Ojciec wołał na mnie Birdie, mawiał, że jestem jego małym ptaszkiem. Dla wszystkich byłam jego dzieckiem, córką zegarmistrza. Edward nazywał mnie swoją muzą, przeznaczeniem. Ludzie pamiętają mnie jako złodziejkę, oszustkę, tę, która miała się za lepszą od innych i nie była niewiniątkiem.
Nikt już nie pamięta mojego prawdziwego imienia. I nikt nie wie, co naprawdę stało się tamtego lata.
Latem 1862 roku grupa młodych artystów, którym przewodził utalentowany i pełen pasji Edward Radcliffe, przybyła do Birchwood Manor w malowniczym Oxfordshire. Planowali spędzić miesiąc na łonie natury, szukając inspiracji. Ale ich pobyt na prowincji właśnie dobiega końca: jedna z uczestniczek wyprawy została zastrzelona, druga zniknęła – podobnie jak pewna bezcenna pamiątka rodowa – a życie Edwarda Radcliffe’a legło w gruzach.
Ponad 150 lat później Elodie Winslow, młoda archiwistka z Londynu, odnajduje skórzaną torbę, a w niej dwa pozornie niezwiązane ze sobą przedmioty: zdjęcie w kolorze sepii, przedstawiające zniewalająco piękną kobietę w wiktoriańskim stroju, i szkicownik artysty z rysunkiem domu z dwuspadowym dachem, stojącego w zakolu rzeki.
Dlaczego Birchwood Manor wydaje się Elodie tak znajome? Kim jest młoda kobieta na fotografii? Czy kiedykolwiek pozna jej tajemnicę?
Córka zegarmistrza jest historią o skrywanym sekrecie, okrutnym morderstwie, zuchwałej kradzieży, sztuce, miłości i stracie, opowiedzianą głosem Birdie Bell – córki zegarmistrza, która była świadkiem i uczestnikiem tamtych dramatycznych wydarzeń.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2019-03-13
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 542
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Miałam bardzo duże oczekiwania wobec tej książki. Nastawiałam się na naprawdę dobrą lekturę i świetnie spędzony czas. Choć nie czytałam wcześniej żadnej książki Kate Morton to miałam w głowie stworzony obraz jej twórczości i wydawało mi się, że "Córka zegarmistrza" będzie najzwyczajniej w świecie dobrą powieścią. Po przeczytaniu około stu stron zwątpiłam we wszystko, co sobie założyłam. Moje wielkie nadzieje zaczęły topnieć w zastraszającym tempie. Było statycznie, monotonnie i powiedzmy sobie szczerze - nudnie. Oczywiście piękny język, sprawne posługiwanie się słowem i przedsmak tajemnicy wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Gdybym miała określić tę książkę jednym zdaniem to powiedziałabym, że 3/4 książki to zbyt długi wstęp, a końcówka wywraca wszystko do góry nogami. Zakończenie zmienia spojrzenie na całość. Po jego przeczytaniu zapomniałam o całym wcześniejszym narzekaniu. O tym, że gubię się w czasie akcji i mylę bohaterów, że w tym rozdziale w zasadzie nic się nie wydarzyło, że miałam ochotę odłożyć tę pięknie oprawioną powieść z powrotem na półkę. Moim zdaniem zakończenie tak dobrze tłumaczy całość wcześniejszych niedogodności, że dla uczucia tego...oczyszczenia (?), złożenia wszystkiego w spójną całość, warto po nią sięgnąć. "Córka zegarmistrza" to dobra powieść. Można w trakcie czytania w nią zwątpić. Ale ostatecznie końcówka wszystko wynagradza. Zakończenie, choć gorzkie, jest najsmaczniejszą czekoladką z całej bombonierki. A jako, że dostajemy ją na sam koniec, zapominamy o wcześniejszych smakach. Spróbujcie.
"...należy odciąć się od przeszłości, inaczej podróż w przyszłość stanie się nie do zniesienia."
