Rok 1934. W maleńkiej wsi Dobra leżącej nieopodal Częstochowy małżeństwu Jadwidze i Michałowi Pecynom rodzi się siódma córka. Według dawnych wierzeń siódma córka w rodzinie mogła stać się zmorą - duszą, która w nocy wychodzi ze śpiącego ciała i dusi wybraną ofiarę, sprowadzając chorobę, a czasem nawet śmierć. I choć w XX wieku teoretycznie nikt już w zmory nie wierzy, a do wsi małymi krokami wchodzi nowoczesność, dziewczyna jest przez wieś odsunięta i traktowana z rezerwą. Jadwiga, która pragnęła syna i po narodzinach Krysi podupadła na zdrowiu, nie potrafi w pełni zaakceptować najmłodszej córki. Nie potrafi obronić jej przed odtrąceniem.
Wszystko zmienia się, gdy do Dobrej przyjeżdża bratanek młynarza - Jura. Chłopak wyraźnie interesuje się Krysią. Młodzi spotykają się w owianej ponurą sławą leśniczówce, w której podczas wojny Niemcy zamordowali partyzantów i leśniczego. Gdy Jura, po spotkaniu z dziewczyną, nagle się rozchorowuje i zostaje przewieziony do szpitala, wrogość wsi narasta. Ktoś podburza mieszkańców przeciwko dziewczynie.
Powoli na jaw zaczynają wychodzić inne tajemnice rodziny Pecynów oraz społeczności Dobrej.
Dobra-noc to powieść o izolacji, osamotnieniu i niezrozumieniu inności, ale także o toczącej się w połowie XX wieku walce obyczajów i ludowych wierzeń z nowoczesnością.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2018-10-03
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Sabina Waszut znana jest czytelnikom ze swojej śląskiej trylogii, którą zapoczątkowały „Rozdroża”, a potem w kolejności „W obcym pokoju” i „Zielony byfyj”. Na początku października w księgarniach pojawiła się kolejna powieść autorki zatytułowana „Dobra-noc”. Tym razem pani Sabina zabiera nas w okolice Częstochowy, gdzie w małej, nieco zapomnianej przez świat wsi Dobra żyją ludzie utrzymujący się z pracy na roli. Mamy lata 30-te XX wieku, kiedy to w rodzinie Pecynów zamiast wyczekiwanego syna, przyszłego dziedzica, przychodzi na świat siódma córeczka – Krysia. I tu dochodzą do głosu przesądy, zabobony i stare wierzenia, według których narodziny siódmej córki to bardzo zły znak. Dziecko zostaje uznane za przeklęte. Mieszkańcy unikają dziewczynki mając ją za zmorę, która dusi ludzi, często wytykają ją palcami, a dzieci przezywają i dokuczają. Tylko rodzice muszą chronić swoje niewinne dziecko przed agresją i złorzeczeniami. Kończy się wojna, dziewczyna dorasta, ale w mentalności mieszkańców nic się nie zmienia. Nadal mają Krysię za czarownicę, która przynosi pecha i ściąga nieszczęścia. Paradoksalnie jednak to nie dziewczyna jest przyczyną zła, jakiego doświadczają ludzie. Sami są winni swoich nieszczęść, a niechlubne sekrety z przeszłości odgrywają w tym wypadku znaczącą rolę…
Lektura tej powieści przywodzi mi na myśl „Chłopów” Reymonta. Autorka bardzo dobrze oddała klimat polskiej wsi, na której królują gusła, zabobony i stare wierzenia. Pomimo, że mamy połowę XX wieku i na prowincję zaczyna docierać coraz więcej nowinek technicznych, wśród mieszkających tam ludzi nadal dominuje ciemnota i zacofanie. Aż trudno uwierzyć, że takie praktyki wciąż mają miejsce. Ludzi leczy znachorka, zielarka zwana babką, odczynianie uroków i ufanie przesądom zapewnia spokojny sen, a wiara w legendy i stare bajania tłumaczy większość codziennych problemów. Bo Dobra wcale nie jest taka dobra, jak wynikać by mogło z jej nazwy.
