czemu więc ostatecznie sięgnąłem po dzieło Frances Hardinge? Bo cała reszta wydawała się ciekawa, a zdobyta przez tytuł nagroda, nawet jeśli nie należy do czołówki literackich wyróżnień, o czymś przecież świadczy. I nie żałuję, bo „Drzewo kłamstw” to naprawdę udana lektura, o wiele ciekawsza niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
Główną bohaterką powieści jest czternastoletnia Faith, dobrze ułożona panienka, która wbrew temu co się o niej myśli, nie jest wcale tak grzeczna i głupia, jak niektórzy by chcieli. Kiedy ją poznajemy wraz z rodziną przybija do wyspy Vane, która stać ma się ich nowym domem. Anglię opuścili w pospiechu, oficjalnie z powodu wykopalisk, które ma prowadzić jej ojciec, będący zarazem pastorem. Niestety, prawda wygląda inaczej – ojciec został oskarżony o sfałszowanie swoich wcześniejszych odkryć, chociaż nikt nigdy nie miał wątpliwości co do ich prawdziwości, w tym najważniejsi uczeni, a jego wyjazd to nic innego, jak ucieczka przed koniecznością odniesienia się do zarzutów. Wyspa Vane ma być więc nowym początkiem, na co liczy też Faith, która ma dość bycia traktowana przez ojca, jako coś o wiele mniej wartościowego, niż eksponaty i dokumenty, jakie ze sobą zabrał. Niestety pewnego dnia pastor zostaje znaleziony martwy. Wszystko wskazuje na to, że popełnił samobójstwo, jednak okoliczności pozwalają zinterpretować jego śmierć jako tragiczny wypadek. Faith jest innego zdania, ale co może zrobić młoda panienka? Co najwyżej działać na własną rękę. Podejrzewając, ze ojciec został zamordowany, dziewczyna zaczyna sama szukać śladów. Szybko trafia na coś, co wydaje się absurdalnym żartem, ale może mieć w sobie o wiele więcej prawdy, niż ktokolwiek byłby skłonny uważać. Na opowieść o drzewie mendacity, pochodzącej z Chin roślinie, która według opowieści żywi się kłamstwami, dając za ich sprawą niezwykłe owoce. Opowieść mającą bardzo wiele wspólnego z prawdą i obecnymi wydarzeniami…
Nie jest to może zbyt trafne porównanie, bo podobieństwa między owymi dziełami są bardzo powierzchowne, ale lektura „Drzewa kłamstw” kojarzyła mi się z filmem „Sklepik z horrorami” oraz serią cyfrowych opowiadań Stephena Kinga składających się na nieukończoną powieść „The Plant”. Oczywiście są to skojarzenia bardzo, bardzo luźne, ale miłośnicy horrorów z pewnością dobrze poczują się w towarzystwie tej książki. Czy to znaczy, że mamy do czynienia z powieścią grozy? Nie do końca. To bardziej utrzymany w wiktoriańskich klimatach thriller fantasy niż cokolwiek innego, ale nie zmienia to przyjemności płynącej z lektury, a ta jest o wiele większa niż można by sądzić po tak infantylnie brzmiącym pomyśle i fakcie, że mamy do czynienia z literaturą młodzieżową.
Oczywiście nie mówię, że „Drzewo” jest powieścią wybitną. To po prostu dobra pozycja rozrywkowa i nic więcej, ale, jak na swoją kategorię wiekową, dojrzała i naprawdę przyzwoicie napisana. Styl nie jest naiwnie prosty, bohaterowie są przekonujący, a zagadka ciekawa. Sama roślina także ma swój urok i wcale nie wydaje się być nie na miejscu. W skrócie udana lektura dla młodszych i starszych, pokazująca, że kłamstwo ma nie tylko krótkie nogi, ale także i długie pnącza sięgające bardzo daleko.
Recenzja opublikowana na moim blogu http://ksiazkarnia.blog.pl/2017/08/11/drzewo-klamstw-frances-hardinge/
Nagle poruszyły się jej piękne, zielonoszare, szklane oczy. Przesuwały się powoli, jak na osi, aż spojrzenie lalki spoczęło na twarzy Triss. I wtedy...
Uważaj na sekrety, które kryją się pod falami... Bogowie Miriad nie żyją. Kilkadziesiąt lat temu zaczęli walczyć między sobą. Nikt nie wie dlaczego. Ale...
(...) jeżeli zależy nam, żeby ktoś w coś uwierzył, nie ma sensu wciskać mu tego do głowy na siłę. Znacznie lepiej podrzucić jakąś sugestię, przebłysk, smaczek, a później to odebrać. Im szybciej się biegnie, tym szybciej będą cię ścigać i tym łatwiej uwierzą w z trudem zdobytą informację, kiedy znajdzie się w ich rękach.
Więcej