Powieść osadzona jest jest na kilku płaszczyznach czasowych. Od wiktoriańskiej Anglii po współczesne czasy. Jest prowadzona i opowiadana z pokolenia na pokolenie, której jesteśmy świadkami. A mowa o pewnej kobiecie ze zdjęcia, którą Elodie - archiwistka- przez przypadek znalazła w tajemniczej skórzanej teczce. Nie daje jej to spokoju, więc zabiera się za poszukiwania nieznajomej ze zdjęcia, pragnie poznać jej historię.
150 lat wcześniej rozgrywa się cała historia, którą tworzy Bierdie. Opowiada kim była i przez co przeszła. Jesteśmy świadkami tego jak się zakochuje, aż w końcu tragedii, która rozegrała się w pewne ciepłe lato w posiadłości jej ukochanego Edwarda w Birchwood. A co się stało w Birchwood? Jedna kobieta została zastrzelona, a druga zniknęła.
Książkę czyta sie niesowicie lekko, mamy w niej mnóstwo opisów przyrody, ale nie czułam się przez to znużona, wręcz potrafiłam przymknąć oczy i przenieść się wyobraźnią do niesamowitych miejsc opisywanych przez autorkę. Można odnieść wrażenie, że słuchamy tych samych opisów, ale za każdym razem inaczej go odbieramy, bo każdy opowiadający inaczej ją przeżywał. Pięknie opisane były historie opowiadane przez ludzi, którzy byli świadkami tworzonej historii, takie przy których świetnie słucha się przy ognisku.
Niesamowity świat artystów, gdzie rządzi ciekawość : "Ciekawość była cechą, którą rozpoznawałam i która moim zdaniem nadaje życiu sens. Bo po cóż wlec się przed siebie, jeśli nie po to, by zaspokoić ciekawość i poznać odpowiedzi na nurtujące pytania?" i pragnienie poznania, tworzenia. Gdzie miłość ma swoje prawa:"Taka jest właśnie miłość. Sprawia, że zdejmujemy maskę i pokazujemy drugiej osobie nasze prawdziwe oblicze. To wymuszona akceptacja, paskudna świadomość, że to drugie być może nigdy nie poczuje tego samego."
Historia, która ma też brzydkie oblicze, gdzie spotkamy się z niesprawiedliwością, brakiem szacunku, agresją, porzuceniem i kłamstwami. Możemy zaobserwować tutaj jak skutki takiego postępowania, kształtują losy niektórych ludzi.
Lubię od czasu do czasu przeczytać coś spokojnego i nie wymagającego skupienia, gdzie mogę wyrwać się i cieszyć subtelnymi opisami autora. Choć uważam, że niektóre wątki były niepotrzebne i nie wnosiły do ksiązki nic nowego, nie przeszkodziło mi to w lekturze. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Kate Morton i napewno nie ostatnie.
Młoda archiwistka z Londynu – Elodie Winslow, przypadkowo znajduje podniszczoną skórzaną torbę. W środku znajduje się stare zdjęcie pięknej kobiety w wiktoriańskiej sukni oraz szkicownik, a w nim rysunek domu stojącego w zakolu rzeki, który wydaje się jej znajomy.
150 lat wcześniej grupa młodych artystów wraz z Edwardem Radcliffem na czele przybyła do przepięknie położonej posiadłości w Birchwood, gdzie planowali spędzić miesiąc. Pobyt tam jednak skończył się tragicznie, ponieważ jedną z kobiet zastrzelono, a inna zniknęła, tak samo jak bardzo cenna rodzinna pamiątka. Życie Edwarda natomiast legło w gruzach.
Jeżeli chcecie wiedzieć co tam się wydarzyło i co łączy te 2 historie, to koniecznie musicie sięgnąć po tą książkę.
.