Z drugiej jednak strony sama pamiętam czasy, gdy byłam małą dziewczynką i jeździłam na wakacje na wieś, gdzie sklep otwierano dwa razy w tygodniu, z pola wracało się na wysokim wozie wypełnionym snopkami, wodę wyciągało się wiaderkiem ze studni, a za potrzebą chodziło się do drewnianej wygódki z serduszkiem…
Powieść ta bardzo realistycznie oddaje specyfikę i koloryt polskiej wsi. Bez trudu możemy sobie wyobrazić Dobrą, drogę biegnącą przez wieś w stronę kościoła, górkę pod lasem, gdzie stała opuszczona leśniczówka, czy gospodarstwo Pecynów. Pejzaże malowane słowem to rzadka umiejętność, a pani Sabinie fantastycznie się to udaje. Opisana historia zaciekawiła mnie od pierwszej strony i z przyjemnością towarzyszyłam bohaterom w ich niełatwej codzienności. Szczególnie polubiłam Krysię i Pelagię, i to właśnie im kibicowałam i za nie trzymałam kciuki we wszystkich trudnych momentach. Denerwowała mnie natomiast Jadwiga i choć próbowałam ją tłumaczyć z tych irytujących zachowań, to jednak uważam, że kompletnie nie sprawdziła się jako matka.
Opowieści towarzyszy cała gama emocji, które sprawiają, że historia jest wyrazista i daje do myślenia. Bardzo dobrze się ją czyta, a język stylizowany trochę na wiejską gwarę pozwala dosłownie przenieść się w czasie i miejscu.
Polecam serdecznie lekturę tej powieści. Poświęćcie jej wieczór lub dwa, a na pewno dostarczy Wam ona sporo niezapomnianych wrażeń. A dla tych, którzy uwielbiają „Chłopów” Reymonta „Dobra-noc” będzie ich małą namiastką.
Sabina Waszut przenosi czytelnika w sam środek zacofanej wsi, gdzie wszyscy znają się na wylot. Tworzą oni klaustrofobiczną wręcz społeczność, a gdy przydarzy się – oczywiście jako kara za różne przewiny przodków – jakiś „inny”, natychmiast oddzielają go od stada.
Mała podczęstochowska wieś. Rok 1933. Dobrą nawiedza zmora (potępiona dusza) i atakuje niewinnych wieśniaków. Rzadko kiedy udaje się komuś wyrwać ze szponów upiornej damy.
To specyficzny świat, po poradę chodzi się do babki, bo przecież najdłużej żyje, to wszystko wie. Jak czegoś się nie rozumie to najlepiej trzymać się z daleka, albo i zniszczyć, bo nie wiadomo jakiego pecha może przynieść. Jadźka Pecynowa nie zgodziła się stanąć przed fotografem, bała się, że zły duch ją potem będzie prześladował. Jednak przeznaczenie wie swoje. Nieszczęście przyszło wraz z siódmym porodem i siódmą córką zamiast wyczekiwanego potomka.
Ludzie na wsi żyją podług tego, w co wierzą, a tę wiedzę czerpią od starszych pokoleń. Jeśli cokolwiek odbiega od normy – należy się od tego odżegnać. Dlatego nikt nie odwiedził Jadźki po porodzie, gdy leżała pogrążona w letargu, obojętna wobec noworodka. Nikt również nie wstawił się za niewinnym dzieckiem, które wieś wystawiła na pożarcie.
Gdy powojenny kurz opadł ludzie w Dobrej nadal pozostali w umysłowych okowach. Krysia, już panienka na wydaniu, nadal była symbolem złego ducha. Wzbudzała strach, a wiadomo – jak się boją, to często atakują (niekoniecznie fizycznie). Dopiero uczestnicząc – przypadkiem – w potańcówce dziewczyna zrozumiała, że nie jest dziwadłem, że dobrze się czuje wśród ludzi, no i życzliwy Jura również nie pozostał jej obojętny. Ta świadomość przyniosła Krysi więcej radości niż niejednemu spełnione marzenie.
