Wydawnictwo: KOINONIA
Data wydania: 2015-03-17
Kategoria: Poradniki
ISBN:
Liczba stron: 128
"Cud narodzin" to mała, niedługa publikacja napisana przez Jackie Mize. Choć wydawać by się mogło, że skoro krótka, to można obok niej przejść obojętnie, stwierdzam jednak: nie można. We mnie wywołała falę skrajnych uczuć. Z jednej strony zachwyt wiarą i cudami jakich doświadczyła autorka, z drugiej pewna ostrożność i patrzenie na to z perspektywy osób, które proszą, a nie otrzymują.
Cud narodzin nie jest poradnikiem. Stwierdziłabym raczej, że jest historią Jackie i jej męża. Gdy stracili pierwsze dziecko postanowili zaufać bardziej Bożemu Słowu. Wcześniej kobieta usłyszała od lekarzy, że nie będzie mieć dzieci. Jej mąż odpowiedział jej na to jednak: „kto to powiedział?”.
"Doceniam lekarzy i nauki medyczne. Osiągnęli już bardzo wiele i mam nadzieję, że osiągną jeszcze więcej. Jednak to nie oni są dla nas źródłem, naszą odpowiedzią, naszym ostatecznym autorytetem. Bóg mówi, że możemy mieć dzieci. Będziemy mieć tyle dzieci, ile zechcemy." Str.22
Uwierzyli i otrzymali…. Tak bardzo się z nimi tu utożsamiłam – ja, według lekarzy niepłodna, zaufałam i mam dwóch synów. Można stwierdzić, że lekarze się mylą. Można też uznać to za Bożą interwencję… I choć ufam, że w moim przypadku to Jego Słowo miało największy wpływ, obawiam się po lekturze tej książki jednego. Co jeśli niepłodna kobieta będzie prosić Boga o potomstwo (tak jak autorka), a mimo to nie pocznie? Co jeśli poroni? Co jeśli dziecko urodzi się chore?
Autorka prosiła o wszystko – by począć, donosić ciążę, urodzić bez bólu. Wszystko otrzymała! We mnie wiele wątpliwości wzbudził poród bez bólu. Porównałam jednak to, jak rodziłam pierwszego, a jak drugiego syna. Nie prosiłam o poród bez bólu (nie miałam wtedy w sobie takiej wiary!), ale po traumatycznych doświadczeniach pierwszego porodu, modliłam się o poród świadomy (pierwszy był tak bolesny, że traciłam przytomność) i taki bym nie odniosła ponownie mocnych ran. Moja prośba została spełniona! Co byłoby gdybym prosiła o więcej? Zrodziło się we mnie jednak też pytanie – czy Jezus nie wie, że to boli? Prosząc o dobry poród nie mógł dać mi w gratisie ulgi w bólu? Takie pytania przewijały się we mnie przy każdym kolejnym rozdziale książki.
Jackie Mize opisuje jak krok po kroku uczyła się wiary. Miała przy sobie męża, który wspierał ją w wielu chwilach załamania. Uwierzyła, że Boże słowo ma moc i na nie się powoływała. Uczyniłeś nas płodnymi? Pozwól mi począć mi dziecko! Zbawiłeś nas od bólu? Daj mi tak urodzić? Chcesz naszego zdrowia i szczęścia? Pozwól by moje dziecko urodziło się o czasie, silne i zdrowe! Jej modlitwa była dla mnie czymś, na co sama pewnie bym się nie odważyła. Mówiła do każdej części swojego ciała by było posłuszne. Mówiła do dziecka. Prosiła przed poczęciem o konkretną płeć.
Dostała o co prosiła…
Bóg powiedział, że nie będzie niepłodnej. Zaufajmy mu wbrew rozsądkowi i opiniom lekarskim. Nie mam w sobie wiary Jackie. Boję się tak radykalnego podejścia. Zwyczajnie wiem, że były w moim życiu sytuacje, że prosiłam i nie otrzymałam. Czy modliłam się za mało? A może robiłam to źle? Może wola Boża była inna? Nie wiem…
Momentami czytając opowieść autorki, miałam wrażenie, że jest trochę oderwana od rzeczywistości. Szybko jednak spostrzegłam, że jest inaczej. Opisuje historię pewnej kobiety. Ta modliła się o dobry poród, chciała rodzić w domu. Zaczęły się komplikacje, ale bohaterka opowieści za wszelką cenę nie chciała jechać do szpitala – mówiła, że wierzy w Boże słowo. Na szczęście dowiedział się o tym mąż Jackie i zmusił męża kobiety, by ten zabrał ją do szpitala. Potrzebne było cesarskie cięcie, inaczej dziecko nie przeżyłoby porodu. Czy ta matka modliła się źle?
Na publikacje składa się również wiele świadectw kobiet, które doświadczyły cudu – poczęcia i porodu bez bólu. Książkę kończy kilka konkretnych propozycji modlitwy w odniesieniu do słów z Pisma Świętego.
Znam wiele kobiet, które pragną potomstwa. Jednak nie każdej z nich zaproponowałabym lekturę tej książki. Jeśli brakuje komuś zdrowego myślenia (jak w przypadku wyżej opisanej kobiety), można wpaść w błędne koło, że Bóg zrobi wszystko i ja nie muszę się już badać, leczyć etc., albo skrupuły prowadzące do samopotępienia. Pan Bóg bez wątpienia chce naszego szczęścia i uczy nas (również przez tę książkę) jak właściwie prosić. Mówi po raz kolejny co dla nas zaplanował. Czasem jest jednak tak jak pisze autorka – nasze ciała są chore. Zwyczajnie, po ludzku, trzeba czasem pójść do lekarza. Może właśnie w nim objawi się Boża interwencja?
https://niezawodnanadzieja.blog.deon.pl/