To było moje pierwsze spotkanie z Kate Morton i zaliczam je do bardzo udanych. Książka już od pierwszych stron mnie zainteresowała, ponieważ bardzo lubię takie tajemnicze opowieści, w których historie bohaterów w jakiś sposób się ze sobą wiążą. Właśnie z tego powodu ta historia kojarzy mi się z „Drzewem anioła” Lucindy Riley. Niby akcja nie toczy się jakoś błyskawicznie, ale jednak niesamowicie wciąga. Spodobało mi się również to, że narracja jest prowadzona w niej w czasach współczesnych oraz w przeszłości, a odkrywanie mrocznych tajemnic odbywa się stopniowo. Dzięki temu ani przez chwilę się nie nudziłam, a moja ciekawość była stale pobudzana. Podziwiam to jak autorka zgrabnie przechodziła od jednego wątku do drugiego i to w jaki sposób połączyła całą historię w niezwykle spójną całość. Poza tym każdy szczegół tej powieści jest idealnie dopracowany. A zakończenie… No cóż… Nie spodziewałam się takiego. Z pewnością było zaskakujące… Jestem zachwycona!
To urzekająca powieść, której akcja rozgrywa się na przestrzeni stu pięćdziesięciu lat. Spoiwem jest dom. Dom malowniczy, urokliwy, szczególny, zachwycający, ale jednocześnie przerażający. Dla jednych ten dom to miejsce pełne inspiracji. Dla innych azyl i miejsce gwarantujące bezpieczeństwo. Dla jeszcze innych to miejsce nawiedzone. Bo to właśnie tu wydarzyła się niejedna tragedia. To tu w przeszłości miały miejsce dziwne i nadprzyrodzone zjawiska. To tu straszy…
Każdy dom ma swoją historię i tajemnicę. Każdy dom jest niemym świadkiem najróżniejszych wydarzeń. Każdy dom ma swoją duszę. A czasem dusza pewnych mieszkańców jest na zawsze uwięziona w domu…
Kate Morton wyczarowała dla nas piękną historię. Historię wciągającą i bogatą w wiele ważnych wątków. Historię skomplikowaną, w której poruszamy się niczym w labiryncie. Próbujemy znaleźć wyjście, ale droga nie jest prosta. Przed nami wiele ślepych zaułków.
Akcja powieści rozgrywa się w różnych czasach. Chcąc uniknąć chaosu wspomnę tylko o najważniejszych mieszkańcach domu.
Pierwszym był Edward. Młody artysta, którego do tego domu przyciągała jakaś niewytłumaczalna siła. Był tym domem zafascynowany. A jednak postanowił opuścić go na zawsze, a przynajmniej na wiele lat. To miały być pożegnalne wakacje, dlatego zaprosił do swojego domu najważniejsze dla siebie osoby. Ukochaną kobietę, ukochane siostry, przyjaciół… Wszyscy byli wyjątkowi, choć nie wszyscy z tego grona byli artystami. Stworzyli w tym domu swoisty klimat. Wypełniony natchnieniem, emocjami i wyczuwalnym napięciem. Przyjeżdżając tu nie mieli pojęcia, jak bardzo ich życie zostanie odmienione. Na zawsze. Nikt nie zdawał sobie sprawy, jaka tragedia się wydarzy.
Ada. Młodziutka dziewczyna, która tego domu z początku nienawidziła. Rodzice przywieźli ją tu i tak po prostu zostawili. Cóż z tego, że od tej pory była uczennicą. Nie o takiej szkole marzyła. Kompletnie nie potrafiła się tutaj odnaleźć. To było obce i nieprzyjazne miejsce. Całe szczęście krytyczne momenty przeczekiwała w swojej kryjówce…
Leonard. Po wielkiej wojnie nie mógł dojść do siebie. Nie pozwalały mu na to nie tylko doświadczenia i traumy z okopów. Przytłaczała go przede wszystkim śmierć brata. Dlaczego nie potrafił pozbyć się poczucia winy? Dlaczego nie potrafił powrócić do normalnego życia? Czy poznanie prawdy o tym, co wydarzyło się w tym domu w jakikolwiek sposób pomoże i jemu? Przecież nic nie łączy go z Edwardem…
Tip. Był na tyle wrażliwy, że wyczuwał obecność Lilly. Ten dom na zawsze już pozostanie w jego sercu, choć był bardzo małym chłopcem, gdy właśnie tutaj jego rodzina znalazła schronienie po zbombardowaniu ich londyńskiego mieszkania. To ten dom stał się legendą w ich rodzinie. Do tego stopnia, że wnuczka jego siostry była przekonana, że ten dom nie istnieje naprawdę, a tylko w baśni przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Do czasu… Bo przyszedł taki dzień, w którym Elodie miała się przekonać, że ten dom to realny budynek w konkretnym miejscu.