Ale wieś przecież swoje wie, ludzie wierzą w to, w co im się pozwoli wierzyć. I nawet stopniowy rozwój w Dobrej nie przyniósł spodziewanej zmiany mentalności. Wszyscy byli dla siebie życzliwi, dopóki nie przytrafiła się tragedia. A gdy zdarzyło się ich kilka, czujni mieszkańcy natychmiast powrócili do znanych sobie uzasadnień tych nieszczęść. Wystarczyło znaleźć winnego.
„Dobra-noc” to świat dawnych legend, wciąż żywych w umysłach bohaterów. To świat niczym z okrutnej baśni – ktoś musi zostać zjedzony, by reszta zrozumiała morał. Od szeptów, przez wyzwiska, aż po wskazywanie palcem i odwracanie się plecami – to wszystko sprawiło, że wieś zaszczuła Krysię. Na tyle, że sama dziewczyna wierzyła w swoją zainfekowaną złem duszę.
„Dobra-noc” to przepięknie napisana poruszająca historia odtrącenia, braku zrozumienia i strachu przed innością. O niekończącej się walce dobra ze złem. Chorzowska pisarka czaruje słowem, przenosi nas najpierw do międzywojnia, potem do lat 50. i oprowadza po ówczesnym świecie, zważając na istotne detale.
Znakomicie Waszut operuje piórem tworząc wyjątkowy nastrój oraz napięcie – niemal przez całą powieść wyczuwamy niechęć, nienawiść i trwogę, jakie są udziałem wszystkich bohaterów. Nieustannie jesteśmy czujni, bo mamy wrażenie, że za chwilę wydarzy się coś kluczowego – i faktycznie, autorka nas nie zawodzi, nieustannie podkręcając poziom naszego niepokoju.
Wspaniałe są też kreacje bohaterów – wiarygodne aż do bólu. Tak właśnie wyobrażam sobie dawny świat i jego mieszkańców. Poruszająca jest ich niewiedza oraz nasza świadomość tych spraw. To, co dziś śmiało nazywamy czy diagnozujemy, nawet nie będąc ekspertami, wtedy było uznawane za działanie sił nieczystych. Przerażające jest to, ile osób przeszło piekło, bo nikt nie potrafił pomóc, odpowiednio zareagować – a często przecież wystarczyło tylko wsparcie, poczucie bliskości i akceptacji.
W „Dobrej-nocy” równie ważne jest tło – bo przecież to nie jest jednostajny obraz, a dynamicznie zmieniająca się polska wieś. Odbudowa powojenna przynosi poważne zmiany. Jednych zadziwia prąd, innych moc silnika motocykli. Młockarnie zastępują cepy. Nowe plany budowlane zaczynają uwzględniać takie udogodnienia jak ubikacja wewnątrz domu. Jednak to atmosfera powieści jest tu dominującym elementem – wierzenia, sny, marzenia i wizje budują dość mroczny, tajemniczy, nastrój. Wiele dzieje się tu pod osłoną nocy – wtedy, gdy na jaw wychodzą ludzkie sekrety, ale by je dostrzec, trzeba posiadać nie odwagę i wrażliwość.
Powieść Waszut dostarcza wielu emocji oraz prowokuje refleksje, każe zastanowić się na ile różnimy się od mieszkańców Dobrej, ile takich Krystyn czy Jadziek jest wokół nas. Pisarka wtłacza w ramy niezbyt przecież obszernej powieści mnóstwo ważnych problemów, z jakimi od pokoleń borykają się ludzie. Są tu i kwestie dotyczące depresji poporodowej, wyrzutów sumienia czy społecznej banicji. To książka o ignorancji, zacietrzewieniu, zemście oraz o wszechobecnym strachu (głównie przed zmianami oraz bólem). I oczywiście o zwykłej ludzkiej głupocie, która doprowadza do prawdziwych nieszczęść. Jest tu też kilka słów o wojnie, choć bardzo delikatnie pisarka podeszła do tego zagadnienia – raczej w pojedynczych obrazach, jakby przy okazji, nakreśliła bestialskość nazistów, bezsensowne akty zniszczenia oraz – pojawiający się po raz kolejny lęk.
