Conan trafia na statek piratów. Kiedy ujawnia swoją siłę zaskoczonej załodze, dowiaduje się o nieznanym kulcie, którego ślady prowadzą na wybrzeże Stygii. Barbarzyńca będzie musiał użyć całej swojej siły i sprytu, żeby przedostać się przez zrujnowane miasto i zdobyć skarb strzeżony przez wyznawców Kogi Thuna. Dowodzi nimi czarnoksiężnik, który nie cofnie się przed niczym, by obronić swojego boga.
Autorem scenariusza jest Gerry Duggan (,,Deadpool", ,,Uncanny Avengers"), a rysunki przygotował Ron Garney (,,Amazing Spider-Man", ,,Daredevil").
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 2020-05-20
Kategoria: Komiksy
ISBN:
Liczba stron: 128
Tytuł oryginału: Savage Sword of Conan: The Cult of Koga Thun
Ponad 200 naklejek do uzupełnienia scen filmowych Daj się ponieść wyobraźni i twórz własne sceny filmowe, uzupełniając tło akcji fantastycznymi naklejkami...
Eddie Brock pokonał Carnage'a, ale musi się jeszcze rozprawić z jego szalonym symbiontem, który skaził tajemniczą Wyspę Kości. Czy jednak sam Eddie zdoła...
Przeczytane:2020-05-20, Ocena: 4, Przeczytałem,
Heroic Marvel Fantasy
„Conana” można lubić, można nienawidzić, może być on Wam też obojętny jak całe tego typu heroic fantasy, jednak nie znać nie wypada. Najlepiej oczywiście zaznajomić się z pierwowzorem, a jeśli nie trawicie podobnych lektur to chociaż z filmową wersją (oczywiście tylko z Arnoldem Schwarzeneggerem, bo nową adaptację lepiej jest przemilczeć). Ale są też komiksy. Klasyka z Conanem, które w Polsce ukazują się w oddzielnej kolekcji, okazała się całkiem udana, ostatnio zaś bohater nie tylko wrócił pod skrzydła Marvela, ale i stał się tam częścią głównego uniwersum. W Polsce kilka opowieści o nim spod marvelowskiego szyldu mogliśmy już czytać, teraz nadszedł czas na serię „Conan – Miecz barbarzyńcy” pisaną przez znanego z „Deadpoola” Gerry’ego Duggana. I jest to seria całkiem niezła, nie wybitna, ale za to oferująca naprawdę znakomitą szatę graficzną.
Całość recenzji na portalu Planeta Marvel: https://planetamarvel.net/conan-miecz-barbarzyncy-kult-kogi-thuna-tom-1-recenzja/