Jest jeszcze Lilly. Lilly, której życie nie szczędziło ciosów. Lilly to kobieta zagadka. Prawda o niej miała zostać nieodgadniona przez lata.
Odkrywając powoli los każdego z tych bohaterów autorka przemyca wiele spraw, które do błahych nie należą. Wydawać by się mogło, że mamy przed sobą dość prostą historię z elementami fantastyki, której finał można przewidzieć. Nic bardziej mylnego. Świat, który Kate Morton odtworzyła na kartach swojej powieści nie pozostawia bez refleksji.
Dramat osieroconych czy porzuconych dzieci, tragiczna sytuacja prześladowanych, pochopne osądzanie innych i szufladkowanie tylko dlatego, że należeli do innej warstwy społeczeństwa, łatwość wydawania wyroków, koneksje i układy, niesprawiedliwość społeczna…
A w końcu nieszczęśliwy wypadek i tragedia, której można było uniknąć. Można było uratować choć jedno życie. Tylko czy to życie było warte tego, aby podjąć wysiłek ratowania? Kto powinien ponieść za to zaniechanie odpowiedzialność?
To była moja pierwsza przygoda czytelnicza z twórczością Kate Morton. Z wielką ciekawością sięgnę po pozostałe jej powieści.
Morton należy do moich ulubionych autorek, dlatego też po najnowszą jej powieść sięgnęłam od razu w dniu premiery! Niestety nie jestem zachwycona i oczarowana tak, jak się tego spodziewałam. Mamy tu wszystko to, co u Morton bardzo lubię – dwutorową narrację, przeplatające się opowieści sprzed lat i współczesne, trochę kryminału, nieco powieści obyczajowej, szczyptę opowieści o sztuce, tworzeniu. Mimo to jednak nudziłam się przez ponad połowę… Później było lepiej, ale zachwycić się nie zdołałam. Może już wyrosłam z tego rodzaju historii? 😉
O czym jest „Córka zegarmistrza”? O miłości – takiej, która może wszystko! „Czy rzeczywiście istnieje miłość tak potężna, że jej utrata może doprowadzić człowieka do szaleństwa? Czy ludzie naprawdę mogą aż tak kochać?” Oj mogą, mogą z miłości o wiele więcej, niż można sobie wyobrazić. To także historia o pasji tworzenia, samotności, trudnych wyborach i decyzjach, o których po upływie wielu lat nadal myślimy, zastanawiając się, co by było gdybyśmy podjęli inną decyzję.
"Córka zegarmistrza" autorstwa Kate Morton to powieść historyczna, jednotomowa, której akcja toczy się w dwóch płaszczyznach czasowych.
"Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość - czy któreś z tych pojęć w ogóle ma jakieś znaczenie? Człowiek może tylko starać się przetrwać w okolicznościach, w jakich przyszło mi żyć. To wszystko."
Książka sama w sobie nie jest zła, ale ze względu na to, że książka nie do końca jest w moim guście czytelniczym, ciężko było mi się wkręcić w tą historię. Autorka miała fajny pomysł na fabułę, jednak ja się ty trochę wynudziłam, mimo, że byłam ciekawa historii Lily i Elodie. Jak dla mnie było tu zbyt dużo dokładnych opisów, które nie wnosiły nic istotnego do tej historii.
Przeskoki w czasie mi nie przeszkadzały, akurat ten zabieg w książkach lubię. ?