I chociaż „Dobra-noc” osadzona jest w konkretnej rzeczywistości (miejscu i czasie) to jest to historia na wskroś aktualna. Jej ponadczasowe przesłanie być może dziś wybrzmiewa jeszcze dramatyczniej – bo przecież fabuła opowiada o ludziach niewykształconych, nierozwiniętych społecznie. My, obecnie, posiadamy pełną wiedzę, a jednak nadal tkwimy w pewnych pułapkach umysłowych, wciąż boimy się innego, wymykającego się normom, które przecież sami tworzymy. Łatwiej też poradzić sobie z traumami, gdy obarczymy kogoś winą za nasze niepowodzenia. Waszut świetnie pokazuje także to, jak niektóre role szybko się zmieniają – jak „kat” w jednej chwili może stać się ofiarą.
Bardzo dobra powieść przede wszystkim o strachu – ukazanym w różnych kontekstach – i jego konsekwencjach.
Ranek, rozbrzmiewają budziki w telefonach, zapalamy światło i gnamy w swoje życie, które nam tak bardzo szybko przelatuje przez palce.
A gdyby tak się zatrzymać czasem na chwilkę i przenieść się w czasie?
Bez budzika i telefonu..do pod częstochowskiej wsi lat 30-tych.
Ja już przeżyłam tę podróż w czasie i była ona warta każdej minuty. Może i ty się skusisz?
"Każdy dzień mógł przecież przynieść nową opowieść".
Człowiek jeszcze w XXI wieku wierzy w zabobony. Pewnie, są te, z których się śmiejemy, a są z nami jeszcze takie, gdzie spluwamy za ramię, niby z przymrużeniem oka. Która z was matek czerwonej wstążeczki przy wózku nie miała? Choć traktujemy je już mniej poważnie, to one dalej z nami żyją.
I wieś Dobra żyła swoimi starymi legendami.
Pecynowie czekali na kolejne dziecko, na potomka. Jadźka powiła zamiast syna kolejną córkę, siódmą. Wg starych legend siódma córka to Zmora. Wszyscy żyją z myślą, że Krysia to Zmora. Wieś szeptała, obgadywała i wytykała jej tę Zmorę, a Krysia musiała z tym piętnem żyć. Czuje się bezpieczna i chroniona wtedy, gdy robi małe laleczki, motanki. Pewnego dnia nieśmiała Krysia poznaje Jurka. Myślicie pewnie, że to koniec złej historii? Ona toczy się dalej, co odmieni jej niedolę?
"Coś złego zawisło nad strzechą Pecynowej chałupy"
Tajemnicza opowieść, napisana ciepłym językiem, i gdzie jak w bajce znajdziemy dobry i zło. Historia skromnej i pracowitej dziewczyny …
Książki Sabiny Waszut są dla mnie niezwykle sentymentalne. Miałam to szczęście, że poznałam autorkę osobiście, a każda jej przeczytana książka smakuje wybornie i pozostaje ze mną na długo w pamięci. Pani Sabino po każdą kolejną pani książkę będę chętnie sięgać. A wy, jeśli macie ochotę na chwilę oderwania się w czasie, by zanurzyć się w tej magicznej powieści, naszykujecie kocyk i herbatkę, poznajcie losy młodej Krystyny.
Bardzo dobra książka. To taka jakby podróż w głąb nas samych - naszych wierzeń i przekonań. To obraz tego jak kiedyś żyliśmy, co było ważne i jak wiara i przesądy wpływały na nasze życie. Chociaż chwilami nie chciało mi się wierzyć, że w XX wieku ludzie nadal wierzyliw przesądy. Tak naprawdę historia tu opisana wciąż jest aktualna, wciąż może spotkać każdego z nas. Tylko dziś o pewnych rzeczach już głośno się nie mówi, albo zastąpiły je inne, ale przekaz zostaje ten sam.
Opowiada o tym jak przez zabobony można komuś wyrządzić krzywdę. Cóż, często na wsiach ( nie tylko) jeszcze ludzie w jakieś wierzą. Pytanie skoro są wierzący to jak mogo jednocześnie praktykować tradycje zabobonne. Jak pokazuje książka ludzie te dwie sfery ładnie połączyć potrafią. Książka uczy, że nie zawsze trzeba iść z prądem, tak jak mówią inni. Trzeba użyć rozumu, bo fakt świat zawiera sporo sfer, które są niezrozumiałe, ale nie wolno mieszać w to gusła, w sumie przecież one są grzechem.
Dobra-noc to dramat psychologiczny, którego fabuła umiejscowiona została w wiejskim środowisku począwszy od roku 1934 aż do roku 1953.
Jest rok 1934. We wsi Dobra, w rodzinie Pecynów przychodzi na świat siódma córka. Według starych wierzeń, siódma córka to zmora, czyli dusza, która w nocy wychodzi ze śpiącego ciała i dusi wybraną osobę. I tak też mieszkańcy wsi zaczynają traktować najmłodszą córkę Jadwigi i Michała. Matka dziewczynki nie może się pogodzić z porażką życiową, ale ojciec, chociaż marzył o synu, kocha dziewczynkę tak jak pozostałe sześć córek. Wszystko zaczyna się pogarszać, kiedy do wsi przyjeżdża bratanek młynarza. Młody Jura zainteresowany Krysią, coraz częściej spotyka się z dziewczyną, lecz pewnego razu bardzo podupada na zdrowiu, a to już dla mieszkańców wsi wyraźny dowód na to, że córka Pecynów jest zmorą. Czy Jura odzyska zdrowie? Jak Krysia i jej rodzice poradzą sobie z jawną wrogością wobec dziewczyny? Kto tak naprawdę odpowiedzialny jest za to, że ludzie nadal wierzą w zmory, chociaż na każdym kroku widać już wchodzącą do wsi nowoczesność?
Zabobony i różnego rodzaju zwyczaje były jeszcze całkiem do niedawna, siłą napędową wiejskiego życia i trzeba było ich przestrzegać, chociaż często człowiek nie rozumiał dlaczego. Ale czy możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że BYŁY? A może w małych wsiach nadal królują wypierając z myśli realizm życia. Wciąż przecież (nie tylko na wsiach) widujemy czerwone wstążeczki przywiązane do dziecięcego wózka, które mają chronić dziecię od złego spojrzenia.
(...) Do wody, w której kąpano noworodka, wedle starych zwyczajów trzeba wrzucić jajka i wlać mleko. Dobrze było, jeśli na dnie balii znalazł się jeszcze pieniądz. To wszystko miało przynieść nowo narodzonemu pomyślność, zapobiegało chorobom. (…)
Jest to opowieść o dyskryminacji, która jak wiadomo bywa bardzo bolesna. Krysia, główna bohaterka nie mogła zrozumieć dlaczego jest przez ludzi odtrącana. Stare wiejskie wierzenia i zabobony były silniejsze od ludzkiego rozumu, a prostacka głupota potrafiła ranić bardziej niż smagnięcie batem. Czymże jest ból fizyczny w porównaniu z bólem psychicznym?
(…)Wracała do domu z krwawiącym kolanem, obolała. Ale fizyczny ból nie był najgorszy. Taki łatwo uśmierzyć. O wiele trudniej było znosić ten z ran niewidocznych dla nikogo. Dzisiejszy wieczór znów je pootwierał. Pulsowały, nie dając się zagłuszyć. (…)
Opisana w książce historia młodej dziewczyny, to smutna i bardzo prawdziwa opowieść o nietolerancji zrodzonej ze strachu przed czymś, co nie do końca jest rozumiane. Puste myślenie bywa czasami groźne w skutkach, bo czyż nie jest znane powiedzenie „najpierw pomyśl, potem działaj”?
Młoda, śliczna, mądra i niewinna dziewczyna, z powodu jakiś głupich przypowieści i zabobonów staje się ofiarą w społeczności, w której nie ma osoby, która byłaby nieskazitelna.