Powieść ta jest wielowątkowa, występuje tu spora ilość bohaterów i tu momentami się gubiłam o kim autorka w danym momencie pisze. W książce pojawia się motyw poszukiwania tajemnic z przeszłości. Jest to także historia o morderstwie, kradzieży, sztuce, miłości a także o domach.
Myślę, że osobom, które lubią takie klimaty, książka się spodoba ?
Elodie znajduje teczkę ze szkicownikiem i zdjęciem młodej kobiety. Postanawia dowiedzieć się czegoś o właścicielach tych przedmiotów. Zagłębia się w czasy wiktoriańskie i poznaje historię zdolnego malarza i jego modelki. Miłość, zazdrość, zbrodnia i tajemnice.
Bardzo ciekawa opowieść, trochę magiczna, czasem mroczna. Polecam.
Mnogość bohaterów i skoki czasowe budują naprawdę zawiłą i wciągającą rzeczywistość, bynajmniej nie pomagają wczuć się w fabułę powieści. Czytałam "Córkę zegarmistrza" jednym ciągiem, a mimo tego początkowo nie mogłam ogarnąć kto jest kim, o co mu chodzi i jaką rolę odgrywa w tej historii...
Kiedy autorka odkrywa powoli swój zamysł i odsłania kolejne elementy, wszystko się pięknie dopasowuje i czytelnik doznaje olśnienia! Dodatkową wartość odnaleźć można w problemach, które książka naświetla choćby los sierot w XIX-wiecznej Anglii, dyskryminujace stereotypy, uderzające w ubogie dziewczęta, ziejąca przepaść między poszczególnymi warstwami społeczeństwa. Wszystko to razem tworzy spójną całość i buduje obraz, który Kate Morton chciała przenieść ze swojej wyobraźni przed oczy czytelnika.
Z pewnością trzeba się maksymalnie skupić na tej historii i zasiąść do niej bez rozpraszaczy. Inaczej może człowieka przytłoczyć.
"Córka Zegarmistrza"-powiem krótko..katastrofa.Męczyłam się z ta powieścią niemiłosiernie.Zachęciły mnie recenzje ,których jest na prawdę sporo i które są pełne zachwytu nad tą książką,jednak trzeba kierować się własną intuicją przy wyborze lektury.
Brak tu akcji,wciągającej fabuły,tajemnic które by wzbudzały niesamowite emocje,bohaterów jest tu całe multum,że ciężko się połapać..kto,z kim,gdzie .. przez co i przedstawiona historia pełna skoków w przeszłość jest zagmatwana i sprawiła,że bardziej się czułam zmęczona i senna.
Osobiście nie polecam,książka zbyt przekombinowana.
Świetna książka, którą czyta się jednym tchem, a przeszłość miesza się z teraźniejszością. Sposób wypowiedzi Kate Morton absolutnie mnie zachwycił i na pewno sięgnę po jej kolejne książki, gdy Córka Zegarmistrza całkowicie skradła moje serce. Jest tutaj miłość, zazdrość, strach, szaleństwo i wiele innych ludzkich uczuć i emocji, które doprowadzają do niecodziennych zdarzeń. Są także świetne opisy realiów życia mieszkańców Londynu na przełomie różnych epok.
W wiejskiej angielskiej posiadłości, w swingujących latach 60. szesnastoletnia Laurel wymyka się z rodzinnego pikniku urodzinowego i chowa w domku na...
Pod koniec dwudziestego wieku matka młodej redaktorki, Edith Burchill dostaje list, który zaginął przed pięćdziesięcioma laty. Edith postanawia odkryć...
Przeczytane:2019-06-23, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku,
Są na świecie książki, które podobnie jak melodia, stanowią całość; każdy element jest w nich specjalnie dobrany i połączony z innymi, z którymi tworzy nierozerwalną całość. I żaden z nich, choć takie może być nasze pierwsze wrażenie, nie znalazł się tu przypadkowo. Splątany z innymi wydarzeniami ciągnie nas w głąb historii, aż do samego jej końca. Niesamowicie klimatycznego finału, w którym również wyjaśnia się kilka spraw, a wszystkie opisane w książce historie wreszcie docierają do swego końca – szczęśliwego, bądź nie.