Nienawiść zrodzona z ogólnej histerii, niewiedzy czy strachu przed pomówieniami jest jak ostre narzędzie drążące bolesną ranę.
Tak, to smutna historia i bardzo wzruszająca. Bywało, że podczas czytania musiałam sięgać po chusteczkę. Ale jest to również opowieść o silnych więzach rodzinnych, o miłości, która scala mimo wszystko. Piękny wzór do naśladowania, bo więzy rodzinne są przecież najważniejsze i oby takich rodzin jak rodzina Pecynów było więcej.
Autorka bardzo pięknie przedstawiła nie tylko główną bohaterkę, ale również inne osoby występujące w powieści. Ich osobowości są tak zróżnicowane, że z łatwością można określić, kto jest czarnym charakterem a kto tylko zmanipulowanym psychicznie biedakiem.
Z opisów miejsc i zdarzeń bije taki realizm, że nie trudno sobie wyobrazić, że historia ta może być jedynie wytworem wyobraźni autorki.
Ta książka to opowieść o izolacji i samotności, o nierozumieniu tego, że inność jest normalna. To piękna historia o walce nowoczesnego rozumu z obyczajami i wierzeniami ludowymi, wciąż obecnymi w niektórych wiejskich społecznościach. To walka sprzeczności, w której wiara w Boga, rywalizuje z gusłami i zabobonami.
Nie miałam wielkich oczekiwań co do tej pozycji. W zasadzie zdecydowałam się na nią tylko dlatego, że rzecz się dzieje pod Częstochową (a to moje miasto). Poza tym lubię poznawać twórczość nieznanych mi jeszcze autorów.
Zakochałam się w tej książce od pierwszej strony. Cała historia rozpoczyna się w 1934 roku, kiedy na świat przychodzi Krysia, siódma córka w małżeństwie Jadwigi i Michała. I chociaż dla rodziców powinna stanowić ogromną radość i szczęście, to oni są wyraźnie rozczarowani. Liczyli, że los w końcu obdaruje ich synem. Siódma córka to zły znak, zwłaszcza według wierzeń, w których takie dziecko rodzi się przeklęte i może stać się zmorą, która w nocy dusi swoje ofiary, ściągając na nie choroby i śmierć. Jadzia nie akceptuje swojej tak nieudanej córki. W dzisiejszych realiach mądry mąż odesłałby ją do psychologa, żeby leczyła depresję poporodową, jednak inne czasy, inne okoliczności sprawiły, że mama Krysi została sama ze swoim problemem.
Dalsza historia rozgrywa się w czasach bliższych współczesności. Co prawda małej wsi Dobrej daleko jeszcze do wprowadzenia najnowszych technologii, ale ludzie stają się coraz nowocześniejsi, medycyna idzie do przodu, pojawia się pierwszy motocykl w okolicy. Tylko dlaczego za Krysią ciągnie się tak zła opinia, czemu wciąż sąsiedzi podchodzą do niej z dystansem i prześladują ją na każdym kroku?
Rodzina kocha dziewczynę taką, jaka jest, jednak nie do końca wierzy, że jej los może się odmienić. Jako najmłodsza w rodzinie, sama siebie skazuje na dożywotnią opiekę nad matką i ojcem, a także przejęcie gospodarstwa. Nie wierzy w siebie i we własne zamążpójście, boi się napiętnowania i ogólnie rzecz biorąc wiedzie dość smutne życie. Dodatkowym przekleństwem jest dla Krysi lunatykowanie, które tylko utwierdza ją w przekonaniu, że faktycznie jest wędrującą po nocy zmorą.
Kiedy we wsi pojawia się Jura, bratanek młynarza, życie Krysi zaczyna się zmieniać. Powoli otwiera się na nową znajomość, zaczyna pokazywać swoje lęki i słabości. Do czasu, jak chłopak zaczyna chorować. Wtedy wieś nie ma najmniejszych wątpliwości - to ona, Krysia stoi za wszystkim, co najgorsze.
"Dobra-noc" Sabiny Waszut to wspaniały portret wiejskiej społeczności, w której wiara miesza się z zabobonami, a dobrzy ludzie potrafią uprzykrzyć życie niewinnej istocie na podstawie nieprawdopodobnych wręcz wierzeń. Narodzinom, śmierci, żniwom - niemalże każdej sytuacji towarzyszy szereg zabiegów i rytuałów, których należy skrzętnie przestrzegać. Z jednej strony wieś melduje się co niedzielę w kościele, a z drugiej zachowuje absurdalnie, wierząc w zemstę losu czy też w zemstę Najwyższego.
Jura jest pewnego rodzaju głosem rozsądku. To on próbuje przekonać Krysię, że to wszystko jakieś okropne brednie i jest zwyczajną, piękną i mądrą dziewczyną. To on próbuje dodać jej odwagi, pewności siebie i przebojowości, a całej wsi pokazać, że nic nie robi sobie z ich uprzedzeń.
Poza historią nieszczęśliwej kobiety i zauroczonego w niej chłopca, który walczy z wiatrakami, mamy w tej powieści też odrobinę dramatyzmu, szczyptę grozy i tajemnicy. Krysia przypadkiem odkrywa sekret jednej z rodzin, wplątuje się w rozmowę, która przywołuje mnóstwo złych wspomnień dotyczących tragicznego wydarzenia sprzed lat.
To piękna historia, którą czyta się na jednym oddechu. To pierwsza książka od dawna, którą przeczytałam w tak krótkim czasie, przy której przeoczyłam porę snu i już całkiem zimną wodę w kąpieli. Autorka ma wspaniały, gawędziarski styl, którym opowiada baśń przepełnioną ciepłem, miłością, ale też tajemnicą i grozą. Baśń ta ma swojego Kopciuszka, ma też księcia, liczne podania i wierzenia, starą babę, która pełni kluczową funkcję i przepiękną, sielską scenerię polskiej wsi.
Polecam z całego serducha i cieszę się, że mogłam przeczytać tak cudowną historię. Na pewno do niej powrócę!
Sięgam kolejny raz po, niezwykle ostatnio modną, literaturę wiejska. Tym razem bohaterką jest wieś Dobra – dobra tylko z nazwy, jak się okazuje. Autorka zaczyna swoją opowieść w roku 1933, ukazując wieś pełną przesądów, zabobonów, zacofania i ciemnoty. Później, pomimo że akcja dzieje się w latach pięćdziesiątych, wcale nie jest lepiej.
To przejmująca historia Krysi, siódmej córki Michała i Jadwigi Pecynów. Siódmej czyli przynoszącej pecha, okazuje się bowiem, że siódma córka to zmora, przyczyna wszelkich nieszczęść. Smutna to opowieść o przesądach, zaklęciach, o ludzkim strachu i o tym, jak trudno wznieść się poza ten strach i, przede wszystkim, ponad ludzkie gadanie.
Choć akcja dzieje się wiele lat temu, jestem prawie pewna, że nadal takie ‘dobre’ wsie istnieją, czy nadal nie wiążemy czerwonych kokardek na wózku dziecka? Czy nie jesteśmy przesądni? Na szczęście dziś już nieco mniej…
„Dobra-noc” to świetnie napisana opowieść o szukaniu siebie, ale także o tajemnicach sprzed lat, o prawdzie.
Autorka rysuje niezwykle wiarygodny obraz wsi, życie według pór roku i pogody, strachu przed nowym, przed postępem i techniką. Czy siódma córka jest skazana w Dobrej na samotność? Czy Krysia pogodzi się z losem zmory? Jakie jeszcze tajemnice skrywa Dobra? Serdecznie polecam lekturę „Dobrej-nocy” nie tylko wielbicielom wiejskiego nurtu w literaturze.
Zielony byfyj, kuchenny kredens Zosi Zaleskiej, stoi teraz w nowym mieszkaniu rodziny. Wiatr przegnał już wspomnienia o zimnej izbie w ponurej...
Górny Śląsk, kilka lat przed wybuchem drugiej wojny światowej. Dla młodziutkiej Sophie jedyną odskocznią od domowych obowiązków i pracy w jadłodajni są...