Taka właśnie jest kolejna książka Kate Morton, która chyba zdążyła już nas przyzwyczaić do wysokiego poziomu swojej prozy. Jej postaci, niezależnie od tego, czy są to osoby pierwszo czy drugoplanowe, są bardzo dokładnie zarysowane, a ich życie bogate w szczegóły, które sprawiają, że potrafimy zapałać do nich sympatią, lub antypatią, bo to one sprawiają, że są prawdziwymi ludźmi, takimi z krwi i kości.
Główna bohaterka powieści opowiada nam historie kolejnych osób, które w taki, a nie inny sposób przewinęły się przez jej życie. Niewiele za to opowiada o samej sobie. Powoli, wraz z biegiem historii, czytelnik dowiaduje się, że jej życie było w jakiś sposób związane z życiem każdej opisywanej przez nią osoby. Krok po kroku, jakby z mgły, wyłaniają się poszczególne szczegóły, a pod sam koniec historia nabiera tempa, prawie biegnąć w stronę rozwiązania całej zagadki.
Jasno widać tu inspiracje autorki, choćby te nieuświadomione, innymi powieściami. Kiedy byłam w połowie książki od razu przyszła mi do głowy „Pokuta” McEwana, gdzie mała dziewczynka, podobnie jak tutaj byłą takim pokrętłem, które nie tylko nadało, ale wręcz narzuciło bieg całej historii. I to nie tylko wtedy, gdy była dzieckiem, ale również w momencie, gdy zaczynała się przeistaczać w piękną, młodą kobietę, a potem na samym końcu.
To ona w dużej mierze sprawiła, że ta historia potoczyła się tak, a nie inaczej i mała dziewczynka, pozbawiona ojca i oddana pod „dobrą opiekę” pani Mack, zaczęła coś znaczyć w świecie sztuki i być widoczna, a później poprzez swoje działanie i świadome, lub nie, decyzje zmieniła życie tak wielu osób, w tym swoje własne, że pragnęła odpokutować winy , co nadało opowiadanej historii nowy bieg.
Wydaje się, że ta zagubiona ze wszech miar dziewczynka, ciągle czekająca na powrót ukochanego ojca, który zabierze ją do Ameryki, do lepszego życia, niż to, które prowadzi teraz, okradając innych ludzi, a w późniejszym czasie pozując d ich portretów i wyjeżdżając z nimi w różne miejsca, wcale nie jest głównym bohaterem, a w zasadzie główną bohaterką tej historii. Jest nią bowiem posiadłość, dom z dwuspadowym wiktoriańskim dachem w zakolu rzeki, który jest niemym świadkiem wielu zarówno szczęśliwych, jak i dramatycznych zdarzeń, a młoda kobieta, Birdie Bell, przemawia zamiast niego, bo on tego zrobić nie może. Od początku historii posiadłość jest owiana tajemnicą; dochodzi tam do wielu niewytłumaczalnych zdarzeń, jest kilka kryjówek z bardzo dawnych czasów i same tajemnice. Wraz z kolejnymi mieszkańcami domu poznajemy jego sekrety, a także historie, które rozgrywały się w jego murach i w których kobiety, ich życiowe wybory, kłopoty i szczęście grały główna rolę, aż do współczesności. To dom, jak ze snu, gdzie każdy prędzej czy później, z jego pomocą, lub bez, potrafi odnaleźć szczęście, własne, skrywane przez długi czas bóle, obawy, czy tajemnice.
A młoda panna Bell, jak się okazuje, snuje bez końca swoją opowieść, powtarzając ją tyle razy, ile razy, ktoś nowy trafi do „jej domu”. Tajemnica dla nas, czytelników, pod koniec przestaje być tajemnicą, znamy przyczyny i finał wielu rozgrywających się na przełomie wieków w tamtym domu zdarzeń, lecz ludzie z zewnątrz byli, są i pozostaną ich zupełnie nieświadomi.
I może to i nawet lepiej…