Przeczytane:2020-09-06, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2020,
Często zdarza mi się narzekać na książki, które kupię, skuszona „polecajkami” instagramowymi, ale tym razem cieszę się, że dałam się skusić i zapomniałam o swojej obietnicy „Nigdy więcej” 😊 „Dobra-noc” Sabiny Wasznut to opowieść, która snuje się powoli, ale ma tak niezwykły nastrój, że żal się rozstawać z bohaterami.
Do lektury zachęciła mnie już sama okładka i tekst: „Kiedy budzą się uśpione tajemnice, ożywają zapomniane opowieści…” – byłam zaintrygowana i chciałam wejść w ten świat. I nie żałuję!
Podobało mi się, choć tak naprawdę historia jest dość przewidywalna i prosta – ale czy to wada? Mamy tutaj bardzo ciekawy obraz dawnej polskiej wsi – widzimy, jak stopniowo wkracza pod strzechy „nowoczesność”, ale zarazem – wciąż świetnie się mają dawne zabobony. I te właśnie zabobony sprawiają, że w spokojne dotąd życie Jadwigi i Michała wkrada się zmartwienie i troska. Mają sześć córek, a kiedy rodzi się siódma – ludzie we wsi zaczynają przywoływać dawne wierzenie, które mówi, że siódma córka staje się zmorą i dusi ludzi nocami. To wierzenie determinuje życie Krysi – sama wierzy w to, co o niej mówią, więc trzyma się z daleka od mieszkańców Dobrej, potwierdzając tym samym, że jest „inna”. Autorka w bardzo ciekawy sposób pokazuje nam więc, że to, jak sami siebie postrzegamy i w co wierzymy – przekłada się na nasze relacje z innymi.
Życie w Dobrej toczy się niespiesznie, upływa na ciężkiej pracy w gospodarstwie, w polu i sadzie, ale do czasu do czasu pojawiają się odstępstwa od rutyny: święta, chrzciny i wesela. To ostatnie wydaje się dla Krysi niedostępne – bo jak miałaby znaleźć kawalera, skoro wszyscy chłopcy we wsi są uprzedzeni o jej przypadłości i trzymają się z daleka? A może jednak trafi się ktoś, kto zauważy w niej wartościową dziewczynę? O tym przekonacie się, jeśli sięgniecie po książkę Sabiny Wasznut 😊 Autorka daje nam wiarygodny obraz polskiej wsi – towarzyszymy mieszkańcom w ich pracach, obserwujemy trud żniwiarzy, widzimy przygotowania do nabożeństw, poznajemy wierzenia i obyczaje, które niewiele mają wspólnego z oficjalną religią. Nie jest to obraz sielankowy – wiele tu kłótni, zadawnionych nieporozumień, zawiści i gniewu, ale nie jest to też „polskie piekiełko”. Po prostu – mała wioska, w której wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą, są gotowi nieść pomoc sąsiadowi, ale też – potrafią rzucić kamieniem…
Ale „Dobra-noc” to także opowieść o skrywanych przez lata sekretach, sięgających czasów drugiej wojny światowej, a także o tym, jak zmieniają życie rolników kolejne wynalazki i udogodnienia. Jednak przede wszystkim – to opowieść o uprzedzeniach, strachu przed innością i zabobonach, które są w nas zakorzenione tak głęboko, że żadna logika nie ma do nich dostępu. I jeśli tak dobrze się zastanowimy – to wiele z nich jest w nas do dzisiaj…
Powieść napisana jest bez stylizowania języka na gwarę – i myślę, że to dobrze. To sprawia, że wydaje się uniwersalna i łatwiej jest czytelnikowi wejść w tę krainę i wczuć się w jej klimat.
Powieść powinna spodobać się miłośnikom obyczajówek, takich typowych – bez wielkich dramatów i pędzącej akcji. Jeśli chcecie miło spędzić czas, przeżyć trochę emocji i popatrzeć na rodzące się uczucia – polecam.
Podsumowując: moje pierwsze spotkanie z twórczością Autorki i na pewno będą kolejne, bo spodobał mi się klimat i styl pisania.